Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 35

Ezra siedziała na kanapie z podkulonymi pod brodę nogami. W dłoniach trzymała kubek z gorącą czekoladą, którą Sebastian przyniósł dla niej z kuchni. Pierwszy raz w życiu piła coś tak dobrego! Zwykle unikała jedzenia dużej ilości słodyczy, zwłaszcza czekolady. Ominis siedział tuż obok, bawiąc się swoją dezaktywowaną różdżką, czekał aż dziewczyna się uspokoi. Długo nie musieli czekać. Kilka minut później Ezra przestała płakać, w ciszy popijając czekoladę.

- Wierzyć mi się nie chce... Profesor Sharp to zrobił? - zdziwił się Sebastian. - Teraz rozumiem, czemu na zajęciach był taki nieogarnięty. Wyrzuty sumienia! Nic dziwnego, że kazał przekazać, że przeprasza. - Ezra odstawiła na ziemię kubek po czekoladzie, a gdy ponownie usiadła na kanapie, oparła głowę o ramię Ominisa. Serce chłopaka zabiło mocniej, ale na szczęście nikt tego nie wyczuł. - A ten auror... Doniesiesz na niego?

- Czy przypadkiem nie zasugerował, że wie coś o tym, co spotkało twojego wuja? - przypomniał niechętnie Ominis.

Rzeczywiście głos aurora wydawał mu się znany, aczkolwiek nie był w stanie przypisać go do osoby. Imię Sidonis również nic mu nie mówiło. Jednak ktoś o takiej pozycji sięgał po czarną magią, zasłaniając się jej skutecznością przeciwko czarnoksiężnikom? To była jawna hipokryzja. Jeżeli profesor Sharp miał jakieś podejrzenia względem młodzieńca nie powinien wykorzystywać Ezry jako przynęty, by później uraczyć ją veritaserum, a samemu coś zdziałać.

- Skoro unikałaś nas, bo przeraża cię styczność z czarną magią, oznacza to, że nadal się nas boisz? - zapytał Sebastian.

To pytanie zawisło między nimi w powietrzu. Cisza w żaden sposób im nie ciążyła, ostatnie wydarzenia sprawiały, że potrzebowali wytchnienia. Ciszy i spokoju. Ominis starał się w ogóle nie poruszać, gdy czuł ciężar jej głowy na ramieniu. Dziwne ciepło rozlało się w środku jego ciała, czując jej ciepło i obecność. Położył dłonie na kolanach, ściskając je mocno. Co się z nim działo? Dlaczego nie potrafił kontrolować swoich odruchów i ciała w pobliżu Ezry? Nawet Sebastianowi tak nie odbijało przy Aileen.

Chociaż, moment, stop. Sebastianowi odbijało na wiele sposobów. Początkowo manipulował Aileen, widząc w niej szansę na uleczenie Anne. A ta, choć była tego świadoma, pomagała mu, narażając własne życie. Takie miała dobre serce, pomagała ludziom wokół, nie oczekując nic w zamian. Może ta właśnie szczerość i dobroć sprawiły, że w którymś momencie w życiu Sebastiana poza Ominisem i Anne, pojawiła się także pewna Aileen Nightingale. A ona... Stała się jego obsesją. Po wydarzeniach z katakumb, jako jedyna pozostała przy Ślizgonie. On kręcił się przy niej niczym pies gończy, widząc w każdym rywala, nawet w Ominisie. Możliwe, że dochodziło między nimi do drobnej wymiany czułości.

Oficjalna deklaracja uczuć Aileen padła przed jej odejściem. A to zostawiło w sercu Sebastiana ogromną pustkę. Ominis nie chciał podzielić jego losu. Nigdy do siebie nie dopuszczał nikogo aż tak blisko. Penelope nie chciała się odczepić, zresztą tu nie było mowy o żadnych głębszych uczuciach. Sam nie potrafił okazywać uczuć, nie doświadczył miłości w domu, więc skąd miał brać odpowiedni przykład? Czy to co zaczynał czuć względem Ezry to było to samo uczucie, jakie odczuwał Sebastian względem Aileen? Ale to zaprowadziło go do bólu.

Czy on skończy tak samo?

Czy powinien pozwolić sobie na to, by to uczucie rosło w siłę, aż będzie w stanie je odpędzić lub odpowiednio nazwać?

- Nie uniknę czarnej magii, zostawia ona piętno na duszy i ściga cię przez całe życie. Jeśli się raz z nią zetkniesz, nie zapomnisz o niej. Może nie ja rzuciłam zaklęcia, ale nie mogę pozbyć się uczuć, jakie czułam, gdy Sidonis je rzucał. Jakby ludzkie życie nie było nic warte... - powiedziała Ezra, odsuwając się od Ominisa, by zaraz wstać i przejść się po Krypcie.

Tam, gdzie wcześniej spoczywała głowa Ezry, Ominis czuł przerażający chłód i niezrozumiałą tęsknotę za jej bliskością. Słyszał każdy krok, który stawiała i szybko zrozumiał, że kręci się w miejscu. Od jednego kąta do drugiego. Sebastian, którego wyczuwał po drugiej stronie kanapy również wstał i chyba podszedł do Ezry. Nie mógł widzieć, ale miał wrażenie, że coś się dzieje. Wszystkie kroki ucichły. Dźwięk szurania po materiale podsuwał wyobraźni Ominisa podłe obrazy. Sebastian chwycił Ezrę za ramiona, by podnieść ją na duchu, stał bardzo blisko niej. Ominis, wbrew sobie, przyznał, że teraz rozumie Sebastiana i jego wcześniejsze sceny zazdrości. Oczywiście Aileen o nich nie wiedziała.

- Jeśli obawiasz się konsekwencji wyjawienia sekretu Sidonisa, nie martw się. Teraz nauczyciele wiedzą wszystko, nie wejdzie tu, nie dotknie cię. Jesteś bezpieczna.

Bezpieczna. Jak długo Ezra poszukiwała tego słowa, jego znaczenia, jego uosobienia. Nigdzie nie czuła się bezpieczna po stracie rodziny. I w Hogwarcie również przestała się tak czuć.

- Zostaje jeszcze kwestia mapy, o której mówiła Aileen w ostatniej wizji - przypomniał Ominis, chcąc przerwać cokolwiek działo się przed nim. Po prostu zaznaczył swoją obecność. - Czy mówiła, czego dokładnie masz szukać?

Sebastian oderwał się od Ezry, otwierając szeroko oczy. Mapa... mapa... Mapa! Sallow znał dziewczynę najlepiej ze wszystkich, nie licząc profesora Figa. Na tyle, na ile Aileen pozwoliła się poznać. To było oczywiste. Kiedy Ezra opowiadała sytuację na wyspie, o Sidonisie, o tym, co zrobił profesor Sharp, Sebastian nie pomyślał w ogóle o tym, co mówiła Aileen w wizji Gryfonki. A to było przecież oczywiste! Chłopak postukał się w czoło.

- No jasne! Mapa! - powtórzył głośno. - Aileen chciała, abyś odnalazła mapę!

- Tak, dokładnie to mówiłam - zgodziła się zaskoczona Ezra. - Jednak nie jestem pewna, czego...

- Nie ,,czego" - powiedział Sallow. - A ,,gdzie". Aileen wcale nie chodziło o papierową mapę z atramentem, lecz Komnatę Mapy! - Ominis wciągnął powietrze, czego Ezra dalej nie pojmowała. Do czego on zmierzał? - To w tej komnacie... - Sebastian pokręcił głowa. - Po prostu chodź. Zaprowadzimy cię tam.

Ominis chciał zaprotestować. Ostatnio, gdy byli w tej komnacie wszystko runęło, za wyjątkiem Anne, która odzyskała zdrowie kosztem kogoś innego. Ślizgon usłyszał brzdęk otwierania wyjścia z Krypty. Zawołał za przyjacielem, ale zamilkł, gdy poczuł jak delikatna dłoń chwyta go za nadgarstek i ciągnie ku wyjściu. Tylko jedna osoba miała tak drobną dłoń... Na twarzy Ominisa pojawił się blady rumieniec, którego Ezra nie dojrzała przez całkowite skupienie na drodze i by nie zgubić Sebastiana.

W ogóle nie zwracała uwagi na to, co mijała. Nie próbowała zapamiętać drogi, po prostu biegła, czując jak jej serce przyśpiesza, zrywa się do szaleńczej gonitwy, gotowe wyskoczyć na zewnątrz. Co takiego kryło się w tej komnacie? Dlaczego Aileen chciała, aby Ezra odnalazła to miejsce?

Nagle wszystko stało się jasne - komnata, do której zaprowadził ją Sebastian była tym samym miejscem, które Ezra widziała w wizjach - tam, gdzie Anne została wyleczona, a Aileen zniknęła. Jedyną różnicą między wizją a rzeczywistością był postawiony kamienny ołtarz, na którym spoczywała jakaś postać ubrana w białą niczym śnieg suknię. A cztery ogromne ramy... nie były puste.

- Nie macie wstępu do tej komnaty - przemówił jeden z portretów ku zaskoczeniu Ezry. Starszy czarodziej z długą brodą zatrzymał na niej spojrzenie na dłużej. - Niebywałe... Kolejny czarodziej posługujący się starożytną magią.

- Wy dwaj - odezwała się inna postać z kolejnego obrazu - czy nie dość uczyniliście? Tolerujemy w ciszy, gdy przychodzicie opłakiwać skutki swoich czynów, ale jeżeli chcecie...

- San, spokojnie, nie znamy ich intencji - wtrąciła się jedyna czarownica w gronie pozostałych portretów. - Kim jesteś, młoda damo?

- Ja... - zawahała się. Choć postać przed nią była tylko zaklętym obrazem, to czuła, że bystre oczy kobiety przebijają ją na wylot, poznając jej wszystkie sekrety. - Jestem Elizoropa Beatrice Crowley. Uczennica domy Godryka Gryffindora.

Chłopcy popatrzyli po sobie, a przynajmniej Sebastian, bo Ominis tylko odwrócił głowę w jego kierunku. Pierwszy raz słyszeli tak dziwne imię.

- Ja panią znam... Pani portret wisi w gabinecie profesora Blacka. Była pani dyrektorką.

- Kiedyś tak - rzekła czarownica. - Powiedz, Elizoropo...

- Ezra - wtrąciła się nieśmiało Gryfonka - jeśli łaska. Nie lubię swojego imienia. Poprosiłam Sebastiana, aby mnie tu przyprowadził, bo tak kazała mi wizja od Aileen Nightingale.

Portrety zaczęły coś mruczeć między sobą, wyraźnie niezadowolone.

- Zatem to prawda - zaczął mówić pierwszy czarodziej, ten z siwą brodą. - Jesteś czarownicą z darem czytania i używania starożytnej magii. Tak jak Aileen Nightingale. W pewien sposób jesteście ze sobą połączone. Jako użytkownicy starożytnej magii i jako dalekie kuzynki.

Ezra otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie potrafiła dobrać odpowiednich słów. Ona i Aileen były dalekimi kuzynkami? Spokrewnione? Zatem o to chodziło Tiarze Przydziału, gdy pytała o nazwisko Nightingale, musiała to wiedzieć! Podobnie jak dyrektor Black, który porównywał je do siebie pod względem wyglądu. Oni... wszyscy wiedzieli i nie raczyli jej o tym powiedzieć?!

- Pozwolimy pozostać wam w tej komnacie, ale nie przyjmiemy cię jako ucznia, nie poznasz żadnych sekretów.

- Nie szkodzi - mruknęła Ezra, pochodząc krok bliżej. - Szczerze, nie interesuje mnie wasza historia, nauki, czy starożytna magia, także możecie być spokojni, ale... - Oczy Ezry błysnęły drapieżnie, co zaniepokoiło portrety. - kim wy jesteście?

- Jesteśmy Opiekunami, my...

- Dzięki, tyle wystarczy - przerwała nieuprzejmie, nie zwracając uwagi na wciąż mówiące do niej postacie. Obeszła kamienny ołtarz, spoglądając na bladą twarz, tak spokojną i pogrążoną w głębokim śnie. - A więc to ty mnie wzywałaś.

Portrety zamilkły.

- Tak... - odchrząknął Sebastian, również starając się ignorować Opiekunów i informacje, które przypadkiem dziś uzyskał. - Ezro... Proszę, poznaj... Aileen Nightingale.

Żywą, ale i martwą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro