Chapter 34
Ominis przesiedział niespokojnie całe zajęcia Transmutacji, od kiedy Sebastian powiedział mu, że Ezry nie było na śniadaniu. Od chwili, gdy zjawiła się w opłakanym stanie na terenie Hogwartu, tuż po imprezie u Ślizgonów, odsunęła się. Postawiła mury wokół siebie, stając się osobą nieco oziębłą. Nawet Poppy Sweeting to zauważyła. Ezra nie utrzymywała z nikim kontaktu. Natsai Onai początkowo obwiniała za to jego i Sebastiana. Nikt nie znał prawdziwego powodu, dla którego Ezra przestała rozmawiać z ludźmi. Unikała lokacji, a na obiedzie pojawiała się rzadko, tylko na śniadaniu i wspólnych lekcjach dawała znać swoją obecnością. Sebastian relacjonował mu, gdy się pojawiała w pobliżu, kto się wokół niej kręcił.
Ciągle była sama.
Zbywała Ślizgonów, jakby byli największymi wrogami w jej życiu. Ominis nie potrafił się pozbyć wrażenie, że ten dziwny auror miał coś z tym wspólnego. Dzisiaj Ezra nie zjawiła się na śniadaniu. Lekcję z profesor Weasley również opuściła, co jej się nie zdarzało. Na eliksirach także wydawało się coś mocno nie w porządku. Pierwszy raz w życiu zdarzyło się, by profesor Sharp pomylił składniki do eliksiru i nawet przymknął oko na wybryki Weasley'a. Gdy z jego kociołka zaczęła wydobywać się fioletowa piana, machnął bez słowa różdżką, natychmiast go czyszcząc i każąc Gryfonowi zacząć od początku. Tak, zdecydowanie Ezop Sharp myślami był zupełnie gdzieś indziej.
— Hej, Ominis — szepnął do niego Sebastian, dzisiaj Sharp jeszcze mniej zwracał uwagę na rozmawiających uczniów. — Uważaj! Zaraz pokroisz swojego palca! — syknął, odbierając od przyjaciela sztylet. — Czemu dzisiaj każdy biega myślami gdzieś indziej?
— Coś się stało Sebastian — odpowiedział cicho Ominis, z przerażającą powagą. — Nie było jej na śniadaniu i opuszcza cały dzień zajęć. Nawet profesor Sharp wydaje się nie być sobą.
Ciężko było się nie zgodzić. Mężczyzna nie zwracał uwagi na brak swojej podopiecznej, jakby to przewidział, ale nie podzielił się wiedzą na temat uczennicy, ponieważ inni nauczyciele byli dość zaniepokojeni. Profesor Garlick pytała nawet Onai, gdzie jest Ezra.
,,Gdy wstałam, nie było jej w pokoju".
Może znowu gdzieś zniknęła z tym aurorem? Ominis martwił się, nie udało im się porozmawiać o ich zbliżeniu, które odcisnęło na umyśle chłopaka trwały ślad. Nie potrafił wymazać z pamięci ciepła jej ciała, smaku ust. Mimowolnie uśmiechnął się na to przyjemne wspomnienie.
Zajęcia skończyły się krótkim podsumowaniem. Gdy wszyscy opuścili klasę, Sebastian pociągnął Ominisa za łokieć w stronę nauczyciela. Ten nie zwrócił na nich uwagi, póki Sallow nie odchrząknął.
— Pozwoli, pan profesor, że przekażemy Crowley zadanie domowe. Natsai się spieszyła i prosiła, abyśmy to zrobili — powiedział to z taką łatwością, jakby to była szczera prawda. Sharp kiwnął głową jako przyzwolenie. — Tylko... Gdzie ją zastaniemy? W skrzydle szpitalnym?
Mistrz Eliksirów nie był w stanie mu odpowiedzieć. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna nadal przebywa na terenie szkoły, gdzie była bezpieczna. Ślizgoni, zawiedzeni brakiem informacji, postanowili wyjść z klasy, ale dobiegł ich zatroskany głos nauczyciela. Niepasujący do jego poważnej postaci.
— Panie Sallow, panie Gaunt... — zaczął cicho — jeśli ją znajdziecie, powiedzcie jej, że ją przepraszam.
Ominis uniósł wysoko brwi, ale bez słowa wyszedł na korytarz. Obaj nie spodziewali się takich słów od profesora Sharpa. Czyżby i od niego Ezra zdecydowała się odsunąć? O co tu chodziło? Sebastian bardzo chciał poukładać puzzle tej układanki, ale brakowało mu elementów. W Hogwarcie nie było tu żywej duszy, z którą Ezra utrzymywałaby kontakt od kilku tygodni.
No właśnie.
Żywej duszy.
Po drugiej stronie lochów dało się słyszeć to charakterystyczne brzęczenie łańcuchów w akompaniamencie ponurego zawodzenia. Ominis jako pierwszy ruszył w tym kierunku, wspomagając się swoją różdżką, lśniącą na czerwono. Z każdym krokiem, hałas stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu zobaczyli krążącego przy podłodze Krwawego Barona. Z jakiegoś powodu duch Slytherinu często kręcił się przy Gryfonce. Zapewne za sprawą Sharpa.
— Krwawy Baronie — przywołał go Sebastian, ale duch uparcie nie przerywał koncertu łańcuchów i jęków. — Agh! Krwawy Baronie!
— Nic chyba z niego nie wyciągniemy — skwitował zirytowany Ominis. — Ale może ktoś inny nam pomoże?
Sebastian zamrugał niezrozumiale, po czym podążył za niewidomym przyjacielem ku wyjściu z lochów. Chwilę pokręcili się przy Wielkiej Sali, aż między ścianami pojawił się duch domu Godryka Gryffindora. Prawie-Bezgłowy Nick lewitował leniwie, bez celu.
— Sir Nicholasie — odezwał się Ominis, a duch zatrzymał się, zastanawiając się, czego mogą chcieć od niego Ślizgoni. — Szukamy Ezry Crowley, widziałeś ją?
— Przed śniadaniem szła w stronę skrzydła astronomicznego — rzekł duch, podejrzliwie mrużąc oczy. — Wydawała się zapłakana, mam nadzieję, że w żaden sposób nie naprzykrzacie się uczniom szlachetnego domu Gryffindoru?
Sebastian nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć duchowi. Nigdy nie rozmawiał z duchami Hogwartu, zwłaszcza z sir Nicholasem z Gryffindoru. Jeżeli szła w stronę skrzydła astronomicznego... Było tam tylko jedno miejsce, gdzie mogła się ukryć przed wszystkimi. Ale nie przed nimi.
— Ależ skąd, to nasza przyjaciółka — zapewnił go Gaunt.
Nick nie wydawał się być przekonany, ale nie powiedział nic więcej i po prostu sunął dalej lekko wysoko między ścianami, znikając im z oczu.
— Dlaczego tak bardzo chcesz znaleźć Ezrę? — zainteresował się Ominis, mając złe przeczucia.
— Czy nie jest naszą przyjaciółką? — Nie było to szczere. Obaj to wiedzieli, ale Sebastian nie zamierzał dzielić się swoimi prawdziwymi intencjami, po prostu chciał znaleźć Ezrę. — A ty?
— To nieistotne.
— A mi się wydaje, że się zauroczyłeś — parsknął Sebastian, na co ten się oburzył. — Widzę jak na nią patrzysz.
— Sebastian, jestem ślepy. Na każdego patrzę w ten sam sposób — przypomniał mu Ominis.
— A tak, racja. Przepraszam.
Biegiem ruszyli w stronę Krypty. Ominisowi ciężko było nadążyć za przyjacielem, jego różdżka zbyt wolna przekazywała mu, gdzie pojawiały się przeszkody, jednak drogę do Krypty znał na pamięć. Usłyszał brzęk otwieranego wejścia i zaraz znaleźli się w ciemnym pomieszczeniu. Ominis zgasił różdżkę, pozwalając sobie kierować się innym zmysłem. Słuch od razu mu zdradził, że ktoś tu jest jest.
Ciszę przerywało pociąganie nosem i łkanie. Sebastian przystanął w miejscu, wpatrując się w załamaną dziewczynę. Siedziała na kanapie i ukrywała twarz w kolanach, które słabo tłumiły szloch.
— Ezro — szepnął cicho Ominis, rozpoznając jej głos od razu.
Dziewczyna poderwała głowę, by spojrzeć na przyjaciół. Gaunt nie mógł tego zauważyć, ale Sebastian doskonale widział tę dzikość w jej oczach. Znał to spojrzenie. Kiedyś Aileen tak na niego patrzyła — gdy użył na niej klątwy Cruciatusa, skazując na ogromny ból. Czy ktoś również ją w ten sposób skrzywdził?
— Nie było cię na śniadaniu ani na zajęciach — podjął Sebastian, starając się zachować spokój. — Nauczyciele się martwią, profesor Sharp, twój wujek...
— To nie jest mój wujek — warknęła wściekle, aż Ominis zadrżał od tonu jej głosu. Nie tak go zapamiętał. — On się nie martwi!
— Cokolwiek się stało, pomożemy — zapewniał Sebastian.
— Nie chcę!
— Jesteśmy przyjaciółmi, czyż nie?
— Nie jesteśmy — załkała Ezra, ukrywając twarz w dłoniach. — Nie... jesteśmy...
Ominis zacisnął mocno usta, minął Sebastiana i stanął przed Ezrą tak, że była na wyciągnięcie ręki. Poruszał się tak cicho, że nie zarejestrowała jego zmiany miejsca. Chłopak musnął jej ramię, a ta się wzdrygnęła, w końcu patrząc w te nieobecne oczy. Dłoń Ominisa przesunęła się z jej ramieniu po szyi ku jej policzku. Palcem pogładził ją po mokrym od łez policzku. Kciukiem starł kolejną łzę, zbliżając się do Gryfonki. Drugą ręką otoczył ją i całkowicie zmniejszył między nimi dystans.
— Właśnie, że jesteśmy i nieważne co, nie zostawimy cię już samej.
Ezra wybuchnęła płaczem, wtulając się mocno w ciało Ominisa. W tym momencie dawał on jej tyle ciepła i poczucia bezpieczeństwa, których Ezra dawno nie czuła od nikogo. Chłopak mocno ją przytulił, głaszcząc delikatnie jej włosy. Cierpliwie czekał, aż wypłacze się, poczuje lepiej, a on będzie przy niej stał. Chociaż sytuacja była niekorzystna, to w głębi duszy czuł wstydliwą satysfakcję, że może przy niej stać i być dla niej oparciem.
Nie Sebastian.
A już na pewno nie Andrew Larson.
Tylko on, Ominis Gaunt.
Mógł trzymać Ezrę w ramionach. Szalona myśl wdarła się do jego umysłu — trzymał przy sobie swój własny klejnot i nie chciał go nigdy nikomu oddać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro