Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 31

Kilka miesięcy wcześniej...

Ezra przeglądała notatki z zajęć Historii Magii z profesor Lennox, kobieta była wymagająca i potrafiła przerwać wykład tylko po to, by sprawdzić czy uczniowie na pewno ją słuchają, więc zadawała im pytania sprawdzające. Tuż obok niej usiadła Felicity, która bawiła się kosmykiem swoich włosów. Zawsze tak robiła, kiedy chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak zacząć. Ezra kątem oka dostrzegła nerwowe ruchy przyjaciółki, więc odłożyła pergamin na bok.

- Coś cię gryzie - stwierdziła, wzdychając. Felicity zawahała się, ale pokiwała głową. - Chodzi o naukę?

Felicity spuściła wzrok na swoje lakierowane buty, ale to nie była jednoznaczna odpowiedź. Nastolatka wykonała kilka powolnych gestów, pełnych gracji. Komuś z daleka mogło się wydawać, że tańczy, a dłonie poruszają się w rytm niemej melodii. Jednak Felicity milczała od dawna. Ponoć spotkała kiedyś czarnoksiężnika jako mała dziewczyna. Jego czyny tak przeraziły dziewczynkę, że zamknęła się w sobie, przestając mówić. Była też plotka, że była tak wielką gadułą, że rodzice rzucili na nią klątwę, by zamilkła. Albo inny czarodziej to zrobił. W każdym razie Felicty nie wspominała o tym ani słowa.

- Rene znów ci dokuczała? - Felicity przytaknęła. - Och, co za wstrętna dziewucha. Porozmawiam z nią - powiedziała, ale jasnowłosa koleżanka chwyciła ją za rękę. - Spokojnie, wiesz, że ja nigdy nie jestem zła. Po prostu przekonam ją, aby oddała twoją... - Felicity pokazała kolejne gesty - twoją broszkę rodzinną.

Dziewczyna otrzepała swój błękitny mundurek z niewidocznego kurzu i wstała, by przejść korytarzami aż do ogrodu. Lecz tam nie zastała tych złośliwych wiedźm. Zgodnie z oczekiwaniami odnalazła je w bibliotece, gdzie siedziały w czwórkę i wesoło o czymś gawędziły. Najwyższa z nich dziewczyna o kasztanowych włosach i małym nosku upstrzonym piegami posłała im drugie spojrzenie, po czym uśmiechnęła się kpiąco.

- Och, zobaczcie, nasze półwiedźmiątko przyprowadziło swojego rycerza na białym koniu - zachichotała Rene.

- Inkwizytora - poprawiła ją Ezra, a Rene uniosła wysoko brwi, nie rozumiejąc, co dziewczyna ma na myśli. - Inkwizytorzy polują na czarownice i nie na białym koniu, a na testralu. To istota widniejąca na herbie mego rodu. - Jej poważny ton nie spodobał się uczennicom. Wielu uczniów nie przepadało za Ezrą już z samego sposobu mówienia. Zachowywała się, jakby była od nich lepsza, a on była tylko idealną córką rodu czarodziejów czystokrwistych. - Felicity twierdzi, że masz coś, co należy do niej

Rene rozpromieniła się w szerokim uśmiechu, wskazując dłonią złotą broszkę z małym rubinem osadzonym w środku ozdoby, kształtem przypominającą kwiat. Pozostałe czarownice zachwycały się tym.

- Cudowna, prawda? - sapnęła słodko, a Felicity sposępniała jeszcze bardziej. - W dobrym guście jest się dzielić, prawda?

Koleżanki jej przytaknęła, a Ezra wyciągnęła ku niej rękę.

- Tak samo jak oddawanie skradzionych rzeczy - powiedziała spokojnie. Wręcz irytująco.

- Skradzionych? O co mnie oskarżasz, Crowley?! Tylko pożyczyłam, zresztą nie słyszałam, aby się skarżyła!

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, oprócz Felicity i Ezry, ciągle czekającej z wyciągnętą ręką. Gdy zrozumiała, że słowami nie przekona wiedźmy do oddania broszki sięgnęła po matczyną różdżkę, celując w złodziejkę.

- Oddaj.

- Czy ty mi grozisz? Używanie czarów między zajęciami jest zabronione - przypomniała jedną z zasad regulaminu. Ezra nie ustępowała. - Trafisz na dywanik do Madame Cadance!

- Kradzież również jest zabroniona.

Rene parsknęła śmiechem i klasnęła. Jej koleżanki otoczyły Ezrę, w ogóle nie zrażoną tym. Wiedziała, że Rene była tchórzem i lubowała się w znęcaniu nas uczniami mającymi mniej pieniędzy niż jej rodzina. Jednak nie miała takich wpływów jak brytyjski ród Crowley i to sprawiało, że Rene odczuwała frustrację. Pragnęła pogrążyć Ezrę i się jej pozbyć, ponieważ duma, którą roztaczała i ta pewność siebie, idealnie wyuczona, ta mieszanka tworzyła z niej niebezpieczną przeciwniczkę.

- Mamy przewagę - mówiła Rene, samej sięgając po różdżkę. - Może Levicorpus? Z chęcią spojrzę na ciebie z góry. Zresztą jak zwykle.

Nim Ezra coś powiedziała, dwie uczennice złapały ją za ramiona, wytrącając przy tym różdżkę. Ta przeturlała się pod nogi przerażonej Felicity. Trzecia koleżanka Rene stanęła za Felicity, blokując jej możliwość ucieczki i powiadomienia nauczycieli. Na szczęście bibliotekarki nie było teraz w pobliżu.

- Przeproś - zażądała Rene. - Błagaj o przebaczenie. - Końcem swojej różdżki uniosła podbródek Ezry. - No dalej.

- Ja - zaczęła cicho Ezra - nie błagam. - Wbiła mordercze spojrzenie w koleżankę, ta zirytowana kazała zabrać okulary Felicity i zmiażdżyła je niskim obcasem butów.

- Twoja brawura jest odrażająca, tak jak ta półwiedźma!

- Zostaw ją w spokoju - powiedziała Ezra. - Ostrzegam cię.

Jednak to nie zraziło Rene. Ta zbliżyła się do Felicty, by ją skrzywdzić. Ezra widziała ten lęk malujący się na twarzy niemowy. Nie mogła na to pozwolić, ale bez różdżki była bezsilna. Czuła jak tajemnicza moc, którą w sobie skrywała zbiera się, rosnąc. Ezra zdawała sobie sprawę z jej istnienia, ale nigdy nie użyła jej. Nie wiedziała, czym jest owy dar i do czego służy. Tym razem pragnął on tego samego, co Ezra - ocalić Felicity.

Białe błyskawice przeskoczyły między palcami nastolatki, budząc prawdziwą potęgę. W napadzie złości fala energii, która emanowała z ciała Ezry, odrzuciła pozostałe czarownice na bok, rujnąc przy tym bibliotekę. Felicity opadła na kolana, widząc, co zrobiła Ezra.

🌿 🌿 🌿

Świat rozmywał się przed oczami Gryfonki. Zabawne, że teraz przypomniała sobie powód, dla którego została oskarżona o czarnoksięstwo. Wtedy starożytna magia pragnęła chronić jej przyjaciółkę. Teraz ta sama moc pozwalała jej utonąć. A czym była tamta kolejna wizja, kiedy patrzyła jak Aileen wykorzystując starożytną magię leczy Anne Sallow, siostrę Sebastiana. Ta moc naprawdę była darem. Mogła zrobić tyle dobrego...

Jednak w złych rękach okazałaby się zgubą całego świata. Ezra przestała walczyć z żywiołem, pozwalając, by głęboka toń ją pochłaniała.

,,Mapa".

To jedno słowo uderzyło w Ezrę, z powrotem przywracając jej zmysły. Wycelowała różdżką ku powierzchni, a starożytna magia zadziałała sama, wyrzucając dziewczynę ponad taflę wody. Ezra nabrała głębokiego oddech, łapczywie łapiąc powietrze, którego od dłuższego czasu jej brakowało. Wypluła pozostałości wody, gdy jej dłonie dotknęły zimnego piasku. Tuż przed nią pojawiła się para ciemnych butów. Z ulgą stwierdziła, że to Sidonis, lecz gdy tylko podniosła głowę, uświadomiła sobie, jak bardzo się pomyliła.

Osobnik przed nią nie był Sidonisem. Pół jego twarzy skrywała maska, spod której wydobywały się szkaradne blizny po poparzeniu.

- Co tu morze wyrzuciło? - zaśmiał się chrapliwie, nawołując swoich towarzyszy. - Zobaczcie, jaka dziewuszka. Nimfa to?

- Syrena?

- Nie ma ogona. Może rusałka? Albo baba wodna?

Przekrzykiwali się rozbawieni nowym znaleziskiem, napawając Ezrę większym obrzydzeniem wobec ich osoby oraz lękiem. Gdzie był ten przeklęty auror. Zacisnęła palce na różdżce, pamiętając, że wciąż ją ma przy sobie i nie jest bezbronna. Mężczyźni okrążali ją, badając pożądliwym spojrzeniem, wręcz obrzydliwym. Mówili coś między sobą, ale na tyle cicho, by dziewczyna ich nie dosłyszała.

- No, no... Mamy farta, czarownica - łypnął na nią drugi czarownik w czarnej szacie. - Ile masz lat, dziecino?

- Czystej krwi?

- Ładna, taką można... Mm, ale ładnie pachniesz, ciastem dyniowym i czyżby to był agrest? Cierpko. - Pierwszy czarodziej stanął za Ezrą, obwąchując ją i oplatając sobie jej włosy wokół włosów. - Powiedz no, dziecino, co robisz tu zupełnie sama?

Nie odpowiedziała. Całkowicie straciła głos i możliwość mówienia. Dopiero co uciekła z objęć zimnej śmierci na dnie morza i tylko po to, by zostać otoczoną prze niezbyt zachęcająco wyglądających czarodziejów w maskach i czarnych szatach.

- Drętwota! - krzyknął Sidonis, a zaklęcie ugodziło jednego z obcych. Mężczyzna trzymający Ezrę posłał mu długie, nieprzyjemne spojrzenie. - Szukałem cię, wyskoczyłaś po drugiej stronie wyspy!

Czyli byli na jakiejś wyspie.

- Te ponocku, twoja luba? - zagaił ten stojący przy Crowley - to niekulturalne, by pannę samą puszczać, zwłaszcza, gdy taka ładniutka.

- Gapa ze mnie - zaśmiał się cierpko auror - proszę o pozwolenie na poprawę mego błędu i oddanie mojej towarzyszki.

- A jeśli nie zechcę? - Wbił koniec różdżki w szyję Ezry tak mocno, że tak stęknęła z bólu. Czarownik pociągnął ją mocniej za włosy, całkowicie przywiązując do swojej osoby. - Myślę, że sobie ją zatrzymam. Żywą lub martwą.

Coś w spojrzeniu Sidonisa pociemniało i wcale się to nie spodobało Gryfonce, która kojarzyła aurora jako wesołego i pogodnego człowieka o wysublimowanym guście i intrygującym podejściu do życia. Tym razem on również zaczął ją przerażać. Całym sobą roztaczał wrogą aurę. Kilku czarowników cisnęło w jego kierunku różne klątwy, lecz odbił je niewerbalnym zaklęciem Protego. Słysząc o zdolnościach aurora, a zobaczyć go w akcji na żywo... W każdym razie Ezra nie spodziewała się, jakim naprawdę czarodziejem był Sidonis i jakie znał zaklęcia. Nieznanym Gryfonce zaklęciem zdołał obezwładnić jej oprawcę, by zdążyła od niego uciec i dobiec do aurora. Wtuliła się w niego, drżąc z zimna i strachu. Czarodziej czuł to, więc objął ją mocno dłonią, przyciskając jeszcze mocniej do piersi.

- Ezro - zwrócił się do niej łagodnie, a jego głos pogłaskał ją po umyśle. - Proszę, zamknij oczy.

Posłuchała go, ponieważ mu zaufała. I choć nie widziała, co zrobił, to słyszała go doskonale. Nawet przez zaciśnięte powieki słyszała to zaklęcie.

- Avada Kedavra!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro