Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 29

Ominis odsunął się pierwszy, po dłuższej chwili, i oparł swoje czoło o jej, napawając się tą chwilą bliskości. Znali się raptem kilka tygodni, a omamiła go niczym wiła lub syrena. Był to powiew świeżości w jego życiu, którego mu brakowało, gdy popadł w monotonię. Kiedyś do jego życia wprowadziła się również Aileen Nightingale, rujnąc codzienność ślizgona, a także mieszając w jego relacjach z Sebastianem. Rozumiał, że ciekawość ustąpiła zauroczeniu, a później i mocnemu zadurzeniu. W którymś momencie Sebastian przestał mówić wyłącznie o lekarstwie dla Anne, wplątując cały czas wzmiankę o Aileen. Pogodził się z tym, póki Sebastian nie posunął się do tego, by w napadzie złości zabić wujka, odsunąć od siebie siostrę bliźniaczkę, a następnie narazić na niebezpieczeństwo ukochaną, ostatecznie ją również tracąc.

Co się udało uratować z przyjaźni z Sebastianem, zrobił to. Jednak dało się czasem wyczuć między nimi napięcie. Częściej podważał zdanie i plany przyjaciela, nie obawiając się mu sprzeciwić. Równowagę znów zachwiało pojawienie się kolejnej uczennicy spoza szkoły. Jak jakieś fatum, najpierw Nightingale, później Crowley. Wkradła się w jego myśli, nawet nie wiedział kiedy, nie zdążył się ochronić! Przeklęta czarownica, nieświadomie zadawała mu ból: prowadzała się z Larsonem, tym nadętym krukonem; on odnalazł pocieszenie u Penelope, ale czuł się przez to podle, to było nieuczciwe. A mimo wszystko... Choć była na wyciągnięcie ręki - ponownie mu umknęła.

Oddała serce komuś innemu.

Jechali na tym wózku, ponieważ oboje zakochali się w kimś bez wzajemności, skazani na wspólne cierpienie. A gdyby spróbowali odnaleźć ukojenie w swoich ramionach? Czy mógłby skazać się na taki ból? Mieć ją, jednocześnie nie mając? Nie był w stanie się na to zdobyć.

- Jesteś bardzo ciepła - powiedział cicho, czując gorąco jej ciała, wręcz go paliła. - Czy masz gorączkę?

Sebastian, gdyby nie udawał, że śpi, uderzyłby się w czoło. Gorączka? Poważnie? Co za dzban, myślał Sallow. Nic mu się nie udzieliła charyzma i zdolność podrywania panien.

Zakłopotana Ezra złapała się za czoło, ciesząc się, że chłopak nie widzi jej czerwonej, jak herb Gryffindoru, twarzy. Spaliłaby się ze wstydu, wystarczy, że poczuł jak zrobiło jej się gorąco przez ten pocałunek.

- Nie, wszystko jest w porządku - mruknęła, zerkając, czy Sebastian nie patrzy na nich. Nadal spał, choć już tak nie chrapał.

Tajemniczość bijąca od Ezry, jej łagodność, dobroć... To wszystko oczarowało Ominisa, gdyż w świecie, w którym przyszło mu żyć, zwłaszcza w jego rodzinnym domu, próżno było szukać jakiejkolwiek dobroci. On, choć początkowo był do niej sceptycznie nastawiony, poczuł coś nienaturalnego. Mimo wszystko ona wciąż przy nim była.

- Na pewno? - upewniał się. - Może powinnaś...

- Pójdę już - przerwała mu, czując się okropnie z tym, że przez temperaturę ciała romantyczna atmosfera poszła w... Zakazany Las.

Ominis słyszał stukot jej niskich i obcasów, jak się oddalają i znika za przejściem. Cisza nie trwała długo, bo po chwili usłyszał świst powietrza, wypuszczane z ust Sebastiana. Gaunt od razu zrozumiał, że przyjaciel nie spał. Od razu to wiedział, jak chrapanie ucichło.

- Czy zrobiłem coś nie tak? - zapytał Ominis, w przyjaciel usiadł obok niego. - Byłoby źle, gdyby zachorowała.

Sebastian położył rękę na jego ramieniu.

- Mój drogi, niewinny Ominisie - parsknął śmiechem. - To nie była gorączka, a zwykła reakcja na pocałunek. Onieśmieliłeś ją.

- Źle całuję?

- Nie mnie osądzać. Czy całowałeś się kiedyś? - Ominis przytaknął. - Serio? Z kim?! Czemu ja nic o tym nie wiem. Kto to był?

- Twoja siostra.

Między ślizgonami zapadła cisza, Sebastian nabrał powietrza, próbując nie zwariować i nie wybuchnąć. Niby kiedy jego najlepszy przyjaciel przyssał się do jego siostry jak glonojad?! Anne nic nigdy o tym nie mówiła. Aczkolwiek nie miało to teraz znaczenia, bo myśli Gaunta zajmowała pewna gryfonka.

- Co powinienem zrobić...? - zapytał, choć nie był pewien czy pytał samego siebie, czy przyjaciela. - Sebastian - zwrócił się do ciemnowłosego. - Gdyby to była Aileen, co byś zrobił?

Chłopak uśmiechnął się, choć Ominis nie mógł tego zobaczyć, zdawał sobie sprawę, że to pytanie połechtało ego Sallowa. Zwłaszcza wzmianka o Aileen, w której był szaleńczo zakochany od niemal ich pierwszego spotkania.

- Nie odpuściłbym - odpowiedział poważnym tonem. - Za żadne skarby.

Ominis pokiwał głową, podnosząc wzrok ku wejściu, gdzie zniknęła Crowley.

- Za żadne skarby - zgodził się.

🌿 🌿 🌿

Dla Ezry przejście niepostrzeżenie przez Hogwart aż do wieży Gryffindoru graniczyło z cudem. Tłukła się po korytarzu, odbijając się od ściany, potykając się, co skutkowało niekontrolowanym wybuchem śmiechu. Bardziej niż alkohol działało na nią wspomnienie pocałunku z Ominisem. W tym momencie korciło ją pokazać środkowy palec tej irytującej puchonce.

Gruba Dama na widok zwłok, które znalazły się przed nią, zrobiła grymas obrzydzenia.

- Hasło? - zapytała dla pewności, bo nie sądziła, aby dumna gryfonka doprowadziła się do takiego stanu.

Ezra nie wyglądała tragicznie, ale była kłębkiem nerwów po sytuacji w pokoju wspólnym Slytherinu.

- Veni vidi vici - odpowiedziała portretowi, a ten niechętnie ukazał swoje przejście.

W środku nie było nikogo, jeszcze wszyscy spali lub nie wrócili z pokoju wspólnego Slytherinu. Dzięki temu mogła wejść do swojego dormitorium, gdzie wypiła miksturę od Sidonisa, czując z ulgą, jak wracają jej siły. Wykąpała się i przebrała, gotowa do spotkania z aurorem.

Czekał na nią zgodnie z obietnicą. Na jej widok rozpromienił się, po czym wyciągnął ku niej dłoń.

- Ma'am pozwoli? — ukłonił się szarmacko, na co Ezra wywróciła oczami, w ogóle nie wzruszona jego zachowaniem. — Dobrze się czujesz? Nie chciałbym, abyś mi gdzieś zasłabła po drodze.

Przeszli wspólnie poza mury szkoły, gdzie dozwolona była aportacja. Ezra pamiętała to nieprzyjemne uczucie, przypominające rozrywanie w okolicach brzucha. Jednak auror był nieugięty, przyjęła jego ramię, a potem oboje zniknęli pomiędzy drzewami. Dziewczyna zwlekała z otworzeniem oczu, obawiając się, gdzie została zabrana. W ogóle czy ktokolwiek wiedział, że Sidonis złożył jej wizytę i gdzieś zabrał? Wuj Ezop na to pozwolił? Poczuła lekkie szarpnięcie za rękę, więc ostatecznie się poddała i otworzyła oczy. Znajdowali się na jakimś wybrzeżu, gdzie wysokie fale oceanu uderzały zaciekle o brzeg, obijając się o skały. Silny wiatr wiał z taką siłą, że Ezra ledwo ustała na nogach, omal nie dając się porwać żywiołowi. Sidonis nie miał takiego problemu. Przeszedł kilka kroków, napawając się rzeźkim powietrzem.

— Gdzie my jesteśmy? — Wątpiła, czy jeszcze znajdują się w Wielkiej Brytanii. A może jednak? Pierwszy raz na oczy widziała tak wzburzone wody. — Po co tu jesteśmy?

— W końcu mądre pytania — sapnął zgryźliwie Sidonis, odwracając się ku niej, by uważnie przyjrzeć się idealnie wyprostowanej postaci. Nawet na krańcu świata wyglądała jak porcelanowa laleczka wyrwana z ramy obrazu, na którym została idealnie namalowana przez artystę. — Ministerstwo nic nie wie o istnieniu starożytnej magii — zaczął mówić, a jego słowa uderzyły w Ezrę niczym obuch. Cofnęła się o krok. — Niech tak pozostanie. Zabrałem cię tu na prośbę Sharpa.

— On cię kazał tu mnie zabrać?

Mężczyzna pokręcił głową z głupkowatym uśmiechem.

— Nieee do końca kazał cię tu zabrać, ale chciał, abym spróbował pomóc zapanować ci nad tą mocą — wyjaśnił, lecz Ezra nic nie rozumiała. Jak on miał niby ją szkolić? Czy miał kiedyś styczność z takim darem? — Widzisz, była pewna osoba, która miała pojęcie o tej magii i to spore, profesor Eleazar Fig, mój dawny nauczyciel.

A tak, profesor Fig, ważna postać i nauczyciel, który sprowadził Aileen do Hogwartu. Ezra nie słyszała o nim zbyt wiele. Unikano jego tematu podobnie jak tematu tamtej ślizgonki. Crowley podniosła wysoko głowę, zadzierając nosa i pewnym krokiem ruszyła w stronę aurora. Ten z powagą patrzył jak zrównuje z nim krok. Sama wpatrywała się teraz w dzikie wody, zastanawiając się, jak lodowate one muszą być. 

— Zatem, od czego zaczynamy? — odezwała się, krzyżując ręce na piersi.

Stanowcza. Władcza. Pewna siebie. Czysta Crowley. Córka swoich rodziców i lalka, którą sami stworzyli. Na jej twarzy nie zagościł nawet cień uśmiechu, a ona z chłodną obojętnością czekała na kolejny krok. 

,,Nie okazuj uczuć''.

— Najpierw... skacz do wody.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro