Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 24

Stukot niskich obcasów kroczących po marmurowej posadzce odbijał się echem wśród wąskich korytarzy twierdzy. Miejsce porzucone przez Boga, mówiono. Było ono idealnym miejscem w północnej Szkocji, gdzie mogli osiąść ci, którzy głos dopiero chcieli zabrać. Istoty wszelkiej maści zebrały się tu, gdy świat czarodziejów uznał ich za wrogów i złoczyńców. Niegdyś wśród nich zamieszkiwał także pewien czarnoksiężnik Victor Rookwood. Zabity przez ucznia Hogwartu. Śmiechom nie było końca, nawet po śmierci jego osoba śmieszyła aniżeli budziła podziw.

Czaił się na coś zwanego starożytną magią. Sprzymierzył się nawet z Ranrokiem, przewodzącym buntem goblinów. W tym miejscu goblinów nie brakowało, były to niedobitki dawnej batalii. Lecz każdy pamiętał. I nikt nie mówił. Stukot obcasów dalej niósł się echem, aż ucichł, gdy wysoka postać stanęła przed jeszcze większymi wrotami. Bez różdżki przesunął dłonią wzdłuż misternego wzoru wyżłobionego na drzwiach i otworzył je.

- Skradasz się w mojej obecności? - zapytał mężczyzna, a jego głos sprawiał, że krew w żyłach zamarzała. - Bezczelnie, ale zakładam, że masz ku temu powód, prawda?

- Mistrzu... - zaczął przybysz, którego twarz skryta była pod ciemnym kapturem. W otaczających ciemnościach wyglądał, jakby sam był stworzony i wyrzeźbiony przez mrok. - Minęło tyle czasu, odkąd Rookwood poległ. Szpiedzy donoszą, że nadal nie mogą odnaleźć nigdzie uczennicy za to odpowiedzialnej. Powinniśmy od środka spenetrować szkołę i...

- Dość, wystarczy, przyjacielu - przerwała mu wysoka postać. - Moja noga w tej szkole jeszcze długo nie postanie. Założyciele osobiście o to zadbali. Ach, Salazar, naprawdę sądził, że ich czwórka jest ode mnie potężniejsza? Ode mnie?! Głupcy. Latami trzymali mnie jako nauczyciela, by później wygnać. Nie martwiłbym się dzieckiem, które Rookwood w swej naiwności zlekceważył. Bardziej interesuje mnie coś innego...

- Co takiego?

- Moi ludzie w Ministerstwie zwrócili moją uwagę na pewną sprawę. Po co mam zawracać sobie głowę starożytną magią jakiegoś dzieciaka, kiedy moja znacznie ją przewyższa? - prychnął mężczyzna, zataczając tanecznym krokiem koła w opuszczonej sali. - Jak zabawnie! Zatańcz ze mną, przyjacielu! Zatańcz...

- Jest jednak jeszcze jedno dziecko ze starożytną magią, ale tak chaotyczną... I...

- I...?

- Udało nam się zmusić tę czarownicę to wróżenia. Mówi, że sięgnie po moc znacznie straszniejszą. Mówiła coś o otworzeniu jakiegoś rezerwuaru... - kontynuował czarodziej. - Co teraz? Co to takiego?

- Och! Och! Kochana Cassandra, chyba osobiście złożę jej wizytę. Świat zapamięta Cassandrę Trelawney jako wielką jasnowidzkę, osobiście o to zadbam. Prowadź mnie, przyjacielu. Świat wkrótce spowije mrok.*

🌿 🌿 🌿


W sobotni poranek od rana w zamku wrzało. Najbardziej przejęci byli uczniowie Slytherinu i Hufflepuffu, którzy mierzyli się w meczu quidditcha. Ezra nie do końca rozumiała te emocje, ale nigdy też nie widziała rozgrywek na żywo. Ostatni mecz przegapiła, przez co była teraz nieco nerwowa. Przez całe śniadanie stukała nogą pod stołem, odliczając czas do zawodów. Jej towarzysze patrzyli na nią szczerze rozbawieni, widząc w niej małe, podekscytowane dziecko, które czeka na naprawdę wyjątkową niespodziankę. Po obu stronach Ezry usiadli Garreth i Leander.

- Założyłem się z Leandrem o dziesięć galeonów, że Hufflepuff wygra ze Slytherinem - powiedział dumnie rudzielec, co jego towarzysz skwitował śmiechem.

- Gadaj zdrów. Slytherin wygrywa od dwóch lat, Imelda Reyes jest niezrównoważona - przyznał, a kiedy spojrzała na Ezrę, dodał: - Zresztą sama wiesz, w końcu ciebie zrzuciła z miotły. Dołącza ktoś do zakładów?

Ze wszystkich dołączyła tylko Gwendolyn, pragnąca za wszelką cenę porażki Imeldy. Była to sprawa osobista, od kiedy Reyes podrzuciła do jej kociołka na Eliksirach o jeden składnik za dużo. Była pewna, że to ślizgonka za to odpowiadała. Ezra wzruszyła ramionami, również zamierzając dołączyć do zakładu, lecz obstawiając zupełnie inaczej niż jej koledzy.

- Dziesięć galeonów. Hufflepuff złapie znicza, ale Slytherin wygra przewagą punktową.

Leander zaśmiał się jeszcze głośniej, po czym poklepał koleżankę i odszedł, mówiąc coś o łatwej wygranej. Ezra dojadła swoje śniadanie i wstała od stołu, od razu szukając swojego ulubionego krukona, który pomachał wysoko na jej widok. Zaczęli razem zmierzać w stronę boiska, gdy wkrótce dopadł ich Sebastian Sallow oraz Ominis Gaunt. Andrew niezbyt ucieszył się z tego towarzystwa. Jeszcze bardziej go zdziwiło, że dziewczyna doszła z nimi do porozumienia i nadal utrzymywała z nimi ciepłe stosunku.

- Ty jeszcze chyba nigdy nie widziałaś meczu quidditcha, prawda? - zapytał Sebastian Ezrę, na co ta przytaknęła. - Dobrze, że pierwszy mecz zobaczysz jak Slytherin z łatwością wygrywa.

- To głupota czy zbyt wielka pewność siebie, Sallow? - sapnął Larson, obejmując Ezrę ramieniem.

- Sebastianie! Pamiętaj, że gracie z moim domem!

No tak... Wypadałoby wspomnieć, że nie tylko Ominis i Sebastian dołączyli do uroczej pary. Stała też przy nich Penelope Sanders, która uczepiła się ramienia ślepego ślizgona jak rzep psiego ogona. Najwidoczniej mu to nie przeszkadzało. Bynajmniej, ufał na tyle Penelope, że przy niej poruszał się bez różdżki, w pełni powierzając jej się, by kierowała nim niczym przewodnik.

Dla Ezry było to trochę przykre. Tylko, dlatego że znała się dłużej z Ominisem i jej tak nie ufał. Znaczy się, oboje chodzili do Hogwartu na długo przed pojawieniem się Ezry, ale nie utrzymywali żadnych kontaktów. A jednak to Penelope go prowadziła i wkradła się w jego łaski z taką łatwością, kiedy Ezra musiała wywalczyć sobie miejsce, by chociaż ją tolerował.

Gdy całą piątką znaleźli się na trybunach, ledwo znaleźli miejsce. Wszyscy ze szkoły zdążyli już znaleźć się tu przed nimi. Ezra przypadkiem potknęła się, wpadając na Ominisa, który odruchowo złapał ją za nadgarstek. Nie mógł widzieć, jak Crowley intensywnie się w niego wpatruje, ale czuł to wyraźnie.

- Ezro, jesteś taka niezdarna - zachichotała Penelope, odszukując na ślizgońskich trybunach swojej kuzynki.

- Bądź następnym razem ostrożna - dodał Ominis z dobrze zamaskowaną troską. Niestety Ezra odebrała to jako przytyk, będący dodatkiem komentarza puchonki.

Zmieliła w ustach przekleństwo, którego ostatnio nauczyła ją Yvone. Jak na tak uroczą dziewczynę, znała naprawdę wulgarny język, który w wyższych sferach mógł naprawdę obrazić. Ale gryfonka zachowała swoją godność i stanęła wyprostowana przy Andrew. Ten odnalazł jej dłoń i splótł ich dłonie ze sobą. Dziewczyna lekko zadrżała, co nie umknęło krukonowi, ale i Sebastianowi.

- Zimno ci? - spytał Andrew. - Może wracajmy do zamku? Nie chcę żebyś się przeziębiła.

Sebastian parsknął na te słowa, zdejmując z szyi swój zielony szalik.

- Doprawdy - mruknął Sallow. - Ezra nie jest ze szkła, byle podmuch wiatru jej nie skruszy, wystarczy tylko tyle... - Owinął swój szal wokół szyi Ezry, a ta mogła poczuć intensywny zapach cynamonu. - Cieplej? - spytał troskliwie, ukradkiem zerkając w stronę Ominisa.

Ten udawał, że niczego nie słyszy, że sytuacja z obok wcale nie była celowym zabiegiem Sebastiana. Oczywiście, nie mógł przewidzieć, że gryfonce zrobi się zimno, ale od razu wiedział jak zareagować. Sebastian wybrał sobie dziwną rozrywkę - za wszelką cenę próbował udowodnić coś Ominisowi.

- Uh... Faktycznie trochę wieje - zgodziła się Penelope, spoglądając na Ominisa z nadzieją.

Bycie niewidomym w tym wypadku mógł uznać za błogosławieństwo, bo z łatwością udał, że nie zrozumiał sugestii puchonki.

- Trochę wieje - przyznał Ominis. - Czy chciałabyś...

- Tak! - pisnęła Penelope, mocniej wtulając się w ramię Ominisa.

Ezra wpatrywała się w nich jak w obrazek. Mogli stworzyć naprawdę wyjątkową parę. Wiatr zawył wściekle i tak mocno, że zerwał z szyi Ezry słabo zawinięty szalik. Dziewczyna zrobiła szybki krok ku niemu, by spróbować go pochwycić. Nie zdawała sobie sprawy, że tak blisko stała barierki, bo zachwiała się, ale na szczęście ktoś szybko chwycił ją za rąbek szaty i mocno pociągnął w swoją stronę. Ezra już miała podziękować Andrew lub Sebastianowi, ale ku jej zdziwieniu za nią stał Ominis.

Niewidzącym spojrzeniem śledził ją. Musiał wyczuć jej gwałtowne ruchy i przewidzieć, że mogło to się źle skończyć. Na szczęście w porę zareagował. Ezra cicho podziękowała, ale wciąż czuła żal z powodu szalika Sebastiana.

- Przepraszam, Sebastianie... Twój szalik...

Sebastian machnął na to ręką, wdrażając dalej swój plan w życie.

- To tylko szalik, w zamku mam jeszcze dwa - wyjaśnił z uśmiechem. - Ale co teraz? Znowu nie masz niczego, co ochroni cię przed zimnem. Larson, czemu nie masz szalika na sobie?

Krukon fuknął obrażony.

- I teraz zmarzniesz, może faktycznie wróćcie do zamku? - zasugerował Sebastian, dyskretnie chowając swoją różdżkę, którą wywołał zbyt silny wiatr.

- Możesz wziąć mój - odezwał się Ominis, zdejmują swój szary szalik. - Nie jest mi zimno. - Odszukał ręką ramienia Ezry, a potem zręcznie owinął szalik wokół jej odkrytej szyi. Starał się nie zadrżeć, gdy przypadkiem dłonią musnął skórę jej policzka. - Proszę.

- Dziękuję, Ominisie.

Penelope stojąca obok skrzyżowała ręce na piersi, mocno niezadowolona, że ona nie potrafiła wymusić na Gauncie dostania od niego szalika. Ponownie uczepiła się chłopaka, wrogo zerkając na Ezrę, która już na nic nie zwracała uwagi wokół siebie. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się we właśnie rozpoczynający się mecz.

🍀🍀🍀🍀🍀🍀🍀

Pozwolę sobie powiedzieć coś na temat tajemniczej postaci z początku rozdziału- mały easter egg dla kogoś, kto może czytał moją Trylogię Zaklęć Niewybaczalnych. Postać pojawia się przelotnie w drugim tomie Cruciatusie i pełni rolę głównego antagonisty w Imperiusie. A jako że zapowiedziałam, że postacie z HL pojawia się w Trylogii (wiecie cofanie się w czasie) to pozwoliłam połączyć sobie oba utwory literackie w jeden świat. To znaczy jak złoczyńca został pokonany za pierwszym razem, by odrodzić się później w Trylogii. No i w końcu w Cruciatusie można poznać pewną goblińską przepowiednię. Duży zbieg okoliczności, że kiedy wymyśliłam przepowiednie kilka miesięcy później powstało HL, więc nie będę się hamować przed wykorzystaniem tego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro