Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 22

Ezra spędziła w Skrzydle Szpitalnym cały weekend i dostała jeszcze kilka dni wolnych od zajęć, by móc do siebie dojść. Przez weekendowy pobyt Sebastian i Ominis odwiedzili ją tylko jeden raz, by nie denerwować panią Lenore oraz, by przypadkiem nie natknąć się na Larsona z Ravenclawu. Profesor Sharp zaglądał do niej w każdej wolnej chwili. We wtorek po swoich zajęciach zaprosił podopieczną do swojej komnaty, która przypominała jego mieszkanie w Londynie. Zajęła miejsce w jednym z dwóch foteli, nim zdążyła się pochylić, by zdjąć książki zalegające na nim, Sharp rzucił zaklęcie, by księgi ułożyły się z powrotem na regale.

W kominku przyjemnie trzaskało drewno, a płomienie tańczyły w rytm jego delikatnego szumienia. Pokój był wypełniony ciepłem, zapachem drzewa i kojącym dźwiękiem płonącego drewna. Na stoliku obok fotela wylądowała taca z gorącą herbatą i czymś, na widok czego błękitne oczy Ezry zaświeciły się jak gwiazdki. Patrzyła jak na porcelanowym talerzyku ląduje kawałek ciasta dyniowego. Uwielbiała go! To było naprawdę miło, że w ciągu kilku tygodni mieszkania razem, Ezop Sharp zapamiętał taki drobny szczegół. Czarodziej zajął miejsce na drugim fotelu, ręcznie nalewając herbaty do dwóch filiżanek.

- Jak się czujesz, moja droga? - zapytał Sharp, ujmując filiżankę z herbatą w palce. - Widzę, że odzyskałaś trochę koloru.

- Przepraszam, wujku, że cię zmartwiłam - odpowiedziała Ezra, spuszczając wzrok. Gdyby jej matka zobaczyła, jak szybko ucieka wzrokiem, zganiłaby ją, uznając, że zachowuje się nieadekwatnie do swojego statusu.

- Nonsens - przerwał jej Sharp. - Jestem za ciebie odpowiedzialny. Powinnaś mi powiedzieć, że jesteś przemęczona. W ciągu ostatnich tygodni twojego życia wydarzyło się naprawdę wiele, miałaś prawo czuć się zagubiona, wręcz przytłoczona tym wszystkim - mówił, po czym upił łyk. - Pragnę też dodać, że widzę pewną różnicę w twoim zachowaniu. - Uśmiechnął się delikatnie, zaskakując tym gryfonkę. - Kiedyś tyle się nie uśmiechałaś.

Faktycznie... Ezrę zwykle poznawało się jako stonowaną dziewczynę, nie mającą w głowie wygłupów czy jakichkolwiek nieodpowiednich zachowań. Uczono ją, a może raczej tresowano, by wszelkie emocje skrywała na dnie serca. Nigdy nie okazywała strachu, gniewu, a nawet radości. Czasem żałowała, że rodzice pozbawiali jej tak trywialnych rzeczy jak emocje czy uczucia. Z tejże przyczyny obdarowywali ją ograniczoną ilością czułości, na wypadek gdyby miało to wywołać niekontrolowany wybuch mocy dziewczynki.

Wśród innych rodów krążyły różne plotki na temat jedynej córki Crowley'ów - rodzice od razu zaznaczyli, że nie wydadzą swojej córki za mąż, odmawiając wpływowym rodzinom takim jak Malfoy, Black, Gaunt, Avery czy Carrow. Mówiono o młodej wówcza dziewczynce, że urodziła się cherłakiem i jest hańbą dla rodziny. Jednak zawsze zabierali Ezrę na bankiety, gdzie prezentowała się nienagannie, ukazując wyryte na pamięć dobre maniery i poruszanie sie z gracją. Potem mówiono o innych przypadłościach Ezry, lecz jej rodzina pozostała niewzruszona. Może złym było cieszenie się ze śmierci rodziców, ale Ezra po raz pierwszy nie bała się mówić, co czuje i okazywać to. Śmiała się! Płakała!

- Rodzice mówili, żebym nigdy nie okazywała głębszych uczuć, bo mój dar może sprowadzić katastrofę. Wtedy... w Beauxbatons, pewne dziewczyny dokuczały mojej przyjaciółce, Felicity, ale czułam się słaba, że nie mogę jej obronić. Magia sama ożyła i zrujnowała opuszczoną klasę. Oskarżono mnie o czarną magię, bo nikt nie wie, czym jest starożytna magia. Profesor Fig uczył o niej tę drugą osobę, prawda? - Sharp skinął głową. -Czy jest ktoś inny, kto pomógłby mi nad nią zapanować?

- To może być... niemożliwe - przyznał Ezop, na co Ezra pokiwała smutno głową i zaczęła objadać się ze smakiem ciastem dyniowym. - Obiecuję, że postaram się znaleźć sposób.

- Mimo wszystko... - weszła mu w słowo, ocierająć usta serwetką. Choć okazywała więcej emocji jak zwykła nastolatka, nie mogła pozbyć się nawyków, jakie wpoiła jej matka. Siedziała idealnie prosto i tak samo jadła. - Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz, wujku. Nie łączą nas więzi krwi, a czuję, że zawdzięczam ci więcej niż rodzicom.

Spędzili tak wieczór jeszcze kilka godzin, póki nie wybiła godzina przed ciszą nocną. Ze względu na pewne okoliczności Sharp nie mógł osobiście odprowadzić Ezry do dormitorium, ale zadbał o to, by nie wędrowała sama. Wkrótce zjawił się przy niej duch... i to najbardziej przerażający ze wszystkich, bo sam Duch Krwawego Barona. Ten przerażający duch najwidoczniej nie był zadowolony z faktu, że musi odprowadzać ucznia spoza swojego domu, ponieważ był on duchem Slytherinu. Unosił się nisko, więc dało się zobaczyć ciągnące się za nim łańcuchy, dodające mu jeszcze bardziej upiornego wyglądu.

Na szczęście nie odezwał się do Ezry ani słowem, a pod portretem Grubej Damy ukłonił się szarmancko i odleciał, zawodząc i brzęcząc łańcuchami. Chyba kierował się w stronę Wieży Astronomicznej. Ezra wypowiedziała hasło i zniknęła za portretem, znajdując się w salonie Gryffindoru. W kominku wciąż się tliło, ale nikogo z uczniów nie było. Portrety dopiero szykowały się do snu, na widok Ezry zaczęli szeptać.

- Jesteście bardzo subtelni -prychnęła na ten widok i udała się do swojego pokoju, by wreszcie odpocząć we własnym łóżku.

Rano słyszała, jak inne gryfonki szykują się na zajęcia, nie budząc przy tym Ezry, która cieszyła się ostatnim dniem wolnym. Codziennie po zajęciach, któraś z jej współlokatorek przynosiła jej zadania domowe, a czasem także i coś słodkiego z Wielkiej Sali. Była to miła odmiana, kiedy w Beauxbatons to ona zawsze dbała o niemą Felicity, którą dręczono z powodu jej przypadłości. Co jej pozostało, jak kilka godzin później wstać i udać się do biblioteki. Nie chciała mieć zbyt dużych zaległości. Dostrzegła znajomą postać w kącie, więc po cichu się do niej zakradła i zasłoniła jej oczy.

- Zgadnij, kto to? - zachichotała, kiedy ciepłe dłonie dotknęły jej policzka.

- To chyba moja ulubiona gryfonka? - odpowiedział zaczepnie, po czym spojrzał w uśmiechniętą twarz Ezry. - Siadaj - zachęcił ją Andrew. - Jak się czujesz? Wyglądasz o wiele lepiej.

- I tak też się czuję... W tę sobotę chyba nie masz szlabanu, prawda? Może wybierzemy się wspólnie na mecz Slytherinu i Hufflepuffu? Ostatni mecz jakoś przegapiłam, nawet nie pamiętam, kto grał.

Andrew wzruszył ramionami, ponownie skupiając się na książce przed nim.

- Nigdy nie byłem jakoś wielkim fanem tego sportu, ale skoro to cię uszczęśliwi, to z checią pójdę.

Jednak w jego głosie brakowało przekonania. Ezra źle się poczuła z tym, że wymusiła to na nim, bo chyba naprawdę nie lubił quidditcha. Gdzieś niedaleko usłyszała chichot. Czy ktoś jeszcze tu był poza nimi? Co prawda była teraz dłuższa przerwa, ale mało kto zaglądał w tych godzinach do biblioteki. Ezra na chwilę wstała ze swojego miejsca, by wyjrzeć zza regał. Widząc, kto to, zamarła. Nie spodziewała się zobaczyć Ominisa w towarzystwie dziewczyny. Znaczy, nie, że nie miał powodzenia u płci przeciwnej, ale przecież sam mówił na imprezie, że dziewczyny raczej go unikają. A teraz...? Siedział wraz z puchonką o blond lokach, które uroczo układały się wokół jej twarzy. Najwidoczniej coś jej tłumaczył, bo ta słuchała go jak oczarowana.

Cóż, tak działał głos Ominisa. Był głęboki, kojący, wręcz uspokajający. Ezra pisnęła głośno, zwracając na siebie uwagę wszystkich w bibliotece, w tym również Andrew, Ominisa i puchonki. Ezra odwróciła się w stronę ślizgonki, która uwielbiała się wywyższać na zajęciach z profesorem Sharpem. Była chyba bliską kumpelą Imeldy. Jak ona miała na imię...? Ach, Ezra kompletnie nie mogła sobie przypomnieć.

- Co podglądasz, Crowley? Zamiast chodzić na zajęcia bawisz się w szpiega? - wybuchła śmiechem dziewczyna, poprawiając swoje długie czarne warkocze. - O ile mnie pamięć nie myli twój wybranek serca siedzi tam. - Skinęła podbródkiem na ponownie zaczytanego w lekturze krukona. - Ten pan - teraz mówiła o Ominisie - jest zajęty, jak widzisz, przez Penelope Sanders. Moją kuzynkę, także zrób użytek ze swoich kozich nóżek i zjeżdżaj.

Ezra już pamiętała. Ślizgonka przed nią to była Amanda Sanders. Naprawdę nieprzystępna dziewczyna, kręcąca się często w pobliżu Sebastiana i Ominisa. Teraz, gdy jej kuzynka wprosiła się w łaski niewidomego chłopaka, Amanda pewnie miała chrapkę na drugiego ślizgona.

- Ominis i Sebastian to moi przyjaciele - broniła się Ezra. - I nie podglądałam.

- Pff... - zachichotała Amanda. - Tłumaczysz się jak ta przeklęta Nightingale, po czym szlajała się nocami z Sallowem. Nie cierpię takich rozwiązłych kobiet -warknęła mniej przyjemnym głosem, o ile jej głos kiedykolwiek można byłoby nazwać przyjemnym. Albo chociaż znośnym.

Przed twarzą Ezry pojawiła się ta łagodna twarz, która w żaden sposób nie pasowała do osoby, jaką opisywała Amanda. Aillen miała delikatną, dziewczęcą urodę. A z krótkiej rozmowy i tego, jak potoczyło się jej życie... nie można było jej nazwać rozwiązłą. Przez to starożytna magia zawrzała gniewnie w żyłach gryfonki, gdy ta wycelowała różdżką w kierunku Sanders.

- Odszczekaj to - syknęła Ezra. - Odszczekaj, co powiedziałaś o Aileen Nightingale - powtórzyła powoli, a kilka białych iskier posypało się z końca jej różdżki.

- Nie odważysz się...

- Przekonamy się?

-Na Merlina! Crowley! Co ty chciałaś zrobić mojej kuzynce?! - uniosła się Penelope, wstając z miejsca i podchodząc do Amandy. - Jesteś niezrównoważona psychicznie! Trzymaj się z dala od mojej rodziny!

Amanda Sanders uśmiechnęła się szyderczo w stronę Ezry, gdy ją mijała. Penelope jeszcze chwilę przy niej stała, jakby chciała się upewnić, że Crowley nie ruszy śladem jej kuzynki. Puchonka odetchnęła z ulgą, że skończyło się tylko na groźbach.

- Nie wiem, o co wam poszło, ale więcej nie prowokuj Amandy, bywa... szajbuską - Penelope zniżyła głos, przybierając łagodny wyraz twarzy, wyrażający troskę. - Przepraszam, że na ciebie krzyknęłam, to tylko przy niej...

Ezra zamrugała zaskoczona nagłą zmianą zachowania Penelope, po czym zrozumiała. Penelope udawała arogancką damę, która chyba tylko przypadkiem trafiła do Hufflepuffu, a tak naprawdę rzeczywiście miała dobre serce, w odróżnieniu do jej kuzynki. Jasnowłosa uśmiechnęła się ciepło do gryfonki, po czym wróciła do stolika, gdzie siedział Ominis i najwidoczniej przysłuchiwał się całej rozmowie, a przynajmniej na tyle, na ile pozwoliła mu odległość. Mimo że Penelope zaczęła zalewać go słowotokiem, ten wciąż był odwrócony w stronę, gdzie powinna stać jeszcze Ezra.

- W porządku? - zapytał Andrew, na co Ezra pokiwała głową. - Może...

- Wrócę do dormitorium. Do zobaczenia jutro na zajęciach.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro