Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 21

Ezra powłóczyła nogami jeszcze chwilę ku drzwiom Skrzydła Szpitalnego, kiedy poczuła jak wszelkie siły na raz ją opuszczają, a ona osuwa się w mrok. Słyszała nawoływanie swojego imienia, na co mruknęła przeciągle, nie przypominając sobie znikąd tego głosu.

Kiedy otworzyła oczy nie była już na korytarzu. Ona w ogóle nie była w Hogwarcie. Zewsząd otaczał ją las - mroczny i tajemniczy. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że to tutaj pierwszy raz zetknęła się ze starożytną magią, którą pochłonęła i obnażyła swój sekret przed dwoma ślizgonami. Tym razem nikogo w pobliżu nie było. Usłyszała trzask gałązki, więc odwróciła się. Za wolno. Zdążyła tylko zobaczyć zanikającą białą czuprynę między drzewami. Nie czując już braku sił, wstała i pobiegła w tym kierunku. Zakazany Las nie wydawał się być teraz straszny. Wszędzie unosiły się drobne, lśniące kuleczki, oświetlające drogę niczym drogowskazy.

Parę kroków dalej, na ogromnym głazie siedziała ona. Jasnowłosa dziewczyna z jej snów, i którą widziała raz w lustrze na jawie. Miała na sobie skromną białą suknię, jaką zakładano zmarłym pannom. Jasne włosy w świetle księżyca niemal białe, zdobił wianek z polnych kwiatów. Dziewczyna merdała wesoło nogami, zapraszając gestem ręki Ezrę bliżej siebie.

- Ja cię chyba znam, prawda? - zapytała Ezra, a jej głos wydawał się być zduszony, jakby wypowiadała słowa głęboko pod wodą. - Kim jesteś?

Jasnowłosa poruszyła głową, a jej włosy za sprawą magii związały się w warkocz, suknia pociemniała, co zwieńczyła czarna peleryna narzucona na jej ramiona. Zielone godło ze srebrnym wężem od razu zdradzało, do jakiego domu należała.

- Aileen Nightingale, to ty prawda? - Ślizgonka pokiwała głową. - Co ja tu robię? Gdzie my jesteśmy? O co chodzi z tymi snami? Co to za jaskinia, potwory, przedmiot w ręku Sebastiana? Czemu wciąż za wami biegnę?

Aileen wstała z głazu, a kiedy tylko jej wciąż bose stopy dotknęły ziemi, las zmienił swój wygląd, teraz obraz dookoła nich wyglądało jak jaskinia ze snów Ezry.

- Witaj w krypcie w Feldcroft - przemówiła po raz pierwszy Aileen. - Naprawdę cieszę się, że wreszcie mogę cię poznać. Kogoś innego, kto jak ja dzierży starożytną magię.

- Chciałaś się ze mną spotkać? - dopytywała gryfonka, na co Aileen pokiwała głową.

- Widzisz... Rok temu wydarzyła się tu tragedia. - Poruszyła zwinnie ręką, a magia zadziałała, ukazując Sebastiana Sallowa i starszego mężczyznę. - To Solomon Sallow, wuj Sebastiana i Anne. Sebastiana poznałaś, prawda? - Ezra przytaknęła. - Czuję się winna, że ani ja ani Ominis nie daliśmy rady go od tego odwieść. Był tak zaślepiony, by uratować siostrę, że sięgnął po najgorsze rozwiązanie.

- Czarną magię - dokończyła Ezra.

Aileen nic nie odpowiedziała, pozwalając Crowley zobaczyć i usłyszeć jak Sebastian kłóci się z wujem, atakuje go, aż wreszcie, w akcie największej furii cisnął w niego zaklęcie uśmiercające. Solomon upadł martwy, a zaraz przy nim znalazła się bliźniaczka Sebastiana. Ezra musiała przyznać, że rzeczywiście byli do siebie podobni, choć Anne wyglądała na słabą. Naprawdę dręczyła ją straszna choroba.

,,Dokonałeś wyboru" - przemówiła, a z jej różdżki wystrzeliła kula ognia, paląc książkę. Wkrótce zniknęła z ciałem wuja. Ezra patrzyła jak dawna wersja Aileen podchodzi do leżącego chłopaka i na tym wspomnienie się kończyło. Pierwszy raz mogła usłyszeć ich głosy, zrozumieć, o co chodziło w tym śnie. Ciągle biegła do jaskini, a później patrzyła jak Sebastian morduje własnego wujka.

- Co się stało potem?

Aileen uniosła lewą dłoń, oglądając ją, jakby widziała ją po raz pierwszy.

- Z trudem udało się przekonać Anne do wybaczenia Sebastianowi. Możliwe, że nie wybaczyła mu, kiedy ja i Ominis przekonaliśmy ją do ostatniego szalonego planu. Ominis był przeciwny, zresztą Sebastian też. To całkowicie był mój pomysł.

Pomysł, za który cały Hogwart oskarżył Sebastiana, nazywając go zdrajcą, czarnoksiężnikiem. Od początku inicjatorką planu była Aileen. Ale co się z nią stało?

- Wolałabym się spotkać z tobą w innych okolicznościach, Ezro - kontynuowała Aileen, zbliżając się do niej spokojnym krokiem. - Jednak moje ciało... W tym momencie nie jest w stanie się poruszyć.

- Dlaczego? - wymsknęło jej się z ust, zanim zdążyła pomyśleć, czy przypadkiem nie zadaje za dużo pytań.

- Postanowiłam użyć starożytnej magii, by uratować Anne.

Jaskinia skryła się w gęstej mgle, zaraz wkrótce znalazły się w jakiejś komnacie. Ezra widziała ją po raz pierwszy w życiu. Na ścianach wisiały puste portrety, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Ezrę. Natomiast pod jej nogami rozciągał się szeroki widok na cały Hogwart i okolice, sięgające daleko poza Jezioro Maruwenn czy Feldcroft. Wszystko wydawało się, jakby było wymalowane lśniącymi gwiazdami. W pomieszczeniu stał Sebastian, Ominis, Anne i Aileen. Kłócili się ze sobą.

- To jest szaleństwo! Nie możesz tego rozważać, Sebastianie. Powiedz jej, że się myli. To jest niebezpieczne.

Ezra podeszła bliżej Ominisa, słyszała jak bardzo był zły. Cały drżał z tej złości. Chłopak naprzeciwko niego kręcił głową, sam nie wiedząc, co powinien zrobić. Gdzieś z tyłu stała Anne, która płakała, a Aileen ją uspokajała, głaszcząc po plecach.

- Będziesz żałować Sebastianie.

Ale Sebastian go nie posłuchał. Ezra przyglądała się jak Anne łapie za rękę Aileen, a ta wyciąga różdżkę, by wypowiedzieć zaklęcie.

- Proszę! - krzyknęła do Aileen, pamiętając, że w rzeczywistości Aileen już nie ma. - Nie rób tego!

Rozbłysło jasne światło. Tak oślepiające, że wyrwało Ezrę z krainy snów, a ona na powrót znalazła się w Hogwarcie, a dokładniej w Skrzydle Szpitalnym. Spotkała Aileen. Widziała jak Sebastian używa zaklęcia Avada Kedavra. Coś w plotkach było prawdziwe. Skoro Aileen mogła kontaktować się z Ezrą, może mogła ją jakoś ocalić? Przeprowadzili dziwny rytuał, ale Crowley nie była w stanie zobaczyć jego finału, obudziła się. Dlaczego jednak Aileen pokazała jej przeszłość, swoje wspomnienia?

Odwróciła głowę, odnajdując stojących blisko niej uczniów z domu węża.

- Co... wy tu robicie? - mruknęła, przykładając dłoń do obolałej głowy. Wciąż czuła się słaba i zmęczona. - Znowu to samo...

- Słyszeliśmy, że coś się stało, proszę pozwól sobie pomóc - rzekł Sebastian. - Wiem, że nie chcesz z nami rozmawiać, ale to, co słyszałaś to nieprawda. Ominis nie cierpi czarnej magii, a ja...

- Wiem o tym - odpowiedziała, po czym zakaszlała. Nadal trudno było jej po tym wszystkim oddychać. - Przecież wiem o tym. I wiem, co ty zrobiłeś Sebastianie.

Widziała to wspomnienie przed oczami - jak Solomon upada, jak Anne go odpycha i niszczy księgę.

- Wiem, co się stało z twoim wujkiem - dodała, nie pozostawiając go długo w nieświadomości. - Aileen mi pokazała.

Sebastian zachwiał się, ale udało mu się zająć miejsce przy łóżku Ezry. Skoro wiedziała... Nie, ona nie tylko wiedziała, ona widziała, co się stało, czemu zachowywała się jakby to było nic? Nie bała się go, nie cofnęła, kiedy wyciągnął ku niej rękę. Ominis nasłuchiwał uważnie, a jego serce samo zaczęło zwalniać z powodu tego wszystkiego. Sam zdecydował się usiąść.

- Jak to ci... pokazała? - wydukał Sebastian. - Kiedy? Jak?

Czy mogła im zawierzyć i wyznać, że Aileen ją nawiedzała w snach i teraz naprawdę udało im się porozmawiać? Ona im ufała. Ponad wszystko. Oddała swoje życie w ich ręce, a skończyła tak jak skończyła...

- Bałam się tego, co widziałam, dlatego unikałam was, ale teraz rozumiem. Naprawdę wiele rozumiem - mówiła dalej. - Nie wiem jeszcze, po co pokazała mi te wspomnienia, ale mam złe przeczucie, że coś się wkrótce wydarzy.

- Co takiego? - odezwał się w końcu Ominis.

- Nie jestem pewna, ale wiem, że muszę wam zaufać. Wiecie mniej więcej jak Aileen korzystała ze starożytnej magii i musicie mnie tego nauczyć.

- Aileen sama ledwo to pojmowała, wielu rzeczy uczył ją profesor Fig - wytłumaczył Sebastian, aczkolwiek nie zamierzał zostawić jej z tym samej, skoro Aileen na nią liczyła. - Czyli dla jasności... nikt nie będzie już nikogo unikał?

- Nie, obiecuję - zgodziła się Ezra.

Sebastian kątem oka dostrzegł cień uśmiechu na twarzy Ominisa. Chyba taka kolej rzeczy mu odpowiadała. A może myślał o zbliżającej się randce z pewną uroczą puchonką? W każdym razie miało być tylko lepiej.

I było. Do czasu aż pani Lenore nie wróciła, nie obwiniła ślizgonów za cały bałagan (za który tak naprawdę odpowiadała starożytna magia w żyłach Ezry) i wygoniła ich, wrzeszcząc jak opętana. To rozbawiło Ezrę, bo śmiała się później naprawdę jeszcze długo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro