Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 20

- I to na tyle, jeśli chodzi o dzisiejsze zajęcia - odezwała się profesor Weasley. - Pamiętajcie, by ćwiczyć ruch różdżką.

Ezra wyszła z klasy do Transmutacji zmęczona jak nigdy. Ostatnie dni były dość intensywne, a na koniec dnia nie mogła zmrużyć oka, nękana koszmarami, w których główną rolę odgrywała jasnowłosa nieznajoma. Czasem w tych snach pojawiał się Sebastian, rzadziej Ominis. Nie chodziło, że unikała ich za sprawą oskarżeń Andrew. Miała swój rozum i potrafiła wybierać sobie samodzielnie znajomych. Początkowo chciała to z nimi wyjaśnić, ale krukon jej to uniemożliwiał. Za to była mu nawet wdzięczna. Te sny nie były normalne. Widziała Sebastiana w jakiejś jaskini otoczonego dziwnymi stworami.

Zawsze ten sam sen. Ezra biegła za tajemniczą dziewczyną i Sebastianem, przez jakąś kryptę. Pojawiał się też Ominis. Potem sen się zmieniał i biegła samotnie, by na skraju znaleźć się w tej dziwnej komnacie. Sebastian trzymał coś w rękach, jego twarz wykrzywiała wściekłość. Zielony błysk kończył sen, a Ezra zrywała się z łóżka spocona i wystraszona. Na początku Onai ją uspokajała, ale później uznały to za naturalne, więc Crowley mierzyła się z marami sennymi samotnie.

- Hej, dobrze się czujesz? - Usłyszała za sobą znajomy głos, a potem poczuła delikatny ucisk na ramieniu. - Słabo wyglądasz, może powinnaś iść do Skrzydła Szpitalnego? - Shannon przechyliła głowę, a jej kasztanowe włosy zafalowały. - Chodź, pójdziemy razem.

Shannon wsunęła rękę pod ramię Ezry i poprowadziła ją do Skrzydła Szpitalnego, na szczęście o tej porze większość uczniów przebywała w Wielkiej Sali na obiedzie, dzięki temu unikały konfrontacji i odpowiadania na pytania typu ,,co się stało?'' albo ,,czy wszystko w porządku?". Zwłaszcza, że z każdym krokiem Ezra rozpływała się i coraz trudniej było jej utrzymać równowagę. Kręciło jej się w głowie, gdy druga gryfonka do niej mówiła. Słowa zlewały się w niezrozumiały bełkot. W końcu na końcu ich drogi pojawiły się znajome drzwi, ale Ezra nie dała rady do nich dojść.

Wyślizgnęła się koleżance z uścisku i runęła na ziemię. Shannon zaczęła panikować.

- Pani Lenore, pani Lenore! - wolała uzdrowicielkę. Ta zirytowana wyjrzała zza drzwi, by sprawdzić o co te krzyki. - Nie mogę jej podnieść!

Kobieta zjawiła się przy nich od razu i wzięła nastolatkę na ręce, a ta była bezwładna jak lalka.

- Proszę, zawołaj profesora Sharpa - nakazała dziewczynie.

Ta zmrużyła oczy, nie rozumiejąc, czemu miałaby wołać nauczyciela od Elisirów, kiedy nie jest nawet opiekunem ich domu, powinna powiadomić profesor Weasley. Lecz posłusznie pobiegła do Wielkiej Sali, gdzie nauczyciele i uczniowie całkowicie oddali się spożywaniu posiłku. Gryfonka miała opory przed wejściem na wzniesienie, gdzie stały stoły nauczycieli. Wdrapała się po schodku, a widząc zaskoczone miny, podeszła do profesora Sharpa.

Mężczyzna słuchał w skupieniu słów uczennicy, po czym zerwał się z miejsca i pospiesznie opuścił Wielką Salę. Nikt nie widział nigdy tak wzburzonego Sharpa. Sebastian dźgnął lekko Ominisa w bok.

- Coś się stało - szepnął. - Profesor Sharp niemal wybiegł z sali - dodał, a potem spojrzał w kierunku gryfońskiego stołu. - Nigdzie nie widzę Ezry.

- Czy naprawdę chcesz się mieszać w nieswoje sprawy? Niech profesor Sharp się tym zajmie - ugasił jego entuzjazm Gaunt. Nieskutecznie.

- O nie, drogi przyjacielu. Nie ja się będę mieszał w te sprawy, a my dwaj!

Nim Ominis zdążył zaprotestować, zasłaniając się jakaś wygodną wymówką, Sallow pociągnął go za sobą w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Pod zaklęciem kameleona podążyli za nauczycielem, jak się okazało w stronę Skrzydła Szpitalnego.

- Już jestem - powiedział nieco zdyszany Sharp. - Gdzie ona jest?

Pani Lenore, mag-uzdrowiciel, podeszła do niego z pustą tacą, na której przedtem leżały różne specyfiki.

- Bardzo słaba - wyznała pani Lenore. - Zemdlała przed Skrzydłem. Podałam jej coś na wzmocnienie. Ma bardzo niespokojny sen, zamierzałam jej podać jeszcze Eliksir Słodkiego Snu. Ciągle mamrocze przez sen. Jak do tej pory ze snem?

Sharp zmarszczył brwi.

- Niestety, nie wiem - przyznał z żalem, nawet nie zauważył, że jego podopieczna ma jakiekolwiek problemy. - Nie skarżyła mi się na nic...

Pani Lenore westchnęła, po czym poprowadziła nauczyciela, i nieświadomie dwóch ślizgonów, do łóżka Crowley. Jej klatka piersiowa falowała w nierównym tempie, zdradzając jak bardzo męczyła się przez sen. Mężczyzna położył dłoń na jej głowie, lekko zaczesując włosy do tyłu. Popatrzył wyczekująco na uzdrowicielkę.

- Czy potrzeba, abym przygotował jakiś eliksir? - zapytał z nadzieją, lecz pani Lenore pokiwała głową, zapewniając, że ma tu wszystko, co potrzeba. - Będzie leżeć cały weekend?

- Minimalnie - przytaknęła pani Lenore. - Postaram się postawić ją natychmiast na nogi, ale później...

Oboje zamarli, słysząc nietypowy dźwięk. Rozejrzeli się po Skrzydle Szpitalnym, ale nie napotkali nic podejrzanego. Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym profesor Sharp wrócił do Wielkiej Sali. Chłopcy odczekali aż pani Lenore również zniknie, po czym zdjęli zaklęcie kameleona i podeszli do śpiącej dziewczyny.

- Co my tu robimy? Nie powinno nas tu być! - oburzył się Ominis, nasłuchując, czy przypadkiem pani Lenore nie wraca.

- Jest naładowana starożytną magią, jak kiedyś Aileen. Powinna dać jej upust, nie widzisz tego?

- Nie - skwitował Ominis.

- A racja, wybacz - Sebastian spuścił wzrok, uważnie przyglądając się dziewczynie. - Pani Lenore mówiła, że ma problemy ze snem. Może w rzeczach Aileen coś znajdziemy?

- Nie powinniśmy grzebać w jej rzeczach - ostrzegł go Ominis.

- Posłuchaj, nie chciałem tego mówić teraz, kiedy nie mam żadnej pewności, ale wyczytałem w pewnej księdze - mówił, a widać niezadowolony wyraz twarzy Ominisa, poprawił się - nic czarnomagicznego. Ezra ma starożytną magię, tak jak Aileen, więc może mogłaby nam pomóc ją odzyskać? Ominisie! Byłoby jak dawniej!

- Czyś ty oszalał?! Nie rozumiemy jak działała magia Aileen, jak działa magia Ezry, a ty chcesz ją wykorzystać do swoich własnych celów. Nie pozwolę na to - powiedział, zaciskając palce na różdżce. - Pomogłeś Anne, ale za jaką cenę? Teraz chcesz naprawić swój błąd, ryzykując życiem i zdrowiem Ezry?

Sebastian również wycelował różdżkę w przyjaciela, próbując znaleźć jakiś sposób, by go przekonać. Ominis, choć jego oczy były ślepe i zamglone, to kryła się w nich tak silna groźba, że pierwszy raz od dawna wyglądał jak na Gaunta przystało. Sebastian westchnął i pierwszy złożył broń.

- Masz rację, to błędne koło - przyznał. - Po prostu...

Usłyszeli cichy szloch, odwrócili się w kierunku łóżka gryfonki. Ezra nadal spała, spod zaciśniętych powiek płynęły łzy. Obaj podeszli bliżej, teraz rozumiejąc, co pani Lenore miała wcześniej na myśli.

- Proszę - wyszeptała bardzo cicho. - Nie rób tego...

Przedmioty dookoła zaczęły się unosić otoczone białą poświatą, a potem rozbijały się o ścianę. Ominis rzucił zaklęcie Protego, w porę chroniąc się przed oberwaniem metalową tacą. Moment później wszystko ustało, a Ezra otworzyła oczy, zrywając się do siadu. Rozejrzała się po zdemolowanej komnacie, ale jeszcze bardziej zdziwił ją widok Ominisa i Sebastiana.

- Co... wy tu robicie? - mruknęła, przykładając dłoń do obolałej głowy. - Znowu to samo...

- Słyszeliśmy, że coś się stało, proszę pozwól sobie pomóc - rzekł Sebastian. - Wiem, że nie chcesz z nami rozmawiać, ale to, co słyszałaś to nieprawda. Ominis nie cierpi czarnej magii, a ja...

- Wiem o tym - odpowiedziała, po czym zakaszlała. - Przecież wiem o tym. I wiem, co ty zrobiłeś Sebastianie.

Sallow zamrugał, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli. Co zrobił?

- Wiem, co się stało z twoim wujkiem - dodała, a serce Sebastiana zabiło mocniej. Skąd ona...? Kto jej powiedział? Nikt oprócz Aileen, Ominisa i Anne nie wiedział, co się stało z Solomonem. Nim zdążył o cokolwiek zapytać, Ezra go uprzedziła. - Aileen mi pokazała.

Sebastian na krótką chwilę zapomniał, jak się oddycha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro