Chapter 19
Po pamiętnej imprezie stosunek Ezry do obu ślizgonów zmienił się diametralnie za sprawą krukona, który nie odstępował jej w wolnych chwilach na krok. Niektórzy, głównie zazdrosne pannice, pogodzili się, że nowo przybyła gryfonka skradła im przystojnego Andrew Larsona. W innych sytuacjach Ezra przesiadywała z Natsai, Yvone i Shannon.
Cała sytuacja nie podobała się Sebastianowi, który nawet nie miał okazji porozmawiać z Ezrą i przeprosić za pamiętną noc w Zakazanym Lesie, gdy odkrył jej sekret. Nie wyjaśnił, co nim kierowało i co chciał zrobić. Czuł, że o ile wcześniej narastała między nimi jakaś więź, może nawet początek przyjaźni, tak teraz wszystko runęło bezpowrotnie. Larson jasno w ich obecności zaznaczał swoje terytorium. Pozwalał sobie na obejmowanie ramieniem gryfonki, czasem niemoralnie zaczepiał ją, wywołując na jej twarzy urocze rumieńce.
Była jeszcze inna sprawa...
Ominis.
Od imprezy w pokoju wspólnym Slytherinu zachowywał się dziwnie. Uciekał myślami dalej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Sebastian domyślał się, że chodziło o oskarżenie Andrew, jakoby Ominis miał zostać w przyszłości czarnoksiężnikiem i jest to jego przeznaczenie, którego nie mógł w żaden sposób obejść. Obawiał się, że Ezra uwierzyła w słowa krukona i dlatego nie chciała z nim więcej rozmawiać. Na eliksirach nie zajmowała miejsca przy tym samym stanowisku, co on. Pracowała razem z Poppy, a on z Sebastianem. Zawsze tak działali, jednak przyzwyczaił się, że Ezra zagaduje go głupimi pytaniami, byleby podtrzymać rozmowę. Raz zapytała go o ulubiony ser. Co ciekawe, ona nie lubiła żadnego!
- Witam na kolejnych zajęciach - powitał ich z samego rana profesor Sharp, do którego plotki o domniemanym związku Ezry i pewnego krukona już dotarły. Nie był jej ojcem, a jednak odczuwał pewną niechęć względem tamtego ucznia, dlatego tylko przypadkiem dał mu w przyszłą sobotę szlaban za pomylenie składników. Żaden krukon nie będzie się plątał przy dziewczynce, którą wziął pod swoje skrzydła. - Dziś będziemy warzyć antidotum na pewien eliksir, czy ktoś wie, cóż takiego się tu warzy?
Rękę podniosła pewna ślizgonka o długich, czarnych włosach związanych w dwa niechlujne warkocze. Przeszła obok stanowiska Ominisa i Sebastiana, puszczając jednemu oczko, a drugiego niby przypadkiem musnęła ręką. Stanęła przed kociołkiem i przyjrzała się jego zawartości. Perłowa poświata od razu zdradziła bystrej ślizgonce, czym jest owy eliksir.
- To amortencja, panie profesorze. Miłosny eliksir, który powoduje silne zauroczenie lub obsesję osoby pijącej go. Bardzo silny, jednak nie wzbudza prawdziwej miłości - odpowiedziała, patrząc hardo w oczy profesora. Taka pewna siebie była.
Profesor Sharp pokiwał głową i pozwolił ślizgonce wrócić na miejsce, uprzednio nagradzając Slytherin dziesięcioma punktami za odpowiedź.
- Na dzisiejszych zajęciach spróbujecie uwarzyć antidotum na amortencję, ponieważ skutki eliksiru można zdjąć za pomocą zaklęcia lub antidotum. Zaliczenie zadania będzie polegać na tym, że wypijecie amortencję w małej ilości i wypijecie swoje antidotum. Partnerzy z waszych stanowisk będą was pilnować. No tak, zaczynajcie.
Na każdym stanowisku pojawił się pomniejszy kufelek zawierający amortencję. Wiadomym było, że każdy odczuwał inny zapach w zależności od tego, co kto lubił. Sebastian wziął głęboki wdech, wpuszczając słodki zapach bzu, aż na jego twarzy pojawił się dorodny rumieniec. Poza kwiatami bzu, czuł też miód i cynamon. Popatrzył nieco speszony na swojego towarzysza, który krzywił się od zapachu eliksiru.
- Co czujesz? - zapytał Sebastian, otwierając książkę na odpowiedniej stronie.
- A ty? - odpadł Ominis, wzruszając ramionami.
- Bez, cynamon i miód... - wydukał, na co drugi ślizgon uniósł wysoko brwi.
- Mogłem się domyślić. Używała szamponu z czarnego bzu, uwielbiała dodawać do kakao cynamonu, a kiedyś mówiłeś, że jej usta smakują jak...
- Dziękuję, Ominisie, wystarczy - przerwał mu Sallow, otwierając i jego podręcznik. Gaunt przesunął palcami po otwartej stronie. - To co ty poczułeś?
- Nic - przyznał. Spodziewał się, że to może być trudne, biorąc pod uwagę, że mało rzeczy lubił aż tak, by nazwać je ulubionymi. - Hm, chyba zapach książek.
- Aleeee nuda - ziewnął Sebastian, odwracając się. - Ciekawe, co poczuła Ezra. Myślisz, że Larsona? W sumie jak on mógłby pachnieć? Może zgnilizną?
- Sebastian - warknął cicho Ominis. - Naprawdę nie obchodzi mnie, jaki zapach ma Larson i co poczuła Ezra, ja... Czekaj, czuję coś. - Powąchał raz jeszcze eliksir miłosny, uśmiechając się błogo. - Czuję miętę, ciasto dyniowe i... Hm, nie znam tego zapachu.
- Miętę? Z czym kojarzysz ten zapach?
Ale Ominis nie był w stanie odpowiedzieć. Zajął się wykonywaniem antidotum. Dużo osób szeptało między sobą, zdradzając, jakie zapachy czują. Czasem było to ulubione ciasto, słodycze z Miodowego Królestwa, zapach rodzinnego domu, pasty do zębów, wiosennego deszczu. Zaskakujące było jak wiele istniało zapachów. Ominis wciąż myślami uciekał do mięty i ciasta dyniowego. Lubił jeść ten wypiek, ale nie nazwałby go ulubionym, z kolei pierwszy zapach...? Hm, przepadał za świeżością, może to było z tym związane? Z Sebastianem było prościej — czuł trzy różne zapachy, ale każdy kojarzył mu się tylko z Nightingale.
Prawie pod koniec zajęć antidotum było gotowe. Uczniowie upijali łyk amortencji czując zachwyt... swoim partnerem z ławki. Zabawnym widokiem okazał się Garreth Weasley klejący się do Leandra, nazywając go swoim skarbusiem najukochańszym. Ominis westchnął i upił łyk amortencji, poczuł jak jego serce przyspiesza a on oczami wyobraźni odszukał swojego lubego. Sebastian, chcąc oszczędzić przyjacielowi widowiska wepchnął mu do ust antidotum, natychmiast sprowadzając na ziemię. Obaj lekko rozbawieni skutkami amortencji na zajęciach, popatrzyli w kierunku Ezry.
Dziewczyna wpatrywała się w swój kufel, czując przyjemny zapach lasu i na tym poprzestała, nie doszukiwała się innych zapachów. Pamiętała te cudownie, zielone lasy rosnące na około jej domu. Lubiła spacerować tamtymi ścieżkami, raz udało jej się zobaczyć jelenia z niesamowitym porożem. Poppy dostrzegła jej zamyślenie, więc delikatnie ją szturchnęła.
- Ezra, wszystko w porządku? Denerwujesz się? Spokojnie, od razu podam ci antidotum - zapewniała Puchonka.
Trudno było jej nie uwierzyć, Poppy od początku była wobec niej przyjaźnie nastawiona i nie oceniała przez pryzmat jej rodziny. W Proroku Codziennym nie omieszkano wspomnieć o podejrzeniach wobec Crowley'ów i ich powiązana z czarną magią. Raz kozie śmierć, pomyślała sobie i upiła łyk eliksiru, który w smaku okazał się słodki. Ezra zamrugała, spoglądając na Poppy z uwielbieniem. Te jej lśniące włosy. Zbliżyła się do Poppy i chwyciła za jej podbródek, wkładając nogę między jej uda, kiedy przyparła ją do ściany.
- Och, Poppy, moja słodka Poppy - mruknęła uwodzicielsko, muskając opuszkiem kciuka jej policzek. - Kochana moja...
- Ezro, napij się. - Puchonka podała jej antidotum, na którym Ezra zawiesiła oko, ale tylko na chwilę. - S-spróbuj...
- Twoje usta wydają się takie miękkie - szepnęła, zbliżając się. Garreth Weasley gwizdnął przeciągle, słysząc awanse względem Poppy. Sebastian i Ominis również popatrzyli w tamtym kierunku. Sallow relacjonował całą sytuację przyjacielowi. - Pozwolisz, że skradnę ci całusa?
Poppy chwyciła fiolkę z antidotum i wepchnęła ją do ust Ezry, a ta od razy oprzytomniała. Gdy zdała sobie sprawę, że pół klasy ją obserwowało, zrobiła się czerwona jak dorodny pomidor. Merlinie, jakie to było żenujące! Poppy również wydawała się zakłopotana całą sytuacją, aż sama teraz miała opory przed spróbowaniem amortencji. Całą sytuację obserwował profesor Sharp, utwierdzający się w przekonaniu, że uczniowie ograniczą sięganie po tę substancję, widząc, jakie skutki potrafiła ściągnąć na kogoś.
Ezra zaliczyła zajęcia, spakowała rzeczy i już miała opuszczać salę, gdy zatrzymał ją Ezop Sharp.
- Pozwól na chwilkę - zagaił wuj, który odczekał aż zostaną sami. - Dawno nie spędzaliśmy razem czasu, czy możemy pod koniec tygodnia wypić razem herbatę? - Pomysł spodobał się dziewczynie, bo od kiedy została uczennicą Hogwartu, miała naprawdę mało czasu, by spotkać się z wujkiem. A poza nim nikogo na świecie nie miała.
Nie spodziewała się, że przed salą do Eliksirów będzie czekał na nią Andrew. Było to miłe z jego strony, że odprowadzał ją pod klasę i odbierał po zajęciach. Jednak czasem wydawał się być zbyt natarczywy ze swoimi uczuciami. Pozwoliła, by krukon objął ją ramieniem i poprowadził na błonia. Na całe szczęście nie padało, choć jesień zaczęła się na dobre. Wszelkie drzewa na terenie szkoły zrzuciły z siebie liściaste płaszcze, odkrywając powykręcane na różne strony gałęzie. Kilkoro uczniów również korzystało z ostatnich ciepłych dni. Andrew poprowadził ją w najbardziej oddalone miejsce. A kiedy Ezra usiadła na trawie, ten ułożył głowę na jej kolanach.
- Profesor Hecate zadała referat na temat stosowania zaklęć niewerbalnych. Zupełnie nie mogę się do tego zabrać, napisałaś już go? - Podniósł wzrok na Ezrę, która ujęła w palce pomarańczowy listek.
- Nie, nie bardzo też umiem korzystać z zaklęć niewerbalnych. - Wzruszyła ramionami. - Po kolacji możemy wspólnie do tego usiąść.
- To już prawie jak tradycja - parsknął śmiechem krukon, naprawdę uroczo się śmiał. - Wybrałabyś się może ze mną w następną sobotę do Hogsmeade? Zaprosiłbym cię teraz, ale w ten weekend muszę stawić się na szlabanie u profesora Sharpa. Wydaje mi się, że się na mnie uwziął, choć nie mam pojęcia dlaczego.
Ezra cicho mruknęła ,,ja też nie". Musnęła dłonią gładkie włosy Andrew, dziwiąc się, jakie miękkie są w dotyku i przyjemne. Śmiało pozwoliła sobie zatopić w nich palce, bawiąc się nimi. Najwidoczniej chłopakowi to się spodobało, bo przymknął oczy, po czym zasnął. Crowley nadal nie mogła wyjść z podziwu, że udało jej się zwrócić uwagę takiego wyjątkowego chłopca. Dzięki niemu nie miała okazji, by chociaż raz pomyśleć o starożytnej magii i Aileen Nightingale. Zostawiła to za sobą w cholerę.
Będzie zwykłą uczennicą. Skończy Hogwart, przejmie rodzinny majątek, podejmie się uczciwej pracy, którą polubi bądź nie. Znajdzie męża i urodzi mu dzieciaki, czekając aż umrze ze starości. Na nieszczęście czarodzieje żyli dość długo.
Nie zdawała sobie sprawy, że jej romantyczne spotkanie z Andrew jest od początku śledzone przez parę brązowych oczu, które nie odrywały spojrzenia od powiewających na wietrze czarnych włosów. Stojący obok drugi ślizgon nie zwracał na to uwagi. Nie wiedział, dlaczego Sebastian nie odpuszczał. Odkrył ważną kartę przed gryfonką, a teraz ona odwróciła się od nich. Sytuacja odwrotna do tego, jak oni postąpili wobec niej, gdy za bardzo drążyła temat Aileen.
- Sebastian, w jej oczach uchodzimy za czarnoksiężników. Naprawdę chcesz ją prosić o cokolwiek? - zapytał znudzony Ominis, wsłuchujący się w szum wiatru.
- Myślę, że to może się udać. Przedstawimy jej Aileen - stwierdził Sebastian, a Ominis wciągnął gwałtownie powietrze, nie spodziewając się tak lekkomyślnej decyzji przyjaciela. Zaczął go odwodzić od tego pomysłu. Na razie skutecznie. - Myślisz, że to zły pomysł?
- Zdecydowanie zły - zgodził się Ominis. - Chodźmy stąd.
- Larson położył głowę na jej kolanach i chyba zasnął. Amatorszczyzna - prychnął Sallow, wymijając przyjaciela, lecz ten mimo namów, by się oddalić, stał dalej w miejscu. - Ominis?
- Leży na jej kolanach? - powtórzył z trudem.
- Dokładnie tak powiedziałem, przyjacielu. Miłość wisi w powietrzu, dobrze byłoby na święta znaleźć jakieś panny, co ty na to? Właśnie widzę grupkę piątorocznych dziewczyn ze Slytherinu i Ravenclawu. Obserwują nas.
- Nie interesują mnie przelotne znajomości.
- No weź, Ominis, nie daj się prosić. Jeden wieczór?
Gaunt wbrew sobie zgodził się, ale nadal z tyłu głowy miał wytworzony przez umysł obraz Ezry z głową Andrew na kolanach. Ich relacja rozwijała się szybko i krukon naprawdę zadbał o to, by więcej się do nich nie odezwała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro