Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 13

Sebastian i Ominis weszli do Krypty najciszej jak potrafili. Przeczucie ślizgonów okazało się trafne, ponieważ Ezra siedziała skulona na starej sofie i cicho popłakiwała, gdzieś wokół niej krążyło kilka książek. Ominis zrobił jeden nieostrożny krok, zdradzając ich obecność— Ezra podniosła głowę, a książki upadły z powrotem na ziemię. Crowley zerwała się z sofy, podnosząc ręce przed siebie.

— Hej, spokojnie — odezwał się pierwszy Sebastian, również wyciągając przed siebie ręce w celu uspokojenia dziewczyny. — To tylko my. Jesteś cała? Wszyscy cię szukają. — Ale Ezra nie słuchała, czując, jak ponownie zalewa ją fala paniki. — Co się wydarzyło na drugim piętrze?

— To był Irytek — odpowiedziała od razu, drżącym głosem. Bała się. I obaj ślizgoni to wiedzieli. — Zaskoczył mnie. Wystraszył.

— Irytek zdemolował całe piętro? —spytał ostrożnie Sebastian.

Ezra przytaknęła.

— A ta dziura w ścianie? — dopytywał dalej.

— W ścianie była dziura? — zdziwił się Ominis, ale Sebastian od razu go uciszył. 

— Użyłam zaklęcia bombarda — wytłumaczyła, chowając za plecami dłonie i wyłamując sobie palce. Wiedziała, że to był zły pomysł, by tu przychodzić. —Przepraszam, Sebastianie, obiecywałam, że więcej tu nie przyjdę, ale nie wiedziałam, gdzie się podziać... 

— Zjawił się tu auror...

Ezra otworzyła szeroko oczy. Auror? Wiedziała, że Sidonis z rozkazu Ministerstwa oraz troski wujka Ezopa będzie czasem składał jej wizytę, aby sprawdzić jak sobie radzi w szkole oraz w społeczeństwie. Nadal nikt w Ministerstwie Magii nie zdawał sobie sprawy, że wśród uczniów krąży użytkownik starożytnej magii. I na co ona przydała się Crowley? Sprowadzała same kłopoty. Obaj chłopcy czekali na wyjaśnienia, których Ezra nie potrafiła im udzielić. Mogliby ją opacznie zrozumieć. By wytłumaczyć, czemu auror szukal dziewczyny, musiałaby wyznać, że oskarżono ją o używanie czarnej magii, a przecież nigdy się nawet do niej nie zbliżyła!

— To Sidonis — powiedziała powoli Ezra. — Jest przyjacielem mojego wujka.

— Wujka?

— Profesora Sharpa — dopowiedziała, na co obaj ślizgoni otworzyli szeroko oczy. — Znaczy to nie do końca mój wujek. Jest moim opiekunem prawnym do czasu, aż stanę się pełnoletnia. Był jedyną osobą, która mogła się mną zająć, po tym jak... 

Ominis przerwał dziewczynie, nie pozwalając jej na rozdrapywanie świeżych ran. Nie widział jej twarzy, nie mógł wiedzieć, jak słabo wyglądało. W każdej chwili mogła im tu zemdleć ze strachu i nerwów. Ale Ominis miał doskonały słuch i słyszał jak jej głos się załamuje, jak ledwo skleja zdania i je wypowiada. Nie chciał, by dłużej się męczyła, dlatego przerwał jej. O zamordowaniu rodziny czarodziejskiej Crowley było głośno w okresie wakacyjnym. Jednak po pierwszym września, gdy uczniowie Hogwartu wrócili w obręby murów szkoły, pamiętali o innej tragedii. O śmierci profesora Figa i odejściu tamtego ucznia. 

— Nic już nie mów — powiedział cicho i spokojnie, zupełnie inaczej niż zwykle mówił do Ezry. Dziewczyna drżała, a on wyczuwał to drganie powietrza. Pokonał dzielącą ich odległość i po omacku chwycił ją za dłonie. — Cicho... — mruknął, co zaskoczyło Sebastiana. — Wyobraź sobie pięknego hipogryfa, widzisz go? Zamknij oczy. — Ezra posłuchała go od razu. — Widzisz? Wyobraź sobie jak rozkłada długie skrzydła i leci, a ty siedzisz na jego grzbiecie, nie spadniesz, nie pozwoli ci. Lecisz spokojnie i nic cię nie wiąże, jesteś wolna...

Jego głos głaskał jej umysł, był niczym okład ziołowy na bolesną dolegliwość. Dłonie chłopaka były co prawda zimne, ale Crowley zrobiło się naprawdę gorąco. Cały stres, nerwy, wszystko to ustąpiło, zostawiając spokój. Ominis co jakiś czas zaciskał mocniej dłonie, przypominając dziewczynie, że nadal ją trzyma, kciukiem głaszcząc ją po palcach.

Sebastian kręcił głową, nie dowierzając, że jego dawny przyjaciel odważyłby się na taką bliskość poza ich małym kręgiem. Widział natomiast, że to działało i Ezra uspokaja się. Kątem oka dostrzegł lewitujące nisko książki, które powolnie opadały na ziemię.

— Powinniśmy stąd iść — wtrącił się Sallow, niechętnie przerywając ten uroczy gest Ominisa. — Jeśli auror jej szuka, znajdzie Kryptę. Zabierzmy ją na błonia szkoły, przyda jej się świeże powietrze.

Niewidomy ślizgon zgodził się z nim, z ociąganiem puszczając dłonie Ezry, gdyby zrobił to nagle, mógłby ją znowu wystraszyć. Dziewczyna ruszyła pierwsza ku wyjściu z Krypty, a chłopcy zamierzali jej w tym towarzyszyć. Sebastianowi coś nie dawało spokoju, słowa Ominisa, które niedawno kierował do gryfonki. Chwycił dawnego przyjaciela za ramię, a ten podniósł swój niewidzący wzrok w kierunku twarzy Sebastiana.

— Ten lot o hipogryfie... Jak na to wpadłeś? — Schował ręce do kieszeni, wyczekując odpowiedzi.

— To nie ja, a ona.

I wyszedł w ślad za Ezrą, zostawiając zdezorientowanego ślizgona samego. Ominis mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie, kiedy w zeszłym roku otrzymał dość nieprzyjemny list od rodziny. Tak go zestresował. Jeszcze był ten incydent, że nazwano go kolejnym Gauntem, mimo że odstawał od rodziny na wielu płaszczyznach... Popadał wtedy w panikę. Ale pojawiła się ona.

Ślizgonka, która wkradła się w serce Ominisa, Sebastiana i Anne, nie będąca żadnym dodatkiem, ani problemem. Okazała się wtedy dla Ominisa ogromnym wsparciem. Sebastian, zbyt zajęty szukaniem lekarstwa dla Anne, nie zdawał sobie sprawy, jak psychicznie ucierpiał Ominis. Ale ona widziała. Usiadła tamtego wieczoru obok niego, chwyciła za dłonie, głaskała je i mówiła o locie na hipogryfie, to go uspokoiło. A słysząc, jak męczy się Ezra, zadziałał instynktownie, ona z pewnością by tak zrobiła, więc uspokoił ją.

— Ominisie. — Usłyszał przed sobą spokojnieszy głos gryfonki. Różdżka, którą przed sobą trzymał zgasła, a on przystanął w miejscu, słysząc kroki dziewczyny. Stanęła przed nim. — Bardzo ci dziękuję za to. Pomogło.

Może to wpływ chwili, może było to spowodowane żywym wspomnieniem tamtego wieczoru przy kominku ze swoją przyjaciółką, którą stracił, ale cała złość i negatywne uczucia względem Ezry odeszły, zostawiając chłodny osąd. Niczemu nie była winna. On zawalił i Sebastian, nie powinno zrzucać na nią ciężaru swoich grzechów.

— Nie masz za co — odpowiedział w jej twarz. — Byłaś bezbronna.

Wyminął ją, nie będąc świadomym jak te słowa na nią zadziałały — uśmiechnęła się ciepło, a na jej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce. Szybko zrównała krok z niewidomym towarzyszem, pozwalając mu prowadzić ku błoniom. Wkrótce dołączył do nich Sebastian. Nie byli nawet świadomi, że ich wspólny spacer na zewnątrz zamku obserwowała jedna osoba skryta w cieniu.

Zadowolony z siebie Sidonis schował ręce do kieszeni płaszcza i ruszył leniwym krokiem w drugą stronę, chcąc uspokoić dyrektora oraz Ezopa, zapewniając, że sytuacja jest opanowana, a Ezra Crowley jest w dobrych rękach i nie ma potrzeby jej teraz niepokoić.

Na błoniach siedzieli aż do kolacji. Niektórzy uczniowie spoglądali na ich trójkę podejrzliwie, mając dziwne uczucie deja vu, kiedyś tak siedzieli z kimś innym. Sebastian i Ominis nie rozmawiali za wiele ze sobą, ale spoglądali na siebie ukradkiem. Ominisowi wychodziło to gorzej, bo bez różdżki nie był niczego świadomy i nie wiedział, że Sebastian cały czas go przyłapywał. Może tę przyjaźń dało się jeszcze uratować? W każdym razie, nie rozmawiali ze sobą, ale zagadywali Ezrę, opowiadając różne dziwne historie z poprzednich lat szkolnych, sprawnie omijając przygody piątego roku i ich przyjaciółki.

Wieczorem na kolację udali się wspólnie i rozstali przy swoich stołach. Ezra uśmiechnęła się wesoło, gdy dostrzegła jak obaj wymieniają się zdaniami, siadając obok siebie przy stole Slytherinu. Gryfońskie koleżanki Ezry zadawały masę pytań odnośnie dziwnego incydentu, który oficjalnie przypisano psotom Irytka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro