Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Poderwała się z ziemi jak oparzona.

- Co ty wyprawiasz?!- ledwo powstrzymała się od krzyku.

Dyszała gniewnie patrząc na klęczącego na czworakach Kakeru. Jeszcze przed chwilą pochylający się nad nią brunet zarumienił się jak burak. Pomimo maski widziała to doskonale po czerwonych czubkach jego uszu.

- Bo... Chciałem Cię... Obudzić.- wytłumaczył kulawo.

Prychnęła ze złości.

- Obudzić?! Dobre sobie. Prędzej pocałować! Jeszcze chwila, a byłbyś martwy!- potok słów płynąłby zapewne dłużej gdyby nie piekące policzki Kitsune.

Zamilkła zdając sobie sprawę z sensu wypowiedzi. "Żeby palnąć coś takiego..."- chciała zapaść się pod ziemię. Nie było jej to jednak dane. Pierwsze promienie słońca zaczęły przeświecać przez listowie. Budził się nowy dzień. Zadanie należało postawić na pierwszym miejscu.

- Zapomnij...- machnęła lekceważąco ręką i przyklękła obok bruneta.

Po chwili z krzewów na przeciwko usłyszeli świergot. Nie wprawne ucho uznałoby zapewne ten dźwięk za całkowicie naturalny, poranny śpiew ptaka jednak Kitsune przyłożyła trzy palce do ust i odpowiedziała podobną melodyjką. Brama Konoha rozwarła się. Z wioski wyszedł niski blondyn. Naruto poprawił plecak i niecierpliwie zaczął chodzić tam i z powrotem czekając na żabiego pustelnika. Upłynęła minuta... dwie... pięć, a sannin nie pojawiał się. Uzumaki po około godzinie zmęczył się bezcelowym dreptaniem i usiadł koło bagażu. By zabić nudę rysował palcem po drodze. Rozrywka ta była co prawda niezbyt wymagająca, ale jednak czas zabijała doskonale. Jiraiya ostatecznie stawił się pod bramą półtora godziny spóźniony. Nie przeszkodziło mu to jednak zachować doskonały humor.

"W porównaniu z Kakashi'm jest całkiem punktualny."- pomyślała ironicznie. Na wspomnienie białowłosego jonina skrzywiła się. Ten facet wkurzał ją jak mało kto.

Najciszej jak mogła podniosła się z klęczek. Rozprostowała odrętwiałe nogi. Kakeru również wstał zerkając na nią pytająco. Skinęła głową by szedł za nią. Bezszelestnie podążyła w głąb lasu wciąż oddalając się od wioski. Kiedy miała pewność, że nikt ich nie usłyszy i nie zdoła zobaczyć przystanęła przymykając powieki. Odetchnęła głęboko z rozkoszą napawając się subtelnym aromatem lasu. Usiadła po turecku kładąc dłonie na kolanach. Wyregulowała oddech, uspokoiła maksymalnie serce, wyciszyła wszystkie myśli, choć przyszło jej to z sporym trudem. Brunet obserwował ją w niemym zdziwieniu. Zastanawiał się co też dziewczyna wyprawia, bo czy nie powinni teraz obserwować żabiego pustelnika i tego dzieciaka?

Kitsune skupiła się na przepływie energii. Najpierw w swoim ciele, potem w najbliższym otoczeniu. Kiedy jej chakra przyzwyczaiła się do tropienia innych źródeł życia i mogła bez zawahania wskazać wszystkie insekty pod korą z dokładnością do setnych milimetrów siłą woli wysłała ją w stronę drogi. Namierzyła pięć ludzkich układów energii. Fokusu, Kuro, Takumi, Jiraiya i Naruto. Ostatni dwaj szli drogą, a ANBU z bezpiecznej odległości obserwowali ich ruchy. Wszystko zgodnie z planem. Otwarła jedno oko.

- Wyglądasz jak głodny niedźwiedź na widok miodu.- powiedziała- Ślinisz się.

Chłopak zamknął momentalnie usta i otarł je wierzchem dłoni. Był zażenowany. Już kilkukrotnie zagapił się na czerwonooką jak ciele na malowane wrota. Cudem było, że jeszcze nie uznała go za dziwaka. A może uznała? Nie wiedział.

- Chodź.- poleciła wstając.

Otrzepała spodnie z trawy i strzeliła knykciami aż chrupnęło. Jej twarz rozpromienił nagle szeroki uśmiech od ucha do ucha. Ach, jak cudownie było opuścić ograniczone murem tereny wioski liścia. Niby sporo zajmowały pola treningowe, a wschodnią część porastał nawet mały lasek, ale otwarta przestrzeń to otwarta przestrzeń. Nie lubiła ograniczeń, jakichkolwiek zasad i stroniła od długiego przebywania w pomieszczeniach. Znacznie lepiej czuła się na świeżym powietrzu mogąc iść gdzie oczy poniosą, będąc panią swego losu. Tak, to było najlepsze uczucie pod słońcem. Szkoda tylko, że fałszywe.

- Gotów?- zapytała beztrosko.

"Znowu taka zmiana nastroju?"- pytała sam siebie-" To czasem aż przerażające... Nie wiem jaka będę za pięć minut."

- Yhy.- potaknął.

Pokiwała wesoło głową i wspięła się na drzewo. Skacząc skierowała swe kroki wzdłuż drogi, a przynajmniej tak myślał Kakeru gdyż nie sposób było dostrzec deptaku między gęstym podszytem. Biegli bez przerwy z równą prędkością. Nie jakoś specjalnie dużą, ale też nie małą. Pojedyncze gałązki zaczepiały się o ich ubrania i wplątywały we włosy. Kunoichi niewzruszenie gnała na przód.

- Nie powinniśmy zwolnić?- wydyszał po pewnym czasie brunet.

- Nie.- ucięła sucho.

Nie było po niej widać ani odrobiny zmęczenia. Zmarszczyła brwi i pociągnęła nosem. Byli już blisko.

- To tu.- zatrzymali się tuż przed niewielką polaną.

Porośnięta trawą i gdzie niegdzie częściowo mchem była otoczona przez wysokie drzewa. Zwalony pień przedzielał ją na dwie połowy. Promienie słońca w widocznych snopach muskały zielony dywan. Wszystkie te czynniki tworzyły wręcz chciałoby się powiedzieć bajkowy krajobraz. Jeden drobny szczegół psuł jednak cały efekt...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra, dobra wiem. Chcecie mnie zabić za to "polsatowanie" XD Za to macie obrazek. Nie związany z fabułą, ale zawsze jak na niego spojrzę mam beke XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro