Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 9


Miłej środy 😎

Stefania

Miałam teraz szafę pełną ubrań na różne okazje i nie musiałam ganiać wszędzie w za dużych ciuchach Aidena. Poza tym spędziłam, kilka przyjemnych dni na plaży. Nadal jednak nie otrzymałam telefonu, a nie chciałam prosić Sofii. W jej dłoniach też żadnego nie widziałam. Wyglądało na to, że byłam z premedytacją izolowana od wszelakiej elektroniki. Najgorsze, że czułam się jak wampir na głodzie, który był gotowy rozszarpać komuś gardło, żeby zaspokoić potrzebę.

Z Margo nie było żadnych postępów. Ze ściskającym się żołądkiem obserwowałam pracujący za szybą sprzęt do podtrzymywania życia. Teresa poklepała mnie pocieszająco po ramieniu, mówiąc, że skoro wytrzymała dwa tygodnie, to zawsze jest jakaś nadzieja.

Mimo wyrzutów sumienia i narastającej we mnie wściekłości pozwoliłam się Sofii wyciągnąć na imprezę do ich własnego klubu. W końcu byliśmy na Majorce, może to nie Ibiza, ale nadal wyspa gorąca jak słońce, pełna turystów i dobrej zabawy. Aiden, ku mojemu zdziwieniu, nie protestował. Po przybyciu na miejsce Sofia, kręcąc tyłkiem skierowała się do baru. Nie pozostało mi nic innego niż iść za nią. Max czekał tam na nas z pudełkiem. Nie wiedziałam jeszcze co kryło, ale Sofia zareagowała pełnym oburzeniem.

– Chyba sobie kpisz Aiden!

– Chcesz to przedyskutować z Adamem?

Zacisnęła swoje wydatne usta i wypchnęła policzek językiem. Z miną wyrażającą niezadowolenie podsunęła rękę młodemu. O co chodziło? W końcu odwróciła się i dostrzegłam bransoletkę zapiętą na szczupłym nadgarstku.

– Smycz! – wycedziła. – Autentyczna smycz. W razie zagrożenia robisz tak.

Poruszyła gwałtownie ręką i feeria barw pojawiła się w powietrzu. Aiden mruknął coś z niezadowoleniem i kliknął parę razy w telefonie. Max przytknął swój zegarek do zapięcia. Światełka zniknęły. Na złość mu zrobiła to jeszcze raz.

– Adam jest na górze, jak masz ochotę sobie podyskutować – oznajmił, patrząc na nią twardo. Wyciągnął dłoń do mnie. Przewróciłam ostentacyjnie oczami, ale pozwoliłam sobie założyć ten gadżet. – Gotowe. Miej je na oku, Sabin – rozkazał Aiden zostawiając nas. Skinął głową ochroniarzowi, który nam towarzyszył. – Max.

– Szefie – odparli obaj jednocześnie.

– Czego się napijesz? – zapytał przystojniak, który odwalił show z przygotowywaniem drinków do tego stopnia, że laski po drugiej stronie baru mało się nie posikały.

– Mężczyzna o wielu talentach – powiedziałam, patrząc na niego bez emocji.

– Barmani tak mają – westchnęła Sofia, stając obok mnie.

Blondyn wpatrywał się w nas z oczekiwaniem, ignorując innych klientów.

– Blody Mary full of vodka blessed you are among the coctails.

– Jakbym Margo słyszała! – roześmiała się moja towarzyszka. – Normalnie jak siostry!

– Już się robi – odparł blondyn. – Pamiętaj, że mam na ciebie oko, królowo. 

– Do kibla też za mną pójdziesz? – spytała barmana.

Puścił mi oczko. Sofia pochyliła się w jego stronę, eksponując swój imponujący biust. Nawet na niego nie spojrzał, a ja wiedziałam dlaczego. Nie dlatego, że była nieatrakcyjna albo nie kręciły go brunetki. Był w pracy.

– Jeśli chcesz żyć, radziłabym spojrzenia i takie teksty zatrzymać dla siebie.

Uniósł dłonie do góry i oddalił się. Max miał na ustach uśmieszek podziwu, jak ojciec oglądający występ ulubionego dziecka. Z drinkami skierowałyśmy się do loży. Opadłyśmy na kanapę.

– Często masz na ręku taką...

– Smycz? – podpowiedziała. – W każdym klubie na kontynencie należącym do organizacji. Tutaj? Nigdy.

– Więc co się zmieniło? – Spojrzała na mnie domyślnie, sącząc ze szklanki. Zrozumiałam. – Oh... to przeze mnie?

– Wolę myśleć, że są nadopiekuńczy.

– Nie mają do mnie zaufania, co? – spytałam z nietęgą miną.

– Za grosz – przyznała z filuternym uśmiechem.

– Czy oni uważają, że... – oblizałam usta – coś planuję?

Obrzuciła mnie zaciekawionym i taksującym spojrzeniem.

– A planujesz? – Zatkało mnie na takie bezpośrednie słowa. Otworzyłam szeroko oczy i rozchyliłam nieco usta. – Jak patrzę na to jak się zachowujesz, to sama się zastanawiam – wypaliła.

– Dlaczego?

– Bo zachowujesz się, jakbyś miała coś do ukrycia. Twoje ciało wręcz wrzeszczy: zaraz coś odpierdolę. Powiem ci jedno. – Spojrzała na mnie twardo. – To jest moja rodzina. Kocham każdego debila z osobna i wszystkich razem, nawet jak mnie nieziemsko wkurwiają. Każda z nas przeszła wiele i tutaj w końcu znalazła spokój. Lubię Margo, nawet bardzo. Marco jest dla mnie jak brat, którego nigdy nie chciałam mieć, ale mimo wszystko bliski. Dostałaś kredyt zaufania i żywię szczerą nadzieję, że tego nie spierdolisz. Weź pod uwagę, że nas jest sześć. I nawet jeśli im się wydaje, że jesteśmy tylko kobietami... – zaśmiała się ironicznie – to powiem ci, że w kupie siła.

Upiłam swojego drinka. Alkohol uderzył w kubki smakowe, paraliżując je lekko i czyniąc wnętrze ust nieco odrętwiałym. Chciałabym móc się cała tak znieczulić.

– Jeśli jest coś, w czym oni mogą ci pomóc, to poproś Aidena o pomoc.

– Naprawdę w nich wierzysz? – zakpiłam.

– Tak – powiedziała z przekonaniem. – Wierzę, że pomogą ci z własnej nieprzymuszonej woli.

– Niczego nie planuję – skłamałam.

Wypuściła z siebie zniecierpliwione westchnienie.

Nie mogła wiedzieć. Nie było tym mowy! Niby skąd?!

– Twoja strata – mruknęła. – Albo może powinnam powiedzieć: twój pogrzeb?

– Skąd ten pesymizm?

– Nie oszukujmy się, to nie jest kółko różańcowe Stefania, a ty nie jesteś przeciętną blondynką spotkaną w supermarkecie. Czekaj poprawię się – pochyliła się do mojego ucha, żeby szepnąć – White Rabbit.

Niemal zakrztusiłam się drinkiem.

– Skąd to wiesz? – wydusiłam.

– Słodka tajemnica. Sęk w tym, że oni są gotowi ci pomóc.

– Ze względu na Margo – uściśliłam.

Coś radosnego zaiskrzyło w jej bursztynowych oczach.

– Oj, chyba nie Aiden – zaśmiała się.

– I on też.

– Jest ostrożny – uniosła palec do góry. – I ostatni. Wszyscy inni są w długoletnich związkach albo mają żony, to ryje banię dość mocno. Po prostu go uwiedź.

– Próbowałam.

– I co?

– I nic.

– A stanęłaś przed nim naga? – Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, zamierając na chwilę, gdy dotarł do mnie absurd tego pomysłu, ale też jego genialna idea. – Ale słowo ostrzeżenia: nimi nie da się manipulować seksem. To nie ten typ. To alfy, a nie bety.

– Wezmę to pod uwagę – mruknęłam pod nosem.

Niedługo potem wylądowałyśmy na parkiecie. Muzyka była tak głośna, że pulsowanie wypełniało niemal każdą komórkę ciała. O wiele bardziej wolałabym mieć na sobie szorty i koszulkę niż tę szmatkę z koronki za bajońską sumę, która w sumie odkrywała więcej, niż zakrywała. Spojrzenia mężczyzn przeszkadzały zamiast imponować, zwłaszcza Sabina, który przykleił się do mnie oczami.

Po kilku drinkach i butelce wody, matka natura naciskała swoją dłonią na pęcherz, przypominając o podstawowych potrzebach. Przeszłam w stronę toalet. Te szpilki mnie zabiją! Albo ja się w nich zabiję. Pieprzone paski obcierały mi boleśnie skórę do żywego mięsa. Gdybym miała uciekać, musiałabym je zdjąć z nóg. Nagle w korytarzu zrobiło się ciemno. Ktoś złapał mnie od tyłu, zasłaniając dłonią usta. Zostałam brutalnie wciągnięta do jakiegoś pomieszczenia, aż mi but spadł z nogi.

– Myślałaś, że uda ci się uciec? – spytał w ciemnościach mężczyzna, w którym rozpoznałam z głosu gościa w barze. Przyszpilił mnie do ściany za szyję, odcinając mi nieco dopływ powietrza. Nie zamierzałam się z nim bić, ponieważ nie miałam żadnych szans w kusej sukience i tych jebanych szpilkach!

– Wystarczy, że krzyknę, a ktoś przybiegnie mi na pomoc – udało mi się wydusić.

Jego dłoń zacisnęła się mocniej na mojej szyi.

– Naprawdę? White Rabbit?

– Oni wiedzą kim jestem.

– Oczywiście, że wiedzą – zaśmiał się nieprzyjemnie. – A ty wiesz, że pracują dla Interpolu i puszczasz się z gościem, którego bliźniak jest szefem sekcji do walki z przestępczością Internetową?

– Co? – wymamrotałam.

– Wiesz kim jest Amadeo Devereaux? Jego pierdolonym bratem bliźniakiem. – Przysunął swoją twarz do mojej. – Umówiliśmy się na coś.

– Ta umowa nie obowiązuje! – oznajmiłam brawurowo. – Nie wy mi pomogliście.

– Dokonaliśmy pewnych przygotowań zgodnie z umową. Teraz twoja kolej.

– Nigdzie się nie ruszam, dopóki Margo nie odzyska przytomności.

Zaśmiał się nieprzyjemnie.

– Naprawdę?

– Ty bardziej potrzebujesz mnie niż ja ciebie – przypomniałam hardo, chociaż w środku drżałam jak galareta. Wbiłam paznokcie w jego rękę.

– Niestety, ale to się może szybko zmienić.

– Albo będziesz musiał przekonać kogoś z dziesiątki – przypomniałam, usiłując odepchnąć go od siebie. Stałam już na palcach i zaczynałam tracić oparcie dla stóp. – Jak ci idzie namierzanie pozostałej siódemki? Pewnie chujowo, skoro odważyliście się tu przylecieć.

– Pamiętaj, że mamy na ciebie oko i w każdej chwili ktoś cię może sprzątnąć.

Puścił mnie, a ja głośno przełykając ślinę, osunęłam się na podłogę. Wyszedł, bezgłośnie zamykając za sobą drzwi. Przytknęłam dłoń do ust.

Ja pierdolę! Czemu? I jak mnie znaleźli? Czy to przez to, że Deveraux pomógł mnie ukryć. Tyle że jeśli to prawda to... mają kreta. Nie miałam dostępu do niczego, czym mogłabym przeprogramować swój chip. I nie mogłam nieć pewności, że jest tylko jeden i Aiden nie dodał swojego.

Spod drzwi sączyło się światło z korytarza. Wstałam na kolana i sięgnęłam po but. Nienawidziłam teraz Sofii, za to że namówiła mnie na nie. Elegancja elegancją, ale to było samobójstwo na życzenie.

Tak samo jak Sabin!

Podskakiwałam, usiłując wsunąć szpilkę na stopę, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie. Do środka wpadł Aiden i Max z bronią w ręku. Otworzyłam szeroko oczy zaszokowana, a głośny pisk wydarł mi się z gardła. Kostka przechyliła się boleśnie do środka. Zawyłam z bólu i upadłam niezgrabnie do tyłu, wyrzucając w powietrze but.

Silne ręce pomogły mi się podnieść i Aiden postawił mnie na nogi.

– Ouch! – poskarżyłam się, czując ból i nie dając rady stanąć na stopie.

Zdjął mi drugi but.

– Co ty tu robisz?

– But mi się rozwiązał, a w toalecie jest pełno ludzi – tłumaczyłam. – Nagle zgasło światło, przestraszyłam się i schowałam tutaj. – Dopiero teraz docierała do mnie groza sytuacji z Sabinem. Do oczu napłynęły łzy. – Mówiłeś, że jestem tu bezpieczna. – Wczepiłam się palcami w koszulę swojego wybawcy.

– W tych butach na pewno my nie jesteśmy bezpieczni! – doszło mnie mamrotanie Maxa, który trzymał oba w ręku.

Aiden oddał broń koledze i podniósł mnie w ramionach.

– Co ty robisz! – zaprotestowałam.

– Zabieram cię na górę, żeby obejrzeć twoją kostkę – wyjaśnił, wchodząc po schodach, jakby moja waga znajdowała się po stronie piórkowej.

Posadził mnie na jednej z sof stojących frontem do bawiącego się tłumu, który oddzielała od nas gruba szyba, będąca zapewne jakąś formą weneckiego lustra. Nazwałabym to salonem VIP, ale poza nami nie było tutaj nikogo innego. Spojrzałam na przeciwną stronę parkietu. Podobne pomieszczenie musiało znajdować się po drugiej stronie, ale z pewnością nie miało takiego świetnego widoku na wiodący bar i loże. Ja i Sofia byłyśmy pod stałą obserwacją, nic więc dziwnego, że od razu ruszyli za mną

Aiden położył zimny opatrunek na mojej nodze, przyniesiony przez dziewczynę z obsługi. Stanęła parę metrów od nas, piorunując mnie wzrokiem. Marco stanął obok niej i przypatrywał się badaniu.

A tej o co chodziło? Czyżby Anja miała rację i do każdego z tych facetów były dołączone psycho–fanki? Czy tę będzie musiała znosić Margo?

– Nic ci nie będzie – oznajmił w końcu.

Naprawdę miałam ochotę powiedzieć mu, że nie jestem bezradną białogłową i doskonale dałabym sobie radę i wiem, że nic mi nie będzie!

– Ojjj – zrobiłam zasmuconą minę i wydęłam wargi. – Nie będziemy się bawić w doktora? Szkoda! Już miałam nadzieję...

Nikt się nie roześmiał. Park sztywnych. Co za ludzie, zero poczucia humoru! Gdyby spojrzenia mogły zabijać, laska od opatrunku położyłaby mnie trupem.

– Dlaczego Max nie poszedł z tobą? – spytał Aiden.

– Poszedł po drinki, bo Sofia marudziła.

– Mogłaś poczekać – rzucił Marco.

– To argument na takim samym poziomie jak: mogłam się zsikać w majtki – odpysknęłam. – Matka natura wezwała, a takim wezwaniom się nie odmawia.

– Albo innym. Ona nie była tam sama – słowa kobiety zwróciły uwagę wszystkich, a sekundy później spojrzenia przeniosły się na mnie.

Dziewczyna otrzymała ode mnie mordercze spojrzenie. Szpiegowała mnie czy jak?

– Kto był z tobą?

Nim otworzyłam usta nadeszła odpowiedź.

– Sabin!

Dłoń Aidena zastygła w pół ruchu z okładem.

Jak już się powiedziało A, to trzeba wyrecytować dalej ten alfabet zbrodni.

– Kim ty kurwa jesteś, żeby się wtrącać?! – warknęłam do niej.

– Sol.

Jeśli jej imię miało mi coś powiedzieć, to chyba się zdziwiła, bo wpatrywałam się w nią, oczekując dalszych wyjaśnień.

– To miało mi coś powiedzieć? Poza oczywistym, żebym je zapamiętała, żeby przekazać Margo? – prychnęłam chamsko. Marco stojący obok niej nawet nie mrugnął okiem.

Głupi chuj! Czy posuwał tę laskę na boku? Niech się tylko Margo dowie! Sama ją zniszczę, jak tylko dostanę laptopa w swoje ręce!

– Co Sabin tam robił? – spytał Aiden, ignorując moje słowa.

– Nie twoja sprawa – odpysknęłam nieprzyjemnie.

– Nie spędziła tam z nim tyle czasu, żeby mógł ją przelecieć – syknęła brunetka.

– Ty się martw o siebie! I przestań się do diabła przyklejać do faceta mojej przyjaciółki i z nim flirtować, o ile nie potrafisz wybrać 112 z sześcioma ranami kłutymi.

Marco uniósł brew, ale przysięgłabym, że kącik ust podniósł się w czymś, co mogło być rozbawieniem.

– Nie będę się powtarzał.

Aidenowi się naprawdę wydawało, że będzie mi rozkazywał, a ja będę słuchać? Chyba go pojebało!

Przewróciłam oczami, nieznacznie kręcąc głową karcąco.

– Nie, żeby to w ogóle była wasza sprawa. Ani nawet któregokolwiek z was, komu pozwalam się pieprzyć, ale... Jest przystojny, dobrze wygląda, postanowiłam sprawdzić, czy dobrze całuje. Jak to mawia Margo: to było przesłuchanie do roli mojego życia! Nie załapał się! – Mężczyźni wpatrywali się we mnie podejrzliwie. Aiden nie miał na twarzy żadnych emocji, Marco wydawał się wręcz znudzony. – No co! – zawołałam z pretensją. – Jak facet skacze z kwiatka na kwiatek to wszystko w porządku, tak? – Odepchnęłam Aidena od siebie, a on się wyprostował. Ułożyłam inaczej chłodzący opatrunek. – Ale jak laska ma ochotę na jazdę próbną, to już nie wolno? To już dziwka, tak? – Twarz mojego dotychczasowego obrońcy nie wyrażała absolutnie nic, ale zdawałam sobie sprawę, że moje słowa cięły gorzej niż nóż, a jeszcze nie skończyłam. – Dobrze całuje! Może pójdę z nim na całość. Ty nie miałeś ochoty, to poszukałam sobie kogoś, kto chciał. Był pod ręką. Może tak lubię...

– Mój brat zginął, żebyś ty mogła się tu znaleźć, głupia wywłoko! – Krzyknęła na mnie Sol, przerywając ten idiotyczny, pełen kłamstw monolog.

– Sol! – Marco złapał ją za ramię, zanim postąpiła w moim kierunku. – Przestań.

– Puszczaj mnie – syknęła, usiłując się wykręcać. – Nie po to Alex zginął, żeby się puszczała na prawo i lewo! Nie dla kogoś takiego!

Nie czekając na dalsze słowa, Marco chwycił ją w pasie i wyniósł. Niewyraźne krzyki dochodziły do nas z korytarza, a potem nagle się urwały. Max zostawił nas samych.

– Aiden... – zaczęłam łagodnie.

Pochylił się w moją stronę, a ja odchyliłam się nie wiedząc jakie ma zamiary. Złapał mnie za podbródek, a kciukiem drugiej ręki rozmazał szminkę z łatwością.

Kurwa! Dobra tu mnie złapał na kłamstwie. Albo i nie...

– Naucz się porządnie kłamać! – powiedział głosem tak lodowatym, że aż gęsia skórka pojawiła się na moich ramionach.

– Może całował w innym miejscu! – wyrwało mi się bezmyślnie.

Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i rzucił mi na kolana. Podszedł do biurka i podniósł z niego laptop, który opadł na sofę z głuchym uderzeniem.

– Zabij się jeśli chcesz, ja mam dość chronienia cię za wszelką cenę, kiedy ty najwyraźniej dążysz do samozagłady.

Wyszedł trzaskając drzwiami. Oddychałam ciężko, jakbym właśnie wróciła z siłowni.

Czy to był jakiś test?

Rozejrzałam się po biurze. Przecież to pieprzone pomieszczenie musiało być naszpikowane kamerami i mikrofonami. Zerknęłam na telefon tkwiący ciężko w moich dłoniach. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a mój ochroniarz pojawił się w nich, patrząc na mnie posępnie.

– Idziemy – oświadczył Max sucho.

Pokuśtykałam za nim, krzywiąc się z bólu i zduszając jęki. Na korytarzu minęłam Sofię, której mina jasno wyrażała, jak bardzo była zawiedziona moim zachowaniem.

– Wszystko przez buty! – psioczyłam, unosząc je do góry i idąc dalej.

Byłam niczym eskortowany więzień. Słownie i dosłownie brakowało tylko kajdanek na dłoniach. Enzo szedł pierwszy, potem ja, a na końcu Max. Wsunęłam się na siedzenie auta z tyłu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wciąż ściskałam w dłoni telefon. Oparłam go o ramię Enzo, sugerując tym gestem, że powinien go wziąć.

– Zabierz to, nie chcę go.

– Jest twój.

Popatrzyłam na aparat jak na jadowitego węża i umieściłam w podłokietniku w kubku na napoje. Nie zamierzałam go zabierać z auta. Pewnie powinnam. Kupiłabym sobie nim wolność i dobiła targu z La Verdad. Sęk w tym, że gdyby nie Sol i jej rewelacje, zamierzałam Aidenowi powiedzieć prawdę o kłopotach, w jakie sama się wpakowałam.

Oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy.

Teraz to już nie miało znaczenia. Nie uwierzy mi.

Winda zatrzymała się na drugim piętrze. Zerknęłam na Maxa. Wskazał mi tylko, żebym poszła za Enzo. W końcu korytarza otworzył drzwi i wręczył mi kartę. Weszłam niepewnie do środka. Apartament był o wiele mniejszy od tego, który zajmował Aiden.

Moja nowa cela więzienna. Naprawdę musiałam go wkurwić.

– Twoje rzeczy pojawią się tu za pół godziny – oznajmił Max.

W oczach stały mi łzy, gdy zamykał drzwi. Otarłam je niecierpliwie, przykazując sobie, że nie powinnam płakać, a bardziej się cieszyć, że w końcu nie będę miała nadzorcy niewolników. Wraz z ciuchami dostałam laptopa i telefon pozostawiony w aucie na siedzeniu.

– Możesz to zabrać, nie potrzebuję tych rzeczy!

– Hasło znajduje się na lodówce – dodał, jakby zupełnie nie słuchał, co się do niego mówi. – Kod do wejścia głównego też tam jest.

– Słuchasz, co do ciebie mówię? – warknęłam.

– Takie mam rozkazy.

– A potrafisz myśleć samodzielnie?

Jego zielone oczy przewiercały mnie spojrzeniem do tego stopnia, że miałam ochotę się cofnąć.

– Dam ci nawet próbkę myślenia samodzielnego: nie sądziłem, że dotrwam do dnia, kiedy Aiden się wkurwi. Jak go znam naprawdę od wielu lat tak nigdy, przenigdy nie widziałem go tak wściekłego.

Poczułam się jeszcze gorzej. Wydęłam wargi jak obrażona księżniczka i wzięłam się pod boki.

– Dopisze to sobie do CV jako niezwykłe osiągnięcie! – ironizowałam.

– Naprawdę jesteś głupia – schował dłonie do kieszeni. – Żałuję, że dla ciebie ryzykowałem swoje życie.

– Nie dla mnie – sprostowałam. – Ja jestem produktem ubocznym. Dla Margo.

– Jedno z drugim niestety powiązane!

Wpatrywaliśmy się w siebie.

– I co teraz? – uniosłam brwi. – Będziesz tu tak stał całą noc? Czy zajmujesz sypialnię, a ja kanapę? Czy odwrotnie?

Coś mrocznego zapaliło się w jego oczach.

– Zmyj szminkę z ust. Muszę zapytać Sabina, jak się całuje laski nie rozmazując pomadki.

– Może całował mnie w innym miejscu! – zasugerowałam, mrużąc oczy. – No wiesz, nieco niżej! Spróbuj, zajebista sprawa! Zwłaszcza dla kobiety.

Burknął pod nosem coś, czego nie zrozumiałam.

– Dobranoc. – Wskazałam w stronę drzwi.

Odwrócił się na pięcie i po trzaśnięciu drzwiami zostałam sama w przerażającej ciszy. Odnalazłam swoją piżamę i poszłam zmyć makijaż. W dupie miałam prysznic, w końcu z gównem się nie biłam, nie umrę jak raz go nie wezmę.

Opadłam na łóżko, ale sen nie nadchodził. Wyłączyłam klimatyzację i pootwierałam wszystkie okna, ale to też nie pomogło. Ułożyłam ubrania w szafie, sprawdziłam zawartość lodówki, zjadłam batonika. Nigdzie nie było wina. Spojrzałam tęsknie na laptop, przygryzając wargę.

– Nie możesz Stefka – przekonywałam siebie. – Po prostu nie możesz. Przecież wiesz, że on cię podpuszcza.

Zabębniłam palcami po blacie. Wyciągnęłam wszystkie słodycze, jakie widziałam w szafkach. Usiadłam przy stole i sięgnęłam po laptop, uruchamiając go. Oczekiwałam, że wpadnie mi tu zaraz cała banda SWAT i zakuje w kajdanki. Nic takiego się nie stało.

– Bo nie chodzi o to kto mi pozwoli, a kto mnie powstrzyma – mruknęłam.

Poczułam ekscytację.

Z namaszczeniem przesunęłam palcami po miękkiej klawiaturze. Zaciągnęłam się delikatnym zapachem nowej elektroniki. Najlepszej klasy perfumy. Poruszyłam palcami kilkukrotnie, rozgrzewając stawy. Uśmiechnęłam się, biorąc głęboki oddech i pozwoliłam głowie się zresetować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro