Part 30
Nieuchronnie zmierzamy do końca 😎
Stefania
Od dwóch tygodni, kręciliśmy się po Europie badając każdy trop zostawiony przez Maarit, a było co robić. Jakby się kręciła z dupą po każdym kraju bez ładu i składu. Nie wiedziałam, czy celowo, ale teraz, wiercąc się na łóżku od czterdziestu minut, zaczynałam pojmować ten niepokój!
To już kolejna noc, kiedy nie mogłam spać przez własne sny. Rezultatem tego były drzemki w ciągu dnia. Sęk w tym, że każdej nocy odtwarzałam w głowie sytuację z chatki, a dokładnie moment, kiedy Aiden łamał kark pierwszemu ochroniarzowi, potem wykrwawiał następnego, a wybudzał mnie dźwięk wystrzału. Co bym nie robiła i jakich technik nie stosowała, wciąż to samo!
Mieszkanie z dwoma czujnymi samcami nastręczało problemów. Adam i Mike byli jak psy gończe i zawsze któryś pojawiał się, by sprawdzić czy wszystko w porządku. Na paluszkach zeszłam do kuchni, wyciągając z zamrażarki lody straciatella. Wolałabym mrożony pistacjowy jogurt, ale jak nie było, to cóż trzeba się zadowolić dostępnymi środkami.
Pochłaniałam łyżkę za łyżką, bujając w obłokach, dopóki w drzwiach nie pojawiła się Mira, przyprawiając mnie niemal o zawał serca. Bardziej spodziewałabym się, że Mike będzie mnie namawiał do liczenia baranów we własnym łóżku.
– Spać nie możesz? – spytała zaspanym głosem.
Wzruszyłam ramionami, udając, że nic się nie dzieje.
– Długo już tak masz? – Usiadła obok, przecierając oczy.
Odkąd nie mogę się w nocy wtulić w Aidena.
– Jakiś czas.
Ziewnęła potężnie.
– To nie jest zdrowe.
Życie jest niezdrowe!
– Niedługo zacznę podbierać tabletki na sen Margo – zażartowałam.
– Twój niedobór zdrowego snu nie wynika z tych samych przyczyn, co u niej. I o ile Margo chętnie przepiszę niektóre tabletki, to tobie zalecić mogę tylko wizytę u psychiatry, a potem terapię.
Zjadłam kolejną porcję lodów.
– Tu nawet terapia nie da rady.
– Wszystko da się odkręcić – zapewniła, usiłując mnie pocieszyć. – Albo przepracować.
Żołądek mi się skurczył boleśnie.
– Nie to.
– Chodzi o faceta? – Skinęłam nieporadnie głową, usiłując mruganiem powstrzymać łzy. – Faceci zawsze szybciej wybaczają kobietom niż kobiety im.
– Nie on.
Odetchnęłam głośno, bo chęć do płaczu stawała się coraz bardziej dominująca. Mirella musiała dostrzec, że znajduję się na krawędzi histerii, ponieważ starała się skierować rozmowę na inny tor.
– Co nie daje ci spać?
– Ludzka krzywda! – parsknęłam niewesoło.
– Jaka?
– To długa historia.
– Nie mam nic przeciwko opowiastce do poduszki, ale musisz mówić prostymi słowami, ponieważ jest trzecia nad ranem i może jestem lekarzem, ale dziś nie rozszyfrowałabym NaCl.
O, proszę, pani doktor ma poczucie humoru!
Oblizałam łyżeczkę ze smakołyku, nie wiedząc, czy dam radę opowiedzieć tę historię bez łez i załamania nerwowego, które należały mi się, jak psu buda po miesiącach życia w ciągłym stresie! Dusiłam w sobie emocje i może to one nie pozwalały mi spać?
A może to po prostu brak Aidena – podszeptywał mózg. – Był duży, ciepły i sprawiał, że czułam się bezpieczna.
– Kiedy wydostałam się z Chicago z Aidenem, ukryliśmy się w chacie nad jeziorem, ale zostaliśmy znalezieni przez ludzi mojego ojca. Grożąc bronią przystawioną do mojej skroni, obezwładnili go, ale nie na długo. Pierwszemu złamał kark – skrzywiłam się na wspomnienie dźwięku. – I to chrupnięcie zawsze rozpoczyna sen. Następnemu przeciął tętnicę udową, a z ostatnim się szarpał i w rezultacie facet go postrzelił, ale Aiden i tak go zabił. Nie wiem jak, ponieważ straciłam przytomność.
Mira nie wyglądała na zaszokowaną tymi rewelacjami. Podparła głowę na dłoniach ze swego rodzaju głębokim zamyśleniem, ale nic a nic nie była zaskoczona moimi słowami.
– Tamta prowadza się z egzekutorem, ale widzę, że u ciebie też działo się ciekawie.
– Tak, Marco można nazwać doręczycielem sprawiedliwości, ale Aiden... – Westchnęłam przeciągle. – Aiden to Cerber broniący wrót do wirtualnego piekła. Wykonuje swoją robotę z diabelską precyzją i bez żadnego zawahania. A wszystko w pięknym opakowaniu z sześciopakiem na brzuchu i przystojną buźką, okraszone zajebistym mózgiem.
– Same ideały – westchnęła z rozmarzeniem. – Został jakiś wolny na placu boju?
– Z najbliższych współpracowników? Chyba nie.
– Szkoda.
Kolejna porcja przysmaku rozpuszczała się na języku.
– Jesteś kobietą sukcesu, pewnie przebierasz w facetach jak w ulęgałkach.
Parsknęła śmiechem, przynosząc sobie łyżkę.
– Faceci szerokim łukiem omijają kobiety sukcesu, a za taką się uważam, więc skoro nie świat nauki to podziemie? Przydałby mi się jakiś nieustraszony samiec, który nie bałby się moich zdolności w posługiwaniu się skalpelem.
– Musisz zagadać z Adamem – poradziłam.
– A Mike? – Spojrzała na mnie spod oka.
– Na niego w domu czeka kobieta.
Mira westchnęła
– Chyba już tak jest z fajnymi facetami. Albo zajęty, albo zasrany.
– Albo woli facetów – zasugerowałam.
Parsknęła niewesoło. Jadłyśmy w ciszy, aż w końcu nie wytrzymała.
– Bardzo nabroiłaś?
Nagle lody przestały mi smakować.
– Bardziej się nie da.
– Ale... zdradziłaś go?
Zmarszczyłam brwi.
– Nie, nie w tym sensie o jakim myślisz. Nie fizycznie.
– Eeee, to o cokolwiek chodzi, da się naprawić.
Zaprzeczyłam, kręcąc głową, bo słowa nie chciały przejść mi przez ściśnięte gardło. Miałam ochotę się rozpłakać, ale zaciskałam usta w nadziei powstrzymania płaczu.
– Nie, okłamałam go. I to wielokrotnie, a na swoją obronę mam tylko to, że grozili mi, użyciem na Margo polonu.
Mira cmoknęła językiem.
– Aj, koszmarna śmierć.
– My po prostu... spotkaliśmy się w złym momencie – wydusiłam, walcząc ze łzami. Dłonie zaczęły mi drżeć, więc mocniej chwyciłam łyżeczkę, jakby to była ostatnia deska ratunku.
– Ale okazja była zbyt dobra, żeby ją zmarnować?
Przytaknęłam, ocierając srebrne krople palcami.
– Jest... – Złapałam się na tym, że użyłam złego czasu. – Był... idealny. Czuły i ujmujący w takich normalnych codziennych sprawach. W pracy stanowczy, dokładny, pomysłowy i rozumiał koncepcje skryptów BGP najlepiej ze wszystkich mi znanych hakerów. W mig załapał, jak kontaktowałam się poprzez czat i w kodzie źródłowym, którego użyłam. Nawet potrafi gotować. – Wymieniałam bez ładu i składu. – I te dłonie, które potrafiły pieścić klawiaturę i sprawiać kontrolowany ból w sypialni, doprowadzając mnie do orgazmu, który w tej przedłużonej chwili rozkoszy sprawiał, że pojmowałam znaczenie teorii chaosu, gdzie zera i jedynki wskakiwały na swoje miejsce.
– Wydaje się, że dobrze go poznałaś.
– A nawet nie byliśmy na randce, nie podarował mi kwiatów, ani nie pisał listów miłosnych. No chyba że skrypty stron uznamy za swego rodzaju list, bo w sumie... Są dwa typy ludzi. Zera i jedynki.
Uśmiechnęłam się przez łzy wypełniające mi oczy. Ewidentnie nie rozumiała tego żarciku, ale ja i Aiden zawsze się z tego zaśmiewaliśmy, gdy któremuś coś nie wychodziło przy testowaniu.
– Ma jakieś wady? – spytała, wpatrując się we mnie sceptycznie po recytacji tych wszystkich zalet.
– Jest uparty! Jak sobie coś wbije do głowy nie ma odwrotu, ale po tym jak trafiliśmy na Baleary zaopiekował się mną. I pozwolił ze sobą spać...
– No wiesz, to akurat działa w dwie strony.
Śmiesznie poruszyła brwiami.
– Nie – zaprzeczyłam. – Nie w tym sensie. Spać, nie uprawiać seks. Po tym jak upiorne chrupnięcie zostało mi w głowie, nie potrzebowałam go przekonywać, że boję się zasnąć sama. Nawet trudno go było uwieść.
– No co ty opowiadasz? – wymamrotała z pełną buzią, wpatrując się we mnie ogromnymi, zaskoczonymi oczami.
– Próbowałam parę razy. Nawet wstawiona nie byłam w stanie. Zrobił mi dobrze, a ja... zasnęłam.
Parsknęła cicho.
– I nie wykorzystał sytuacji?
– Ubrał mnie w piżamę i zapakował do łóżka.
Westchnęła teatralnie, łapiąc się za serce.
– I nie pozwolił mi patrzeć na egzekucję męża. Zanim go zabił, okręcił się tak, żebym tego nie widziała.
– Że co? – otworzyła szeroko oczy, a ręka jej zastygła w połowie drogi do ust.
Teraz niemal już wyłam i chwilę potrwało nim się uspokoiłam.
– Ustawione, wymuszone małżeństwo jak miałam osiemnaście lat. Naćpali mnie i nic nie pamiętam. I potem nagle, z dupy, Nikita po przewrocie władzy przypomniał sobie o żonie. – Podniosłam na nią załzawione oczy. – Ale nawet wtedy Aiden był po mojej stronie. Zabił go. Dla mnie!
Skrzywiłam się łkając.
– A myślałam, że ja mam powalone życie – powiedziała pod nosem. Dzielnie czekała, aż przestanę się mazać. – Może ma brata bliźniaka?
Zaśmiałam się siorbiąc nosem, ocierając łzy rękawem.
– Ma, ale jest do bani i pracuje dla Interpolu.
– Zaklepany! – zawołała półgłosem. – Bo legalny! – dodała, tłumacząc się.
Wysmarkałam nos i wytarłam policzki.
– Może, jak to się skończy, pogadacie na poważnie i wyjaśnicie to i owo? – zasugerowała.
Potrząsnęłam przecząco głową.
– Za dużo kłamstw, niedomówień i sekretów.
– Ale ty i tak się zakochałaś? – podsumowała wzdychając.
Nowe łzy popłynęły w dół, gdy zrozumiałam, że miała rację.
– Tak – wychlipałam. – Na zabój.
– Oj, Stef. – Postawiła karton z chusteczkami bliżej mnie. – Na to nie mam żadnej tabletki ani nawet taśmy klejącej, żeby ci poskładać serce.
– To wszystko moja wina – załkałam. – Moja! Mogłam mu zaufać i powiedzieć prawdę, a zamiast tego... do końca... kłamałam.
– A on był z tobą szczery? – Zaprzeczyłam gwałtownie. – Czemu biczujesz się za swoje kłamstwa, kiedy on wcale nie był lepszy? Przecież też mógł odsłonić karty i niejako zmusić cię do zwierzeń! To tak jakby po jeden.
– Nie. – Mój głos nie był głośniejszy od szeptu, tak mi się łamał głos od płaczu. – On wygrał tę całą batalię, każdą potyczkę i w rezultacie wojnę.
– Założę się, że nie został na ciebie obojętny – pocieszała.
– Pozwolił mi wyjechać.
– Bo jedyne, co mógłby zrobić, to przykuć cię łańcuchem w lochu. – Doszły nas ciche słowa Mike'a. – Ale wychodzi, że dałem radę nie tej osobie, co potrzeba.
– Radę? – Mira spojrzała na niego przez ramię, mrużąc oczy na widok gołej klaty i wiszących nisko na biodrach spodni.
– Że kobiety są jak syreny. Słyszysz słodki, upajający śpiew, a potem rekin opierdala ci pół nogi.
Roześmiałabym się, gdyby nie to, że łzy wciąż płynęły nieprzerwanym strumieniem.
– Tak to jest, jak się zabawiasz z mistrzem? – podsumowała Mira
– Nie musicie mnie jeszcze bardziej dobijać – chlipnęłam. – Wiem, że zjebałam!
Mike podszedł bliżej, biorąc sobie łyżkę i dołączając do pałaszowania lodów.
– Równie dobrze mogłaś nie wsiadać do tej taksówki.
– Nie mogłam, mam układ z Patrickiem i w tamtym momencie wydawał mi się sensowny.
– A teraz już nie? – Włożył łyżeczkę lodów do ust.
– Teraz też, tylko... – Znów skrzywiłam się do płaczu.
– Przestaniesz ryczeć, jak cię przytulę? – zaproponował.
Pokręciłam przecząco głową.
– Uspokój się, Romeo – poradziła Mira. – Po pierwsze masz ponoć własną kobietę, a po drugie nie jesteś Aidenem.
– Mogę jej dać na uspokojenie alkohol.
– To też nie rozwiąże sytuacji.
– Jak mawia moja kobieta – podkreślił z emfazą – „mleko też nie, a przynajmniej będzie miło zasypiać". A w kwestiach formalnych, jak nam idzie?
– Zawsze jesteśmy o krok za. – Skrzywiłam się, wrzucając łyżkę do zlewu.
Nikt nie miał już żadnych dobrych rad dla mnie. Jedliśmy w ciszy.
– Do łóżek – rozkazał Mike, gdy skończyły się lody.
– Dzięki za sesję, doktor Davies!
– Miłych snów.
Parę dni później, zniechęcona brakiem rezultatów, chciałam wywalić laptopa za okno. Byliśmy we Florencji, ale minęliśmy Maarit o krok! Dywagowałyśmy czy następne będzie Palermo, w którym miał się pojawić Marco czy może lepiej przyczaić się w Monaco czyli kolejnym punkcie jego podróży.
– I co potem? – zapytała Margo znienacka. – Jak już pokonamy wszystkie potwory i uwolnimy smoka, jak to mawia Anja?
Uśmiechnęłam się na te słowa, bo Anja mimo swojej ewidentnej depresji, miała momenty gdy sypała sarkastycznymi uwagami bawiąc otoczenie. Przebłyski słońca pośród huraganu. Swoiste oko cyklonu.
– Nie wiem, gdzieś się zaszyję.
– A Aiden? – spytała.
Upiłam herbaty, zanim zażartowałam.
– Od kiedy ty się zrobiłaś niepoprawną romantyczką?
Uśmiechnęła się słabo, co przy bladej skórze wyglądało nieco upiornie.
– Nigdy nie miałam powodu by się nią stać. Nie znalazłam nikogo o kogo warto byłoby walczyć, aż poznałam ciebie. A potem jego. Wciąż nie jestem romantyczką – odparła – ale to, co się stało, zdecydowanie zmieniło mi perspektywę postrzegania świata.
– Tęsknisz?
Odwróciłam wzrok, wyglądając na patio, gdzie siedząc pod daszkiem Adam wpatrywał się w telefon z uśmiechem na ustach. Zakładałam, że rozmawiał z Sofią. Ten facet miał na jej punkcie totalnego pierdolca! Świat by spalił do cna, żeby tylko była szczęśliwa. Zupełnie inaczej niż Aiden... on po prostu pozwolił mi odejść. Odjechać.
– Marco... – zawahała się. – To była niezwykle trudna decyzja.
– Wiem, Margo. – Spojrzałam na nią z czułością i chętnie bym ją przytuliła, ale wiedziałam, że tego nie lubi. – Obiecuję, że nic mu się nie stanie.
– Nie jesteś w stanie mi tego obiecać.
– To weźmy się do roboty – zaproponowałam sięgając po laptopa.
– Poszłoby szybciej, gdybym miała swój telefon.
– A brytyjski Inc.? – przypomniałam o drugim urządzeniu.
– Nadal nie złamali kodu, a ja nie jestem na tyle dużo warta, żeby to dla nich zrobić, więc nawet nie proponuj. – Mimo zmęczenia i fatalnego samopoczucia spojrzała na mnie stanowczo. – Takie akcje zostaw mi.
– Mój plan był dobry – broniłam się, doskonale wiedząc, że to nieprawda.
– Twój plan był zjebany od początku. – Nie siliła się na żadną dyplomację, tylko od razu waliła z grubej rury. – Bawiąc się w piaskownicy z terrorystami, trzeba być zabezpieczonym z każdej strony. Na szczęście, i mówię to całkiem serio, Stef, na szczęście Aiden cię z tego wyplątał, a Mike pociągnął za sznurki.
– Chciałam dobrze! – mruknęłam nieprzyjemnie, broniąc się w przeświadczeniu, że siostra zarzuca mi bycie głupią jak but z lewej nogi.
– Wiem, ale... błagam cię. Adam, Mike, Patrick, Marco – to są twoi sprzymierzeńcy.
– Dobrymi chęciami zbudowano fundament piekła? – Nie spuszczałam z tonu.
– Pamiętaj, że wrót piekła pilnuje Cerber! Jak on ci nie odpowiadał, to był Marco!
– Marco patrzył na mnie z pogardą – przypomniałam. – Obwiniał o całe zło świata! Dla niego jestem uosobieniem Ewy z raju, co zżarła to pierdolone jabłko!
– Niesłusznie zakładał, że byłaś powodem mojej brawury.
Przewróciłam oczami, bo teraz ona broniła swoich dokonań, uplasowanych na drabinie głupoty wszechczasów dość wysoko jak na mój gust.
– Byłam – zgrzytnęłam zębami, waląc w klawisze.
– Owszem – przyznała. – Częściowo byłaś, ale nie całkowicie. Poza tym jesteś moją siostrą, zrobiłabym dla ciebie wszystko! Nawet oddała życie.
– Co właśnie robisz! Nie prosiłam o to. – Poczułam pod powiekami ukłucia łez.
– Wiem, Stef, wiem – uspokajała – ale ja musiałam być pewna, że jesteś bezpieczna.
– A teraz za mnie umierasz! – zdenerwowałam się, ocierając niecierpliwie łzy.
– Jak wszystko się uda, dostanę nowe serce!
Spojrzałam na kroplówkę podpiętą do jej dłoni.
– Jak znów powiesz coś na temat cierpliwości, to cię walnę.
– Nie zamierzam, doskonale wiem, że kończy mi się czas.
Zamilkłyśmy obie, niezwykle świadome, co się stanie jeśli nie znajdziemy Maarit. Jeśli Margo myślała, że pozwolę jej umrzeć to była w błędzie. Gdyby nastąpiło pogorszenie, zamierzałam pierwszy telefon wykonać do Marco, błagając o pomoc. Nigdy jednak nie przyznam się, że byłabym w stanie znów ją zdradzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro