Part 3
Pytanie na śniadanie: Kto czytał poprzednią wersję?
Aiden
Miałem dla Patricka sprawdzić kilka nowych zabezpieczeń dla Palermo i dopisać swoje uwagi. Usiadłem z laptopem przy wysłużonym stole. I tak nie mieliśmy nic innego do roboty, do momentu, aż Margo i Marco nie dadzą znać, że możemy lecieć na Baleary. Na szczęście Stefania nie gorączkowała już dzisiaj i miała całkiem spokojną noc. Słyszałem, jak parę razy kichnęła, ale równie dobrze mogła mieć uczulenie na kurz.
Zapach jej perfum uderzył mi do głowy, zanim usłyszałem kroki. Zdekoncentrowałem się lekko i zawahałem nad kolejną linią kodu. Palce zawisły mi nad klawiaturą.
– Umm to można zrobić inaczej – usłyszałem za sobą niepewne słowa.
Zerknąłem na nią kątem oka. Trzymała w ręku parujący kubek. Pochyliła się nad moim ramieniem piersiami przywierając do barku. Dobrze, kurwa, że siedziałem. Moje przyrodzenie drgnęło. Zarejestrowałem, że odstawiła kubek. Palcem wskazała dwie linie kodu na ekranie.
– Ta komenda daje ci milisekundowe opóźnienie. I to jest w sumie ok, ale... jeśli tworzysz sekwencję. – Przesunęła się kursorem parę linii do góry. Pasemka włosów, które wydostały się z upięcia drażniąco przesuwały się po skórze mojej brody. Teraz miałem już regularny wzwód! – I masz więcej par niż dziesięć, zostawiasz furtkę hakerom. Wystarczy zrobić pętlę, banalnie prostą, każdy amator wie, jak to zrobić i zablokują ci system w trymiga. Chyba, że dasz jakiś bezpiecznik. – Przesunęła palcem po ostatniej linii i palcami śmignęła po klawiaturze dostawiając znaki. – Na przykład ja bym zrobiła tak.
Zapach perfum, dotyk włosów, kobiecy, gorący oddech na policzku i biust rozpłaszczony na moich plecach to mieszanka wysoce rozpraszająca. Dostępna tylko w wypadku Stefanii. Na chwilę zapomniałem o kodowaniu i cieszyłem się doznaniem. Wystarczyłoby odwrócić głowę i nasze usta znalazłyby się milimetry od siebie. Czy zaprotestowałaby, gdybym ją pocałował? Poczułem lekkie mrowienie na wargach na samą myśl.
W końcu jednak odsunęła się, mamrocząc do siebie pod nosem: tak, tylko mówię. Zmrużyłem oczy bo dotarło do mnie, co powiedziała o kodzie. Zanim odeszła, złapałem ją za dłoń. Na tyle ostrożnie, żeby nie wylała na siebie zawartości kubka, ale na tyle stanowczo, żeby nie mogła odejść.
– Ale o tym wie, może z dziesięć osób na świecie.
– To tylko taka sugestia. – Uśmiechnęła się lekko, ale widziałem w jej oczach narastający strach. Pociągnęła dłoń do siebie, ale nie puściłem.
– Skąd znasz ten kod?
Odpowiedź nadeszła natychmiast.
– Greta mi pokazała.
Za szybko. – usłyszałem w głowie głos Marco. A to sugerowało tylko jedno. Kłamała. Była różnica pomiędzy tym, kiedy ktoś znał prawidłową odpowiedź, a ewidentnym kłamstwem. Doskonale znała ten kod, usiłowała zepchnąć odpowiedzialność na kogoś innego, kiedy sama została przyłapana na gorącym uczynku.
Olśniło mnie.
Odwróciłem jej nadgarstek do góry. Teraz tatuaż na nim się znajdujący miał sens. Lustro, a w jego odbiciu karta królowej kier a w obramowaniu którego była: sylwetka dziewczynki, kapelusz i filiżanka, zegarek kieszonkowy oraz... w centralnym miejscu na godzinie dwunastej – królik. Wszystkie elementy były wypełnione tuszem. Poza nim.
Doznałem, kurwa, olśnienia!
– Ty jesteś White Rabbit.
Na ułamek sekundy jej oczy rozszerzyły się i gdybym się w nią nie wpatrywał, przeoczyłbym to. Miałem rację! Stefania była pierdoloną White Rabbit, która zajebała nam dwa miliony! Może ze względu na włosy powinna zmienić imię na Silver Rabbit? Bo dokładnie taki kolor miały. Srebrny.
– Nie wiem o czym mówisz – powiedziała z udawanym znudzeniem – po prostu lubię Alicję w krainie czarów. Chyba wszyscy lubią! – dodała defensywnie, grając obrażoną księżniczkę, ale widziałem, że w oczach ma autentyczny strach. – Możesz mnie puścić? – Poruszyła nadgarstkiem, który nadal trzymałem. – Chyba mi odciąłeś cyrkulację krwi.
Podniosłem się i poluźniłem uchwyt, ale nie na tyle, żeby mogła się uwolnić. Górowałem nad nią, stając najbliżej jak się dało, żeby poczuła się niekomfortowo.
– Jestem ja, Greta, Patron, Dante, BlackHat, Solo, Eclipse, Homeless, Swordfish i White Rabbit – zmrużyłem oczy – wybierz swoją!
Jej oczy rozszerzyły się.
– To by oznaczało... – wyszeptała – że jesteś...
Rozchyliła usta, jakbym ją totalnie zaskoczył.
– Cerberem? – podrzucił Luca za mną.
– No fucking way – wydusiła z siebie z szokiem.
Odebrałem jej z rąk kubek, który niebezpiecznie przechylił się na bok i parę kropel spadło na drewnianą podłogę. Odstawiłem go na blat. Nadal trzymałem ją za nadgarstek a ona stała bezradnie z rozchylonymi ustami.
– Ty jesteś Cerber? – najwidoczniej nie potrafiła w to uwierzyć.
– Chyba ma jakieś problemy na łączach neuronowych, żeby to zrozumieć – rzucił Luca ironicznie.
Przyciągnąłem ją do siebie i posadziłem na krześle. Wpisałem hasło i odwróciłem laptopa do niej. Wywołałem folder ze skryptami. Zaprezentowałem linijki kodów. Stałem nad nią ze skrzyżowanymi ramionami. Siedziała z otwartymi ustami nadal nie dowierzając. Otaczała nas cisza. W pewnym momencie zerwała się z krzesła i zaczęła mnie na oślep okładać pięściami.
– Ty chory pojebie! – wrzasnęła, kopiąc mnie w piszczel, a to bolało jak sukinsyn. O co jej kurwa chodziło! – Czy ty wiesz co, kurwa, zrobiłeś tym swoim wirusem? – Nadal mnie okładała na oślep. Złapałem najpierw jeden nadgarstek a potem drugi. – Zniszczyłeś moją pracę dyplomową i wszystkie pierdolone kopie zapasowe. – Szarpała się ze mną, żeby się uwolnić. W oczach migotały wściekłe iskry, a policzki się zaróżowiły. Kurwa, jaka ona była śliczna, jak się wściekała. – Ty debilu! Przez ciebie już myślałam, że będę powtarzać rok na uczelni! – Znów usiłowała mnie kopnąć, więc okręciłem ją w swoich ramionach blokując.
– Albo się uspokoisz, albo skończysz przywiązana do krzesła – rozkazałem.
– Rajcowałoby cię to, co nie?! – Teraz już pracowała całym ciałem, żeby się uwolnić. Czy ojciec nigdy nie zmuszał jej do nauki samoobrony? Mafijna księżniczka, która nie potrafiła się bronić? Paradoks.
– Nie bardzo – odparłem, ograniczając jeszcze bardziej możliwość ruchu tej małej wścieklizny. – Wolę w łóżku chętne kobiety!
– Szczerze i solennie cię nienawidzę! – wycedziła, podnosząc głowę do góry. Błękitne oczy płonęły wściekłością.
Ależ była śliczna! Do diabła!
– To na chuj włamywałaś się do mojego laptopa? – spytałem, nie rozumiejąc o co chodzi. – Wiedziałaś, że jest chroniony i pewnie wpuszczę ci jakiegoś niezwykle złośliwego wirusa.
– To gówno było prostackie a nie niezwykłe!
– Ale zadziałało! – przypomniałem. – Po co włamywałaś się do mojego laptopa?
– Żeby znaleźć jakieś dobre porno – fuknęła jak rozwścieczona kocica.
Luca roześmiał się pełną piersią.
– Nie trzymam porno na laptopie. Niczego na nim nie trzymam – dodałem, słysząc wściekłe sapnięcie. Nadal usiłowała się uwolnić. Porypana kobieta. Była pewnie o połowę lżejsza i nie wyglądało na to, że ojciec nauczył ją jak się bronić. Zablokowałem cios w genitalia. Uniosłem ją do góry, udaremniając podobne zapędy. – Albo się uspokoisz, albo ja cię uspokoję. – Mój głos był stanowczy. Jakbym rozkazywał swoim ludziom, co sprawiło, że zastygła w bezruchu.
– Puść mnie – zażądała.
Uwolniłem ją i cofnąłem się o krok. W samą porę, gdyż szczupłe kolano wystrzeliło do góry w półobrocie. Popchnąłem ją na ścianę i przyszpiliłem własnym ciałem.
– Jesteś podłym, egoistycznym... – zatkałem jej usta swoją dłonią. Małpiszon mnie ugryzł, ale na szczęście niezbyt mocno. Moje ciało jednak zareagowało na bliskość seksownej kobiety. Niebieskie oczy rozszerzyły się nieznacznie. Zamarła momentalnie.
Każdy sposób jest dobry, byle skuteczny.
– Bez względu na to, co o mnie myślisz – powiedziałem siląc się na spokój – jesteśmy tutaj, żeby uratować twój tyłek a nie odwrotnie. Nie ma znaczenia kto jest lepszy czy gorszy.
– Chcesz się sprawdzić Cerberze? – rzuciła mi wyzwanie.
Jak na kobietę w wieku Margo było w niej niesamowicie dużo agresji. I złości. Absolutnie nie rozumiałem skąd się to wzięło. Kobiety wprowadzały chaos do życia facetów. Jak Fabiano to pogodził? Uporządkowane zera i jedynki i nieprzewidywalne kobiece humory. Jak Patrick to pogodził, przecież Anja to chodząca furia.
– Jedyne czego chcę, to żebyś na spokojnie zajęła się czymś i dała mi popracować – powiedziałem spokojnie. – Potrafisz to zrobić?
Zostawiłem ją opartą o ścianę i wróciłem do laptopa. Zaczęła wędrować mi za plecami, jakby usiłowała wydeptać ścieżkę. Co raz słyszałem za sobą gniewne pomrukiwania, jakim to jestem pajacem i egoistą, jak popsułem jej pracę. Starałem się to ignorować. W końcu stanęła za moimi plecami i otrzymywałem komentarze na żywo do swojej pracy.
– Czy to portugalski?
– Tak.
– Dlaczego?
– Z tego samego powodu, dla którego ty używasz rosyjskiego, żeby było bardziej skomplikowane.
– Nie ja koduję w rosyjskim tylko Greta. Nie dała rady tylko raz, ty megalomanie od Hioba – usłyszałem przyganę w tym słodkim głosie.
Oparła się dłonią o oparcie krzesła, na którym siedziałem. Ciepły oddech owionął moje ucho. Kurwa! Będę tu siedział z bolesnym wzwodem, jeśli nie przestanie. To było jak tortura. Zniosłem to parę minut. Odwróciłem głowę, czując jak zapach jej perfum, robi się intensywniejszy. Moje usta znalazły się bardzo blisko ponętnych różowych warg.
Czyżbym nie był obojętny Stefanii?
– Przeszkadzam ci? – spytała niewinnie. – Przecież to proste zadanie. – Oparła się drugą dłonią o oparcie.
Niby tylko przebierała palcami po oparciu, ale przez to drażniła skórę na moim karku. Zaczynałem w głowie przeklinać na czym świat stoi. Przebiegła bestyjka. Podniosłem się z krzesła gwałtownie. Nie dałem jej szansy na ucieczkę, tylko popchnąłem na siedzisko.
– Proszę bardzo, skoro to takie łatwe. Dokończ! – rozkazałem, odchodząc w stronę łazienki. Ja pierdolę muszę się pozbyć tego zapachu z głowy! I zrobić sobie dobrze, nie będę biegał po domu z bolesnym wzwodem! Zamykałem drzwi do sypialni słysząc jak kichnęła. Znów.
Wybrałem numer do Margo.
– Czemu mi nie powiedziałaś?
– Nie sądziłam, że ma to znaczenie.
– Gówno prawda! – warknąłem.
Westchnęła.
– Tak było bardziej interesująco!
– Jesteś pojebana!
– I kto to mówi! – zakpiła. – Facet, który solennie wierzy, że świat to zera i jedynki? Bardziej ruszyło cię, że jest hakerką niż to, że jest mafijną dziedziczką?
– Mam w dupie, kto jest jej ojcem.
– Och, Aiden... – zacmokała do słuchawki, a potem się rozłączyła. Pieprzona manipulatorka! Doskonale wiedziała, co zrobiła.
Wziąłem lodowaty prysznic, a potem jakby nigdy nic przygotowałem śniadanie. Na początku Stefania stukała w klawisze bez opamiętania, jakby ten biedny laptop był winien wszystkich problemów, jakie w życiu miała. Potem się wyciszyła. Lubiłem miękkie klawiatury, które nie wydawały głośnych dźwięków.
Luca przyszedł do kuchni, ale zamiast mi pomóc, stał oparty o blat i pił kawę.
– Chcesz coś powiedzieć? – spytałem robiąc kolejną kanapkę. Skrzywił się i potrząsnął głową, uparcie milcząc. Stefania znów kichnęła. – Nie podoba mi się to kichanie.
– Mam skoczyć po jakieś leki?
Wzdrygnęła się, jakby dreszcz przeszedł jej po plecach. Odłożyłem nóż i zdjąłem z siebie bluzę, którą oddała mi wczoraj wieczorem. Dotknąłem delikatnie karku a ona pochyliła się na tyle, że narzuciłem ciepły materiał, okrywając ramiona.
– Dziękuję – wsunęła ramiona w rękawy. Wzięła głęboki oddech, przymykając lekko oczy.
Czy ona się zaciągała zapachem moich perfum?
– Zimno ci? – zamiast odpowiedzieć, kichnęła a potem pociągnęła nosem.
– Trochę.
Przyniosłem karton chusteczek ze stolika i postawiłem obok. Sprawdziłem dłonią czoło, ale wydawało mi się normalne. Znów siorbnęła nosem.
– Luca skoczy do miasta po jakieś lepsze leki.
Zjedliśmy w ciszy. Stefania poszła się zdrzemnąć a Luca pojechał do miasta. Zająłem się pracą wyłączając zupełnie z rzeczywistości, a poświęcając całkowicie światu wirtualnemu. Cisza była zbyt przejmująca. Złowroga. Doszło mnie pociągnięcie nosem. Ale było inne, jakby płaczliwe?
– Aiden? – doszedł mnie przestraszony głos Stef.
Sięgnąłem po broń i odwróciłem się gwałtownie. Postawny blondyn trzymał za włosy Stefanię i mierzył do niej z Siga. Mierzyliśmy się spojrzeniami. Wycelowałem między oczy tego kmiota. Jeśli będę miał pewność, że nic jej się nie stanie, pociągnę za spust. Mój Glock nie miał manualnego zabezpieczenia. Za moimi plecami usłyszałem kroki.
– Rzuć broń – odezwał się łysol w typie bramkarza w wiejskiej dyskotece. Miał ciężki rosyjski akcent.
Wdanie się w bójkę z tymi typami, było naprawdę złym pomysłem, ale nie miałem innego. Było ich trzech. Obserwowaliśmy się chwilę w ciszy. Każdy z nich miał broń w ręku, ale z tego jak stawiali kroki wiedziałem, że mają na sobie też inną, poza tą w rękach. Pewnie noże. Dwóm być może jeszcze dałbym radę, ale mieli przewagę mając Stefanię na muszce. Blondyn zmusił płaczącą Stefanię do uklęknięcia i przystawił pistolet do skroni.
Uniosłem obie dłonie do góry. To co zrobili potem było kurewsko nieostrożne. Aż się prosiło, żeby wykorzystać okazję. Zaatakowałem gościa, który wyjmował broń z mojej dłoni. Wymieniliśmy kilka ciosów. Kątem oka widziałem jak Stef uderzyła pięścią w krocze kolesia, który mierzył do niej z broni. Zawył jak ranne zwierzę ściągając na siebie uwagę bramkarza z dyskoteki. To mi dało sekundę przewagi. Po następnej bezwładne ciało dziewczyny osunęło się na podłogę, uderzone z lewego sierpowego. Kurwa, żeby tylko nie złamał szczęki.
Kurwa mać! Nie o to mi chodziło. Pogruchotanemu będzie mi ciężej się uwolnić, o pomocy fizycznej Stefanii mogłem zapomnieć. Wymieniłem z nimi jeszcze parę ciosów, tak dla zasady i podpuchy. Pewnie bym wygrał. Tylko jakim kosztem? Każdy z nich w dowolnej chwili mógł ją zastrzelić, albo mi tym zagrozić. Udałem, że mnie pokonali i dałem się obezwładnić. Zarobiłem kilka dobrych ciosów w twarz i brzuch. Mieli parę w łapach, ale mnie częściowo chroniły mięśnie, niestety nadal bolało jak skurwysyn!
Pytanie tylko: gdzie do kurwy jest Luca?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro