Part 26
Aiden
Patrick siedział za biurkiem, przytulając do siebie Antonię, a Diania usiadła po drugiej stronie.
– Te informacje, którymi dwa dni temu podzieliła się z nami Margo, były naprawdę interesujące, ale nie zbliżają nas ani trochę do rozwikłania zagadki Stefanii.
– Ja stawiam na tezę Aidena – Diania zapatrzyła się w sufit. – Znudziło ją czekanie. Jeśli rzeczywiście ułożyła się z kimś z Pentagonu, to ja nie widzę na tych listach nikogo wartego uwagi.
– Mam dla ciebie nową listę – podniosłem tablet do góry. – Manifesty statków w powietrzu, ale tylko czartery, prywatne jednostki i rządowe oraz pierwsza klasa, co pozwoliło pozbyć się ogromnej ilości pasażerów. A było co wyrzucać z tych niemal trzydziesty tysięcy lotów w samej Europie.
– Poczytam sobie do poduszki, jak nie będę mogła zasnąć! – sarknęła.
– Cierpisz na bezsenność? – Patrick uniósł brew.
– Do tego stopnia, że liczonym baranom nadałam imiona. – Podałem jej tablet z wgraną listą. Zmarszczyła brwi, przeglądając dane. – Zapomniałeś o lotach wojskowych? Tym którym szkoda kasy na czarter latają z wojskiem. Wystarczy dać się przerzucić do bazy we Francji albo Niemczech
– Nawet z Evergreen i Interpolem nie mam do nich dostępu – przyznałem. – Wiesz, wbrew obiegowej opinii nie jestem wszechmocny.
– Zadzwonię do męża, może coś poradzi. – Popatrzyła tęsknie na Antonię w ramionach ojca. – Jezu, ukradłabym ci ją. Jest taka słodka!
Skrzywiłem się słysząc to i wiedząc, jak upierdliwy potrafi być ten dzieciak. Nie chcę własnych.
– Jeszcze szybciej byś ją oddała – zaśmiał się Patrick, oddając Tonię w ramiona Dianii. Mała od razu sięgnęła do sznura tęczowych pereł, wpatrując się w nie jak narkoman na głodzie w kolejną dawkę. – Jakby coś nie przyjmuję zwrotów
– Jasne! – zakpiła. – Nie wyszłabym stąd żywa z tym dzieckiem na ręku.
– Jeszcze by się mogło też okazać, że jego żona z wdzięczności da ci wyprawkę na drogę – zażartowałem.
– Anja ma depresję, to jasne jak słońce, ale w życiu nie pozwoliłabym mimo tego stanu, aby coś stało się córce – podsumowała Diania. – Myślisz, że jest gotowa zamienić z nami parę słów?
– Od dwóch dni różne osoby próbują zmusić ją do mówienia, ale ona tylko siedzi i patrzy w jeden punkt. – Patrick wydawał się zniechęcony dotychczasowymi działaniami, ale uważnie mnie obserwował, upewniając się, że rozumiem swoją rolę.
– Mówiłem ci, że to nie zadziała – burknąłem, wpatrując się w manifesty pasażerów. – Jakbyś jej powiedział, że Margo żyje, mogłaby się zachować zupełnie inaczej.
Diania łypnęła na Patricka, ale nie skomentowała.
– Przesłuchiwałeś ją? – spytała, odwracając się do mnie.
– Nie.
– Dlaczego? Jest do ciebie przywiązana emocjonalnie...
Umilkła, kiedy parsknąłem śmiechem.
– Bądź poważna – poradziłem. – Stefania nie przywiązała się do mnie, a przez te tygodnie usiłowała manipulować za pomocą informacji albo seksu. Okłamywaliśmy się wzajemnie. I ona, i ja dobrze to wiemy. I jeśli niektórym – spojrzałem na Patricka ostro – wydaje się, że mi sperma zalała mózg na widok błękitnych oczu, to są w błędzie. Gdyby tak było, już dawno wyciągnął bym ją z celi i zwrócił wolność wymazując z egzystencji i zacierając wszelkie ślady.
Patrick patrzył na mnie chłodno.
– Musiałbyś też sam zniknąć, bo zajebałbym cię, nie prosząc nawet o wyjaśnienia.
– To chyba jednak dobrze, że tego nie zrobiłem, ale ty nadal uważasz inaczej.
Rozłożyłem ręce, wygaszając tablet. To że nie podobały mi się metody Patricka nie znaczyło, że nie zgadzam się z ogólnym celem, do którego powinniśmy dążyć.
– Okłamuj się dalej! – westchnęła Diania. – Jak ci z tym będzie lepiej w życiu.
– Skoro jesteś tak nieczuły na jej wdzięki, to zapraszam do celi. Baw się dobrze i udowodnij mi jak bardzo nie rusza cię ta sytuacja – zachęcił Patrick. Widząc moje sceptyczne spojrzenie dodał. – Teraz Aiden.
Nie byłem nieczuły na wdzięki Stefanii, bo te cholerne błękitne oczy i różowe usta rozciągnięte w uśmiechu prześladowały mnie nocami, ale zdawałem sobie sprawę, że jakiekolwiek uczucia musiały zostać zepchnięte na bok, gdy chodziło o interesy.
Przemożona chęć trzaśnięcia drzwiami została zduszona, żeby nie pokazać Patrickowi, jak niezadowolony jestem. A wkurwiało mnie osobliwe traktowanie przez wszystkich w ostatnich dniach. Żadna dupa nie była warta tego, żeby dla niej odwracać swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Owszem, seks był zajebisty, ale nie aż tak, żeby ryzykować. Ale najważniejsze było to, że nic jej się w tej celi nie działo, a jedyną niedogodnością okazał się brak prysznica. Dwudniowe wakacje albo raczej odwyk od urządzeń elektronicznych.
Skinąłem głową człowiekowi Adama i odblokowałem mechanizm zamka. Stefania nawet nie raczyła podnieś wzroku. Uparcie wpatrywała się we wzory na ścianie. Grę aktorską miała opanowaną do perfekcji.
– Idziemy.
Mrugnęła na dźwięk głosu, ale próżno byłoby szukać innej reakcji.
– Stefania?
Chciałem podnieś podbródek do góry, ale z zadziwiającą szybkością trzepnęła mnie po dłoni, odtrącając. Dopiero teraz zwróciła do góry pełne żalu i rozczarowania oczy.
– Przypomniałeś sobie w końcu o mnie? – spytała z przekąsem, a poprzednie uczucia zastąpił gniew.
Wyprowadziłem ją, ale stawiała kroki, jakby robiła mi łaskę, że podniosła tyłek. Popchnąłem jej oporne ciało na krzesło, a potem zamknąłem bransoletki kajdanek na szczupłych nadgarstkach, mając w pamięci, jak pieprzyłem Stefanię parę nocy temu, przyszpilając do materaca te same nadgarstki dłonią.
– Przywołuje wspomnienia? – wyszeptała, teatralnie oblizując usta.
– Chciałabyś – mruknąłem, ale opuszki palców świerzbiły.
– Ty też chciałeś – mruknęła uwodzicielsko, pochylając się do przodu i eksponując biust ściśnięty ramionami. Zabezpieczyłem kajdanki, upewniając się, że nie będzie w stanie wysunąć dłoni, o ile nie wyłamie kciuka. – Mógłbyś być delikatniejszy.
– Ale ty nie lubisz delikatnie! – odparłem, patrząc na usta wygięte w grymasie, który pewnie miał być uwodzicielskim uśmiechem.
– Nie chcę mieć siniaków. – Wydęła wargi.
– To siedź spokojnie – poradził Darius.
– Naprawdę jestem taka groźna, że potrzebujecie kajdanek? Uważacie, że dam radę trzem bykom? – Parsknęła. – Czy to taka gra psychologiczna, żeby podkreślić, że mam kłopoty?
– Może wszystko, a może nic – zasugerował zimno Mike, stojący do tej pory w ciszy.
– Czy Margo wie, że tu jesteśmy? – spytała, grając uosobienie niewinności.
– Czy Margo wiedziała, co kombinujesz? – odparł spokojnie, nie podejmując pyskówki.
– Oj tam, od razu kombinuję – bagatelizowała, trzepocząc rzęsami. – Ale! – uniosła palec do góry. – Ponieważ ten etap master planu mamy za sobą i zagraliście swoją rolę po mistrzowsku – pochwaliła z emfazą – mogę tylko powiedzieć, że tworzę nam czystą drogę wyjścia, bez konieczności wyświadczania nikomu przysług! Nie będziecie mogli kontrolować Margo ani nią manipulować.
– Twojej siostry nie da się kontrolować – przyznał Adam, opierając się o ścianę i chowając dłonie do kieszeni. – Więc po co ten cały cyrk?
Stefania oparła łokcie o blat. Przez długą chwilę wpatrywała się w sufit.
– Mamy dużo czasu, nie śpiesz się – poradził łagodnie Darius.
– Sęk w tym, że nie mamy – skontrowała pewnie. – Minęło ile? Trzy dni? Za chwilę będziecie mieć poważne kłopoty. Jeśli wydawało się wam, że to wy trzymacie w szachu mnie, mam dla was wiadomość. To ja trzymam w ręku was!
W ciszy, który zapadła po jej słowach dzwonek połączenia przychodzącego w telefonie Adama zabrzmiał dość złowieszczo. Przecież niemożliwym było żeby wiedziała, że ktoś zadzwoni. Zerknął na wyświetlacz w telefonie i jego brwi podjechały do góry. Odebrał i tylko przysłuchiwał się rozmówcy, nie odzywając się ani słowem. Spojrzał na Stefanię przymrużonymi oczami a ona nadal była oazą spokoju.
– Interesujące – podsumował z zaciekawieniem. – Darius, jesteśmy potrzebni Patrickowi na górze. – Spojrzał przez ramię na Stefanię. – Powiedziałbym rozgość się, ale chyba nie będzie takiej opcji.
Rozłożyła ręce w bezradnym geście jakby żałowała. Poczekałem, aż wyszli a potem przysiadłem na blacie po jej stronie.
– Świetnie szła ci ta gra, ale na końcu po prostu zjebałaś.
Czekałem, aż to zdanie wsiąknie w nią i zakorzeni się w głowie. Podniosła na mnie zaciekawione oczy, ale trudno byłoby się w nich doszukiwać strachu.
– Wiedziałeś od początku?
– Tak.
Łypnęła na mnie z niedowierzaniem.
– Zapomniałaś o jednej bardzo ważnej rzeczy, króliczku, to Cerber broni wrót do piekieł. Ja i moje piekielne ogary.
Zapatrzyła się na zegar.
– To dlatego nie zawahałeś się zabić Ursova – westchnęła.
– Ursov był martwy od momentu, kiedy powiedział publicznie, że jesteś jego żoną. To było takie malutkie ostrzeżenie, co się stanie, jak nie przestaniesz. – Odgarnąłem jej pasemko włosów za ucho, więc znów spotkaliśmy się wzrokiem. – Ale chyba nie dotarło.
– Dotarło – przyznała z westchnieniem – głośno i wyraźnie, ale...
Położyłem jej palec na ustach.
– Nie kłam. Nie mam ochoty wysłuchiwać kolejnych kłamstw. Słucham ich od tygodni.
Odchyliła głowę. Chyba powoli do niej docierały wszystkie fakty.
– Zrobiłem porządny research, żeby wiedzieć jak to rozegrać. Nawet z seksem. Tutaj mieliśmy odrobinę szczęścia, że lubisz to samo, bo mogło wyjść różnie.
– Wzajemnie – odparła, prostując się. – I nie muszę kłamać, chciałam ci wszystko powiedzieć, ale ty wolałeś mnie naćpać, niż posłuchać.
– Wtedy było już trochę za późno, a ja miałem wszystkie odpowiedzi.
– Gracz stał się ogranym – podsumowała gorzko.
– To się dzieje, kiedy usiłujesz pogrywać z bardziej doświadczonymi od siebie.
Spojrzała na mnie z gorzkim rozbawieniem.
– Problem w tym, Aiden, że w tym stawie zawsze trafi się większa ryba. I może miałeś wszystkie odpowiedzi, ale nie potrafiłeś tego poskładać do kupy. W tej chwili jedyną radę jaką mam dla ciebie to, że wystarczy cierpliwie poczekać. Powiedzmy... – zerknęła na zegar nad drzwiami – kolejne parę minut. Trzeba się było ze mną układać, kiedy miałeś okazję. Teraz obawiam się, że wszyscy musicie obejść się smakiem.
Ogarnęło mnie niemiłe przeczucie. Kroki na korytarzu brzmiały znajomo poza jednym zestawem. Pierwszy próg przekroczył Patrick i Adam, a za nimi Anthony Malone, na którego widok Mike uniósł brwi i zaklął pod nosem. Po nim weszła Diania, które skwaszona mina dawała do myślenia, a na końcu łysy facet koło sześćdziesiątki, brany w elegancki garnitur. Stawkę zamykał Marco, a jego twarz była wykuta w kamieniu.
– Kopę lat – zażartował Tony, podając rękę szwagrowi.
– Za krótko – odparł Mike z wymówką.
– Nie moje małpy nie mój cyk, ale... byliśmy na miejscu, więc...
Diania urwała, spoglądając na Marco.
– Nie zgadzam się – zaprotestowała Stefania, patrząc na starszego faceta. – Cokolwiek proponują, nie zgadzam się!
– Ojej! – Diania rozszerzyła oczy w udawanym zdumieniu. – Trzeba było się układać wcześniej, teraz musisz obejść się smakiem.
Stefania zacisnęła usta. Zerknęła na towarzyszącego im mężczyznę.
– Doceniam, że jednak zjawiłeś się osobiście, ale Jezu, Harry, dłużej się już nie dało?
Facet obrzucił ją karcącym spojrzeniem. Na usta Stefanii wpłynął zadowolony uśmiech satysfakcji nim wypaliła.
– Ojej przepraszam, zupełnie nie potrafię się zachować! – Przyłożyła do serca dłoń w dramatycznym geście. – Ależ spotkanie, już sobie wyobrażam te nagłówki w gazetach, gdyby się ktoś dowiedział! Ale w skrócie: Harry Lynch Pentagon, Crime Family Baleary. Crime Family Baleary, Harry Lynch Pentagon.
– Zdążyliśmy się już poznać na górze – odparł Patrick ze stoickim spokojem.
– Mógłbyś? – zagrzechotała kajdankami, patrząc na przybyłego.
Patrick skinął mi głową, więc rzuciłem klucz na stół poza zasięg jej rąk nadal do końca nie dowierzając w to, co się działo. Przecież mieliśmy umowę!
– Powiedziałam ci poprzednio! – wyrzuciła z siebie Stefania z przekąsem, gdy Harry rozpinał kajdanki. Rozmasowała nadgarstki, mimo że nie było to konieczne, bo nie zamknąłem ich ciasno. – Zawsze jest jakaś większa ryba w akwarium.
Czy przegraliśmy? To sprawa dyskusyjna. Pytanie, co ugraliśmy poza nowymi sojusznikami w postaci Departamentu Stanu reprezentowanego przez Antony'ego Malone i Trade Inc.
– Układ jest taki – odezwał się po raz pierwszy Harry – że zabieram Stefanię i ewentualnie Margo do Waszyngtonu.
– Żadne ewentualnie! – sprostowała Stef stanowczo.
– Nie – zastrzegł nieprzyjemnym tonem Marco.
– Nie możesz jej tu trzymać jak w więzieniu. Jest moją siostrą! Wylatuje razem ze mną!
Marco podszedł bliżej, ale mina Adama i Patricka była ostrzegawcza.
Co tu się odpierdalało? Co nas ominęło? Czemu nasz egzekutor był na krawędzi wściekłej furii?
– Gdzie byłaś, jak twoja siostra umierała w Moskwie? Co? – warknął wściekłym szeptem. – Ach tak! Zabawiałaś się w Chicago.
Kurwa, a jednak!
Stefania zbladła, kiedy dotarło do niej to, co powiedział Marco.
– O czym ty mówisz? – wyszeptała.
– Margo nigdzie nie poleci, nie w takim stanie – odezwała się Diania.
– Wybieramy się do Zurychu – oznajmiła. – Jest tam klinika...
– Nie ma szansy, żeby przetrwała jakikolwiek lot – dodał Marco. – Serce jest uszkodzone.
Odwróciła się do mnie.
– To twój kolejny chory żart, Aiden?
– Nieprawda.
– Zabieram ją! – oświadczyła pewnie.
– Nie. Ma. Mowy. – Wyskandował Marco z furią.
Adam i Patrick stanęli mu na drodze.
– Umowa obowiązuje, Lynch! – przypomniał ostro Patrick. – Zabieraj ją i zejdź mi z oczu.
– Nigdzie się nie wybieram bez siostry – zaprotestowała Stefania.
– Ale hotel będzie przyjemniejszy, żebyśmy porozmawiali. – argumentował Harry. – Chyba że tak spodobała ci się tutejsza cela. Zapraszam – wskazał otwarte drzwi.
Niczym królowa wyszła, nie oglądając się za siebie.
– O co tu chodzi?
Diania zerknęła na męża, a ten nieznacznie skinął głową.
– Harry Lynch dogadał się ze Stefanią, że wystawi dla niego La Verdad w zamian za informację, gdzie są Hexy, których notabene poszukiwały obie strony. Zawarliśmy swego rodzaju ugodę. On przestanie szukać kryształów, a my pozwolimy my zebrać chwałę za robotę z La Verdad. – Westchnęła z niezadowoleniem, ale potem na usta wpłynął jej przebiegły uśmieszek. – Oczywiście, jak się zorientuje, że ma rękę w gównie, bo to same pionki, a nie głowa hydry, będzie trochę za późno. Na pocieszenie pozwoliłam mu zabrać Stefanię, chociaż ona za sekundę będzie w czarnej dupie, gdy się okaże, że ten cały deal ze mną do farsa, Lynch się na nią wypnie, żeby ograniczyć straty. Plus w tym, że Margo jest nadal w szpitalu i zostanie na wyspie, bez względu na jej chęci. Chyba że ma gdzieś skitrane miliony na rehabilitację w co wątpię.
– A miliony tatusia trzyma w dłoni Dima – dodał Mike.
– Lynch nie da jej nowego paszportu, bo siedzi za nisko w hierarchii, a za chwilę dostanie jeszcze po głowie. Kwestia do przemyślenia dla was panowie jest taka. – Zrobiła efektowną pauzę. – Co chcecie zrobić ze Stefanią? Owszem mataczyła, kłamała itp. Itd., ale to nadal zdolna hakerka, która walczyła o siebie i siostrę. Jakby co, ja ją chętnie przygarnę w Londynie.
Wszystkie spojrzenia przeniosły się na mnie. Patricka było ostrzegawcze.
Tak, kurwa, chciałbym żeby została. Czy jej to powiem? NIGDY! Nie pozwolę, żeby seks mnie uzależnił, jak pozostałych. Wezmę to, co da, i na jak długo.
– Narzekałeś, że masz za mało ludzi – wtrącił się Adam.
– Serio, Patrick? Chcesz się oglądać przez ramię? – warknął Marco.
– Porozmawiamy o tym, jak już się dowiemy co dalej z Margo – rzucił pojednawczo.
Zupełnie nie podobały mi się te słowa. Jakby wiedział, co za chwilę się zdarzy i czekał na nieuniknione, które znów przetasuje karty i rozpocznie się nowe rozdanie, w którym będziemy potrzebować Stefanii. Albo może kiedy ona będzie potrzebować nas.
Ta myśl dręczyła mnie jeszcze wieczorem, nie dając zasnąć. Zostawienie jej na lodzie nie wchodziło w grę! NIGDY.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro