Part 22
Stefania
Siedziałam wpatrzona w okno, rozważając dostępne opcje.
Minęło sześć tygodni od uwolnienia spod kurateli ojca i akcji w Moskwie, a ja nadal nie wiedziałam NIC ani nie byłam w posiadaniu informacji, jakie im obiecałam. La Verdad naciskało, żeby zdobyć Hexy najszybciej, ale to nie było takie proste! Ścieżka do Inc., którą pokazał mi Yaro, okazała się wielką ściemą, a przecież nie mogłam zapytać go wprost, gdzie są Hexy i co z nimi zrobili.
Kiedy po złamaniu kolejnych zabezpieczeń z ekscytacją przeglądałam wyniki, bo wydawało mi się, że zrobiłam krok do przodu, okazywało się, że wcale tak nie jest. Każdy trop prowadził donikąd, ale byłam pewna, że Trade Inc. doskonale wie, kto został nowym posiadaczem bezcennych kryształów Hex.
Szefowa Trade Inc., pani ambasador Carmichael prowadziła bujne życie, tyle że nie dało się jej zaszantażować prawdziwą tożsamością. A szkoda. Do tego jej mąż w randze sekretarza stanu miał powiązania z byłymi wojskowymi.
Bezmyślnie śledziłam niewielkie fale rozbijające się o złocisty piasek.
Aiden nie odstępował mnie na krok, więc chcąc nie chcąc robiłam to, o co prosił i pomagałam. Nie powiem, że mi się jego robota nie podoba. Była zajebista. Sprawdzanie przepływów pieniężnych, umieszczanie informacji, śledzenie zmian GPS, rozpracowywanie zabezpieczeń i to co lubiłam najbardziej – rozwijanie protokołów bezpieczeństwa. Testowałam wszystkie zabezpieczenia jakie stworzyli, usiłując je pokonać każdą znaną metodą.
Parę razy ścięłam się z nim i Fabiano, bo stosowane metody były, według mnie warte średniowiecza, ale to oni dwaj udowadniali mi, że się mylę, pozwalając mi włamywać się na dowolne serwery organizacji. I tak właśnie po raz siódmy w tym tygodniu czekałam, aż moja kopia zapasowa przywracania systemu się wgra. Współczułam każdemu, kto podąży moją ścieżką, bo zaiste była tragiczna. Złośliwy SMS od Fabiego „ZNÓW. Dałaś się nabrać w ciemnogrodzie" też nie pomagał obniżyć poziomu wkurwienia.
Tak więc dnie spędzałam pracując. W końcu karmili, dbali i nawet dostałam kieszonkowe, żeby sobie iść zrobić depilację laserową, bo zarastałam futrem! Czego mi zatem brakowało? Autonomii. Byłam śledzona w każdej sekundzie dnia i zaczynałam się wkurzać i zaprzęgać kombinatorykę stosowaną, żeby wysłać zakodowane wiadomości do La Verdad lub... mojej opcji na czarną godzinę.
Powiedziałam prawdę Sabinowi. W tym oceanie są większe ryby niż La Verdad i ktoś już miał wędkę i haczyk, aby ich złowić. Nie mój problem, że mój problem musi rozwiązać mój inny problem. Niekończące się przysługi. Coś za coś.
Plan obecnie był taki: znajdę Hexy, naprowadzę na nie La Verdad, a potem wymienię La Verdad na wolność. Żeby to zrobić zasuwałam całe dnie.
A noce... Aiden był nienasycony. Wykorzystywał moje ciało ku satysfakcji obu stron. Ufałam mu każdą komórką ciała, gdy uprawialiśmy seks. Oddawałam się w zdolne ręce kochanka wiedząc, że ból i rozkosz są nierozerwalnie złączonym odczuciem dla nas obojga. Jedno nie istnieje bez drugiego. Po każdym z tych epickich wydarzeń powtarzałam sobie w głowie jak mantrę, że się oszukujemy, że wykorzystujemy swoje ciała i to, co nas łączy, nie ma przyszłości.
– Co robisz?
Zerknęłam na Aidena opartego o framugę drzwi tarasowych, znad krawędzi kieliszka z winem. Jeszcze parę takich wieczorów i stanę się alkoholiczką.
– Szukam dżina na dnie butelki.
– Z winem? Czy to nie zasada wszechświata, że dżiny mieszkają w butelkach z ginem?
Parsknęłam śmiechem.
– Jutro próbuję z ginem.
Wskazałam palcem na pasek ładującego się systemu a on uśmiechnął się z satysfakcją.
– Znów?
– Znów – westchnęłam ostentacyjnie z niezadowoleniem.
– Trzeba było uważać.
– Uważałam, że jestem całkiem dobra, ale... – machnęłam w stronę resetującej się maszyny. – Najwyraźniej nie jestem.
– Jesteś. Dlatego pozwalamy ci testować.
Zacisnęłam szczękę.
– To twoje pozwalamy brzmi, jakbyś mi robił łaskę. – Nie mogłam sobie darować złośliwości.
– W pewnym sensie robimy – przyznał spokojnie. – Jesteś hakerką, pracowałaś z Margo, a twoje intencje nie są obecnie jasne. Niby tu jesteś, grasz potulną owieczkę, ale oboje wiemy, że to bujda na resorach.
– Udowodnij, że kombinuję albo przestań tak pierdolić – zażądałam, patrząc na niego z pretensją. – Uciekłam od mafii by wylądować w rękach innej. Z deszczu pod rynnę, Aiden? I co, mam z tego powodu być szczęśliwa? Do tego okazuje się, że moja najlepsza przyjaciółka nie jest przyjaciółką, a siostrą. – Wyrzucałam z siebie słowa ze złością. – O! I nie zapominajmy, że mam jeszcze dwie, o których nikt nigdy mi nie powiedział! Komu według ciebie mam ufać, skoro rozwaliliście mi znany świat w drobny mak!
– Daliśmy ci dach nad głową...
– I strażnika więziennego! – wtrąciła nie zmieniając tonu.
– Trzymamy z daleka od rosyjskiej mafii, która upomina się o ciebie niemal codziennie, karmimy i zapewniamy rozrywki. – Jego oczy błysnęły niebezpiecznie.
– Ale bujda!
Podszedł bliżej i ukucnął przede mną.
– Kiedy postanowisz być ze mną szczera, zrobię to samo.
– Całe życie w poczekalni – burknęłam. – Czy nie tak mawia Anja?
– Tylko że ja mam czas księżniczko, a jak tam u ciebie?
Powiedział to w taki sposób, że aż się cofnęłam, opierając o leżak. Zasłoniłam się kieliszkiem spuszczając powieki, żeby nie widział, jak blisko uderzył tym pytaniem.
– Ile tego wypiłaś? – spytał, odbierając mi kieliszek.
– Nie jestem alkoholiczką, jestem dorosła i wiem, kiedy mogę pić, a kiedy nie!
– Nie w tym rzecz. Chcesz pojechać do szpitala?
Spojrzałam na niego ze zniechęceniem.
– Nie mam ostatnio szczęścia, żeby zastać ją przytomną.
– Zmniejszyli jej dawki leków, masz realną szansę z nią pogadać. Wczoraj wieczorem była całkiem rozmowna.
Zmrużyłam oczy z podejrzliwością wpatrując się w Aidena.
– Skąd to wiesz?
– Marco mi powiedział.
– Czemu nic nie mówiłeś wczoraj? – zawołałam z pretensją, wstając i jego zmuszając do tego samego.
– Żeby nie dać ci złudnej nadziei – odparł po prostu.
– To moja siostra! – zaperzyłam się, niemal gotowa do rzucenia się na niego z pięściami.
– Tak – zgodził się układnie.
– Grasz nie fair, Aiden – wypomniałam mu.
– Tak.
Jego przytakiwanie było niezwykle wkurwiające!
– Przestań zgadać się ze wszystkim co mówię!
– Wolałabyś, żebym kłamał?
– A nie robisz tego? – zaatakowałam, biorąc się pod boki.
– Nie bardziej niż ty! Karty na stół i sprawdzamy, które z nas bardziej ściemnia?
– Od pięciu tygodni oskarżasz mnie, że kłamię – warknęłam.
– A ty od tygodni zbywasz temat, udając niewiniątko lub odwracając kota ogonem.
– To czemu jeszcze nie siedzę w celi?
– Ponieważ, króliczku – odgarnął mi pasemko za ucho – liczę na twój wrodzony rozsądek. Nie wierzę, że tylko Margo go dostała w genach! A teraz – uniósł do góry palcem powstrzymując mnie przed dalszymi słowami – zanim powiesz o słowo za dużo, ogarnij się do wyjścia.
W swojej irytacji miałam mu ochotę wygarnąć na czym świat stoi i o co w tym wszystkim chodzi. Jedyne co zrobiłam, to weszłam do środka, żeby się przebrać! Spojrzałam na siebie w lustrze, żałując, że ten ulotny moment, kiedy się przestraszyłam po zabiciu Ursova minął bezpowrotnie. Czym dalej w las tym więcej pojawiało się wątpliwości czy zaufać Aidenowi. I te wszystkie furtki, które mi dawał... a których nie mogłam już przyjąć.
W absolutnej ciszy dotarliśmy do szpitala. Nie czułam chęci na rozmowę, a i Aiden nie inicjował żadnego tematu. Nie grało nawet radio. Zatrzymał mnie przed wejściem na klatkę schodową.
– Ten foch będzie długo trwał?
– To nie jest foch. – Usiłowałam oderwać jego dłoń od poręczy, żeby zacząć wchodzić po schodach.
– To o co chodzi?
Wbiłam wzrok w sufit, niecierpliwie tupiąc stopą w tenisówce o betonową podłogę.
– O tym właśnie mówię, Stefanio.
– Jeśli jestem obrażona, powinieneś się cieszyć, czekają cię ciche dni! – sarknęłam. – Marzenie każdego faceta!
Jego wolna ręka powędrowała na mój kark, chwytając go stanowczo. Odchylił mi głowę do tyłu, zaglądając w oczy. Jego tęczówki były pełne niemego ostrzeżenia, że kończy mu się cierpliwość. Pociągnął lekko za włosy, ponaglając do udzielenia odpowiedzi. Bardzo chciałam sprawdzić do czego się posunie, żeby je otrzymać, ale w tym samym czasie bałam się, że w złości powiem za dużo.
– Skoro uważasz, że wciąż kłamię, to postanowiłam milczeć – powiedziałam hardo, unosząc głowę.
Patrzył na mnie z irytacją w oczach.
– Jedynym momentem, kiedy nie kłamiesz, to gdy się kochamy.
– Uprawiamy seks! – poprawiłam go natychmiast. Jeśli zacznę myśleć o tym, co robimy w sypialni w kategoriach „kochamy się", w życiu nie zrealizuję swojego planu!
Westchnął, zaciskając szczękę, ale odsunął rękę pozwalając mi przejść. Wspięłam się po schodach na odpowiednie piętro. Jak zwykle ja byłam zdyszana jak dziki jeleń, a on wyglądał jakby dopiero wstał z łóżka.
Ku mojemu zdziwieniu Aiden, zawołany przez Marco, pozwolił mi wejść do sali samej. Margo zwróciła na mnie podkrążone oczy. Przysunęłam taboret i usiadłam przysuwając się tak, by nikt nas nie słyszał.
– Hej. – Uśmiechnęłam się.
– Dobrze wyglądasz.
– Nieprawda – parsknęłam śmiechem, dotykając jej dłoni. – Zapytałabym, jak się czujesz, ale ewidentnie coś poszło nie tak w Moskwie i dali mi literalnie pięć minut, żeby cię nie przemęczać.
– Jak poczuję się lepiej, porozmawiamy – powiedziała Margo.
– Część sekretów już wysypała się z worka, siostro. – Margo nie wyglądała na zaskoczoną. – Nie przejmuj się, ty broniłaś mnie, teraz ja zrobię wszystko, by chronić ciebie.
Margo zmarszczyła brwi.
– To nie brzmi dobrze, Stef.
– Mam wszystko pod kontrolą – zapewniłam.
Teraz moja kolej ratować ciebie! Ty już swoje zrobiłaś! Dla ciebie wszystko!
– Stef – szepnęła Margo z niepokojem w oczach – zaufaj Marco, on zrobi wszystko, żebyś była bezpieczna.
Gdybyś ty wiedziała, jak Marco mnie nienawidzi, jak nie może znieść mojego widoku ani przebywać ze mną w tym samym pomieszczeniu, ponieważ wini mnie za to, co się stało.
– Sama zadbałam o siebie – popatrzyłam na nią pewnie. – Ty tylko musisz się poczuć lepiej!
– Trochę może mi to zająć. – Rozłożyła ręce.
– I na tym się skup! – poprosiłam ściskając na chwilę jej dłoń. – Musisz być silna, bo inaczej Marco doprowadzi wszystkich do szału.
– Słyszałam od Teresy – przewróciła oczami. – Przepraszam, że to nie Mike cię zabrał z Chicago.
– Tak wyszło nawet lepiej – mrugnęłam do niej konspiracyjnie.
To ewidentnie zaniepokoiło Margo.
– Uważaj Stef, on jest Cerberem.
– Wiem, ale ja mam dobrą rękę do zwierząt – zapewniłam z szerokim uśmiechem, gdy wewnętrzny radar szalał z niepokoju.
– Oni są... uzależniający – ostrzegła konspiracyjnym szeptem. – Jedna dawka i jesteś na haju.
Parsknęłam śmiechem.
– Coś o tym wiem, ale... mnie nie tak łatwo omamić.
Telefon wydał z siebie piknięcie, które podniosło mi ciśnienie. Spojrzałam na wyświetlacz i z wrażenia, aż otworzyłam usta. Jeden ze skryptów, które wpuściłam do sieci Trade Inc. właśnie zwrócił dane, które wyszukał.
– Jezus, znam tę minę! – szepnęła Margo z humorem. – Co zbroiłaś, królik?
Zerknęłam na nią odblokowując ekran.
– Spoko, siostra, mam rękę na pulsie – zapewniłam, uruchamiając grę w której ukryłam wszystkie swoje wirtualne pułapki, maskując je zadaniami w królestwie króla Artura.
– Swoim czy jego?
– Czymże byłaby królowa bez króla? – zakpiłam.
– Historycznie rzecz ujmując? Elżbieta i Victoria mogą ci o tym opowiedzieć na kartach podręczników szkolnych.
Rzuciłam jej rozbawione spojrzenie znad ekranu. Moi rycerze okrągłego stołu wrócili ze swojej wyprawy krzyżowej w poszukiwaniu świętego Grala. Po prawdzie to stworzyłam im kilkanaście różnych, żeby gra miała sens i nie wzbudzała podejrzeń. Dzięki niej mogłam się swobodnie kontaktować nie tylko z La Verdad, ponieważ żadne rozmowy w wirtualnym świecie nie pozostawiały śladów w zapisach gry.
– Stef... – Ton Margo był zaniepokojony.
Odwróciłam ekran w jej stronę, pokazując grafikę gry, gdzie królowa w białej, zwiewnej szacie, stojąc na tle zachodu słońca, przyjmowała rycerzy. Jeden z nich właśnie klęczał wręczając władczyni przewiązany zieloną wstążką zwój pergaminu.
– Megalomanko – rzuciła z rozbawieniem, dostrzegając twarz królowej, więc zrobiłam zbliżenie na rycerza. Bez zdziwień klęczący przede mną facet odzwierciedlał twarz Aidena.
– Muszę mieć jakąś rozrywkę – wzruszyłam nonszalancko ramionami. – To pierwsza w życiu gra jaką napisałam, mam do niej sentyment.
Oczy Margo stały się poważne.
– Cokolwiek robisz... nie pozwól się złapać – ostrzegła.
– Nie przejmuj się, mój plan awaryjny ma plan awaryjny – zapewniłam radosnym tonem.
– Moje też miały – przypomniała.
– Postawiłaś na jednego konia, kiedy ja mam całą stajnię – zatrzepotałam rzęsami.
– Żeby cię te konie nie poniosły.
– Mam w ręku bacik! – zaśmiałam się.
– Stef jeśli nie chcesz zaufać Aidenowi, zaufaj Olsenowi.
– Olsen jest przynajmniej trzy poziomy niżej niż moi rycerze.
Oczy Margo stały się czujne, ale zanim otworzyła usta by zadać pytanie, doszło nas chrząknięcie, więc odwróciłam się. Pielęgniarka stała w drzwiach i pukała palcem w zegarek, dobitnie dając znać, że czas minął.
– Przyjdę jutro.
– Nigdzie się nie wybieram – zażartowała. – I dodaj mnie do tej gry.
Już się rozpędziłam.
– To gra dla jednego użytkownika – pokazałam jej język.
Pocałowałam Margo w policzek i machając ręką wyszłam na zewnątrz. Aiden siedział na kanapie, jak zawsze i wpatrywał się w tablet, wyglądając cholernie seksownie i pociągająco! Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy.
Tkwiłam w głębokim gównie.
– Musimy to gdzieś zapisać, w jakieś księdze rekordów czy coś – doszły mnie rozbawione słowa Aidena – kobiece pięć minut, naprawdę trwało pięć minut.
– Uważaj – pogroziłam mu palcem – jeszcze zaczniesz mi ufać.
Podniósł swoje zajebiste ciało i podszedł bliżej. Ujął mój podbródek i zajrzał w oczy.
– Ufam ci – oświadczył pewnie, a mnie ścisnęło w żołądku – w granicach zdrowego rozsądku.
– Ale nie na tyle, żebym mogła poprowadzić Acurę.
Objął mnie za szyję i poprowadził do wyjścia.
– Nie ma mowy, kombinatorko.
Takie gesty jak pocałunek w czoło, czy objęcie za szyję ramieniem, mieszały mi w głowie. Sprawiały, że chciałam dowiedzieć się, co siedzi w jego umyśle, i dotrzeć do każdego najmroczniejszego zakątka. Potem mogłabym go wpuścić do swojego.
Pomogłam przygotować kolację, co oznaczało oderwanie wystarczająco dużego kawałka papieru do pieczenia, żeby umieścić na nim dwa calzone i ustawić piekarnik na żądaną temperaturę. Usiadłam w fotelu, ignorując laptop, domagający się finalnych ustawień, żeby podnieść system. Bardziej byłam zainteresowana, co znajdowało się w przewiązanym zieloną wstążką zwoju. Nakazałam rycerzowi wrzucenie go do studni wyroczni i jedyne co mi zostało, to czekać na odszyfrowanie wiadomości. Przy odrobinie szczęścia moi rycerze Camelotu, czyli skrypty wyszukujące informację, przyniosły mi wiadomość, gdzie znajdują się teraz pożądane przez La Verdad materiały wybuchowe.
– Czy to Camelot?
– Tak. – Spojrzał na mnie z zastanowieniem, gdy grzmot nadciągające burzy przetoczył się nad nami. – No co? Nie mam prawa do rozrywki między próbami.
– Sęk w tym, że ty tylko próbujesz, ale gdybyś brała to na serio, nie robiłabyś na samym końcu błędów nowicjusza.
Nie zamierzałam zaprzeczać, że taką taktykę obierałam.
– Jak sam zauważyłeś, zapewniam sobie zajęcie.
Ułożył się wygodnie na kanapie.
– Widzisz i dochodzimy do wcześniejszego punktu naszej rozmowy. Kłamiesz.
Westchnęłam ostentacyjnie.
– A mówią, że to kobiety robią wszystko żeby się pokłócić – mruknęłam pod nosem. – A nie możemy przyjąć, że oboje się okłamujemy ku wspólnej korzyści i przejść nad tym do porządku dziennego?
Odpowiedziało mi prychnięcie, które zignorowałam. Otworzyłam aplikację sterowania laptopem z telefonu i rozpoczęłam odzyskiwanie ustawień personalnych. Za pół godziny laptop będzie jak nowy, a dokładnie w stanie sprzed „wielkiego wybuchu" wirusa Fabiano.
– Chodź, oszustko, nakarmię cię – zaproponował po paru minutach, podnosząc się. Uniosłam do góry kieliszek wina. – Nie samym winem człowiek żyje.
– To jak ci nie wystarcza wino, to w piekarniku dochodzi Calzone.
Objął mnie ramionami od tyłu i pocałował w ramię.
– Zrobiłaś mi kolację?
– Byłam rozdarta wewnętrznie pomiędzy jedzeniem a winem, ale w końcu utrzymujesz mnie i zapewniasz rozrywki, to mogę zrobić chociaż to.
– Potrafię też zapewnić inne rozrywki.
Poruszył śmiesznie brwiami.
– Nic dziwnego, że mówią, że faceci myślą tylko o jednym – westchnęłam, pozwalając się podnieść.
– Oczywiście, że nie myślą tylko o jednym. – Aiden poprowadził mnie na balkon, gdzie zaczynało już kropić. – Kto przy zdrowych zmysłach przestaje na wypiciu jednego piwa albo drinka?
– Zaraz będzie ulewa! – ostrzegłam, ciesząc się chłodniejszą bryzą i błyskawicą rozdzierającą ciemne niebo nad wodą.
Kliknął coś na telefonie i dobiegły nas ciche dźwięki jakiejś wolnej piosenki, której nie potrafiłam rozpoznać.
– Mhmm – westchnęłam pozwalając wziąć się w objęcia i poprowadzić w tańcu, przy dźwiękach spadających kropel. – Romantycznie. Zakochasz się w oszustce i co zrobisz?
Okręcił mnie sprawnie.
– Upozoruję naszą śmierć i znikniemy.
– I jak byś to zrobił?
– Może właśnie w czasie takiej burzy, będziesz chciała poczuć adrenalinę i wypłyniemy jakimś gównem w morze i zdarzy się nieszczęśliwy wypadek. Łódź zatonie, morze nie odda ciał, a ktoś zapłacze na naszych płytach nagrobnych. – Spojrzał mi w oczy. – Każdy z nas ma jakiś plan zapasowy.
Przymknęłam oczy, żałując, że nic takiego się nie zdarzy. Byłam zbyt blisko końca tej drogi by nagle przestawić się na inny tor.
– Jak pan i pani Smith? – zaśmiałam się, ciesząc jak dziecko deszczem moczącym mi włosy i ubranie.
– Nie, to bardziej pasuje do twojej siostry i Marco.
– Racja! – zgodziłam się, unosząc głowę i poddając się deszczowi. – Kocham burze.
– Dlaczego? – przytulił mnie do siebie, obejmując ciasno.
– Ponieważ tylko one pokazują, że nawet niebo złości się i płacze od czasu do czasu.
– Zupełnie jak kobiety – westchnął.
– Kobiety wybuchają jak wulkany, ochlapując wszystkich lawą – sprostowałam.
– Narody, drżyjcie – zażartował.
– Coś w tym stylu, Romeo.
– Czy to ostrzeżenie do calzone?
Parsknęłam śmiechem.
– Masz pięćdziesiąt procent szans wybrać dobrze, bo są dwa.
Zatrzepotałam rzęsami, a on się uśmiechnął.
– Czy to ten patent jak w Sherlocku Holmesie, że trucizna była w wodzie, a nie w fiolce?
Spojrzałam na niego z przebiegłą miną.
– Albo jak w filmie 355: w kostkach lodu.
Wróciliśmy do środka, bo deszcz wraz z wiatrem przybrał na sile. Calzone okazało się wyborne w pakiecie z piwem imbirowym. Później obejrzeliśmy Facetów w czerni z ich nieśmiertelnym tekstem „galaktyka znajduje się w pasie Oriona".
Dopiero rano, gdy zostałam sama, sprawdziłam wiadomość i aż uśmiechnęłam się, zduszając chęć zatańczenia z radości. Upieczenie dwóch a nawet trzech pieczeni na tym samym ognisku, wydawało się dziecinnie łatwe.
Spalenie ich też.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro