Part 20
Kochani! 🖤 Bardzo wam dziękuję, że jesteście. 🖤
Oraz za to że wspieracie autorów dobrym słowem, dając im energię do zmagania się ze złymi dniami! To nie jest tak, że my tego nie widzimy. Po prostu czasem w złe rzeczy łatwiej uwierzyć niż w te dobre.
Dziękuję też za wsparcie, jakie wczoraj okazaliście Leoni w komentarzach.
Stefania
Aiden chciał od razu jechać na lotnisko, bez względu na to, że wszystkie rzeczy zostały w domu. Argumentował to, podążającymi za nami wszędzie ludźmi Ursova. Ani on, ani Luca nie mieli ochoty na negocjacje. Siedziałam cicho w aucie wyglądając za okno, a jednak nie widziałam mijanego krajobrazu. Wszystko się rozmywało, bo mózg pracował na wysokich obrotach. Wykorzystanie „męża" poszło łatwiej, niż się spodziewałam, ale nie do końca jak zaplanowałam. Co bym nie robiła i tak Aidena było na wierzchu.
Zajebisty seks namieszał mi w głowie, a ten facet doskonale wiedział, jak sprawiać przyjemność. To było wręcz nierealne i całkowicie rozmywało mi obraz bezwzględnego faceta, dążącego po trupach do celu. A taki według Patrona i Yaro był Cerber. Może i niektórzy, żeby takimi być, pociągali za spust broni i odbierali życie, ale można to było załatwić inaczej. Będąc w posiadaniu nowoczesnych technologii, rozumiało się, że siłą nie jest broń, a informacje. Kto kontroluje sieć, kontroluje wszystko. Manipulując informacjami i napuszczając na siebie organizacje, można uzyskać stosowny efekt. Dokopywanie się do brudów zajmowało dużo czasu, ale na dłuższą metę opłacało się posiadać własny odpowiednik Izraelskiego Pegasusa.
Przy bliższym przyjrzeniu się, organizacja Patricka działała jak dobrze naoliwiony zegar. Każdy znał swoje miejsce i przydzielone zadanie. Nie było fackupów i, ku mojemu absolutnemu zaskoczeniu, każdy, ale to każdy z nich MYŚLAŁ. Niby nic, a jednak! Zatrudniali inteligentnych ludzi, czy to do ochrony, czy to w laboratoriach, czy eskorty. Może robili im jakieś testy na inteligencję i poniżej stu dziesięciu – na dowolnej skali – nie przyjmowali nikogo, bo był poniżej przeciętnej? Idę o zakład dziesięć do jednego, że generałowie mieli powyżej stu dwudziestu w skali binetowskiej. Alessi grał momentami debila, ale był snajperem na miłość boską!
Żadna z tych informacji nie znajdowała się w wirtualnym świecie. Można było zebrać te informacje, tylko wchodząc do środka i jak to określił Aiden: zaglądając za welon stworzenia. Nic dziwnego, że taki Interpol do spółki z Evegreenem woleli mieć ich po swojej stronie niż przegrywać za każdym razem.
Gdyby La Verdad miało chociaż połowę ludzi Patricka, już dawno posiadaliby te pieprzone Hexy! A tak potrzebowali mnie, tylko co dalej? Nawet jak je znajdę, jak zamierzali je przejąć? Co prawda to już nie mój problem, ale... zaczynałam mieć z tyłu głowy obawy, że liczą, iż nie skończymy na jednym razie. Potrzebowałam nowego planu awaryjnego. Odkąd zaczęłam działać na własną rękę, wszystko się jebało. Całkowicie i dokumentnie.
Nie tak to miało wyglądać!
Był taki moment słabości, tuż po orgazmie – wiadomo serotonina i endorfiny odurzały, że chciałam wyznać każdy grzech i przewinę z ostatnich miesięcy. Łącznie z tym, że doskonale wiedziałam, że podąży za mną i będzie usiłował, w ramach kary wykasować dane z dysków i najbliższych urządzeń. Wiedziałam, jak działał. Patron i inni nieświadomie dawali mi dostęp do okruszków pracy Aidena. Poskładałam to sobie w całość i obrazek był przerażający, tyle że nie miałam wyboru.
Od tygodnia popełniałam błąd za błędem.
La Verdad wysłało za mną ludzi, nie dając się nabrać na fikcyjną katastrofę samolotu. Margo stała się jedyną nadzieją na wyplątanie z tego gówna, w które nas wpakowałam, ale ona leżała pod respiratorem. Cieszyłam się, że odzyskała przytomność, ale nim odzyska sprawność, miną miesiące, a ja potrzebowałam szybkiego rozwiązania tu i teraz.
Nie mogłam mieć pewności, czy siedzący obok Cerber zorientował się w moich intrygach. Modliłam się, żeby nie odkrył moich wiadomości przemycanych przez wielokrotnie ustawione bramki zabezpieczeń. Był najlepszym z najlepszych, bez dwóch zdań, zamiast włazić mu w drogę powinnam klęknąć i oddać hołd królowi, dziękując za wszystkie łaski, ale na to było już za późno.
Na wszystko było już za późno.
Dobiłam targu z la Verdad, a oni ani nie myśleli się wycofywać. Grozili mi teraz życiem Margo. Patrick mógł sobie wyobrażać, że kontroluje ten grajdoł, ale to nie była prawda! W szpitalu pracowali ludzie na usługach innej organizacji, do tego nie była to jakaś tam groźba. Polon 210 był pięć milionów razy bardziej trujący niż cyjanowodór. Aby zabić pięćdziesiąt milionów ludzi potrzebny jest JEDEN gram. Może być łatwo transportowany i nie wykryją go bramki stosowane na przejściach granicznych, nie przenika przez skórę, a zabójczy staje się dopiero w organizmie. Wystarczy, że ktoś ukłuje się nim gdziekolwiek na ciele. Maksymalnie trzy dni w męczarniach i zgon. Nie mogłam na to pozwolić.
Brazylijczycy się niecierpliwili. Chcieli te pieprzone hexy, które Yaro ukrył gdzieś z Trade Inc.! Niby dostanie się do serwerów powinno pomóc, ale, jak się okazało, Yaro albo wie, o co chodzi albo mają większą paranoję, niż mi się początkowo wydawało. Zamierzałam się powołać na braterstwo hakerów, ale chuj z tego wyszło. Zostałam na placu boju sama. Biorąc odpowiedzialność za siebie i Margo. Może gdyby Marco tak mnie nie nienawidził... Ale on patrzył na mnie z pogardą, winiąc za stan w jakim się znajdowała.
Łzy podeszły mi do gardła gorącą falą wypełniając oczy. Zamrugałam wściekle chcąc je odgonić. Wzięłam głęboki oddech, usiłując się uspokoić. A może jednak powiedzieć...? Otwierałam już usta, żeby oznajmić, że musimy pogadać, ale doszedł mnie ostry głos Aidena.
– Skręć w lewo.
Zerknęłam na niego ze zmarszczonymi brwiami.
– Co się dzieje?
Nim odwróciłam się do tyłu, żeby zobaczyć czy przypadkiem nas ktoś nie śledzi, Aiden odwrócił moją brodę do siebie i zajrzał w oczy, dostrzegając wiszące na rzęsach łzy.
– Ktoś nas śledzi. I nie jest to typowe auto Rosjan. Ich zgubiliśmy chwilę temu – odparł, ścierając jedną z kropel z kącika oka. – A o tym... porozmawiamy w samolocie.
– To przez Margo – zaserwowałam mu półprawdę.
Puścił mnie i sięgnął po broń.
– Mam ich pociągnąć do doków? – spytał Luca.
– Jeszcze nie. – Aiden miał już telefon przy uchu. – Są sami? – Jakiś głos w słuchawce odpowiadał szybko, wydawało mi się, że to Mike. – Dobra, to podążaj za nimi. – Wybrał inny numer. – Zgłosiłeś lot...? Mówiłem ci kurwa dziesięć minut przed! – Z drugiej strony padały szybkie słowa. – Nie, sam się nimi zajmę! – Schował telefon do kieszeni.
Zupełnie nie przejął się, że jesteśmy śledzeni i możemy zostać zaatakowani. Wtedy do mnie dotarło, że kolor tego auta miał dziwną głębię, na którą zwróciłam uwagę wsiadając.
– Alon czy pallad?
Błysk uznania pojawił się w jego oczach.
– Natryskowe szkło palladowe.
– Imponujące.
Byliśmy bezpieczni, ponieważ, wierzchnią warstwę lakieru stanowił materiał kuloodporny. Pierwszy raz w życiu słyszałam o tym patencie, ale jeśli posiadał gdzieś technologię do wykonania.... Jezu, to mogło znaczy, że zdecydowanie się przeliczyłam w swoich osądach organizacji Patricka. Aiden nie był jedynie zdolnym informatykiem.
Świadomość tego, że postawiłam na złego konia, uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą, wyrażoną strachem.
– Stef! – doszło mnie warknięcie.
Aiden podawał mi kamizelkę kuloodporną. Pomógł mi zapiąć wszystkie paski, potem uzbroił Lukę, a na końcu siebie. Przed uchem przykleił sobie maleńkie srebrne kółeczko. Czy była jakaś technologia, do której nie mieli dostępu? Włożył mi w dłoń broń. Zaczęłam nerwowo skubać skórki, słuchając wykładu o broni.
– Glock 17. Siedemnaście naboi. Jeśli będziesz musiała ich użyć, licz każdą wystrzeloną rundę. Jeśli mają kamizelki, celuj w głowę. Ale strzał w kevlar albo nogę też da ci parę sekund na ucieczkę. Zostań w samochodzie. – Skinęłam głową, że rozumiem. – Cokolwiek by się działo, Stefanio, zostań w samochodzie. Obiecaj.
Chwyciłam broń i położyłam na udzie. Serce zaczęło mi mocniej walić ze strachu, że zostawi mnie samą, bo powiedzmy sobie szczerze byłam pieprzoną damą w opresji! Potrzebowałam ochrony.
– Nie.
Luca parsknął śmiechem.
– Ci się trafiła szefie! – zadrwił.
W odpowiedzi Aiden chwycił mnie za podbródek i obdarzył gorącym, namiętnie głodnym pocałunkiem. Jak widać u niego adrenalina już pędziła w żyłach. Mogłabym się założyć, że było to niecierpliwe oczekiwanie akcji, a nie strach jak w moim przypadku.
– To na szczęście.
– Dla ciebie czy dla mnie? – spytałam odruchowo.
W odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Samochód zatrzymał się i Aiden wysiadł rozpływając się w ciemności, kiedy zgasły wszystkie światła a nasze auto bezgłośnie wtoczyło się do niewielkiego hangaru. Drugie stanęło obok.
– Do później, mała. – Luca także wysiadł, a w ciemności gówno było widać.
Światła samochodów omiotły nasze, schowałam się zsuwając na podłogę między przednim a tylnym rzędem siedzeń. Jak będę miała nieco szczęścia uda mi się wyjść z tego cało! Nie miałam nawet pojęcia czy śledził nas jeden samochód czy więcej. Nie mogłam uwierzyć, że Aiden świadomie narażałby mnie na niebezpieczeństwo, chyba że... byłam ich mięsem armatnim.
Podskoczyłam, słysząc pierwszy wystrzał, a potem jeszcze kilka. Zasłoniłam dłonią usta, gdy na szybie od strony moich nóg pojawiła się pajęczyna, po zatrzymanym wystrzale. Czy La Verdad odjebało i zamierzali mnie zabić, czy Ursov stracił cierpliwość i też było mu już wszystko jedno?
Drzwi auta uchyliły się przy moich stopach. W szparze dostrzegłam potężnego faceta w kominiarce. Ostatnią rzeczą na jaką spojrzał, po otwarciu szeroko drzwi, była podłoga. To dało mi sekundę na wycelowanie i oddanie strzału. Huk był niesamowity. Przestałam cokolwiek słyszeć poza piszczeniem. Skuliłam się i poprawiając cel oddałam kolejne dwa strzały. Facet znikł z pola widzenia.
Podniosłam się na klęczki i wyjrzałam niepewnie na zewnątrz. Wygramoliłam się z samochodu patrząc na leżące ciało. Dostrzegłam Aidena idącego nieśpiesznie w tę stronę. Chyba mieli wszystko pod kontrolą. Odłożyłam broń na siedzenie, usiadłam na progu auta i zatkałam uszy, zaciskając mocno powieki.
– O mój Boże! Zabiłam go – powiedziałam do siebie, niewiele słysząc. Aiden pochylił się nad gościem. A ja jak mantrę powtarzałam: – Zabiłam go, zabiłam go...
– W porządku? – spytał, zasłaniając mi widok, krwawiącego faceta.
– Umm... – popatrzyłam na niego, nie mogąc skupić się na pytaniu. – Zabiłam go...
Odwrócił się w stronę leżącego napastnika, podniósł broń i oddał jeden strzał w środek czoła.
– Nie, tylko go ogłuszyłaś i postrzeliłaś. Ja go zabiłem.
Złapałam spazmatyczny oddech. Wpatrywałam się w niego z rozdziawionymi ustami w totalnym szoku. Palec położył pod moim podbródkiem i zamknął usta. Wargi zadrżały. Poznałam kolejne oblicze Aidena. Śmiertelnie niebezpieczne i bezwzględne.
O Boże, co ja tu robiłam! Ja się znam na cyferkach, a nie broni. To nie moja liga.
– Wsiadaj do samochodu – rozkazał.
Do gardła podchodziły mi łzy, a oddech znacząco przyśpieszył. Aiden przytulił mnie do siebie, zamykając w objęciach. Przylgnęłam do niego, jakby był moją ostatnią deską ratunku. Ta sytuacja kompletnie wyprowadziła mnie z równowagi.
Jezus, Stef weź się w garść. Nie jesteś jakąś beksą.
– Już w porządku, Stef – wyszeptał mi do ucha, niespodziewanie czułym głosem.
Wzięłam parę głębszych oddechów, żeby się uspokoić i pozbyć łez. Musiałam wydawać się żałosna. Stefania Romanova, córka rosyjskiego cara mafii, ryczy jak lebioda, bo postrzeliła faceta. Żałosne!
– Popatrz, kogo znalazłem – rzucił prześmiewczo Mike, popychając przed sobą Nikitę.
– Teraz mnie naprawdę wkurwiłeś, kmiocie – warknął Aiden, nadal przytulając mnie do siebie. – Że nie wspomnę, że to bydle – trącił nogą trupa, na którego nawet nie chciałam zerknąć – usiłowało zabić twoją, jakże kochaną, żonkę.
Ursov splunął krwią, zanim się odezwał.
– Jeśli ja nie mogę jej mieć, nikt nie będzie miał – rzucił szorstkim głosem.
– Jedyne czego dokonałeś, to zmusiłeś ją do zamordowania człowieka. – Spięłam się na te słowa, mocniej wtulając twarz w koszulę, trzymającego mnie faceta, zduszając chęć, aby się odwrócić i wymierzyć Nikicie siarczysty policzek.
– Ty sukinsynu! – wycedziłam z niesmakiem, patrząc na męża.
– Вы только моя (jesteś tylko moja).
– Jak cholera! – mruknął Aiden. Przełożył broń do lewej ręki, a prawą sięgnął do kieszeni po telefon. – Skończmy to, zanim się naprawdę wkurwię.
Wybrał numer i po dwóch dzwonkach doszły nas słowa Dimy Tereshchenko.
– Macie tak idealnie chujowe wyczucie czasu.
– Wzajemnie. Ursov – rzucił beznamiętnie Aiden. – Potrzebujesz go? – spytał, patrząc Nikicie w oczy.
– Znaczy, żywego? – Dima zaśmiał się nisko. – Nie bardzo, chcesz mi zrobić przysługę?
Spojrzał na Ursova, podnosząc broń do góry. Wbiłam palce w plecy Aidena szykując się na nieuniknione, ponieważ jego szef właśnie wydał na niego wyrok śmierci. Nie chciałam na to patrzeć, ale nie potrafiłam odwrócić wzroku. Odwrócił nas tak, że musiałabym wykręcić głowę, żeby zobaczyć tę egzekucję.
– Dom Tereshchenko przesyła pozdrowienia.
Zanim ktokolwiek się odezwał lub zareagował, strzelił. Huk sprawił, że się wzdrygnęłam. Nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymuję oddech, dopóki nie zakręciło mi się w głowie. Nastąpiła złowroga cisza. Z głośno wypuszczonym powietrzem wtuliłam się mocniej w Aidena. Kątem oka widziałam, że ochroniarze towarzyszący Nikicie, stali czekając na swoją kolej, wpatrując się w tę scenę bez emocji.
– Zostałaś wdową!
– Już wiem, czemu mój brat tak was lubi. – W głosie Dimy było ewidentne uznanie.
– Teraz jesteś mi dłużny. – Padło zwrotnie twarde zdanie. – Odezwę się, jak będziesz mi potrzebny.
Aiden rozłączył się patrząc na dwóch Rosjan, których Matti i Luca trzymali na muszce. Popchnął mnie lekko w stronę nie uszkodzonego auta, żebym wsiadła do środka, co zrobiłam z przyjemnością, bo zapach krwi drażnił mi nos i prowokował do wymiotów. Zatrzasnął drzwi. Schował telefon do kieszeni, splatając ramiona na piersi.
– Macie dwa wyjścia: albo spierdalacie w podskokach, albo podzielacie los szefa.
Obaj unieśli dłonie do góry, zapewniając, że wolą opcję pierwszą, więc pozwolono im się oddalić po uprzednim rozbrojeniu.
– Musimy się stąd wynieść – oznajmił Mike – zanim będziemy mogli się przekonać, czy mają jakieś wsparcie.
– Matti, dasz sobie radę?
Ochroniarz skinął mu głową, sięgając po własny telefon, żeby posprzątać ten burdel. Mike wsunął się na miejsce obok kierowcy. Luca prowadził, a ja i Aiden siedzieliśmy z tyłu. Nie zdawałam sobie sprawy, że drżą mi dłonie aż do momentu, gdy Aiden położył na nich swoje. Wtedy zaczęły mi szczękać zęby. Zacisnęłam mocno usta, żeby powstrzymać opanowujące mnie drżenie. Reagowałam na wydarzenia z opóźnieniem.
– W porządku, Stef – zapewnił. Skinęłabym głową, gdyby nie to, że trzęsłam się jak osika. Odpiął mój pas i wciągnął na swoje kolana. – Mike, zajrzyj do schowka, dwa mililitry – poprosił. Doszedł mnie dźwięk rozrywanych opakowań. Spojrzałam na Aidena niepewnie zagryzając wargę. – To ci tylko pozwoli się zrelaksować, a nie znokautuje. – Naciskał lekko palcami wysoko na ramieniu. Nie poczułam wkłucia, za to ogarnęła mnie przemożona chęć zamknięcia oczu i osunięcia się w miękką ciemność.
A miałam mu powiedzieć...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro