Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 16

Miłego piątku 😈

Aiden

Leżałem, czekając, aż śliczna srebrna lisiczka się obudzi, w nadziei na kolejną rundę seksualnych uciech. Telefon, który już parę razy dawał mi znać o aktywności, podświetlił się na niebiesko. Tego nie mogłem zignorować. Wiadomość była krótka: mamy towarzystwo. Zawierała też trzy zdjęcia.

Kolejny chujek chciał zagarnąć coś dla siebie, w walce o rosyjską dominację nad tamtą częścią świata. Dima miał Ritę, my Margo i Stefanię, a Maarit była nadal nieuchwytna. Po najeździe rusków na Florencję nie byłem zdziwiony, że zapukali i do naszych drzwi. Co mnie zdziwiło, to że nie próbowali zabrać Stef siłą.

Wyszedłem z łóżka, żeby się ubrać. Skoro Matti, Luca i obsada domu pozwolili wejść im do środka, to zapewne zadbali o podstawowe zasady bezpieczeństwa. Mike Olsen, który przyjechał wczoraj po rzucenia hasła La Verdad, będzie dodatkowym atutem, skoro Marco nie było w pobliżu.

Niechciani goście stali w holu. Dobry ruch. Krew łatwiej się zmywa z kafelków niż drewnianych paneli.

– Nikita Maxim Ursov – przywitałem go ze szczytu schodów, zatrzymując się na pierwszym schodku za podestem. – Czym zawdzięczamy tę niechcianą poranną wizytę? Szukasz sojuszników?

– Nie wyglądasz na zaskoczonego moim pojawieniem się na progu.

Wyrwało mi się parsknięcie.

– Po pierwsze, stąpasz po nie swoim terenie Ursov. Jeden telefon do braci Tereshchenko – pstryknąłem palcami – i sprawa załatwiona.

– Mam przewagę liczebną – wskazał swoich trzech ludzi.

– Pierwszy błąd amatora – rzuciłem z kpiną – uważać, że skoro jest was więcej, macie przewagę.

Mike Olsen pojawił się w przejściu korytarza prowadzącego do kuchni. W ręku miał soczyste zielone jabłko, które głośno chrupał, bawiąc się nożem. Włożyłem dłonie do kieszeni, żeby jeszcze bardziej podkreślić swój brak szacunku.

– Nie przyszedłem tu, żeby rozpętać konflikt – zapewnił Nikita.

– Więc czego chcesz?

– Swojej żony.

Ręka z kawałkiem odkrojonego jabłka zastygła w połowie drogi na milisekundę, zanim Mike nie parsknął śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową.

– Żony? – spytałem, rżnąc głupa.

– Stefania Romanov Ursov.

Uniosłem brwi do góry, słysząc za sobą głośnie i wściekłe: Co?!, w wykonaniu Stefanii. Pojawiła się w zasięgu wzroku, ubrana tylko w moją wczorajszą granatową koszulę. Wyglądała zajebiście seksownie, z potarganymi srebrnymi pasmami spływającymi na plecy. Jednak to prawda, że męska koszula na kobiecie to jak flaga poddaństwa na twierdzy. Nie ma nic bardziej pociągającego.

Oczy wszystkich powędrowały do góry. Dobrze, że solidna drewniana barierka zasłania im widok długich nóg. Byłem pewny, że nie ma nic pod spodem.

– Jezus! Nikita, co ty tu robisz u diabła!

– Znasz go? – spytał Mike, krojąc sobie kolejny kawałek.

– Uhhh – przeczesała nerwowo włosy. – Noooo – wyrzuciła ręce w powietrze z frustracją. – Najgorsze przyjęcie świąteczne, na jakimkolwiek byłam!

– Nie przesadzaj, kochanie – odparł Nikita, wkładając dłonie do kieszeni. – Zaręczyliśmy się, wyszłaś za mąż i skonsumowaliśmy małżeństwo.

– Gówno prawda! – krzyknęła, postępując stopień w dół. – Ty prostaku! Ja tego nawet nie pamiętam. To jakaś bzdura! Naćpaliście mnie czymś...

– Idź się ubrać – rozkazałem, wchodząc po schodach. Kątem oka widziałem, że Luca i Matti pojawili się na dole, niejako flankując nieproszonych gości.

– Ale...

– Nie dotykaj mojej żony – ostrzegł Nikita.

– Ty skurwielu! – zawołała ze złością Stefania, schodząc jeszcze o stopień niżej. – Nie nazywaj mnie tak! – zażądała, chcąc mnie wyminąć.

– Na górę! – powtórzyłem naglącym szeptem, blokując drogę.

Spojrzała mi w oczy i odmaszerowała do sypialni, ze złością tupiąc piętami.

– Chcę rozwodu! – wrzasnęła, nim trzasnęła donośnie drzwiami.

– Mike, postaraj się ich nie zabić, zanim nie zejdziemy na dół. – Poprosiłem, stając na ostatnim schodku. – I uprzedzam, że to może trochę potrwać.

– A chociaż mogę ich trochę uszkodzić?

– Nie – zawołałem, idąc powoli do sypialni.

– Sztywniak.

Stefania ubierała się w pośpiechu, naciągając podkoszulkę na nagie ciało. Piersi wypychały materiał w bardzo przyzywający oko sposób.

– Tak nie pójdziesz.

– Pójdę – odparła, usiłując przejść obok. Złapałem ją w pasie i rzuciłem na łóżko. Wylądowała idealnie na środku z przekleństwem na ustach. Srebrne loki rozsypały się dookoła głowy jak aureola. Odgarnęła kilka pasm z twarzy. – Zwariowałeś?

Klęknąłem kolanem na materacu pomiędzy udami Stefanii, skutecznie stopując jej zapały, żeby się podnieść.

– Ojciec wydał cię za swoją prawą rękę?

– Nie wiem – przyznała, czerwieniąc się – oni obaj tak twierdzą a ja... nic nie pamiętam.

– Opowiedz mi – skrzyżowałem ramiona na piersi.

Zrobiła to samo, papugując mnie.

– Będziesz się zachowywał jak dupek? – Wpatrywała się we mnie intensywnie, podciągając koszulkę do góry i eksponując piersi. – Czy pomożesz mi się skutecznie rozwieść, jeśli to się okaże prawdą?

Pieprzona kusicielka.

Nie chciałem odrywać oczu od dwóch półkul zwieńczonych czerwonymi sutkami, które poprzedniej nocy wielokrotnie pieściłem, ciesząc się jak dziecko, że Stef miała niewiarygodnie wrażliwe piersi. Opadłem na ramionach na łóżko, przesuwając kolano tak, żeby każdy jego dotyk drażnił intymny zakątek ukryty pod dżinsami.

– Chcesz się najpierw ubrać?

– A nie chcesz mnie najpierw rozebrać? – spytała, oblizując dolną wargę. Zatoczyłem kółko wokół sutka. – Już i tak cudzołożyliśmy całą noc. Parę minut w prawo czy w lewo nie zrobi różnicy.

– To nigdy nie są minuty króliczku i nigdy nie będą – liznąłem drugą pierś.

– Mów mi tak jeszcze – zamruczała. – A co jeśli będę miała ochotę na szybki numerek.

– Będziemy negocjować – pocałowałem miejsce między wzgórkami. Położyłem się obok, rozpoczynając zabawę srebrnymi pasmami. Drugą dłonią wodziłem po nagim brzuchu. – Mów.

– Teraz?

– Zrób to szybko, a będzie warto.

– Jakaś zachęta? – zatrzepotała rzęsami i wydęła teatralnie usta, udając głupiutką lalkę Barbie.

Pochyliłem się i zassałem mocno sutek. Jęknęła, sięgając do paska moich spodni. Trzepnąłem ją po dłoni. Podniosłem głowę i spojrzałem w błyszczące niebieskie oczy kochanki.

– Przestajesz mówić, przestaję cię dotykać.

– Lubię zasady, ale najpierw zrób to samo z drugim. No wiesz to całe równe traktowanie i inne gówno.

Nie udało mi się zapanować i parsknąłem śmiechem, ale zrobiłem, o co poprosiła, będąc nagrodzonym gardłowym jękiem przyjemności. Otarła się kobiecością o moją nogę.

– Mów – rozkazałem twardo.

– Czy wiesz, że ten ton mnie podnieca?

Błysk w moich oczach musiał być wymowny, tak samo jak uniesiony ironicznie kącik ust. Jakby na to spojrzeć obiektywnie, byłem równie aroganckim chujem co Adam, Marco czy Patrick. Rozumiałem teraz wszystkie ich zachowania w stosunku do swoich kobiet. Władza, stanowczość i brutalność  kręciły tak samo Anję, jak delikatną Nicolę, a nawet Margo.

– Stefania!

Sapnęła, przymykając na chwilę te niesamowite, błękitne jak bezchmurne niebo w zimowy poranek oczy. Wpatrywała się w sufit.

– Jak skończyłam osiemnaście lat, ojciec zaprosił mnie na święta do Rosji. Poleciałam jego prywatnym samolotem. Do tamtego czasu to on zjawiał się na wigilię. Spędzał ze mną dokładnie jeden wieczór w roku. – Parsknęła niewesoło, nieco z rozmarzeniem. – Z Margo widywałam się częściej – przyznała, zgarniając narzutę i okrywając się. – Przekroczyłam próg megalomańskiej rezydencji rankiem, wpadając prosto w ręce sztabu makijażystek, fryzjerek i chuj jeszcze wie kogo, żebym się dobrze prezentowała wieczorem. Byłam zdenerwowana – oblizała usta – przerażona ilością gości, blichtrem, zachowaniem ludzi. Wszystkim.

Przekręciła się na bok, przełykając ciężko. Zmieniliśmy pozycję i leżała teraz przy moim boku, z dłonią leżącą tuż nad sercem. Nadal bawiłem się włosami, przesypując pasma między palcami.

– Krótka brutalna historia. Dali mi coś na rozluźnienie. Musiało mieć rohypnol, bo nic nie pamiętam od momentu, kiedy zaczęłam schodzić w dół schodów. Obudziłam się w nieswoim łóżku, obolała, zakrwawiona, nie pamiętając niczego. – Westchnęła, zaciskając dłoń w pięść. Wściekłość rozpaliła się we mnie. – Ojca znalazłam w bibliotece z Nikitą. Pogratulował mi ślubu i skonsumowania małżeństwa. Byłam tak wściekła, że najpierw nawrzeszczałam na niego, że go nienawidzę i jest mi wstyd, że mam takiego ojca. Wrzuciłam papiery z biurka do kominka. Obaj się wkurwili, a mi było mało, bo potem tatuśka uderzyłam. – Spiąłem się, słysząc kolejne słowa. To mogło się skończyć tylko w jeden sposób. – I to generalnie tyle, co pamiętam, bo dostałam taki wpierdol, że obudziłam się cała posiniaczona w samolocie w połowie drogi do Chicago. Żadnego z nich więcej nie widziałam.

– Nigdy nie sprawdziłaś, czy małżeństwo było prawnie zawarte?

– Gówno mnie to obchodziło – burknęła.

Chwyciłem ją za podbródek.

– Popatrz na mnie. – Niechętnie uniosła powieki. Błękit zderzył się ze sztormowym niebem przed burzą. – Twój ojciec ma szczęście, że Maarit go zabiła.

– Skąd to wiesz? – otworzyła szeroko, zdziwione oczy.

– Marco był w Syrakuzach – zdradziłem to, czego jeszcze nie wiedziała. – Tam znaleźli ciało z wiadomością „jesteś następna".

– No tak, teraz po świecie biegają cztery DNA po ojcu.

Nie wydawała się zbytnio przejęta śmiercią ojca. Pogłaskałem ją po policzku.

– Dima Tereshchenko ma Ritę, co prawda w krytycznym stanie, podobnym do Margo, ale to zawsze bliżej koryta, a Patrick w kilku żołnierskich słowach kazał mu się od ciebie odczepić.

– Cudnie, nagle stałam się miss popularności. – Wtuliła buzię w moją pierś.

– Ursov myśli, że ma przewagę nad pozostałymi w walce o tron, bo poślubił cię dziesięć lat temu.

– Możemy go po prostu zabić? – wyszeptała z prośbą w oczach.

Mała, krwiożercza istotka!

– Kiedy ty się zrobiłaś taka żądna krwi? – spytałem z rozbawieniem.

– On mi nigdy nie da rozwodu.

– Teoretycznie Stefania Romanov Ursov zginęła w katastrofie lotniczej.

– Nie nazywaj mnie tak! – Uderzyła mnie drobną piąstką po żebrach. Podniosła się na łokciu i odrzuciła włosy na plecy. – Skąd on w ogóle wie, że żyję i gdzie jestem!

– To akurat jest proste – potarłem twarz dłonią. – Maarit. Nawet za bardzo nie musiała się wysilać. Wiedziała, że Margo wyciągnie cię z Chicago, a gdzie spędziła ostatnie miesiące, było oczywiste.

– Czy ja jestem jedynym debilem w promieniu kilku tysięcy kilometrów?! – zawołała z pretensją.

Uderzyła dłońmi parę razy w materac. Spojrzałem na pieklącego się małego króliczka. Wyglądała uroczo, bliżej niezadowolonego dziecka niż prawie trzydziestoletniej kobiety. Miałem nad nią sporą przewagę wiedzy i doświadczenia w mafijnym światku.

– Czemu ty w ogóle nie jesteś zły?

– O co? Że żona Ursova odeszła z tego świata w katastrofie lotniczej?

– O wszystko!

– Ty jesteś wściekła za nas dwoje. – Przeczesałem srebrne pasma. – Na ojca, na siostry, na mojego brata. Jeszcze do poprzedniego wieczora nawet na mnie.

– Na cały świat – przyznała, oblizując dolną wargę.

Moment prawdy wśród kłamstw.

– Widzisz, jak terapeutycznie na ciebie działam? – zażartowałem.

– Aiden? I co teraz? – spytała, pokazując mi swoje chwilowe zaniepokojenie tym, co się działo.

– Teraz sprawdzimy, jak dobrzy jesteśmy w duecie, w polowaniu na wirtualnego smoka i cięciu go na plasterki. – Pacnąłem ją po nosie palcem.

– Jezus, ty gadasz jak Patron – prychnęła. – Ale obaj na nic mi się nie przydacie – skrzywiła się – a to dlatego, że kodowanie po rosyjsku wymaga znajomości tego języka. Więc jeśli już to Yaro. Poza tym napiszę ten skrypt w pół godziny, ale sam wiesz, jak to jest. Możesz go sobie napisać, ale wbrew wyobrażeniu nieznającej się części społeczeństwa, potem po prostu czekasz, żeby mieć szczęście.

– Chyba że Ursov był na tyle głupi, żeby przynieść ze sobą papiery.

Chciała się zerwać z łóżka, więc przetoczyłem nas tak, że znów znajdowała się dokładnie tam, gdzie pragnąłem. Przyciśnięta moim ciałem, wpasowując się w nie idealnie. Wpadające przez okno światło sprawiło, że we włosach pojawiły się niebieskie refleksy. Ten kolor mnie fascynował. Przyzywał. Od pierwszego momentu, kiedy rzuciła się na mnie w barze.

– Wariatka – powiedziała, wpatrując się we mnie. – Tak mnie nazwałeś tamtego wieczoru w barze.

– Już wtedy wiedziałem, że będą z tobą kłopoty. Musiałabyś siebie widzieć. Mokre włosy, szlafrok i bose stopy – uśmiechnąłem się do wspomnienia. – Wonder Woman!

– To już znam swój kostium na Halloween.

– Alicja w krainie czarów byłaby zbyt oczywista?

– Tylko jeśli pójdziesz jako szalony kapelusznik.

– Oj, króliczku... – westchnąłem z udawaną dezaprobatą, zanim ją pocałowałem. Wstałem z łóżka, podnosząc Stefanię ze sobą. – Ubierz się.

– A ty? – Zerknęła na moje spodnie treningowe i gołą klatkę.

Wszedłem do garderoby, wyciągając pierwszą koszulkę z brzegu. Mogła być czarna albo szara. Nie nosiłem innych kolorów. Wszystkie były tego samego producenta i równie skuteczne jak kevlar. Wziąłem jeszcze jedną i rzuciłem ją Stef.

– Co jest nie tak z moją?

– Nie jest z poliwęglanowych włókien i nie zachowuje się jak kevlar.

Skrzywiła się, ale założyła ją bez słowa.

– Fajna. Dostanę taką w swoim rozmiarze?

– Zamówię ci, ale cykl produkcyjny trwa cztery tygodnie.

– Poczekam i tak nigdzie się nie wybieram.

Zebrała włosy w kucyk.

– Zostaw je rozpuszczone.

– Dlaczego? – zdjęła gumkę i pasma rozsypały się po plecach.

– Ponieważ są piękne – pocałowałem ją w skroń – i żeby chuj wiedział, co stracił.

Zgarnąłem broń z szafki.

– Fajna – uśmiechnęła się.

Nawet mnie nie zdziwiło, że poprawnie ją chwyciła.

– I nie będziesz w stanie jej użyć – ostrzegłem.

Spojrzała na mnie zaciekawiona.

– Dlaczego?

– Kodowana odciskami palców – wyjaśniłem. – Z tego też powodu Sofia nie zabiła Adama przy ich pierwszym  spotkaniu.

– Pierdolisz! – otworzyła usta, układając je w okrągłe O.

– Chciałbym – mruknąłem – ale wrócimy do tego później. Czy Ursov wie, czym się zajmujesz?

– Nie mam pojęcia, co wie! – przyznała krzywiąc się. – Jeśli ojciec nie wiedział, to on pewnie też nie. Wiesz, że dbałam o anonimowość.

– Zagrasz słodką, wściekłą idiotkę?

– Z przyjemnością.

Zaśmiała się, czekając przydrzwiach i pozwalając mi wyjść pierwszemu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro