~>2<~
Wstałam rano... jak zwykle ale co z nim jest?
Nie odbiera ode mnie telefonu. Czuje sie odepchnieta. Po moim pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzałam na godzine...
7.05
Podeszłam do drzwi i otwierajac je szybko uniosłam wzrok w progu stał Isaac. Lekko uradowany i taki z dumą wszedl do mojego pokoju. Po chwili usiadł na łózku. Usiadłam na pufie naprzeciw Isaaca.
-Ł-ładnie wygladasz...-zaczął Isaac a ja się zaśmiałam.
Miałam na sobie miej-więcej to:

Zaśmiałam się po czym zeskoczyłam z pufy i usiadłam obok Isaaca. Jego włosy były pokręcone jak u baranka. Isaac spoglądał na mnie co kilka minut aż końcu całkiem się na mnie popatrzył. Trudno mi jest stwierdzić czy coś do niego czuję, ale... O CZYM JA MYŚLĘ?!
mam chłopaka nie moge. Do pokoju wpadła Phoenix-moja starsza siostra.
-Sory sory...-jej włosy zmieniły swój kolor a wtem Isaac zrobił się blady jak moja koszulka.
-Phoenix...-zawróciłam ją i zamknęłam drzwi.-Sory za nią. To co idziemy?-dodałam a Isaac dopiero teraz się otrząsnął.
-A tak sory.. idziemy-powiedział łapiac za plecak torbe czy co to on tam miał.
Wyszlismy przez glówne drzwi. Po drugiej stronie stał Dominic ze swoim bratem.
-Ej Dominic!-powiedziałam głośniej ale nie krzyknęłam. Chłopak ani drgnał.
-Dominic! Patrz!-powiedzial Isaac i mnie odwrocił. Odgarnąl mi kosmyk włosów z twarzy i pocałowal mnie w... policzek!
Dominic sie zjerzyl a ja zasmiałam sie. Pewnie to wygladalo komicznie ze strony Dominica ale miał to na co zasłużył. Isaac mnie tylko pocałowal w policzek, od boku moglo to inaczej wygladać.
Podbiegłam do Dominica na druga stronę a ten prubował mnie odepchnać.
-To było tylko w policzek i nic wiecej!-wrzasnełam na niego a ten posłał mi groźne spojrzenie.
-Chcesz jego to idz do niego!-wrzasnął Dominic a ja sie prawie rozpłakałam.
-Czemu mnie unikasz!-krzyknęłam a chlopak zrobil wielkie oczy.
-Ja... co...
-Tak ty... unikasz mnie od przedwczoraj... co sie dzieje...-powiedziałam a Dominic zbladł.
Przebiegłam z powrotem na druga stronę do Isaaca i poszliśmy na piechotę.
Po drodze złapał nas Stiles.
-Podrzuce was!-powiedział a ja sie zasmiałam.
-No dobra!-powiedziałam i spojrzałam do tyłu.
Styłu siedział Liam i Lydia. Stiles ucieszony że usiadłam obok posłał mi ciepłe spojrzenie. Ja to odwzajemniłam i pojechaliśmy.
W szkole na parkingu spotkała Dominica z Miko. Miko miał minę jakby ktoś umarł a Dominic miał smutną i lekko zbierającą sie do płaczu.
Isaac położył mi rękę na moim ramieniu i sie uśmiechną. Ja to odwzajemniłam i poszlismy do szkoły.
Podeszłam do szafki z numerem... zapomniałam 😅.
Isaac sie do mnie usmiechnął a ja zaraz po tym dostałam ogromnegp napadu śmiechu.
Chłopak sie speszył a ja prubowałam coś z siebie wydusić ale nie mogłam.
-I-isaaaaac...-zacięłam się i prubowałam wymówić jego imię.
-Okej... poczekaj!-powiedział i kazał mi zostać przy jednej z szafek.
-O-o coooo... chodzi....-oblał mnie zimną woda z wodopoju.-Jestem cała mokra?!-dodalam a chlopak dostał ode lekko z pięści w ramię.
-Ała... ej!-oblałam go z powrotem.
~Carter! Layhe! Koza!-pan Harris kazał nam zostać po lekcjach.
~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~
Weszłam do klasy pana Harrisa. Isaac wszedł za mną a zaraz po Isaacu... Dominic. Wdał sie podobni w jakąs bojke na parkingu i został prawie zawieszony.
~Carter?-zapytał pan Harris a ja odpowiedziała.
-Jestem...-powiedziałam od niechcenia.
~Layhe?-odparl nauczyciel.
-Ja?-powiedział a ja sie zaśmiałam.
~Blake?-Dominic podniusł czerwoną głowę z pod ławki.
Drzwi od klasy sie otworzyły a w nich stanęli Scott i Stiles. Pan Harry sie odwrócił w stronę chłopaków i kazał im zajać miejsca.
Kwadrnas później
-Panie Harris... można poprosić?-spytała jakaś nauczycielka a wtem pan Harris wstał od biurka.
-Yhym.. no dobrze... rozumiem-pojedyncze słowa pana Harrisa.-dzieciaki idziemy do biblioteki!-chrząknął a Dominic spadł z krzesła.
-Choć Amy-Isaac chwycił mnie za rękę a ja za nim poszłam.
Weszliśmy do biblioteki i zajęliśmy sowje miejsca prze trzech stolikach. Przy jednym ze stolików usiadłam ja, Isaac i pan Harris.
W drugim stoliku za moimi plecami siedział Dominic, Lydia(nie wiem po co ona przyszła), a przy trzecim Scott i Stiles.
Wyciagnęłam Szkicownik i kilka ołówków z gumką chlebową. Zaczełam szkicować. Kiedy sie obejżałam narysowałam pana Harris. Wyrwałam kartkę i rzuciłam do kosza stojacego przy stoliku. Na drugi rozstrzał poszedł Baranek (Isaac). Narysowałam go w pełni ksieżyca.
W formie wilka wygladał lepiej...

-Ale piekne...-przytulił mnie a Pan Harris na nas spojrzał spod byka-Masz talent!-dodał a Dominic spojrzal mi przez ramię.
Twarz mu przybrała smutny wyraz. Wiedziałam że jest mu przykro... ale mi jest bardziej.
=>W piątek jest impreza z okazji finalu Lacrosse, przyjdziesz?-szepnął mi do ucha Isaac, a kiwnelam glową.
-Na pewno bedę...-spojrzałam na Dominica.
-Isaac!-powiedział Scott i machnął na Isaaca. -Choć tu!-powiedział a ja sie odwróciłam.
Styknęliśmy sie nosami z Dominiciem który był smutny. Zaraz po tym wybiegł z biblioteki i wiecej go nie widziałam.
Siedziałam przez reszje czasu przy stoliku sama... straciłam wszystkich...
W domu
-Wrociłam!- krzyknęłam przechodzac przez próg domu. Zanim go przekroczyłam cos mnie zatrzymało. Za mną stał Dominic.
-A-amy...-powiedział i trzymał się za brzuch. Rękę miał we krwi. Kiedy odsłonił zakrwawione miejsce ukazala się rana.
Pelno było krwi. Stałam jak ta oszołomiona i nie wiedziałam co zrobić. Podbiegłam do niego kiedy zaczął upadać i sotatkiem sił zabrałam mu ból. Opadł na mnie słabsze ramię a wtam oboje upadliśmy...
-Co z nim?-spytałam a brat sie spojrzał na mnie.
-Rana postrzalowa... ktos na nas poluje...-dodał i do gabinetu wszedł Deathon ^właściciel gabinetu weterynaryjnego^.
-Musimu znaleźć kule... albo w najgorszym wypadku wyciągnąć z niego...-zapiszczałam a wtem upadłam na cztery łapy.
Oszołomiona nie wiedziałam co mam zrobić. Łaoy mi sie trzęsły i nie mogłam zrobic kroku w żadna stronę.
Moj brat starał mi się cos przekazac ale nic nie slyszalam w glowie mialam tylko szum...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro