Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Melasa Kolema by KaLTEANLAGEN

"Jest słodka, ma piękne, kręcone złote loczki i lśniące, srebrne oczy. Najpiękniejszy malec na świecie."

Takie słowa właśnie wypowiedziała moja najmłodsza siostra, Oktoda, kiedy po raz pierwszy zapytałyśmy ją, jaka jest jej córka. Potem pokazała nam dziewczynkę – rzeczywiście najładniejszą ze swojego rocznika. Zgodnie stwierdziłyśmy, że jej słowa w stu procentach były adekwatne.

A teraz stała przed nami taka sama, a jednak całkiem inna.

Maltoza oprócz tego, że podrosła, nie zmieniła się prawie wcale. Tylko jej spojrzenie było całkiem inne. Kiedy miała dwa latka, jej oczy promieniały radością. Teraz miała wzrok starego, doświadczonego przez los demona. A przecież skończyła dopiero osiem lat! Powinna zachowywać się stosownie do swojego wieku.

Moja córka, Amyloza, była beztroskim dzieckiem. Teraz, gdy patrzyłam na nią, cieszyłam się, że nie postanowiłam wyjechać stąd wraz z Oktodą. Nie chciałabym, aby moja piękna córeczka o ciemnych włosach została sierotą, tak jak to się stało z Maltozą.

Żadna ośmiolatka, nie patrząc na to, czy pochodziła od elfów, demonów czy ludzi, albo jakiejkolwiek innej rasy, nie powinna widzieć śmierci swojej matki i być pozostawiona sama sobie w obcym świecie, nie potrafiąc się nawet porozumieć z nikim. Takie doświadczenia bardzo zmieniają personę i mają nieodwracalny wpływ na psychikę. Ciągły strach, brak poczucia bezpieczeństwa u tak młodej osoby, nie może przecież dobrze na nią zadziałać.

Dlatego cieszyłam się, że ta półelfka zdobyła się na to, aby odprowadzić moją siostrzenicę do domu. I też podziwiam ją za to, bo my, demony, nie jesteśmy zbyt ufnymi osobami, a skoro Maltoza tak bardzo się jej poświęciła i ignorując ogarniający ją strach na myśl o nieznanym, pomogła im dotrzeć aż tu, ta cała Amalda musiała być naprawdę wartościową osobą.

Wraz z Heksozą, najbliższą mi siostrą, często zastanawiałyśmy się, co się stało z matką Maltozy – Oktodą. Często nawet chciałyśmy zapytać się, co o tym wszystkim myśli trzecia z nas, demon lata, która była najlepszą przyjaciółką i siostrą demona zimy. Jednak z obawy o jej samopoczucie, nigdy o to nie pytałyśmy. Za to zawsze starałyśmy się ją podtrzymywać na duchu.

Właściwie nie wiedziałyśmy, ani ja, ani moja jesienna siostra, dlaczego Oktoda podjęła taki, a nie inny krok. Byłyśmy siostrami, dlaczego więc Piranoza nie wyjaśniła nam, czemu nasza najmłodsza siostra podjęła taką decyzję?

Wiedziałam, że wtedy coś między nimi zaszło. Tylko co mogło być aż takie straszne, żeby skłonić Oktodę do wyjazdu? I to dokąd! Do miejsca, z którego mało która z naszego gatunku powraca! Do miejsca owianego tajemnicą. i w końcu, do miejsca całkowicie poświęconego tym istotom, przez które w sąsiednim państwie wybuchła wojna domowa. A wszyscy wiedzą, że takie bratobójcze walki to najbardziej wyniszczający gatunek wojny i właściwie świadczy tylko o tym, jak źle się dzieje w kraju. Lepiej trzymać się z daleka od wszystkich istot mających większy lub mniejszy w niej udział.

Pamiętam jak dziś, gdy zawsze uśmiechnięta Oktoda, przyszła na nasz codzienny posiłek, odbywający się niezmiennie od dwudziestu lat zawsze o tej samej porze. Swoją zaledwie dwuletnią dziewczynkę, zamiast posadzić razem z resztą naszych brzdąców do zabawy, usadziła na kolanach, przyciskając ją mocno do siebie, jakby bardzo potrzebowała teraz wsparcia maleńkiej Maltozy.

Jak w ogóle taki maluch mógłby jej w czymkolwiek pomóc? Nie wiedziałam. Może po prostu samo ciepło ciała dziewczynki dodawało jej otuchy?

Napięta od emocji twarz Oktody wyrażała determinację, zawziętość, ale też odrobinkę strachu, który usilnie próbowała ukryć. Blond włosy, które zawsze nosiła zaczesane do tyłu, teraz unosiły się do góry jak u grzywiastego lwa. Oczy były zimne, jak na demona zimy przystało. Miała na sobie tradycyjną, jednolicie niebieską, lnianą koszulę i długą do kostek, przyozdobioną wyhaftowanymi śnieżkami spódnicę. Jej wysokie buty były wypastowane na błysk, gotowe do marszu. Tradycyjna czarna kolemowska kamizelka z zielonymi zdobieniami przy kołnierzu zwisała jej z przedramienia. I tylko kolczyk, wiszący samotnie w lewym uchu, dyndał, niepomny, że powinien poddać się lodowej mocy, która została mimowolnie uruchomiona dzięki tak wyraźnym, można by nawet rzec, czystym emocjom.

– Wyjeżdżam – powiedziała Oktoda, a ja z oszołomienia mało nie udławiłam się przełykanym właśnie kęskiem jedzenia. Choć śmierć przez zakrztuszenie zdawała się nieprawdopodobna dla naszego gatunku, byłam wdzięczna mojej ognistowłosej siostrze Heksozie, że w porę zareagowała i poklepała mnie po plecach.

Gdy w końcu się uspokoiłam, powiodłam wzrokiem po moich współbiesiadniczkach. Mina Oktody się nie zmieniła. Widać było jej gotowość do bronienia swojego zdania i nic ani nikt nie zdołałby jej przekonać do swoich racji. Mocno tuliła do siebie córkę, która zdawała się dla niej tarczą, chroniącą przed całym światem. Tylko to zdradzało, że trochę się nas obawia. Jednak jej oczy jeszcze tylko bardziej pociemniały, wyzywająco spoglądając w stronę Piranozy. Oczekiwały niejako, żeby się jej sprzeciwiła.

Za to twarz demona lata zmieniła się diametralnie. Piranoza zawsze była dosyć poważną osobą, nieokazującą żadnych emocji, ale ten nikły uśmieszek, który przed przyjściem Oktody widniał na jej ustach, teraz zastąpił grymas niechęci i smutku. Jej zazwyczaj ciemnobrązowe oczy teraz stały się całkowicie czarne. Z trudem panowała nad swoją mocą, zapewne tylko dzięki tym wszystkim ćwiczeniom potrafiła w takim stopniu nie poddawać się jej oddziaływaniu. Falowane, brązowe włosy zwisały, tak, jak zawsze, więc wiedziałam, że z jej strony nie grozi nam żadna niekontrolowana eksplozja energii.

Heksoza za to, w przeciwieństwie do tych dwóch, nie przejmowała się niczym. Nie przerwała posiłku, z jej twarzy nie zniknął uśmiech. Przekrzywiła tylko głowę, wpatrując się z uśmiechem w Oktodę.

– Wakacje? Super! Mogę się zabrać z tobą? – zapytała beztrosko, jakby nie zdając sobie sprawy, że w tym momencie ważą się losy naszej rodziny.

Oktoda uśmiechnęła się do niej, ale jej oczy wciąż pozostawały pochmurne. Poprawiła sobie wyrywającą się do reszty dziewczynek Maltozę, wciąż siedzącą jej na kolanach.

– Byłoby mi bardzo miło, gdyby któraś z was zechciała mi towarzyszyć. Lecz nie wiem, kiedy i czy w ogóle zdecyduje się tu wrócić – powiedziała poważnym tonem.

Heksoza zamarła nad swoim gmiterowym koktajlem.

– Ale jak to? – Moja jesienna siostra, zazwyczaj taka mądra, tym razem totalnie zgłupiała. Choć faktem było, że znałam mało osób, które w takim stopniu jak ona, nie znałyby się na odczytywaniu emocji i nastrojów.

Oktoda ciężko przełknęła ślinę i zerknęła w stronę Piranozy. Ta tylko jeszcze bardziej zacisnęła wargi; nic się jednak nie odezwała. Zmrużyłam oczy, przeskakując spojrzeniem od jednej do drugiej.

– Zaistniały pewne okoliczności – Oktoda zaczęła powoli tłumaczyć, próbując jednocześnie wygładzić swoją niedającą się w tej chwili ujarzmić grzywę, nerwowo przeczesując ją palcami – i stwierdziłam, że przebywanie tutaj nie jest... – Zwiesiła się na chwilę, jakby nie bardzo wiedząc, jak ująć to słowami.

Dosłownie zastygła jak słup soli, jak ta żona Lota z tej specyficznej księgi, na której połowa ludzkości opiera swoją wiarę, a o której opowiadała nam jedna z radczyń z rodu Peomet. Moja brew uniosła się nieznacznie, w geście ponaglającym ją do mówienia. Piranoza starała się udawać, że nic jej to nie obchodzi, a Heksoza z wyraźnym zdumieniem wpatrywała się w nieprzystępną górę lodową, jaką teraz stała się nasza siostra.

– Może ujmę to inaczej. – Spróbowała znowu jasnowłosa demon, przerywając niezręczny moment ciszy, która zapanowała przy stole. Nawet dziewczynki przestały aż tak hałasować, jakby wyczuły, że dorośli rozmawiają o czymś naprawdę ważnym. – Dowiedziałam się pewnych rzeczy i stwierdziłam, że muszę nad nimi porozmyślać. Wiem, że przebywając tu, trudno mi będzie... – Na moment znowu się zawiesiła, a my wstrzymałyśmy oddech, oczekując jej kolejnych słów.

Z trudem udało mi się zauważyć to jedno wymienione spojrzenie między Oktodą a Piranozą. Potem kobieta dalej ciągnęła swoją wypowiedź.

– Niektórych rzeczy nie można wybaczyć ot tak, po prostu. – Westchnęła. – Dlatego muszę się oddalić. Porozmyślać.

– Czy zrobiłyśmy coś nie tak? – Zdziwiła się Heksoza, nie czekając na to, aż blondynka doda coś jeszcze.

Byłam za to na nią wściekła, bo może dowiedziałybyśmy się czegoś istotnego, ale nie, ta musiała jej przerwać. Oktoda wyraźnie nie chciała mówić, o co chodzi, a Piranoza zawsze była skryta. Nic dziwnego więc, że nigdy potem nie powiedziała nam, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. W końcu jedyną osobą, której zawsze ufała, była Oktoda, a kiedy ta odeszła, tak naprawdę już nie wiedziałyśmy za bardzo, o czym myśli, chyba że miała na tyle dobry humor, że łaskawie odpowiadała nam na pytania.

Oktoda uśmiechnęła się w odpowiedzi do Heksozy. Zawsze była dla niej wyrozumiała i bawiło ją, jak czasem naiwna bywała. Uważała ją za słodką, niewinną istotkę. Cóż, może wtedy te określenia do niej pasowały. Teraz nikt nie nazwałby Heksozy ani słodką, ani niewinną. Jeśli chciała, potrafiła zabić, mrugając tylko okiem.

– Nie, to nie wy. To nie o to chodzi – powiedziała kobieta, poprawiając na swoich kolanach córkę. – Gdyby tak było, nie proponowałabym wam przecież, żeby któraś z was ze mną wyruszyła, prawda?

Heksoza, kierując się logiką, z namysłem przyznała jej rację. Lecz dalej wpatrywała się w naszą młodszą siostrę, nie do końca przekonana.

– Jeśli tylko w którymś momencie, którakolwiek z was – tu znowu nastąpiła szybka wymiana spojrzeń między zimowym i letnim demonem oraz lekkie zmarszczenie brwi przez tą pierwszą – zechce mnie odwiedzić, serdecznie zapraszam. Na pewno mnie znajdziecie. – Posłała nam wszystkim uśmiech. – A teraz wybaczcie, ale muszę już iść. Nie chcę przedłużać naszego pożegnania. Nie jest moim celem, żebyście źle o mnie myślały, ale tak będzie lepiej. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Kto wie, może nawet kiedyś postanowię tu wrócić?

Oktoda uśmiechnęła się ze smutkiem, po czym uściskała nas wszystkie serdecznie. Wzięła ze sobą niezbyt duży tobołek z jedzeniem i wyruszyła w świat.

i taką widziałyśmy ją po raz ostatni. Wpatrywałyśmy się w jej oddalające się plecy i machającą do nas uśmiechniętą Maltozę, której słodka twarzyczka wystawała zza ramienia niosącej jej mamy, kiedy się oddalały. Nigdy więcej nie było nam dane jej spotkać.

Westchnęłam z ciężkim sercem, wracając do teraźniejszości. Istniała taka sentencja, którą ludzie sobie czasem powtarzają. Jak to szło? Czasem powrót do przeszłości i próba rozwiązania jakiejś zagadki, jest gorsza niż pozostawanie w nieświadomości. Bo wiedza to siła, ale nie zawsze ta budująca. Czasem destrukcyjna. Więc trzeba wziąć poprawkę na to, czego się pragnie i wiedzieć, kiedy przestać dociekać.

Teraz miałam przed sobą ukochaną córkę mojej lodowej siostry. Na tym powinnam się skupić. Nie chciałam rozgrzebywać przeszłości, tylko po to, aby dokopać się do jakichś trupów i móc znienawidzić Piranozę – cokolwiek by nie zrobiła. Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Trzeba się skupić na żywych.

Przede mną w swoich tradycyjnych strojach, które przywdziały właśnie na tę konkretną okazję, klęczały dwie ośmioletnie dziewczynki i przyglądały się, jak Heksoza oraz Piranoza przepytują królewnę Amaldę i Maltozę z ich wszystkich przygód.

Poważna zazwyczaj Stevia, ledwie powstrzymała niedowierzający uśmieszek, kiedy królewska córka opowiadała, jakie incydenty spotkały ich grupę w drodze do nas.

Za to czarnowłosa Amyloza zdawała się wcale nie słuchać, o czym rozmawia cała reszta. Moja córka to taka rozrabiaka, nic ją nie było w stanie zainteresować na dłużej niż kilka minut. Zawsze miałam z nią kłopot i nie nadążałam z wymyślaniem kolejnych zadań. Teraz siedziała i swoimi wielkimi, zielonymi oczami, charakterystycznymi dla wszystkich demonów wiosny, wpatrywała się z uwagą w swoją najmłodszą siostrę, kontemplując jej wygląd.

Zapewne nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że na dłuższą metę jest to nieco irytujące, żenujące i, co najważniejsze, niegrzeczne. Ale któż by tam uczył demony kultury w tak oddalonej od cywilizacji chatynce jak nasza? Na pewno nie ja. Czego efekty teraz widać w zachowaniu mojej Amylozy.

Dziewczynki zapewne nie pamiętały swojej złotowłosej siostry. W końcu jak niby, skoro opuściła nas wraz ze swoją mamą, kiedy miały zaledwie po dwa latka? Znały ją za to z opowieści. Pewnie w swoich główkach stworzyły własny obraz dziewczęcia i teraz tylko sprawdzały, jak bardzo się zgadzał. Bałam się tego. W końcu nikt nie lubi, jeśli mamy o nim własne zdanie jeszcze zanim go tak naprawdę poznamy. No, przynajmniej ja nie lubię.

W końcu Inulina, którą wraz z matką przygarnęłyśmy jakiś czas temu, oraz Pektyna, córka Piranozy sprowadziły całą resztę kuriozalnych istot. Znaczy, zapewne dla nich samych uchodzili za... modnych, wyrafinowanych czy coś w tym stylu, ale dla nas, nieprzyzwyczajonych do stylu ubierania elfów i... ludzi, widok był doprawdy niezapomniany. Nie pomagał również fakt, że ich odzież była cokolwiek zniszczona i zwyczajnie brudna.

Chyba nie powinnam się aż tak temu dziwić. Z tego, co wiedziałam, podróżowali już kilka ładnych tygodni. No i nie należeli do naszego gatunku, więc nie potrafili tak dobrze, jak my poradzić sobie z czymś tak trywialnym, jak brud i smród zwykłymi rosnącymi co jakiś czas przy drodze kwiatami, posadzonymi tam specjalnie z myślą o podróżnikach. Tak, znanie się na roślinach bywa bardzo pomocne. I gdyby elfy nie były takimi nieukami, na pewno ta cała gromada wyglądałaby teraz przynajmniej znośnie.

Ugościłyśmy ich tym, co miałyśmy. Niech nie wybrzydzają. Naprawdę byłyśmy im wdzięczni, że odprowadzili Maltozę do domu, ale nie spodziewałyśmy się gości, nic więc dziwnego, że nie przygotowałyśmy dla nich jakiejś specjalnej uczty.

Jeśli szli tak dziwną grupą, to tylko cud sprawił, że jeszcze żaden wróg się nie napatoczył i nie zjadł ich na śniadanie, tylko po to, aby później móc nas nazwać agresorami i zwalić na nas całą winę. Nie wiedziałam, jak im się udało pozostać niezauważonym przez tyle czasu w naszej krainie, ponieważ ich widok... doprawdy był niecodzienny. I zapadający w pamięć. Każdy, kto tylko by ich ujrzał, na pewno nie pozostawiłby ich w spokoju.

W końcu usiedliśmy do posiłku. Tak jak zawsze dorosłym osobnikom miejsca przygotowałyśmy przy głównym stole, a cała reszta miała siedziska na podłodze. Nie zastanawiając się długo, zajęłam swoje krzesło.

Przecież byłam tu jedną z najstarszych, prawda? Może nie licząc Treozy, matki Inuliny, która w tym momencie była nieobecna, a którą przygarnęłyśmy wraz z córką, kiedy okazało się, że cała jej rodzina zginęła, a nam brakowało w rodzinie demonów zimy. No i tego elfa – uzdrowiciela, syna zdradzieckiej Andreth i jego przyjaciela oraz czarnowłosej kuzynki księżniczek, ale oni właściwie byli ode mnie młodsi, bo ich wiek liczy się całkiem inaczej niż nasz.

Zresztą elfy zaraz dołączyły do mnie przy stole, tak samo jak reszta moich sióstr. Tylko królewny stały pośrodku pomieszczenia i rozglądały się za czymś. W końcu jedna powiedziała coś do drugiej w języku, którego nigdy wcześniej nie słyszałam, a który najprawdopodobniej dobrze sklasyfikowałam jako ludzki. Potem nagle wyszły z pomieszczenia po to, aby za chwilę wrócić z ławą, a potem usadzić na niej wszystkie dziewczynki. Z przerażeniem wpatrywałam się w to, co wyrabiały te dwie, bezczelne dziewczyny.

– Jak śmiecie! – Piranoza gwałtownie wstała od stołu, również zbulwersowana śmiałością dziewcząt.

Królewny tylko stały i wpatrywały się w nas ze zdziwieniem i z minami wyrażającymi totalne niezrozumienie. Cóż za totalna ignorancja!

– Wybaczcie, drogie panie. – Głos zabrał syn Andreth, który nie wiadomo, kiedy wstał i dołączył do dziewcząt, stając między niemi. – Amalda i Almáriel dołączyły do nas niedawno i niewiele jeszcze wiedzą o tradycjach elfów, tym bardziej nieznane są im zwyczaje panujące w Stiprybe. Bardzo was przepraszam za tę zniewagę. – Powiedział z pełną powagą w głosie.

No, przynajmniej on wiedział, jak powinien się zachować.

– Rozumiem zatem, że przez niesubordynację naszych dam, będziemy zmuszeni natychmiast udać się w drogę powrotną, jako że nikt nie chce przebywać w towarzystwie, które go nie szanuje – ciągnął dalej, a ja musiałam przyznać, że wcale nie był taki głupi, na jakiego wyglądał.

Albo to Andreth napracowała się nad jego wychowaniem, ale z egoistycznych pobudek nie chciałam jej tego przyznać.

Uśmiechnęłam się do niego z szacunkiem, po czym również wstałam i tym razem ja zabrałam głos. Byłam najstarszą tu demonem, bo urodzoną w równonoc wiosenną, więc tak naprawdę wszystkie ważniejsze decyzje należały do mnie. Znaczy, Treoza teoretycznie miała więcej lat ode mnie, ale dołączyła do nas później, więc owszem liczyliśmy się z jej zdaniem, ale jej głos nigdy nie był tym decydującym.

– Ależ nie ma takiej potrzeby. Nie musicie wyruszać natychmiast. Posilcie się, odpocznijcie, a w drogę wyruszycie jutro rano – powiedziałam dobrodusznie, bo trochę żal mi było całej tej zgrai no i rozumiałam, że ktoś, kto nie znał zwyczajów, nie mógł ich przestrzegać. – Prosiłabym jednak, aby dziewczęta zajęły należne im miejsce i nie starały się zmieniać naszych tradycji.

– Oczywiście. Osobiście tego dopilnuję – odparł blondyn, po czym lekko się skłoniwszy, objaśnił cichym głosem swoim podopiecznym, dlaczego nie przystoi im oraz młodszym demonom siedzieć przy głównym stole.

Widocznie nasze zwyczaje byłyzupełnie niezrozumiałe dla ludzi, ale cóż się dziwić. W końcu ich dziecinie stanowiły śmiertelnego zagrożenia dla każdego z otoczenia. Nie mogływięc wiedzieć, że jeśli posadzi się dziecko na specjalnieprzystosowanych dla nich płytach, utracą one moc, przez co nie zdołają niąnikogo uśmiercić. Na szczęście w trakcie dalszego pobytu elfkizachowywały się już przyzwoicie i nie wychylały się z nieprzyzwoitymipropozycjami, tylko starały robić dokładnie to, co inni przedstawicieleich rasy. To jedno musiałam im przyznać. Okazały się naprawdę mądrymiosobami, mającymi na względzie uczucia i tradycje innych. Niewątpiłam już, że wkrótce w sąsiednim kraju nastąpi pokój, jeśli tylkote dwie, nadal będąc tak rozsądne, zasiądą razem na tronie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro