Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Almáriel Angela Lirryns

Otworzyłam zaspane oczy. Prosto nade mną znajdował się kawałek błękitnego nieba. Wsparłam się na rękach i podniosłam do pozycji półleżącej. Tym samym sprawiłam, że płaszcz, którym byłam otulona, zsunął się cicho na ziemię. Co ciekawsze, on wcale nie należał do mnie. Rozejrzałam się niepewnie i mój wzrok spoczął na małym wodospadzie spływającym ze skał do niewielkiego jeziorka. Widziałam już go. Wieki temu nocowałam tu z Aną.

Przetarłam niepewnie oczy, starając się obudzić do końca i ustalić, jakim cudem się tu znalazłam. Ostatnie co pamiętałam, to ucieczka, pustynia... i Keal. To ostatnie tłumaczyło właściwie wszystko. No dobrze, ale gdzie on teraz był? Rozejrzałam się, ale nigdzie nie dostrzegłam elfa o włosach barwy kasztanów. Czyżby przywiózł mnie tam, gdzie chciałam i zostawił na pastwę losu?

– Śpiąca królewna już wstała?

Odwróciłam się w kierunku głosu i zauważyłam zgubę, która odnalazła się jak na zawołanie. Keal stał u wejścia do polany otoczonej skałami i wodospadem.

– Spałaś jak zabita – oznajmił. – Nawet nie drgnęłaś, kiedy zdjąłem cię z siodła – kontynuował z uśmiechem, wpatrując się we mnie. – Naprawdę planowałaś iść całą noc i nie zasnąć na stojąco?

– Tak – odparłam, krzyżując ramiona na piersi i wpatrując się w elfa gniewnym wzrokiem. No dobra, może faktycznie mój plan był do bani, ale od kiedy on sobie tak żartował? Gdzie się podział cichy i tajemniczy elf, którego znałam?

– Oho, królewna się obraziła i nie zna się na żartach.

Nie odezwałam się, dalej przyglądając mu się z naburmuszoną miną, a Keal parsknął śmiechem. Naprawdę wyglądałam aż tak zabawnie?

– Przygotowałem śniadanie – powiedział, kiedy już się uspokoił. – Co prawda zimne, bo nie chciałem ryzykować rozpalenia ogniska, ale ty chyba jesteś i tak zbyt obrażona na jedzenie, prawda?

Wstałam i wzięłam z ręki elfa posiłek, nie odzywając się przy tym wcale. Keal tylko pokręcił z uśmiechem głową i już też nic nie mówił, tylko zaczął pochłaniać swoją porcję. Usiadłam na porzuconym wcześniej płaszczu i przypatrywałam się elfowi podejrzliwie spod opuszczonych rzęs. Gdy on jednak nawet nie oderwał wzroku od śniadania, sama zaczęłam jeść, ale pilnowałam, by zbyt długo nie zostawić go bez obserwacji. Nadal nie byłam pewna, czy mogę mu zaufać, a jego nagłe odmienne zachowanie, wcale nie ułatwiało sprawy.

– Co tak się mi przypatrujesz, jakbym miał co najmniej zniknąć? Ty tu jesteś od tego specjalistką – rzekł w pewnym momencie, nawet nie podnosząc głowy.

– Wcale na ciebie nie patrzę – odrzekłam szybko, ale elf znowu pokręcił z powątpiewaniem głową.

– Akurat. A więc jakie panna niepatrząca ma plany na dziś?

Moja podejrzliwość momentalnie wzrosła. A może ta cała historyjka o uwalnianiu się od Andreth była wymyślona, a tak naprawdę wysłali go, żeby miał mnie na oku?

– Przesiedzieć tu do nocy i nie dać się złapać – odparłam w końcu ostrożnie.

– Wyobraź sobie, że tego to się domyśliłem, ale chyba nie masz zamiaru spędzić przy tym wodospadzie całej wieczności?

– Może i mam – odrzekłam, przypatrując mu się wyzywająco.

Elf westchnął cicho, odgarniając za ucho brązowy kosmyk włosów.

– Almáriel, posłuchaj. Jeśli mam ci się do czegoś przydać, to wypadałoby, byś była ze mną szczera. Jakbym chciał cię zaciągnąć z powrotem do oazy, to zrobiłbym to dziś w nocy, kiedy zasnęłaś. A jeśli myślisz sobie, że pojechałem z tobą, by cię szpiegować, to uwierz, że znalazłbym inny sposób na odkrycie celu podróży, niż po prostu pytanie, które momentalnie wzbudza tysiąc podejrzeń.

Wpatrywałam się w Keala, niezbyt wiedząc, co myśleć. Jego rozumowanie miało sens, ale co jeśli powiedział to wszystko, żeby uśpić moją czujność? Taki scenariusz był przecież możliwy, ale czy on naprawdę byłby do tego zdolny? Spojrzenie jego niebieskich oczu wydawało się szczere... Teraz ja westchnęłam cicho i zaczęłam grzebać w porzuconej obok torbie. Po chwili z triumfem znalazłam mapę. Podeszłam do elfa i rozłożyłam ją na kamieniu przed nim, klękając przy tym na trawie pokrytej po nocy rosą.

– Idziemy tu – powiedziałam ,wskazując kwadracik podpisany "Andolegaz". Brama Wody.

Keal zagwizdał cicho.

– Ambitnie. Czyżby królewna wracała do domu? – Kąciki ust elfa powędrowały do góry.

– Królewna wraca po siostrę – odparłam, odwzajemniając uśmiech.

* * *

Na zewnątrz już dawno zapadł zmrok. Księżyc w kształcie rogalika kontrastował mocno z czernią nieba. Migoczących gwiazd było tylko kilka. Starałam się bezskutecznie przeniknąć wzrokiem ciemności i dostrzec, czy strażnik pilnuje Wrót Światów. Stojący obok mnie w cieniu drzew, Keal przyglądał mi się wyczekująco. Przygryzłam dolną wargę z zamyśleniem.

Kiedy tylko zrobiło się ciemno, wyruszyliśmy w kierunku miejsca, w którym zaczęła się moja przygoda w tym dziwnym świecie. Keal prowadził nas jakimiś bezdrożami, żeby ewentualna pogoń zgubiła trop, ale co chwilę i tak powtarzał, że to najpewniej na nic, jeśli ścigać nas będą Erniti i Abelard. Czemu jego wysiłki w zetknięciu z tą dwójką, najpewniej pójdą na marne, nie chciał wyjawić. Byłam pewna, że kto jak kto, ale Keal skrywa jeszcze niejedną tajemnicę. Niedawno ukryliśmy nasze wierzchowce głębiej w lesie i tak oto znaleźliśmy się w tym miejscu. I obserwowaliśmy. Ciemność oczywiście, bo nic więcej nie było widać. I choć minęło tylko kilka minut, to już miałam tego serdecznie dość. Dałam elfowi znak ręką, że nic tu po nas i wycofaliśmy się trochę dalej w odmęty lasu.

– To co teraz? – zapytał mnie, kiedy wystarczająco oddaliliśmy się od rzeki.

– Nie mam pojęcia – odparłam szczerze. Strażnik Wrót mógł równie dobrze tam być, jak i nie być. – Chyba po prostu użyje niewidzialności i postaram się prześlizgnąć sama.

Nawet mi samej nie do końca podobał się ten pomysł, ale żadne inne wyjście nie przychodziło mi do głowy. Nie chciałam ot tak zostawić tu Keala po tym, jak pomógł mi w ucieczce. Przecież miałam być dla niego szansą na wyrwanie się stąd. Już nie mówiąc o tym, że skoro elf twierdził, że Abelard i Erniti znajdą nas bez większego problemu, to nie chciałam być w jego skórze, kiedy dowiedzą się, że dzięki niemu wróciłam do świata ludzi. No i przecież miałam go mieć na oku, żeby kontrolować rozprzestrzenianie się naszej tajemnicy.

To się źle skończy... Zostań tu...

– Jeśli uważasz, że to dobry pomysł... – zaczął, jakby powtarzając za głosem, ale mi przerwałam.

– Nie, nie uważam tak – odparłam, trochę głośniej niż zamierzałam. – Ale jakbyś nie zauważył, to nie mamy żadnego innego, a ja muszę porozmawiać z moją siostrzyczką!

– Dobrze, dobrze. Nic nie mówiłem. – Keal wzniósł do góry ręce w geście kapitulacji, a ja skryłam delikatny uśmiech, który próbował podstępnie wkraść się na moje usta. Ten nowy Keal zdawał się całkiem inny od starego.

– To co muszę zrobić, kiedy dostanę się do przejścia między światami?

– Jeśli się dostaniesz – poprawił mnie elf.

Prychnęłam cicho w odpowiedzi. Przecież było jasne, że się dostanę. Ani przez chwilę w to nie wątpiłam, bo przecież wystarczyło użyć tylko mocy niewidzialności i już. Nic skomplikowanego.

– No, więc jeśli się do nich dostaniesz – kontynuował Keal – to musisz pomyśleć o miejscu w swoim świecie, w którym chcesz wylądować. Nawet nie musisz sobie go specjalnie wyobrażać, ale pilnuj, aby twoje myśli krążyły wokół tej lokalizacji, a nie błądziły, gdzie popadnie, bo to może się źle skończyć.

Skinęłam głową, zapamiętując informacje. Mam się skupić na konkretnym miejscu, a wtedy się do niego przeniosę.

– No dobra, to ja idę – poinformowałam elfa i zapragnęłam stać się niewidzialna, a medalion na mojej szyi lekko zawibrował od mocy.

– Skoro nadal uważasz, że to dobry pomysł – rzekł Keal do powietrza i ruszył za mną na skraj lasu. Najpewniej kierował się przy tym dźwiękiem, bo przemieszczając się z wielką ostrożnością i tak czyniłam sporo hałasu. To pewnie przez brak wprawy.

Po chwili rozstaliśmy się; elf pozostał w cieniu drzew, a ja poszłam dalej. Obiecałam sobie jednocześnie, że kiedy tylko pogodzę się z siostrą, to znajdę jakiś sposób, aby wyciągnąć stąd Keala. Co prawda to niekoniecznie dobry pomysł, aby kolejny nieprzystosowany do świata ludzi elf zamieszkał ziemię, ale co innego czynić? Tu w Ampelium niezbyt ciekawa przyszłość go czekała, skoro mi pomógł.

W ciemności dostrzegłam niewyraźne i ciche kontury dwóch wielkich rzek w Ampelium – Ampalegaz i Legazungwe – których wody łączyły się kawałek wcześniej, by razem wpaść do morza na północy kraju. Według mapy ujście znajdowało się w niedalekiej odległości od Bramy Wody. Skierowałam się tam właśnie, wciąż mając w pamięci, że moja wizyta w tym świecie zaczęła się od kąpieli w rzece.

Kiedy już znalazłam się nad jej brzegiem, chwilę stałam, nie wiedząc, co mam dalej zrobić. Nie uśmiechało mi się wskakiwać do najprawdopodobniej zimnej wody. A choć wyobrażałam sobie z całych sił mój pokój, to nic się nie działo. Westchnęłam cicho i skierowałam swój wzrok z powrotem na rzekę.

Z cierpiętniczą miną zdobyłam się na odwagę i wskoczyłam do wody. Przez myśl mi jeszcze tylko przemknęło, że taki manewr w połączeniu z nieznanym zbiornikiem wodnym może być niebezpieczny, ale te myśli zniknęły szybko, kiedy doszłam do wniosku, że się nie pomyliłam – woda była lodowata. Pamiętając o informacji od Keala, skupiłam wszystkie swoje myśli wokół Warszawy, mając nadzieję, że to zadziała.

Kiedy już powoli kończył mi się tlen, wokół mnie świat zaczął wirować. Już prawie zatraciłam się w tym wirze, kiedy jakaś niewidzialna siła zaczęła mnie z niego wyciągać, a później również z rzeki. Na chwilę zawisłam w powietrzu, żeby później z głośnym łoskotem wyrżnąć o ziemię. Chwilę tak siedziałam na brzegu i ociekałam z wody, nie wiedząc, co się właśnie stało.

– Już całkiem się tym elfom w głowach poprzewracało. – Do moich uszu dotarł zrzędliwy, ale zarazem melodyjny głos. – Skaranie. Myślą sobie, że wezmą se ukradną taki medalion, zniknął i ot tak przeniosą się do innego świata. Oczywiście bez zezwolenia! A ty weź tu pilnuj i wyciągaj potem z wody...

Niepewnie spojrzałam w kierunku głosu i dostrzegłam w ciemności stojącego nieopodal gnoma ubranego we frak i melonik. Strażnik Wrót. No pięknie. Pstryknął palcami i nagle znowu stałam się widzialna.

– I co się tak panienka patrzy? – zapytał, kiedy obdarzyłam go zdumionym spojrzeniem. – O panience mówię. Ma panienka zezwolenie na podróże między światami? Na pewno nie ma – odpowiedział sobie od razu. – Jakby miała, to nie zakradałaby się nocą z medalionem. Zwariuje kiedyś z tymi elfami.

– Ja... – zaczęłam mówić cicho, ale przerwałam momentalnie, kiedy do moich uszu doszedł dźwięk tłumionego chichotu.

Keal wyszedł z lasu i walczył ze śmiechem. Zgromiłam go momentalnie spojrzeniem. Zdecydowanie wolałam starego Keala.

– Wybacz, komicznie wyglądała przezroczysta sylwetka ociekająca wodą – powiedział, podnosząc ręce w obronnym geście.

– Mogłeś mi powiedzieć, że to się tak skończy! – krzyknęłam z irytacją, a on nadal nie mógł do końca opanować śmiechu.

– Mówiłem, że z dostaniem się do Wrót może być różnie – odparł. – Ale nie dałaś mi dokończyć...

W odpowiedzi skrzyżowałam ramiona na piersi i posłałam mu gniewne spojrzenie, ale nawet to nie mogło sprawić, żeby uśmiech zniknął mu z twarzy.

– To jest Almáriel Angela z rodu Lirryns. Według prawa nie potrzebuje zgody na przemieszczanie się pomiędzy światami – rzekł po chwili do gnoma, a ten drugi zaszczycił mnie spojrzeniem.

– Może to panienka jakoś udowodnić? Jakbym przepuszczał tak każdego, który rzekomo należy do rodziny królewskiej, to połowa elfów już dawno opuściłaby Ampelium.

– Ma przy sobie połowę medalionu, który był insygniem władzy – odparł Kela już śmiertelnie poważnym głosem.

– Amulet zaginął ponad szesnaście lat temu. Mogła go ukraść, a więc to nie jest żaden dowód. – Strażnik Wrót pozostawał nieugięty. – No i mam tu kompletne drzewo genealogiczne rodu królewskiego i nie ma na nim żadnej Almáriel Angeli. – Na potwierdzenie tych słów, wyjął jakąś starą kartkę i wyciągnął w kierunku elfa. – Są tylko Almáriel, Almáriel Keydence i Almáriel Deliz. Oczywiście wszystkie dawno już zmarłe.

– No to masz nieaktualne dane – odrzekł Keal z nutką irytacji w głosie. Cała jego dawna wesołość zniknęła bez śladu. – To córka Janisa XI Lirrynsa i Idalii. Jedna z dwóch. Jako doradca Janisa potwierdzam prawdziwość tych informacji.

Ostatnie słowa sprawiły, że na moment się zawiesiłam. Keal był doradcą mojego ojca? Przypomniałam sobie momentalnie jedną z sennych wizji, w której wydawało mi się, że go widziałam w zamku, co uznałam za niemożliwe. Cóż, jednak, jak widać, nie była to aż taką abstrakcją w świetle tych informacji...

– Przynieś mi ze stolicy dokument, który to faktycznie potwierdzi, to wtedy was przepuszczę. – Gnom nie miał zamiaru odpuścić.

Kela westchnął cicho i rozłożył bezradnie ręce, jakby starał się mi powiedzieć, że próbował, ale sytuacja jest beznadziejna. W tej chwili cały mój plan legł w gruzach, a wszystkie starania poszły na marne. Nie miałam jak się dostać do Anieli. Wszystko inne momentalnie przestało być istotne. Najchętniej to bym nawet nie wstawała z trawy, a zamiast tego się rozpłakała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro