Rozdział 3
Amalda Aniela Lirryns by KaLTEANLAGEN
"Świat pełen jest dziwnych i nielogicznych dla zwykłego człowieka rzeczy. Większość z nas nawet nie zdaje sobie sprawy, co się dzieje pod naszym nosem. A tak przynajmniej było w moim przypadku. Pewnego dnia po prostu się obudziłam i dowiedziałam, że rzeczywistość, w jakiej do tej pory żyłam, jest zupełnie inna. Nagle okazało się, że nie jestem w pełni człowiekiem.
Nazywam się Lindsay Eastwood i pochodzę z maleńkiej miejscowości niedaleko Warszawy. Urodziłam się w zajebistej rodzinie i moim największym marzeniem od zawsze jest lot w kosmos. A przynajmniej tak było, zanim powiedziano mi, że jestem nikim i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Bo przecież mieszaniec rasowy nie ma prawa bytu, więc można go traktować jak śmiecia.
Dopóki nie okaże się, że jest spadkobiercą tronu jednego ze światów, o którym dotychczas nie miałeś pojęcia.
I zanim stwierdzicie, że mam coś nie tak z głową, wysłuchajcie mnie do końca. Może i ta historia wygląda na niezłą bujdę na kółkach, ale zapewniam, że jest prawdziwa."
Westchnęłam i zamknęłam bloga, na którym miałam opisać swoje przygody z Ampelium.
– To jednak nie był dobry pomysł – powiedziałam, a mój głos rozniósł się w ogromnym pokoju, podkreślając to, jak bardzo było tu pusto.
Już od kilku dni siedziałam w domu i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. O ile na początku miałam zajęcie – w końcu powrót do zdrowia zabierał mi zawsze całą energię życiową – to teraz nie miałam nic do roboty i nudziłam się niemiłosiernie. W końcu stwierdziłam, że zacznę pisać bloga. Jednak teraz, gdy udało mi się w końcu sklecić kilka zdań, jak na dłoni było widać, że to na nic. Nie umiałam pisać. A sklecenie czegoś, co ktokolwiek chciałby z własnej woli przeczytać, okazało się jeszcze trudniejsze, niż mi się kiedykolwiek wydawało. Moja praca, zamiast zaciekawić, mogłaby najpewniej wzbudzić tylko żałość, a przecież nie o to mi chodziło.
Mimowolnie się wzdrygnęłam. Jedyne, o czym teraz byłam w stanie myśleć, to moja siostra. Minęła mi już początkowa złość na nią, no i zaczęło mi jej trochę brakować. To prawda, nie zachowała się w stosunku do mnie fair, ale każdy popełnia jakieś błędy.
Chciałabym więc do niej wrócić i się pogodzić. Tyle że nie wiedziałam nawet, jak miałabym się tam dostać. Westchnęłam ponownie i przymknęłam oczy, próbując się skupić. Jednak jak na złość żaden genialny plan nie miał zamiaru mnie nawiedzić.
– Jak to jest, że zazwyczaj mam tyle pomysłów, że nie daję rady ich wszystkich wykonać, a jak przyjdzie co do czego, to nic nie chce mi przyjść do głowy – wyszeptałam ze złością w przestrzeń. I tym razem mój głos zabrzmiał tak głucho, że aż się skrzywiłam.
– Nie wytrzymam dłużej w tej ciszy – stwierdziłam i skierowałam swe kroki do radia. Nastawiłam jakiś program grający hity lat dziewięćdziesiątych, ustawiłam odpowiednią głośność i odetchnęłam.
– Od razu lepiej. Teraz przynajmniej cisza nie będzie aż tak głośna – powiedziałam, kierując się ku kanapie, na której zostawiłam swojego laptopa. Schowałam go na miejsce i usiadłam w fotelu przy biurku, ponownie próbując zebrać myśli.
Jednak i tym razem mi się to nie udało. Zamiast znaleźć rozwiązanie moich problemów, mój mózg podsuwał mi kolejne zwrotki piosenek.
Już po chwili tańczyłam do kolejnej porywającej melodii. Wykonywałam dziwne ruchy, których za żadne skarby bym nie zrobiła, gdyby tylko w pobliżu był ktoś znajomy. Obroty, przeskoki, ruchy biodrami i machanie rękami we wszystkie strony. Nie, z perspektywy kogoś innego to nie mogło wyglądać dobrze.
Po kilku przetańczonych piosenkach, kiedy zaczął śpiewać Phil Collins, w końcu padłam zmęczona na pobliską kanapę. Do tego nie chciało mi się tańczyć. No i musiałam złapać oddech.
O dziwo ten taniec rozjaśnił mi umysł. Teraz widziałam wyraźnie, co powinnam zrobić.
Czym prędzej ruszyłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. To jeszcze bardziej pomogło mi dojść do siebie i w mojej głowie powoli zaczął się rodzić plan.
Gdy skończyłam się myć, podeszłam do mojego biurka i wyjęłam jakąś kartkę i pióro, aby zapisać wszystko, co wiem o rodzinie Angeli. Oczywiście nie było tego zbyt dużo. Za krótko się znałyśmy, by mogła opowiedzieć mi każdy szczegół ze swojej przeszłości. Mimo tego udało mi się zapisać kilka podstawowych faktów.
Po pierwsze, Angela była w moim wieku. Nie musiałam więc się sztucznie postarzać ani odmładzać.
Prychnęłam pod nosem.
– No ba, przecież my jesteśmy bliźniaczkami. W ogóle nie muszę się charakteryzować – powiedziałam sama do siebie. – Ty to masz czasem dziwne pomysły. – Pokręciłam głową na własną głupotę.
Kolejna rzecz, którą wiedziałam na pewno, to to, że Angela była kujonką. A przynajmniej na taką mi wyglądała.
Tego jednego nie umiałam zagrać. Jedyne, czego lubiłam się uczyć to... nie, ja po prostu nie lubiłam się uczyć i nie poznałam na własnej skórze definicji słowa "kuć". Nie potrafiłabym więc, wystarczająco dobrze wczuć się w rolę.
Ale mogłam tak jak Angela nie zważać na modę – pomyślałam i czym prędzej popędziłam do swojej garderoby.
Moje ubranie nie mogło składać się z niczego markowego. Z tego co pamiętałam, w rodzinie, w której wychowywana była Angela, się nie przelewało w przeciwieństwie do mojej. Wybrałam więc ciemnogranatowy, wełniany sweter, z którego wystawało już trochę nitek. Była to chyba najstarsza rzecz w mojej szafie, bardzo go lubiłam, a swego czasu bardzo często nosiłam. Dostałam go kiedyś od Mariny – jedynej osoby, która naprawdę zwracała na mnie uwagę i nie odnosiła się do mnie jakbym była dla niej tylko ciężarem. Mimo że bardzo krótko pracowała w moim "rodzinnym" domu i tak bardzo się do niej przywiązałam. Szkoda, że moja matka ją wyrzuciła, kiedy ta się rozchorowała. Bardzo ją lubiłam.
Do tego nałożyłam lekko znoszone ciemne jeansy, skarpetki w groszki i krótkie czarne kozaczki. Medalion na szyję i byłam gotowa, mogłam iść.
Mój wzrok padł na lustro. Przez chwilę podziwiałam swoje dzieło, ale nadal zamiast Angeli, widziałam tylko siebie, co prawda ubraną w rzeczy, których Ana nigdy by nie nałożyła, ale jednak. Po chwili sobie przypomniałam, że przecież moja siostra nie miała prostych włosów. Czym prędzej więc związałam je w warkocz, aby choć trochę się pokręciły.
Może wtedy te różnice nie będą się aż tak bardzo rzucać w oczy – pomyślałam.
Poczłapałam z powrotem do mojego biurka, aby jeszcze raz odczytać listę.
Kolejną rzeczą, która wiedziałam na sto procent, to to, że lubiła czytać. W sumie to tak jak ja, ale nie wiedziałam, czy jest sens, żeby to jakoś podkreślić. Co, mam niby wziąć pod pachę książkę? Nie, to chyba nie przejdzie. Bo niby po co Angela miałaby przyjść do własnego domu z tomiszczem w ręce? Ewentualnie mogłaby ją trzymać w torbie, ale kto niby będzie mi do niej zaglądać?
– Właśnie, torba! – wykrzyknęłam i od razu przeklęłam się w myślach. Nigdy nie słyszałam, żeby moja siostra mówiła sama do siebie. A mi dosyć często się to zdarzało. Albert sobie kiedyś nawet żartował, że jestem szalona, bo nie dość, że gadam do samej siebie, to jeszcze robię to w trzech językach jednocześnie.
Postanawiając, że od tej pory nie będę rozmawiała z moim alter ego, zbliżyłam się do torby, którą jakimś cudem udało mi się przetransportować między światami. Te kąpiele nie robiły jej najlepiej, ale bez niej nigdzie się nie ruszałam, więc i na tę eskapadę musiałam ją przygotować. I zupełnie nie obchodziło mnie, że nigdy nie widziałam mojej siostry z taką torbą na ramieniu. Nie zamierzałam z niej zrezygnować.
Już chciałam odczepić od niej wszystkie breloczki, a zwłaszcza ten z matrioszką, kiedy przypomniałam sobie, że przecież moja siostra również je nosiła. Co prawda nieco inne i w dodatku doczepione do piórnika a nie do torby, ale może dzięki nim trochę bardziej będę ją przypominać? Co prawda powinnam jeszcze przemalować ją na różowo i dodać znaczek nike, ale może nikt nie zauważy tej drobnej zmiany. Zresztą, gusta się zmieniają, więc udawajmy, że i gust mojej siostry mógł ulec metamorfozie.
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, w tym i jakąś książkę, którą miałam zamiar czytać w drodze i pospieszyłam do wyjścia. Moja siostra mieszkała po drugiej stronie Wisły, miałam więc trochę czasu na dalsze rozmyślania o tym, jak powinnam się zachowywać w obecności jej rodziny.
Już miałam nałożoną kurtkę i czapkę, gdy przypomniałam sobie o mamie. Powinnam ją chyba poinformować, że wychodzę. W końcu obiecałam jej to kilka dni temu.
Poczłapałam więc do kuchni i w poszukiwaniu jakiejkolwiek kartki zajrzałam do pierwszej z brzegu szuflady. Zazwyczaj to właśnie tu gosposie trzymały tego typu rzeczy. Szybko wyłowiłam jakąś w miarę pustą karteluszkę oraz długopis i położyłam na blacie. Teraz tylko wystarczyło coś napisać.
"Wychodzę. Wrócę o ..."
Tu się zawahałam. Nie wiedziałam, jaka była rodzina Angeli. Może w przeciwieństwie do mojej, choć trochę się nią interesują i będą chcieli, żeby została na dłużej? Co mam w takim razie napisać? Że teraz będę mieszkać gdzie indziej? Nie, to odpada.
A może, że jadę do szkoły? Ale wtedy nie będę miała możliwości powrotu do domu pewnie aż do wakacji. Nie, tego też nie mogę napisać – pomyślałam.
Nagle usłyszałam jakiś hałas dochodzący z salonu. Czym prędzej się więc tam udałam.
Ku mojemu zaskoczeniu na kanapie siedział mój ojciec. W sumie to nie wiedziałam nawet, że ktoś oprócz mnie był w domu. Mama wyjechała jakoś następnego dnia po moim przyjeździe, a taty do tej pory nie widziałam.
Gdy mnie zobaczył, nawet nie był zaskoczony. Jakby wiedział, że jestem w domu, ale zupełnie mnie olał.
Niby dlaczego miałoby być inaczej? – pomyślałam.
– Co tam, słoneczko? – zapytał. – Wychodzisz gdzieś?
– Aha. Jadę do koleżanki.
– Ładnie wyglądasz – stwierdził, nawet nie patrząc w moją stronę. Najwyraźniej walka Jacki Chana była bardziej absorbująca niż to, że jego jedyna córka po dwóch miesiącach nieobecności wreszcie wróciła do domu.
– Dzięki. – Kiwnęłam mu głową. – Kiedy ma wrócić mama? – zapytałam.
Tym pytaniem w końcu zwróciłam jego uwagę.
– To jej nie ma? – Był wyraźnie zdziwiony.
Westchnęłam w odpowiedzi.
– No. Jakby mama wróciła i pytała, to ja jadę, okay? – poinformowałam go, oczekując jakiejś wyraźnej reakcji. Otrzymałam tylko kiwnięcie głową. Tata już dawno skoncentrował się na ciosach ninja.
– Szerokiej drogi – mruknął tylko.
Zdziwiona wpatrywałam się w niego przez chwilę.
Może to i lepiej, że stwierdził, że wracam do szkoły. Przynajmniej jak coś by się stało i musiałabym zostać u Angeli, żadne z nich nie będzie się martwiło, gdzie jestem.
W końcu wyszłam z mieszkania. Już chciałam zadzwonić po taksi, ale przypomniałam sobie, że Angela na pewno nie zrobiłaby czegoś takiego. Lepiej więc było pójść na przystanek autobusowy.
Na całe szczęście nie musiałam długo czekać. Już po chwili siedziałam na moim ulubionym miejscu, tuż koło przejścia łączącego dwie części autobusu, tyłem do kierunku jazdy.
Nawet nie zauważyłam, kiedy moje myśli pobiegły nie w tym kierunku, co powinny. Zaczęłam się zastanawiać nad innymi ludźmi i nad tym, co dzieje się w ich głowach.
Wiedziałam, jak ja reaguję na różne sytuacje, co jest dla mnie dziwne i czego się boję. Jednak nigdy nie udało mi się zrozumieć jakimi pobudkami kierują się inni, na przykład gdy do mnie zagadują albo zwyczajnie się na mnie gapią. Co widzą? Kogoś, kto zapomina o wszystkim, kogoś, kto ma w głębokim poważaniu, co pomyślą o nim inni, czy może kogoś, kto za bardzo przejmuje się sobą i ludźmi znajdującymi się dookoła niego?
Spójrzmy chociażby na tę dziewczynę, która siedziała na skos ode mnie i mi się przyglądała, udając, że tak naprawdę patrzy w okno. Co sobie myśli? Może: "o kim ta dziewczyna tak zawzięcie rozmyśla?" albo "ciekawe, co takiego ją zainteresowało, że nie odrywa oczu od tego przejścia?", ewentualnie "czy zauważa swoje otoczenie, może aż tak jest zaabsorbowana swoimi fantazjami, że przegapi swój przystanek?".
A może rozmyśla o bardziej przyziemnych rzeczach, a ja tylko niechcący znalazłam się na linii jej wzroku? Może to, co chodziło jej po głowie, było bardziej typu: "ciekawe, co dzisiaj na obiad", "czy ta dziewczyna nie chodzi przypadkiem do mojej szkoły?" albo "dlaczego ten autobus tak wolno jedzie?".
Czasem miałam ochotę poznać myśli innych ludzi. Dlaczego? Sama nie wiedziałam. Może po to, aby ich zrozumieć? Albo lepiej rozeznać się w sobie samej, ewentualnie potwierdzić albo zaprzeczyć tezie mówiącej o tym, że byłam wariatką.
Przez mój umysł wciąż i wciąż przechodziły pozornie niezwiązane ze sobą myśli. W jednej sekundzie potrafiłam myśleć o tym, co chcę robić w wakacje, by nagle moje połączenia nerwowe obrały całkiem inną drogę i zaczęły się zastanawiać, czy padał kiedyś grad wielkości piłki do kosza. Czy inni też tak mają? Na przykład to dziecko, które właśnie weszło do autobusu. Czy jego mózg był już na tyle rozwinięty, aby zrozumieć, w jaki sposób działa radio?
Ja w jego wieku myślałam, że tam przychodzą ludzie i śpiewają. Co prawda od zawsze wiedziałam, że w tym pudełku nikogo nie ma i że ktoś siedzi w jakimś studiu i stamtąd wpuszcza muzykę do pudełka, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić, dlaczego ludzie nawet po kilka razy chodzą do tego studia i śpiewają. I to zawsze to samo! Nie nudzi im się to? I dlaczego ja nie mogę tam iść, a oni tak? Co, mam brzydki głos? Oni też nie mają jakiegoś bardzo pięknego. Dopiero w wieku ośmiu lat zrozumiałam, co to są nagrania.
W tym momencie do pojazdu wkroczyły dwie nastolatki w wieku gimnazjalnym. Usiadły naprzeciwko mnie i zaczęły chichotać. Jednak ich konwersacja była jak dla mnie niesmaczna. Naprawdę, nigdy nie rozumiałam takich osób. No bo co jest zabawnego w tym, że tylko dwie osoby z twojej klasy nie mają żadnego zagrożenia? Albo że jakiś chłopak do ciebie zarywa? To codzienność. Nie ma się z czego śmiać. Czasem było mi po prostu żal takich osób.
Mogłam nawet powiedzieć, że tacy ludzie, zazwyczaj młodsi ode mnie, są zwyczajnie przerażający, a jeszcze bardziej ich głupota, lekkomyślność i brak odpowiedzialności za własne czyny. Jeśli tak dalej pójdzie i w naszym społeczeństwie będą tylko takie bezrozumne istoty, to co się z nami stanie? Chyba wolałam, nawet o tym nie myśleć.
Moje rozmyślania przerwała nagła kontrola. Kanar poprosił o bilet nastolatkę, która usiadła tuż koło mnie. Przyjrzałam się jej lepiej. Miała długie, rude włosy i szeroki uśmiech, mimo że aktualnie nie mogła znaleźć swojego biletu. Kiedy już się przekopała przez cały plecak, wzruszyła lekko ramionami i posłała kontrolerowi niepewny uśmiech.
– Chyba zostawiłam go w domu – powiedziała.
– Cóż, w takim razie jestem zmuszony wystawić ci mandat. Poproszę dowód tożsamości.
– Tak się składa, że legitymację trzymałam razem z biletem więc i jej nie mam przy sobie – stwierdziła z niewinnym uśmiechem. Nie powiem, jej wesoły nastrój trochę zbił mnie z pantałyku. Nigdy nie widziałam osoby, która zachowywałaby się właśnie w taki sposób w obliczu takiej sytuacji.
– Niech będzie. W takim razie proszę o dane osobowe i miejsce zamieszkania. – Kanar najwyraźniej mimo wszystko chciał dopiąć swego.
– Sekunda – powiedziała, a ja się na moment wyłączyłam. Zastanawiałam się, jak ja bym się zachowała, gdybym nie miała biletu. Na pewno nie uśmiechałabym się tak, jak ta dziewoja siedząca koło mnie, tylko byłabym przerażona.
Nastolatka, która z tego, co usłyszałam, miała jakieś dwanaście lat, podał mu resztę danych osobowych. Obserwowałam ją kątem oka, wpuszczając informacje jednym uchem, a drugim wypuszczając, kiedy znowu udało się jej mnie zaskoczyć. Kanar zapytał się jej o miejsce urodzenia, a ona, zamiast odpowiedzieć, odwróciła się.
– Ris, a gdzie ja się urodziłam? – krzyknęła do kogoś.
Obejrzałam się i spojrzałam w tym samym kierunku co ona. Zastanawiało mnie, co wyprawia. Nie powiem, to było trochę niecodzienne.
Może ze dwa lata starsza od niej dziewczyna, o krótkich brązowych włosach i ciemniejszej karnacji posłała jej znużone spojrzenie prawie czarnych oczu.
– W Lubinie – odkrzyknęła i przewróciła oczami.
Zafascynowana przyglądałam się tej dwójce. Mogłabym przysiąc, że są siostrami, ale ich wygląd na to nie wskazywał, a tym bardziej zachowanie. Ta siedząca koło mnie była wesołą nastolatką, a ta druga wyglądała na bardzo poważną. Nie mieściło mi się w głowie, jakim cudem między nimi istniały więzy krwi, ale nie widziałam innej możliwości. Bo niby jakim cudem ta cała Ris mogłaby znać miejsce urodzenia tej drugiej?
To skłoniło mnie do myślenia o tym, w jaki sposób inni postrzegają mnie i Angelę. Jednak nie mogłam się zagłębić w temat, ponieważ autobus właśnie zatrzymał się na przystanku, z którego już miałam tylko kilka kroków do domu mojej bliźniaczki.
Wzięłam głęboki oddech, zebrałam całą swoją odwagę i poczłapałam, aby zmierzyć się z tym, co nieuniknione.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro