Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Amalda Aniela Lirryns by KaLTEANLAGEN

Upał bardzo dawał mi się we znaki. Jechaliśmy już jakąś godzinę, a słońce wisiało nad nami niczym najprawdziwszy kat. Choć w sumie nie powinno mnie to aż tak bardzo dziwić. To w końcu popołudnie.

Pot lał się ze mnie strumieniami, a promienie zanadto ogrzewały twarz. Byłam pewna, że następnego dnia na mojej zazwyczaj bladej twarzy nie będzie już ani jednego miejsca, które nie przybrałoby koloru dojrzałego pomidora. Nie podobała mi się ta perspektywa. Ani trochę.

Nie pomagał także fakt, że wciąż jeszcze nie doszłam do końca do siebie. Co prawda od mojego nagłego upadku minęły już jakieś dwa czy nawet trzy dni, w zależności jak liczyć, a jednak siniaki na moich plecach i głowie wciąż mi przypominały o ostatnich wydarzeniach.

Co więcej, po tak gwałtownym użyciu mocy, byłam kompletnie wyprana z sił. W sumie jak się tak dłużej zastanowić to sama nie wiedziałam, jakim cudem wytrzymywałam tę jazdę konną bez większego marudzenia. Ani w jaki sposób udało mi się pomóc uratować moją siostrę.

To pewnie przez adrenalinę – stwierdziłam, przyjmując najbardziej pospolitą wymówkę.

Teraz jednak nie miałam w sobie ani grama tej mocy. Sama się sobie dziwiłam, że jeszcze nie wypadłam z siodła. Od tego całego upału wciąż przysypiałam i nie potrafiłam zmusić mięśni, aby przystosowywały się do ruchów wierzchowca. Tak więc moje ciało jedynie kiwało się w przód i w tył, gdy jechałam.

W końcu jednak udało nam się dotrzeć na miejsce. Cieszyłam się z tego niezmiernie, patrząc, jak niebo robi się coraz ciemniejsze i zostaje oświetlone przez kolejne gwiazdy i księżyc. Logiczne było, że w tym właśnie miejscu rozbijemy obóz, a potem, zapewne przy posiłku wymyślimy, dokąd dalej powinnyśmy zmierzać.

Z lekkimi wyrzutami sumienia oglądałam, jak do Keala podbiega Angela. Gdybym wtedy się z nią nie pokłóciła, nie byłoby tego całego zamieszania. Moja siostra by nie uciekła, nie złapaliby jej strażnicy, Kealowi nic by nie dolegało, Erniti byłby pełni sił, a Naftalen żył. A tak mogłam tylko obserwować, jak moja siostra z niepokojem wpatruje się w pogodynkę, mimo że ten wyglądał dużo lepiej, niż gdy ostatni raz go widziałam. Nawet odepchnęła siedzącą przy jego boku Maltozę. Chyba dziewczynce nie bardzo się to spodobało, bo chciała się zamachnąć na moją siostrę, ale na całe szczęście w ostatniej chwili powstrzymała ją LDA. Wyczuwając kłopoty, podeszłam do nich bliżej.

– Co ty robisz? Mogłaś ją przecież zabić! Wiedziałam, że będą z tobą tylko kłopoty, jesteś jeszcze kompletnie niewyszkolona – powiedziała czarnowłosa elfka w języku Maltozy, odciągając ją od pogodynki i Angeli.

Na wciąż jeszcze nie do końca utrzymujących mój ciężar nogach, poszłam za nimi.

– Oj, przecież nic by jej nie zrobiła. To jeszcze dziecko – stwierdziłam.

LDA obdarzyła mnie zimnym spojrzeniem.

– Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy... – zaczęła, ale nie dosłyszałam, co dalej powiedziała, bo mój wciąż jeszcze nie przywykły do robienia wielu rzeczy naraz mózg, skupił się na tym, co czyniła moja siostra.

Wciąż jeszcze siedziała nad Kealem i rozmawiała z nim, niecierpliwie zapytując, czy naprawdę już z nim dobrze. Chyba tak samo jak ja miała wyrzuty sumienia, o to, co mu się przydarzyło. Jednak wiedziałam, że to nie ona była temu winna, tylko moja nadmierna nieodpowiedzialność. Chyba powinnam się zmienić – stwierdziłam z niesmakiem.

Gdy tak stałam, udając, że słucham wywodów LDA, uświadomiłam sobie, że nie tylko ja byłam winna naszemu niepowodzeniu. Nagła wściekłość sprawiła, że odzyskałam stracone przez podróż siły.

Gwałtownie odwróciłam się od mojej rozmówczyni i już równiejszym krokiem skierowałam się do mojego przybranego brata, który właśnie z zaangażowaniem opowiadał o czymś Ernitiemu.

Przez myśl przeszło mi jeszcze, że w czasie mojej nieobecności coś musiało się zmienić w relacjach między tą dwójką, bo teraz zachowywali się jakoś inaczej. Jednak nie chciałam teraz tego roztrząsać. Miałam do załatwienia inną sprawę.

Stanęłam przed chłopakami, z założonymi na piersi rękami i miną wyrażającą targające mną emocje, ale ci nie od razu mnie zauważyli. Dopiero gdy zaczęłam nerwowo tupać lewą nogą i chrząknęłam znacząco, w końcu obdarzyli mnie umiarkowanie zaciekawionym spojrzeniem. Jednak kiedy Abelard omiótł wzrokiem moją napiętą sylwetkę, chyba zrozumiał, w jakiej sprawie przyszłam, bo nagle sam napiął ramiona. Za to Erniti spojrzał na mnie jak na eksponat w muzeum.

Czyżby nigdy nie widział mnie wzburzonej? – przeleciało mi przez myśl, ale teraz nie miałam czasu analizować, jakie emocje do tej pory okazywałam w towarzystwie tego elfa. Choć musiałam przyznać, że na pewno nie znał mnie aż tak dobrze jak Abelard. Ale żeby od razu się tak dziwić?

– Dlaczego?– zapytałam, tłumiąc emocje, jednak mój ton i tak wskazywał na gniew, który mną targał. Na usta cisnęły mi się całkiem inne słowa, ale przez emocje nie do końca potrafiłam przypisać je do konkretnego języka, więc nie byłam pewna, czy zrozumie, co do niego mówię. Zdecydowałam się więc na łagodniejsze frazesy w bezpiecznym dla mnie języku. Tym, którym władałam od przeszło szesnastu lat i umiałam się nim posługiwać w stopniu bardziej niż zadowalającym. Nie obchodziło mnie, że oprócz mnie, mojej siostry, Abelarda i LDA nikt mnie nie zrozumie.

– Ale o co chodzi? – zapytał głupio Abelard.

– Gdybyś od razu pozwolił mi brać udział w odbiciu mojej siostry, nic nikomu by się nie stało! – stwierdziłam groźnym tonem.

– Chyba żartujesz! – Obruszył się.

– Nie, mówię śmiertelnie poważnie. Gdybym weszła razem z wami na miejsce potyczki, moglibyśmy uniknąć śmierci Naftalena. Ale nie! Ty stwierdziłeś, że chcesz być gierojem* i zrobić wszystko sam. Super zostałeś nim, zabiłeś jakiegoś elfa – powiedziałam, wskazując na niego palcem. – Ale przy tym, przyczyniłeś się też do śmierci Naftalena. To przez ciebie LDA jest ranna. i przez ciebie mojej siostrze przysunęli nóż do gardła, ty ośle! – Nie wytrzymałam i pchnęłam go.

Ten chyba nie spodziewał się mojego ataku, dlatego potknął się i zrobił kilka kroków w tył, ale nie upadł. Zresztą ja sama ledwie ustałam na nogach. Widocznie przeliczyłam swoje siły.

– Gdyby nie to, że czasem mogę wysyłać moc samym tylko umysłem, bez poruszania rękoma, zapewne teraz nie byłoby jej teraz z nami. A to wszystko tylko dlatego, że pan samouverennyj** stwierdził, że taka gówniara jak ja nie może pomóc w walce, bo wtedy on straciłby animusz – mówiłam, plątając słowa i języki, taka byłam wściekła. – Nienawidzę się – powiedziałam pod wpływem chwili i odwróciłam się na pięcie, zaciskając szczękę i mocno wbijając sobie paznokcie w dłonie.

Złapał mnie za ramię i odwrócił z powrotem do siebie.

– Po pierwsze, nie wiedziałem, że masz moc zamrażania wszystkich wokół, bo jakbyś zapomniała, nigdy mnie o tym nie poinformowałaś, więc nawet jeśli bym chciał, nie mogłem zaplanować twojego występu, w którego trakcie zamroziłabyś wszystkich przeciwników – powiedział uspakajającym tonem w swoim ojczystym języku, a ja chcąc nie chcąc musiałam mu przyznać rację. – W gruncie rzeczy, to chyba właśnie ty powinnaś mi zacząć wyjaśniać, czemu mi tego nie powiedziałaś, nie sądzisz? – zapytał.

Już otwierałam usta, żeby kategorycznie odmówić mu udzielenia odpowiedzi na to pytanie, ale nie zdążyłam wmówić nawet słowa, gdy kontynuował.

– Po drugie, nawet gdybym wiedział, że masz tę moc, to i tak nie gwarantowałaby ona, że nic nikomu by się nie stało. – Miałam zaprzeczyć, ale ciągnął dalej, niezniechęcony moim ostrym spojrzeniem. – Pomyśl tylko, gdyby strażnicy zauważyli, że zamrażasz ich jednego po drugim, od razu rzuciliby się na ciebie, żeby cię unieszkodliwić. W rezultacie to ty byś oberwała najmocniej. A ich głównodowodzący, tak czy siak, dopadłby do Almáriel i przyłożył jej nóż do szyi, a że ty już byłabyś nieprzytomna, to nie mogłabyś jej pomóc. W najlepszym razie zabrałby tylko Almáriel ze sobą, a ciebie unieszkodliwił, przez co nie moglibyśmy iść dalej. Musiałbym cię zostawić pod opieką co najmniej dwójki z moich ludzi. Ernitiego, żeby gdy tylko odzyska siły, mógł cię uzdrowić, i kogoś, kto w razie czego by was obronił, a sam musiałbym wyruszyć za nimi w pościg, a i tak mało prawdopodobne by było, żebym ich dopadł odpowiednio szybko.

Westchnęłam, trochę uspokojona. Może mój brat miał rację? Może rzeczywiście to nie on był temu wszystkiemu winien tylko właśnie ja?

– Nie martw się już tym – powiedział zdecydowanym i jednocześnie łagodnym tonem, patrząc mi uważnie w oczy, jakby dokładnie wiedział, w jakim kierunku poleciały moje myśli. – Najważniejsze, że tobie i Almáriel nic nie jest. LDA jakoś się wykuruje, zresztą założę się, że jako najemniczka nie takie rany musiała znosić. Właściwie Erniti już ją opatrzył, i to draśnięcie nie wygląda na tak poważne, prawda? – zwrócił się w kierunku elfa.

Ciemnowłosy uzdrowiciel przytaknął tylko.

– Właściwie, to powinnaś jeszcze trochę odpocząć – dodał, przyglądając mi się uważnie. – Wciąż wydajesz się osłabiona.

Przytaknęłam im niechętnie i podeszłam do mojej siostry, Maltozy i LDA siedzących tuż koło Keala i pytających go, czy na pewno wszystko z nim w porządku i co by właściwe chciał zjeść. Stanęłam z boku i przysłuchiwałam się ich rozmowie.

– Twoja siostra jest bardzo uparta. Gdyby nie ona, ta mała... – usłyszałam w pewnej chwili z ust ciemnowłosej elfki. Zupełnie nie rozumiałam, co jej się nie podobało w Maltozie. – ... zostałaby tam. Ale nie! Bo Amalda to samarytanka i musi się zaopiekować biednym, bezdomnym stworzeniem. Skoro teraz trafiła na nią, to skąd mamy wiedzieć, co sprowadzi nam następnym razem? Musimy mieć ją na oku – zwróciła się do reszty, jakby nie zauważając, że stoję tuż za nią i dokładnie słyszę, co o mnie plecie.

Zupełnie nie wiedziałam, o co jej chodziło. Angela chyba też nie, bo gdy tylko zobaczyła, że stoję za czarnowłosą najemniczką, posłała mi zdezorientowane spojrzenie. Keal, koło którego klęczała, również wyczuł mój wzrok i popatrzył na mnie, ale chyba nie po to, aby samym spojrzeniem robić mi wyrzuty. Posłał mi przyjazny uśmieszek i mrugnął, a potem posłał LDA pobłażliwe spojrzenie.

– Ona nie wiedziała. Zresztą niby skąd? Poza tym Maltoza nic nam nie zrobi. To dobry dzieciak. – Uśmiechnął się w kierunku dziewczynki. – A tak w ogóle – uniósł brew, spoglądając znacząco na odzież czarnowłosej wojowniczki – ładną masz bluzkę.

LDA uniosła w zdziwieniu brwi i przyjrzała się sceptycznie swojemu ubraniu, na którym wciąż było widać plamy krwi elfa, którego nie tak dawno zabiła. Albo może w sumie to była jej krew? W końcu ona też nieźle dostała w ramię i mogła troszkę zniszczyć swoją koszulkę.

– Dziękuję w imieniu bluzki – mruknęła, po czym podniosła swój wzrok na pogodynkę i popatrzyła na niego, marszcząc brwi. – To ludzkie ubrania. Zbytnio wyróżniałam się na ich tle, więc jak tylko się tam dostałam, musiałam wymienić swój strój na coś innego. Zresztą, wiedziałeś, że oni mają tam takie specjalne budynki, w których można zmieniać ciuchy? i że musisz to robić sam? – pokręciła z niedowierzaniem głową, na co uniosłam brew.

Ona tak na serio? Jarać się tym, że sklepy istnieją? – pomyślałam sceptycznie.

– A uciekając z ich świata, nie zdążyłam się przebrać – ciągnęła dalej. – Poza tym nie wiedziałam, że lubisz ichniejszą modę.

Keal tylko wzruszył ramionami. Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. No ale LDA nie była w końcu zwykłą elfką, nie?

Niedługo potem zawołano nas na posiłek. Atmosfera wokół nas, wyraźnie zelżała, dzięki czemu w trakcie posiłku nie dało się już wyczuć żadnych spięć między poszczególnymi członkami naszej grupy. Wszyscy biesiadowaliśmy, opowiadając sobie ciekawe historyjki z dzieciństwa. Albo właściwie oni rozmawiali, a ja tylko tłumaczyłam Maltozie, co reszta mówi, bo nie znała elfickiego, tak samo jak ludzkiego języka. Posługiwała się tylko swoim. Swoją drogą, wciąż jeszcze nie udało mi się rozkminić co to za język. i chociaż miałam pewność, że i LDA i Abelard potrafiliby się z nią dogadać, ci zdawali się jej nie zauważać, nie mówiąc już o spróbowaniu nawiązania żadnej konwersacji. Co było tym bardziej widoczne, że z całą resztą rozmawiali swobodnie.

Zresztą, ja też starałam się jak najmniej odzywać do innych. Moja mała kłótnia z przybranym bratem do reszty pozbawiła mnie sił, tak że ledwo dawałam radę tłumaczyć dziewczynie poszczególne wypowiedzi. A wysiłek, który musiałabym włożyć do prowadzenia rozmowy, wydawał mi się w tej chwili tak wielki, że nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym chcieć w niej uczestniczyć.

Zresztą, nie długo musiałam się zmagać z tym towarzystwem. Abelard stwierdził, że powinniśmy jak najszybciej kłaść się spać, aby móc wyruszyć w dalszą drogę jak najwcześniej. W sumie byłam mu za to jak najbardziej wdzięczna, jako że usypiałam na siedząco. Nie ociągając się, wszyscy pokładliśmy się spać do namiotów, które wcześniej rozłożyliśmy. Ja położyłam się między Maltozą a moją siostrą, a Angela u boku Keala.

Tak, pewnie powinnyśmy były, zamiast pogodynki wziąć LDA, ale nie chciałam rano obudzić się u boku zadźganej przez nią dziewczynki. Zresztą Angela, która wciąż się obwiniała o stan Keala, nie dałaby się namówić na opuszczenie go na dłużej niż kilka minut. Co dopiero powiedzieć o całej nocy.

Tak więc w drugim namiocie wylądował Erniti, Abelard i najemniczka. Miałam nadzieję, że się tam nawzajem pozabijają. Może byłoby żal czarnowłosego elfa i może troszkę LDA, ale Abelarda na pewno nie. Co prawda raczej nie będą tam spać wszyscy jednocześnie, bo ktoś musiał pilnować obozu, skoro w okolicy kręci się tyle patroli króla i pewnie ustalili między sobą warty.

Gdy tylko ułożyłam się wygodnie do snu między małą Maltozą i Angelą, od razu usnęłam, co w sumie nie było jakoś bardzo dziwne, biorąc pod uwagę mój stan. i właśnie wtedy znalazłam się w wodzie. Znaczy... wokół mnie znajdowało się mnóstwo wody, ale nie napierała na mnie ona na tyle, abym czuła się jakoś nieswojo. Na pewno wylądowałam głęboko pod powierzchnią, a mimo to nie odczuwałam ciśnienia. Było to nieco dziwne jak dla mnie uczucie. Zwłaszcza że mogłam swobodnie oddychać. Zupełnie jakbym nagle stała się syrenką albo coś.

Znalazłam się w niewielkim pomieszczeniu, które swoim wyglądem przypominało gabinet mojego przybranego ojca. Albo może raczej przypominałoby, gdyby nie wszędobylska woda i misterny żyrandol z różnorakich muszelek wiszący mi nad głową.

Za grubo ciosanym, dębowym biurkiem siedziała niebieskowłosa elfka, którą kojarzyłam już z mojego ostatniego spotkania z rodzeństwem od medalionów. Jednak tym razem jej wzrok zdawał się nieco przychylniejszy. Może to dlatego, że ukryła oczy za półokrągłymi szkłami?

Nie wiedziałam, że elfy też mogą mieć wadę wzroku. Chyba że to był taki dodatek mający podkreślić jej mądrość. Nie było pytania.

Zerknęła na mnie zza szkieł i pokazała mi miejsce naprzeciwko siebie. Niepewnie usiadłam, czując się, jakbym wylądowała na dywaniku u dyrektora. Kobieta w końcu podniosła wzrok znad książki, którą właśnie studiowała i wbiła go wprost we mnie.

A mnie przeszły dreszcze. Jakby stado maleńkich, ale agresywnych mróweczek przeszło po mojej skórze. Tak się wtedy czułam.

Kiedy w końcu przestała się tak na mnie intensywnie gapić, odetchnęłam z ulgą. No co, byłam tylko delikatnym człowiekiem, nie umiem się ochronić przed takimi potężnymi elfami jak ta tutaj, szczególnie że to właśnie na jej terenie się znajdowaliśmy i zapewne jednym kiwnięciem palca mogłaby mnie uśmiercić, a ja nie miałabym, jak się obronić.

– Wiesz, dlaczego tu jesteś? – odezwała się w końcu niebieskowłosa właścicielka pierścienia wody, który w tym momencie pięknie połyskiwał na jej palcu. Och? Czyżby go jeszcze nie schowała?

– Domyślam się tylko – mruknęłam cicho, niepewna, czy rzeczywiście oczekuje się ode mnie odpowiedzi.

– Długo myślałam nad tym, czy powierzyć ci mój pierścień – powiedziała, przyglądając się swojej własności. – Widzisz, nie mam o tobie najlepszego zdania. – Elfka rozparła się wygodnie na swoim fotelu, znów wbijając we mnie ten swój nieprzyjemnie fioletowy wzrok. – Jesteś nieodpowiedzialna, łamiesz wszelkie zasady, nie potrafisz poddać się czyjejś woli, ze wszystkimi się kłócisz – wyliczała, a ja w zdziwieniu uniosłam brwi, na ostatni zarzut. Skierowała swój palec wskazujący na mnie – Pokłóciłaś się ze swoim bratem, mimo że robił wszystko, aby nic ci się nie stało. Nie dostrzegasz tego, że on próbuje cię chronić. A nawet jeśli, to jeszcze tym gardzisz – powiedziała, a ja niestety musiałam przyznać jej rację.

– A jednak moje rodzeństwo jest pewne tego, że jesteś dobrą kandydatką. – Elfka oparła ręce na biurku i gwałtownie wstała, pochylając się ku mnie. – Tylko niby dlaczego? Wiesz, długo nad tym myślałam... – zaczęła się przechadzać po całym pomieszczeniu, a ja chcąc nie chcąc wodziłam za nią wzrokiem – i nie mogłam ich zrozumieć. Aż tu nagle zrobiłaś coś, co przeważyło szalę. – Odwróciła się do mnie gwałtownie, unosząc jeden palec ku górze, a ja zastygłam w bezruchu, wpatrując się w jej nienaturalnie świecące się teraz fioletowe oczy. – i teraz już wiem, co w tobie widzieli. Rzeczywiście jesteś godna posiadania tego oto pierścienia.

Wyciągnęła ku mnie dłoń, na której błyszczał klejnocik, i gdy już miałam go uchwycić, gwałtownie zamknęła dłoń i zabrała rękę.

– Jezioro jest zwierciadłem duszy – powiedziała, po czym stanęła do mnie plecami, wyjęła skądś miskę, włożyła do niej pierścień i zalała ją wodą. – Tylko ten, kto jest dobry dla innych i jest w tej dobroci bezinteresowny, jest godzien posiadania tak wielkiej mocy. Ty udowodniłaś, że taka jesteś, pomagając temu bezbronnemu dziecku. Lecz pamiętaj...

Elfka odwróciła się do mnie gwałtownie, rozchlapując przy tym wodę. Albo w sumie... skoro otaczała nas woda, to niby jak ją mogła rozchlapać? i jak nalała ją do miski? Bosz... to jakaś magia czy co?

– ...jeden czyn nie świadczy o człowieku. – Przerwała moje rozmyślania, tym samym na nowo wzbudzając moje zainteresowanie. i lęk. – Od teraz będę śledziła każdy twój krok i najmniejszy błąd może doprowadzić do tego, że nie uzyskasz tego, czego chcesz.

Uniosłam jedną brew do góry, ale nic nie powiedziałam. Gdybym jej oznajmiła, że ja w sumie nie chcę odnajdywać tego pierścienia, niekoniecznie by mi uwierzyła. No i... to mógłby być ten właśnie błąd, o którym przed chwilą z taką powagą oznajmiała, prawda?

Powstrzymałam się od nerwowego chichotu. To wszystko robiło się coraz dziwniejsze. Zupełnie nie na moje nerwy. Najchętniej zrzuciłabym cały ten ciężar znalezienia pierścienia na kogoś innego. Na przykład... o! LDA! Nada się. W końcu też jest z królewskiego rodu, czyż nie?

– Pozdrów ode mnie swoją siostrzyczkę – powiedziała, jeszcze zanim odpłynęłam w ciemność. – i słodziutką Maltozę. – Uśmiechnęła się.

Aha... trzeba zapamiętać, że ma słabość do dzieci.

-------------------------------------

ros. bohater

** ros. dosłownie "wierzący w siebie", pokładający wielkie nadzieje we własne siły, arogancki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro