Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Amalda Aniela Lirryns by KaLTEANLAGEN

Moje płuca przestały pracować, tak jak powinny. Było tak, jakby zacisnęła się na nich niewidzialna obręcz i nie chciała ich puścić. Mój mózg nie dopuszczał do siebie powietrza, zamarłam z przerażenia, nie mogąc nic zrobić, ani podjąć żadnej sensownej decyzji. Dopiero gdy prawie zemdlałam ze zdenerwowania, udało mi się wziąć kilka oddechów. Jednak zaczęło mi się wydawać, że w pokoju było za mało powietrza, co sprawiło, że zamiast powoli się uspokajać, zaczęłam jeszcze bardziej panikować. Na szczęście uratowała mnie jedna myśl, która nie wiadomo skąd wzięła się nagle w mojej głowie. Poruszyłam palcami. Powietrze zaczęło się przemieszczać w moim kierunku, tak że łatwiej było mi brać oddechy, dzięki czemu mogłam zmusić swoje palce do lepszej pracy. Już po chwili udało mi się jakimś cudem otworzyć niedomknięte do tej pory okno i wlać do pomieszczenia mnóstwo lodowato rześkiego powietrza. To w końcu pozwoliło mi się opanować.

Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu żelazna obręcz opuściła moje sfatygowane płuca i spróbowałam zebrać myśli. Wpatrywałam się w niewinne oczka dwóch łobuziaków, którzy zadając z pozoru mało istotne pytanie, wprowadzili mnie prawie w stan katatonii.

Co bym im nie powiedziała, będzie źle – stwierdziłam w myślach, jednocześnie wyklinając swoją głupotę. Jeśli skłamię, od razu mnie przejrzą i przestaną ufać. Jeśli powiem prawdę, ich siostra mnie zabije.

Uśmiechnęłam się szeroko do bliźniąt, udając, że ich pytania nie zrobiły na mnie wrażenia, jednocześnie dodając sobie w ten sposób odwagi.

– Wiecie, że mnóstwo ludzi chce mieć swojego bliźniaka? Są zafascynowani tym, że można być identycznym a zupełnie innym z charakteru.

– Ja tam nigdy nie chciałem mieć swojego bliźniaka – oznajmił Jędrek, zakładając ręce na ramiona i spoglądając przeciągle na swojego brata. – Moja dziewczyna ciągle mnie myli z Jankiem. To nie jest fajne.

– No cóż, jak wszystko, to ma swoje dobre i złe strony – stwierdziłam, głaszcząc chłopca po czuprynie. – Ja jednak zawsze marzyłam o posiadaniu bliźniaczki i, jak się okazało, mam taką, a została nią nie kto inny, jak wasza siostra.

Chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni. Najwyraźniej mi nie wierzyli. Cóż, nie dziwiłam im się. Sama się przecież ostatnio zastanawiałam, czy ostatnie zdarzenia nie wydarzyły się tylko w moim umyśle.

– Ale to ty przecież jesteś naszą siostrą – powiedział Janek, przyglądając mi się ze zniecierpliwieniem. – Mówisz tak, tylko żeby sobie z nas pożartować.

Westchnęłam w odpowiedzi. Nie miałam najmniejszego pomysłu, jak mogłabym im udowodnić, że mówię prawdę.

– Cóż, mnie z początku też wydawało się to dziwne, więc jak pierwszy raz spotkałam waszą siostrę w szkole, nawet nie podejrzewałam, że możemy być spokrewnione. Stwierdziłam, że coś jest na rzeczy, gdy pomyliła nas jedna z nauczycielek i kilka koleżanek, a potem wydarzyło się jeszcze kilka sytuacji... – przerwałam wypowiedź, zastanawiając się, ile tak naprawdę mogłam zdradzić. Nie chciałam ich straszyć tym, co się wydarzyło w Ampelium. Tym bardziej też nie chciałam zdradzać, że najprawdopodobniej ja i Angela będziemy musiały stoczyć walkę z naszym stryjem o przywództwo, a jedna z nas obejmie tron.

– I tak ci nie wierzę – odparł naburmuszonym tonem Jędrek. – Nie dość, że wyglądasz jak ona, zachowujesz się jak ona, to jeszcze masz identyczny medalion na szyi. Tylko się zgrywasz – stwierdził, wskazując na łańcuszek wystający spod mojej koszulki.

Zaśmiałam się i wyciągnęłam przedmiot, o którym mówił. Razem z medalionem lodu, który nosiłam od urodzenia, był tam i medalion wiatru, który znalazłam jakiś tydzień, może dwa temu. Sczepione razem w ogóle nie przypominały tego, który nosiła ich przybrana siostra.

Janek pierwszy wyciągnął po niego dłoń. Przyjrzał się mu i stwierdził, że wcale nie wygląda jak ten Angeli.

– Kim więc jesteś? – zapytał, spoglądając na mnie spod zmrużonych powiek.

– Jak już mówiłam, jestem siostrą bliźniaczką Angeli. A na imię mam Aniela.

– O ja cię! Nawet imiona macie bliźniaczo podobne! – Usłyszałam w odpowiedzi.

Uśmiechnęłam się do nich życzliwie. No tak, tego podobieństwa również nie sposób było nie zauważyć.

– Ale skoro nie jesteś naszą siostrą, tylko jej siostrą, to dlaczego wcześniej cię nie znaliśmy? – zapytał Jędrek.

– No i gdzie w takim razie jest nasza siostra? – spytał drugi

– Ej, a to nie znaczy, że i ty jesteś naszą siostrą?

– Jeśli tak, to dlaczego dopiero teraz cię poznaliśmy? Dlaczego z nami nie mieszkałaś tak jak Angela?

– Czy nasi rodzice wiedzą, że nie jesteś Angelą, tylko Anielą? Dlaczego nam nie powiedzieli, że mamy jeszcze jedną siostrę? To nie fair!

Podniosłam do góry obie ręce, próbując ich uciszyć. Do tej pory nie miałam świadomości, o co chodzi z tymi ciekawskimi pytaniami dzieci. W końcu zrozumiałam, dlaczego niektórzy rodzice mogą sobie z tym nie radzić, bo w tym momencie i mnie to przerosło.

– Spokojnie, chłopaki. Wszystko po kolei. Nie zadawajcie mi tyle pytań, bo się pogubię i już sama nie będę wiedziała jak to wszystko wyjaśnić, okay? – zapytałam.

Chłopaki zamilkli, ale wpatrywali się we mnie z oczekiwaniem. Westchnęłam więc i przystąpiłam do kolejnej poważnej misji. Miałam nadzieję, że się powiedzie.

* * *

Godzinę później niechętnie opuszczałam progi domu przybranej rodziny mojej niedawno odnalezionej siostry. Dwaj chłopcy wyściskali mnie za wszystkie czasy, zanim pozwolili mi wyjść. A potem, gdy już byłam ubrana w kurtkę i czapkę, przybiegli i prawie mnie udusili, chcąc pokazać, jak mam przekazać ich przytulasy swojej siostrze. Dobrze, że ich mama była w pobliżu i w końcu ich ode mnie odciągnęła, bo w tej chwili znajdowałabym raczej w drodze na SOR niż do domu.

Jasne, że moi bracia, stop, przybrani bracia Angeli, mogą wszystko wygadać, jednak nasza historia była o tyle nieprawdopodobna, że raczej wątpiłam, iż ktoś by im uwierzył. No bo, będąc szczerym, mało kto dałby wiarę słowu dwóch małych pięciolatków, którzy twierdzą, że nie dość, że ich siostra wcale nie jest ich siostrą, to posiada bliźniaczkę, o której dowiedziała się nie dalej niż trzy miesiące temu i na dodatek obie są elfami. Ba, mają władzę nad całym światem elfów i innych niestworzonych stworzeń. Znaczy... muszą ją odzyskać. A przynajmniej ktoś im tak powiedział, a że one w ogóle nie wiedzą, jak powinny się zachowywać w tym świecie, a tym bardziej jakie prawa nim rządzą, to łatwo nimi manipulować.

Potrząsnęłam głową, chcąc wydostać z niej te myśli. Sama nie uwierzyłabym w bajeczkę, którą im sprzedałam, gdybym nie była świadkiem tych wydarzeń. Trudno więc się dziwić, że moi bracia, tfu, przybrani bracia mojej siostry, mi nie uwierzyli i poprosili, żebym następnym razem opowiedziała im też jakąś śmieszną historyjkę, ale tym razem o kimś innym niż elfy, bo według nich to niegodziwe stworzenia i nie chcą nawet bajek o nich słuchać.

Egh... teraz już wiem, jak czuje się osoba, która się komuś zwierza, a w zamian uzyskuje tylko niedowierzanie i całkowity brak zrozumienia. Lepiej, jeśli nie będę więcej zdradzać moich tajemnic. Żaden człowiek by mi nie uwierzył, a elf obrócił sekrety przeciwko mnie. Tak to działa w tym świecie. Całe szczęście, że mam siostrę, znajdującą się w podobnym położeniu. Ona chociaż by zrozumiała, to co przeżywam. Pewnie nie potrafiłaby mi pomóc ani nie dałaby mi żadnej rady, ale przynajmniej by rozumiała.

Niestety, tak się jakoś złożyło, że akurat jesteśmy pokłócone i nawet nie mamy jak się pogodzić, bo ona znajduje się w tej chwili w całkiem innym świecie. To strasznie niesprawiedliwe.

Och, gdybym tylko nie została wydalona z mojej ostatniej szkoły... nigdy byśmy się nie poznały i to wszystko nigdy by się nie wydarzyło. Nie wiedziałabym, że jestem półelfem. Nie dowiedziałabym się, że mój przybrany brat to największy kłamca na świecie. Ba, nie wiedziałbym nawet, że istnieje jakaś inna rzeczywistość niż ta, w której mieszkają ludzie. I na pewno nie ciążyłaby na mnie wiedza, że muszę zdobyć tron, aby pomóc istotom mieszkającym w tym drugim świecie. Żyłabym sobie spokojnie, nieświadoma tego wszystkiego. Nikt nigdy nie próbowałby mnie zabić, a tym bardziej zmusić do czegoś, czego robić nie chcę.

I jeszcze te medaliony. W sumie to ciekawe, dlaczego nasz drogi praprapra i jeszcze trochę pra dziadek stwierdził, że wszystkie mu się należą. To, że był królem, jeszcze nie znaczyło, że całe dobra ziemskie powinny być jego, prawda? Zwłaszcza że rządzenie wszystkimi mocami pochodzącymi od matki natury nie może przynieść nic dobrego. Ja tam myślę, że ktoś nim manipulował. Jakaś Cyganka jego czasów. Przecież nie mógł tak sam z siebie stwierdzić, że władza absolutna mu już nie wystarcza, tak jak to się stało z żoną rybaka w tej bajce o złotej rybce. Bo jeżeli tak było, to możliwe, że mogłam po nim odziedziczyć całą tę chęć władzy. W końcu jako jego potomkini dzieliłam z nim te same geny. Trochę mnie to w sumie przerażało.

Stwierdziłam, że lepiej nie iść dalej tym tropem, żeby się jeszcze bardziej nie pogrążyć w przykrych rozmyślaniach. W końcu z ociąganiem ruszyłam w kierunku miasta. Jak zawsze przyglądałam się wszystkim napotkanym domom i kontemplowałam ich wygląd. W sumie nie było w nich nic specjalnego, ale próbowałam znaleźć jakiekolwiek rzeczy, które wskazywałyby na to, kto w nich mieszkał. Podwórka zazwyczaj różniły się od siebie niewielkimi detalami, jak kształt czy kolor bramy, wielkość ogródka, ewentualnie jego brak. Jednak dało się też zauważyć nietypowe rzeczy, jak na przykład to, że na jednym podjeździe, pomiędzy kostkami rosły sobie niczym nieniepokojone kwiaty macierzanki. Cóż, takiego widoku nie spotyka się na co dzień.

Uśmiechnęłam się do siebie, zastanawiając się, jak bardzo osoba tam mieszkająca lubi kwiaty, kiedy poczułam, jakbym miała być obserwowana. Przystanęłam więc i obróciłam się dookoła niczym baletnica.

Po drugiej stronie ulicy z zaskoczeniem zarejestrowałam dwójkę dzieciaków, które próbowały jeździć na deskorolce. Była to dziewczynka, na oko dziesięcioletnia, śliczna, niebieskooka blondyneczka i, wnioskując po identycznym kolorze oczu, jej brat, starszy zapewne ze trzy, cztery lata. Kiedy chłopak pokazywał jak prawidłowo ustawić się do jazdy, a dziewczynka niezdarnie starała się naśladować jego ruchy, usłyszałam jak, najprawdopodobniej ich matka woła ich do domu. Oboje nie ociągając się, zostawili swoje deski na trawie przed domem i ruszyli w głąb budynku, a ja odwróciłam się w swoją stronę, z zamiarem podjęcia przerwanego przed chwilą marszu i stanęłam jak wryta.

Kilka metrów przede mną zobaczyłam idącą w moją stronę dziwną postać. Znaczy... już takie widziałam, ale nigdy w świecie ludzi. No i nie tak nietypowo dobranych ciuchach z second-handu.

Przerażona chwilę zastanawiałam się, kim może być ta nieznajoma. Miała czarne, wręcz smoliste, długie, idealnie proste włosy sięgające prawie do pasa, zawiązane w niechlujnego warkocza, a jej czekoladowobrązowe oczy wpatrywały się we mnie, jakby wwiercając się w moją postać i badając moje najskrytsze myśli. Blada, prawie idealnie biała cera zdradzała, że jej twarz rzadko kiedy widziała słońce, a liczne tatuaże pokrywające odkryte przedramiona mówiły, że jest to ktoś, kogo należy się bać. I, mimo że z twarzy wyglądała na sympatyczną i miłą osobę, wiedziałam, że to tylko powierzchowność i powinnam się jej obawiać.

W sumie ciekawe, czy nie było jej zimno w tych ciuchach – zastanawiałam się chwilę, podziwiając jej wzorki na przedramionach, po czym nagle uświadomiłam sobie, że powinnam brać nogi za pas, a nie delektować się jej wyglądem.

Czym prędzej zrobiłam więc w tył zwrot i popędziłam w dół ulicą. Udało mi się jeszcze porwać, a właściwie ukraść deskorolkę jednego z dzieciaków, pchnęłam ją i nie oglądając się za siebie, wskoczyłam na nią, w mig rozwijając największą prędkość, jaką umiałam.

Nachyliłam się, aby uzyskać jak najbardziej aerodynamiczną sylwetkę i co jakiś czas odpychając się od podłoża lewą nogą, starałam się utrzymać stałą prędkość. Niestety, nie było to takie proste. Wbrew pozorom jazda na deskorolce to trudna sztuka, o czym przekonałam się już lata temu, gdy mój ojciec kupił mi moją pierwszą taką deskę na kółkach, a niedoświadczona ja bez żadnego przygotowania wskoczyłam na nią, oczywiście prawie od razu się wywracając i nabijając mnóstwo siniaków. Nawet teraz, mimo że przez kilka lat trenowałam, o ile można tak to nazwać, miałam niezłe problemy z opanowaniem jazdy, bowiem już jakiś czas nie używałam tego ustrojstwa. Jednak, jak to mówią, niektórych czynności nigdy się nie zapomina.

Niepewnie obejrzałam się, chcąc sprawdzić, czy ciemnowłosa przybyszka ruszyła za mną w pościg i czy uda jej się mnie dogonić. Ku mojej konsternacji zauważyłam, że nie tylko za mną biegnie, ale rozwinęła prędkość niewiele wolniejszą od mojej.

To spostrzeżenie o mało nie wytrąciło mnie z równowagi, więc czym prędzej z powrotem skupiłam się na jeździe. Stwierdziłam, że najlepszym sposobem, by ją zgubić, to gdzieś zjechać, więc nawet już nie redukując prędkości, skręciłam w jakąś ciasną uliczkę, a potem w następną i jeszcze następną. Przez to straciłam trochę równowagę, jednak przy lekkiej pomocy wiatru poruszanego palcami, udało mi się ją przywrócić.

W tej chwili cieszyłam się, że dom, w którym wychowywała się Angela, znajduje się na osiedlu z mnóstwem uliczek. Martwiło mnie tylko to, że nie znałam dokładnie tego miejsca i łatwo mi będzie się zgubić.

Nie spodziewałam się jednak, że któraś z nich może okazać się ślepa. Dlatego też, kiedy nagle natrafiłam na ścianę, zupełnie zbaraniałam. Na szczęście udało mi się wcześniej wyhamować na tyle, żeby nie rozbić się na niej niczym jajko na patelni. Jednak nijak nie mogłam wymyślić, jak uciec przed moim prześladowcą. Stwierdziłam więc, że najlepiej będzie stanąć z nią twarzą w twarz. Wtedy łatwiej mi będzie ją obserwować i może zauważę jej jakieś ruchy, które w walce wręcz pomogą mi wygrać?

Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Odwróciłam się ku niej z duszą na ramieniu i uważnie obserwowałam jej poczynania. Ku mojej konsternacji, dziewczyna, czy raczej elfka, wnioskując po jej spiczastych uszach, podeszła do mnie bardzo blisko.

– Dlaczego nosisz tylko jeden kolczyk? – zapytała, przyglądając się mi z prawdziwą konsternacją.

Po raz kolejny tego dnia zatkało mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Stałam tylko i wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem, a przez moje myśli przechodziło malutkie tornado.

Co do cholery? – myślałam. Biegła za mną tyle czasu, tylko po to, aby zapytać czemu noszę jeden kolczyk? Czy ten świat już całkiem stanął na głowie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro