Rozdział 40
Wilhelmina Koidal by KaLTEANLAGEN
Uff, co za gorąc. Ja nie wiem, jak te półelfy wytrzymują w takim upale – pomyślałam, spoglądając z niechęcią na smażące nas, jak jajka na patelni, słońce. Ja wiem, że my, to znaczy elfy, jesteśmy długowieczne, co za tym idzie, lepiej znosimy... praktycznie wszystkie niedogodności. Ale ludzie? Takie delikatne postacie? Toż ona pewnie zaraz się mi tu usmaży! Andreth nie będzie zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Spojrzałam na Almáriel, aby sprawdzić, czy na pewno jeszcze jest w jednym kawałku, ale z zaskoczeniem spostrzegłam, że nie ma jej pod drzewem, przy którym spędzała ostatnio większość czasu. Rozejrzałam się i dostrzegłam ją biegnącą gdzieś przed siebie.
Co ona najlepszego wyprawia? – zapytałam samą siebie, uśmiechając się z zażenowaniem na jej poczynania.
Poderwałam się czym prędzej z ziemi z zamiarem zatrzymania jej i nawet zrobiłam kilka kroków za nią, kiedy stanęłam jak wryta. Zobaczyłam to, co ona musiała widzieć już od dłuższego czasu. Ku nam podążały konie, a biorąc pod uwagę reakcję Almáriel, musiała to być brakująca część naszej dawnej drużyny.
Chwilę później obserwowałam z uśmiechem, jak bliźniaczki padły sobie w objęcia. Sama również ruszyłam na spotkanie mojego brata. Może nie zawsze się we wszystkim zgadzaliśmy, ale i tak go kochałam.
Eri, jak to on, od razu zamknął mnie w żelaznym uścisku, który oczywiście musiałam odwzajemnić z równą mocą. Tak się za nim stęskniłam! Nie lubiłam, kiedy on albo Kida byli z dala ode mnie.
Elfy nie często miewają rodzeństwa, a jeśli już, to zazwyczaj trzymają się razem. Przynajmniej było tak w moim przypadku, bo jeśli chodzi o moją siostrę... Nie, z nią bym się tak zapewne nie uściskała. To sztywniara, jakich mało!
Gdy już w końcu nacieszyliśmy się sobą, przywitałam się również z resztą przybyłych. O dziwo, Amalda wcale nie była opalona. A przecież spędziła w górach ładnych kilka dni!
Potem nastąpiło przywitanie Abelarda z przybraną siostrą. No nie powiem, ciekawie to wyglądało. Podszedł do Amaldy od tyłu, kiedy witała się ze mną, z wyraźnie wypisaną ulgą na twarzy i niezmiernym szczęściem w oczach. Chciał ją objąć, kiedy ta opuściła już moje ramiona, ale gdy tylko go zobaczyła, odwróciła się na pięcie i podeszła ku Almáriel. Chyba wciąż jeszcze była na niego obrażona, a ja już nawet nie pamiętałam, o co im poszło.
Abelard zrobił trochę urażoną minę, ale nic nie mógł na to poradzić. Przecież nie może kazać jej się odobrazić!
– Hej, Almáriel. – Odwróciłam się w kierunku głosu i zobaczyłam, jak mój brat wita się z drugą z bliźniaczek. Dziwnie to wyglądało. Ani nie padli sobie w objęcia, ani nie podali dłoni. Obojga nagle zaczęły interesować ich własne buty. Ciekawe. Przecież oni ostatnimi czasy dobrze się dogadywali, więc skąd to napięcie?
Z niezręcznej sytuacji wybawiła ich Amalda, która pociągnęła siostrę za rękę, mówiąc, że mają sobie tyle do opowiedzenia i koniecznie muszą porozmawiać. Almáriel uśmiechnęła się więc tylko przepraszająco do Eriego i ruszyła za bliźniaczką.
– Więc jak było? Spotkało was coś ciekawego? – spytałam brata, by odwrócić jego uwagę od sióstr. On jednak cały czas się na nie gapił i chyba nie miał zamiaru obdarować mnie choćby najkrótszym, nanosekundowym spojrzeniem. Zacisnęłam gniewnie usta. Jak on śmiał mnie tak ignorować! Własną siostrę!
– Eri! Mówię do ciebie! – krzyknęłam, a on wtedy dopiero zwrócił na mnie uwagę.
– Coś mówiłaś? Wybacz, zamyśliłem się.
– Jak tam, nie było żadnych nieprzewidzianych... – Przerwałam, bo on znowu zagapił się na te dwie. Chcąc sprawdzić, co tam takiego jest ciekawego, również spojrzałam w ich kierunku, ale nie zauważyłam nic niezwykłego. Machnęłam więc mu przed nosem dłonią, ale nic to nie dało. Co się z nim dzieje? – Oj Eri, Eri... chyba nie zaczynasz znowu rozważać tego, że napęd na cztery konie jest szybszy niż na jednego? – mruknęłam pod nosem, pewna, że i tym razem mnie zignoruje, ale on o dziwo to usłyszał! Spojrzał na mnie spode łba, kręcąc głową.
– Nie wiem, o czym mówisz. Zresztą, to się nie sprawdza. Niby która czterokonna karoca porusza się szybciej niż pojedynczy koń? Na pewno nie ta, którą podróżuje nasza matka. Gdyby tak było, zapewne częściej by nas odwiedzała.
– Nie przesadzaj, nie jest tak źle. Zawsze mogło być gorzej – stwierdziłam, uśmiechając się lekko. Miałam nadzieję, że zarażę go moim dobrym humorem.
– A bo, ty jeszcze nie wiesz – oznajmił, obdarzając mnie przeciągłym spojrzeniem.
– Czego znowu nie wiem? – zapytałam, zaplatając ręce na piersi. On wciąż myślał, że jestem małą, niemądrą elfką, której nie trzeba o niczym ważnym informować. Nie podobało mi się to. Przecież był tylko dwadzieścia lat starszy!
– Ktoś zaatakował Olgierda.
Zmarszczyłam brwi.
– Jak to? Kto to jest ten Olgierd? I co mu się niby stało? Jak ktoś go zranił, to przecież mogłeś go od razu uleczyć! Taką masz moc?
– Martwych ludzi nie da się uleczyć – stwierdził, przybierając niezwykle poważną minę.
Tymi słowami sprawił, że jeszcze bardziej się zaniepokoiłam. Skoro ktoś zabił jakiegoś Olgierda, to również Eri mógł być na celowniku. No i zapewne ani Abelard, ani Andreth nie będą z tego zadowoleni. A komu się za to dostanie? Oczywiście, że mojemu bratu. Nawet jeśli to nie była jego wina.
– No widzisz, bo to było tak, że... – zaczął, ale gdy tylko usłyszał podniesione głosy bliźniaczek, zrezygnował z dalszej opowieści.
Zmarszczyłam brwi. Niby dlaczego przejmował się nimi bardziej niż śmiercią kogoś z drużyny? I właściwie kim w końcu był ten Olgierd? Którymś z niskich?
Odwróciłam się w kierunku bliźniaczek. Coraz wyraźniej słyszałam ich kłótnię. Najwyraźniej nie bardzo przejmowały się tym, czy ktoś je słyszy i czy może komuś przeszkadzają w rozmowie.
Dziewczyny gestykulowały mocno rękami; spierały się i to zapewne o coś ważnego. Nigdy wcześniej nie widziałam, aby tak bardzo targały nimi emocje! Ba, nigdy nawet nie widziałam, żeby w ogóle krzyczały, co dopiero tak głośno i to na siebie nawzajem. Zazwyczaj trzymały jedną stronę. Jak prawdziwe siostry.
– Jak to się dowiedział? Coś ty najlepszego narobiła! – krzyknęła Almáriel w stronę swojego sobowtóra.
– A jakie miałam inne wyjście? Miałam tam tkwić i umrzeć z głodu?!
– Może byłoby lepiej – odparła ta pierwsza gniewnym głosem.
– Ciekawe, co byś ty zrobiła w mojej sytuacji? Hm? A no tak, zapomniałam. To ty jesteś ta mądra, która zawsze sobie ze wszystkim poradzi! – odparowała Amalda.
– Na pewno nie pozwoliłabym, aby się dowiedzieli...
– Ej, ej, ej. Mnie krytykujesz, a sama co robisz? – Przerwała jej w połowie zdania Ana.
W sumie to ciekawe, o co im chodzi? O czym nie mieliśmy się niby dowiedzieć? Że znalazły medaliony? Że ktoś umarł? A może to Amalda go zabiła? – pomyślałam, ale szybko odgoniłam od siebie tę myśl. Niby jak miała to zrobić?
– Oh, zamknij się! – wydarła się Almáriel, wyrzucając ramiona w górę.
– To ty o mało nie wydałaś całej reszcie naszej tajemnicy! – Amalda ciągnęła podniesionym tonem. – Krzyczysz tak głośno, że nawet umarły by cię usłyszał!
– No ale nie wydałam! A ty tak! – Almáriel wyciągnęła oskarżycielsko w jej kierunku palec wskazujący. – I to przez ciebie zaczęła się ta kłótnia, więc tak czy inaczej, to byłaby twoja wina!
– Wcale, że nie ja zaczęłam! A pogodynce nie powiedziałam nic wprost! Sam do wszystko doszedł! A Erniti nadal nic nie wie, bo udało mi się tak lawirować, że nawet nie zauważył, że zeszliśmy z tematu!
– Jak będziesz tak krzyczeć, to i tak zaraz się wszystkiego domyśli! – odparła Almáriel, zakładając dłonie na biodra. W tym momencie wyglądała trochę jak matrona, karcąca swoje dziecko.
Zapewne rozbawiłby mnie ten obraz, gdyby nie to, że byłam przerażona rozłamem, który nastąpił w naszych szeregach. I zasmucona faktem, że bliźniaczki nie zdradziły mi swojej tajemnicy, a Kealowi tak, mimo że to on przecież kiedyś służył królowi, a nie ja.
– A kto pierwszy zaczął? – Krzyczała dalej Amalda. – Ty! Ja się tylko zniżyłam do twojego poziomu!
– Zniżyłaś? Ty już na tym poziomie byłaś i to od bardzo dawna. Ja tylko...
– Wiesz co? – Znów jej przerwała Amalda.– Ta rozmowa nie ma sensu. Lepiej będzie, jak jedna z nas sobie stąd pójdzie. Teraz i tak się nie dogadamy.
– To idź! Czy ja cię na siłę trzymam?! – warknęła w jej stronę Almáriel.
– A pewnie, że pójdę! – Po tych słowach dziewczyna odwróciła się i ruszyła gniewnym krokiem w stronę mostu, a raczej tego, co z niego zostało. Zgrabnie lawirowała na nim, wybierając pewnie wyglądające deski i już po chwili była po drugiej stronie. I nagle jakby rozpłynęła się w powietrzu.
– Ej, co jest? – Okazałam swoje zdziwienie. Nie rozumiałam, co się właśnie stało. Miałam jakieś zwidy?
– Nie wiem, ale nie podoba mi się to – powiedział Eri, po czym wyminął mnie i ruszył szybkim krokiem w kierunku mostu. Podążyłam za nim, ciekawa, czy to kolejna sztuczka, którą potrafią wykonać tylko ludzie i czy jak ładnie poproszę, to Amalda pokaże mi, jak to się robi.
Almáriel również ruszyła biegiem w stronę drewnianej konstrukcji, ale mój brat był szybszy. Złapał ją za dłoń, zanim zdążyła się tam dostać. Choć dziewczyna wyrywała się, kopała i gryzła, on był silniejszy i nie dał jej uciec.
– Almáriel, posłuchaj mnie – zwrócił się do niej, ale ona nie ukierunkowała swojej uwagi na jego prośbę i dalej próbowała wyślizgnąć się z jego uścisku.
Już po chwili i Abelard był przy nich. Pomógł mojemu bratu przytrzymać Almáriel, by się nie wyrywała
– Co się stało? – zapytał Abelard. Najwyraźniej nie widział całego zdarzenia, więc usłużnie mu je streściłam.
– Gdzie ona jest? Gdzie moja siostra? Co się jej stało? Coście jej zrobili? – lamentowała Almariel. W tym czasie zbiegła się ku nam cała reszta ekipy.
– Chyba przeszła przez przejście do innego świata... – odparł pustym głosem Eri.
– Co takiego zrobiła? – wykrzyknął Abelard z niedowierzaniem i paniką w głosie.
– Oddajcie mi ją! Ja nie chciałam! – Almáriel prawie zaczęła płakać.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Nie wiedziałam co mam myśleć o jej zachowaniu. W jednej chwili każe jej znikać, a kiedy ta spełnia jej rozkaz, to już tego nie chce. To normalne? – zastanawiałam się.
– To nie twoja wina. Nic jej nie będzie. – Erniti próbował ją uspokoić, ale ta i tak się rozpłakała i mamrotała coś pod nosem. – Jest w waszym świecie, poślemy po nią któregoś z elfów. Nie martw się, wróci do ciebie. – Mój brat trzymał dziewczynę w ramionach, a ta płakała mu prosto w koszule.
– A jak coś się jej stanie? – Almáriel jednak wciąż rozpaczała. Zupełnie tego nie rozumiałam. Nie łatwiej przejść nad tym do porządku dziennego i znaleźć rozsądne rozwiązanie?
– W waszym świecie jest kilku naszych. Wyślę im wiadomość i się nią zaopiekują. – Erniti dalej robił, co mógł, aby dziewczyna przestała płakać. Nawet zaczął gładzić ją po włosach, a nie często to robił. Chyba naprawdę już nie miał pomysłów, jak ją uspokoić.
– Dlaczego to spotkało akurat ją? Nie lepiej by było, gdybym to ja tak zniknęła?
Na te słowa Erniti wciągnął głęboko powietrza w płuca, a Abelard... spojrzał na nią tak, jakby się zgadzał. Dziwne – pomyślałam.
– Dosyć tego! Tak czy siak, ktoś by wpadł do świata ludzi, bo najzwyczajniej na świecie zapomnieliśmy o tym przejściu! Według mnie to nawet lepiej, że wpadła tam Amalda, a nie na przykład Wilhelmina. Ona przynajmniej zna ten świat i wie, jak się zachowywać, aby nikt nie dostrzegł, że jest elfem. W końcu robiła to już wcześniej. No i, za przeproszeniem, nie jest taką histeryczką jak ty, Almáriel. Zawsze stara się zachować zimną krew, w obliczu trudności – powiedział kategorycznie Abelard.
Wzięłam głęboki wdech. Miałam nadzieję, że chociaż to ją trochę uspokoi. Choć i tak od kilku dni zachowywała się raczej niestandardowo, więc w sumie wszystko było możliwe.
– Taa, ale widocznie nie zawsze jej się to udaje, co mogliśmy widzieć na załączonym obrazku – mruknął pod nosem któryś z elfów niskiego rodu, za co zganiłam go spojrzeniem. Nie powinien w takiej chwili obrażać Amaldy. To na pewno nam w niczym nie pomoże.
– W każdym razie, mazanie nic tu nie da. Widocznie tak miało być. – Spojrzałam sugestywnie na Almáriel, za co Erniti zganił mnie spojrzeniem.
Wzruszyłam ramionami. Przecież nie powiedziałam nic, co nie byłoby prawdą. Zupełnie nie wiedziałam, o co mu chodziło z tym spojrzeniem.
– A teraz zjedzmy coś w końcu, bo zaraz zemdleję z głodu. Zostały wam jeszcze jakieś zapasy? – Zwróciłam się z pytaniem do jednego z niskich.
Ten jak na zawołanie oddalił się do ich konnego orszaku i zaraz przyniósł mi paczkę sucharów.
– Blee. I ja mam to niby zjeść? – zapytałam w przestrzeń.
Odpowiedziała mi wymowna cisza.
KONIEC TOMU PIERWSZEGO
Statystyki tomu pierwszego:
Najkrótszy rozdział: Rozdział 28. Aniela – 1639 słów
Najdłuższy rozdział: Rozdział 16. Aniela – 3349 słów
Najkrótszy rozdział KaLTEANLAGEN: Rozdział 28. Aniela – 1639 słów
Najkrótszy rozdział Anpetki: Rozdział 33. Angela – 1644 słów
Najdłuższy rozdział KaLTEANLAGEN: Rozdział 16. Aniela – 3349 słów
Najdłuższy rozdział Anpetki: Rozdział 15. Angela – 3321 słów
Liczba rozdziałów Anieli: 18
Liczba rozdziałów Angeli: 17
Liczba rozdziałów innych postaci: 5
Średnia długość rozdziału: 2355 słów
Średnia długość części (rozdziały + prolog): 2252 słowa
Średnia długość rozdziału Anieli: 2585 słów
Średnia długość rozdziału Angeli: 2216 słów
Średnia długość rozdziału innych postaci: 2004 słowa
Średnia długość rozdziału KaLTEANLAGEN 2544 słowa
Średnia długość rozdziału Anpetki: 2165 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro