Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Angela Grodecka

Nawet długa przerwa, w której trakcie miałam nadzieję odpocząć od Anielki, upłynęła pod jej znakiem. Kiedy w spokoju jadłam kanapkę, oczywiście musiała mnie zauważyć sekretarka i oświadczyć, że Anielka zapomniała czegoś tam podpisać. Nie pozostawało mi więc nic innego jak znaleźć "tą bogatą" i zaciągnąć ją do sekretariatu.

To oczywiście okazało się proste tylko w teorii. Najpierw nie mogłam jej znaleźć, jakby specjalnie się przede mną ukrywała, a jak już ją namierzyłam, to siedziała sobie w najlepsze z Irkiem i Gabim. Na bardziej pomylone osoby chyba nie mogła trafić, a żeby było ciekawiej, grali sobie w najlepsze w szachy. Jakimś cudem udało mi się sprawić, żeby się od niej odczepili, a potem zaprowadzić Anielkę do sekretariatu, oczywiście jak już łaskawie posprzątała wszystkie pionki. A teraz traciłam resztki mojej długiej przerwy na czekanie jak głupia pod drzwiami.

Nawet nie byłam do końca pewna, czemu tu sterczę. Mogłam sobie pójść, może trafiłaby sama na kolejne zajęcia, ale co jeśli zgubiłaby się, jak rano? Albo poskarżyła sekretarce, że na nią nie poczekałam? Stwierdziłam, że mam paranoję, ale nadal wytrwale trwałam pod drzwiami. Lepsza paranoja niż wywalenie ze szkoły za niedopełnienie obowiązków.

W końcu Aniela wyszła z gabinetu z całym naręczem dokumentów w dłoni. Cóż, ja też musiałam wypełnić sporo papierów w związku ze stypendium, ale myślałam, że reszta uzupełniała ich trochę mniej. Jak widać, myliłam się.

– O? Czekałaś na mnie? – "Ta bogata" wyglądała na mocno zaskoczoną.

A co miałam zrobić, uciec na Madagaskar? – pomyślałam, ale skinęłam tylko potwierdzająco głową.

– Dzięki. U was w szkole zawsze tyle tych papierów?

– Tak, też musiałam się trochę ich na uzupełniać. – Skrzywiłam się na samo wspomnienie tych bezsensownych pytań, na które i ja musiałam odpowiadać kilka miesięcy temu.

Aniela westchnęła teatralnie i zaczęła próbować upchnąć te wszystkie papiery w swojej dżinsowej torbie. Rzuciło mi się w oczy, że ma w niej też książkę, która zdecydowanie nie wyglądała na podręcznik. Czyżby ta bogata pannica miała również inne zainteresowania oprócz pokazywania wszystkim, jaka to jest lepsza i zamożniejsza niż reszta?

– Lubisz czytać? – zaryzykowałam pytanie. Nawet właściwie nie wiedziałam, co mnie podkusiło. Normalnie raczej nie miałabym ochoty na przyjazne pogawędki z takimi jak ona. Ale stało się. Już nie mogłam cofnąć słów, które niekontrolowanie wyszły z moich ust.

Chociaż nawet trochę mi zaimponowała doskonałą znajomością języka rosyjskiego. Myślałam, że należy do tych pustych panienek, które skupiają się tylko na ciuchach i chłopakach, ale może się myliłam? Osobiście nigdy nie byłam zbyt dobra z języków obcych, a jej, jak widać, przychodziły one z łatwością. Nie mogłam powstrzymać uczucia zazdrości, które podkradało się do mojego umysłu. Nie dość, że pewnie miała wszystko, co zapragnęła na jedno skinienie palcem, to jeszcze była zdolna. Zgarnęła cały pakiet od losu.

– Uwielbiam! – odparła tymczasem Aniela i o dziwo na jej ustach pojawił się uśmiech. – Spędzam na tym większość wolnego czasu!

Sama siebie zaskoczyłam, bo również się uśmiechnęłam. Może nie powinnam jej tak sądzić po pozorach? Kiedy nie zadzierała nosa, wydawała się całkiem normalna. A że dotychczas raczej przeważał czas, kiedy jednak to robiła... Nic dziwnego, że do tej pory jakoś nie zapałałam do niej choćby odrobiną sympatii. Ale może to się wkrótce zmieni, jeśli tylko lepiej ją poznam?

Już miałam jej odpowiedzieć, że również uwielbiam połykać powieści, ale wtem rozległ się dzwonek. Przerażona zerknęłam na zegarek. Nie myliłam się; właśnie zaczęła się kolejna lekcja.

– Chodź! Kapela nienawidzi, jak ktoś się spóźnia na zajęcia – pogoniłam moją towarzyszkę i sama zaczęłam lawirować w tłumie uczniów spieszących na lekcje.

– Kapela? – zapytała zdumiona, próbując za mną nadążyć. – Mamy dzisiaj lekcje śpiewu? Nie pamiętam, aby było coś takiego w moim planie lekcji.

Dziewczyna wyraźnie mi nie dowierzała i już miała zwolnić, aby wyciągnąć ze swojej torby zapewne tę kartkę, na której miała wypisane wszystkie dzisiejsze zajęcia, ale nie pozwoliłam jej na to. Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam dalej.

– Nie – zaprzeczyłam i mimo widma spóźnienia miałam ochotę się zaśmiać. – To nazwisko nauczycielki od wf-u.

Po minie Anieli stwierdziłam, że już wszystko zrozumiała, więc przyspieszyłam jeszcze kroku, ucinając rozmowę. Kapela naprawdę nienawidziła spóźnialstwa, a jeszcze trzeba się było przebrać na ten wf!

Gdy dotarłyśmy do szatni, była już pusta – wszystkie dziewczyny dawno wyszły. Miałam ochotę cicho zakląć, ale przecież dobrze wychowanym panienkom nie wypada. Pierwsze spóźnienie. Kapela i mój ojciec mnie zabiją, tego byłam pewna. Szybko założyłam dresy i białą bluzkę, którą obowiązkowo trzeba było nosić. Aniela poszła w moje ślady, widać poinformowano ją, jaki był regulaminowy strój na te zajęcia. Przynajmniej tyle dobrze.

Zaraz szybkim krokiem poszłyśmy na halę sportową. Cóż, ja prawie biegłam, więc można było nawet uznać to za rozgrzewkę. Dziewczyny zresztą, jak się okazało, już były w jej trakcie, bo biegały kółka wokół hali.

Pochwyciłam spojrzenie Kapeli i już wiedziałam, że mamy przechlapane. Odetchnęłam kilka razy, starając się dodać sobie odwagi, a potem ruszyłam w stronę nauczycielki. Aniela oczywiście podreptała za mną.

– Dlaczego się spóźniłyście? – Kapela posłała mi kolejne karcące spojrzenie. – Angelo, dobrze wiesz, że tego nie toleruje.

Zarumieniłam się. Niestety takie są posiadania jasnej cery, że jeśli tylko jest ci głupio, to od razu twoja twarz zmienia się w pomidora.

– A ty jesteś pewnie Aniela Dejunowicz? – Kapela skierowała swój wzrok na moją towarzyszkę, nie dając mi nawet szansy się wytłumaczyć.

– Tak, to ja – odparła. – Bardzo przepraszamy, Angela oprowadzała mnie po szkole, a potem musiałam uzupełnić dokumenty w sekretariacie. – Starała się załagodzić jakoś sytuacje. – To się więcej nie powtórzy – zapewniła.

Spojrzałam na nią zdziwiona, ale nie skomentowałam tego ani słowem. Jeszcze tylko brakowało, żebyśmy zaczęły się motać w zeznaniach, ale zdecydowanie nie spodziewałam się, że Aniela weźmie wszystko na siebie. W końcu jakbym jej nie zagadywała, to może byśmy zdążyły... Może już znudziła się jej nasza szkoła i chciała wylecieć? Wcale bym się bardzo nie zdziwiła.

– Dobrze, żeby to był ostatni raz. – Kapela pogroziła nam palcem. – Dołączcie do reszty dziewcząt.

Uff. Jakimś cudem obyło się bez konsekwencji. Coś czułam, że gdybym tylko ja zawiniła, nie skończyłoby się na upomnieniu, ale w końcu przecież bogatym można więcej.

Dziś były zajęcia z szermierki. Kiedyś jakiś majętny tatuś postanowił, że jego córeczka musi koniecznie zdobyć tę umiejętność w szkole i teraz uczyłyśmy się wszystkie. Nie powiem, obok pływania były to moje ulubione zajęcia na wf-ie. Nie lubiłam za to tych wszystkich sportów drużynowych, takich jak koszykówka i piłka nożna. Banda idiotów bijących się o jedną piłkę – zawsze tak się to kończyło. Nie przepadałam też za gimnastyką i równoważnią, bo miałam lęk wysokości i zawsze bałam się, że ta cała zabawa skończy się moim upadkiem na ziemię. Za to okładanie tępą szablą "panien bogatych" sprawiało mi niejaką przyjemność.

Niestety wszystkie dziewczyny były już dobrane w pary, więc zostało mi ćwiczenie z Anielą. Czegoż innego mogłam się spodziewać... Ona tymczasem już wzięła szablę w dłoń i spojrzała na mnie sceptycznie.

– Nigdy nie miałam takich dziwnych lekcji – odezwała się, przekładając ją z ręki do ręki.

– To łatwe – odparłam. – Wystarczy machać kijem tak, żeby samemu nie oberwać oraz żeby Kapeli wydawało się, że robisz postępy. Ona nie zna się na tym, tak samo, jak ty, ale musi nas tego uczyć, bo takie zarządzenie dyrekcji.

Rzuciła jeszcze raz wzrokiem na mnie i broń, po czym machnęła szablą w moim kierunku. Odsunęłam się jeden krok do tyłu, a szabla przeleciała przede mną, nawet nie mając szansy mnie dotknąć.

– Musisz się bardziej postarać – rzekłam z uśmiechem. Po chwili zablokowałam cios wymierzony w moje ramię.

– Teraz lepiej? – Ana odwzajemniła mój uśmiech.

– Tak, ale nadal słabo. – Zanim skończyłam mówić, wykonałam atak zza głowy. Sparowała moje uderzenie.

– Nie miałam okazji ci podziękować, że spławiłaś tych debili – skrzywiła się, jednocześnie blokując kolejny cios.

Normalnie dzień niespodzianek. Najpierw mi dziękuje, potem okazuje się, że lubi czytać, następnie bierze winę na siebie, a teraz znów to pierwsze. Może skoro i tak byłyśmy na siebie skazane, to może mogłybyśmy się choć trochę zakolegować... Nie wydawała mi się już taka do końca zła.

Swoje zamyślenie prawie przypłaciłam siniakiem; uciekłam poza zasięg kija w ostatniej chwili.

– Nie ma sprawy, wiem, jacy są – odpowiedziałam, krzywiąc się.

Skinęła potwierdzająco głową. Najwyraźniej zdążyła się już sama o tym przekonać.

Po dziesięciu minutach takiej chaotycznej walki przystanęłyśmy zdyszane, aby odpocząć. Aniela robiła postępy i z każdą minutą szło jej coraz lepiej, więc coraz bardziej musiałam się wysilać, żeby przypadkiem nie oberwać. Nadal odstawała od poziomu klasy, ale my przecież "uczyłyśmy się" już pół roku. Zaraz pod surowym okiem Kapeli, wznowiłyśmy pojedynek. Zdecydowanie wystarczyło irytowania jej jak na jeden dzień.

Żałowałam, że nie mamy nauczyciela z prawdziwego zdarzenia, bo chciałabym się nauczyć porządnie walczyć. Może nigdy nie przyda mi się taka umiejętność, ale zawsze wyobrażałam sobie, że jestem jedną z bohaterek z tych wielu książek, które przeczytałam przez całe życie. Choć, jakbym miała już wybrać, to wolałabym się uczyć łucznictwa.

Co prawda dostałam od rodziców nawet na czternaste urodziny łuk, a raczej go wyprosiłam, ale sama nie umiałam się nigdy nauczyć dobrze nim posługiwać. Czasem jednak coś trafiło w pobliże celu, więc nie szło mi tak do końca tragicznie. Choć nie wątpiłam, że szybciej zabiłabym napastnika, rzucając w niego kamieniami.

Niespodziewanie dobrze bawiłam się z Anielą w machanie kijem. Na tyle świetnie, że dopiero dzwonek odwiódł nas od tej rozrywki, mimo że nieźle się wymęczyłam tą walką. Szybko odniosłyśmy mieczyki do "zbrojowni" i czym prędzej poszłyśmy do szatni się przebrać, bo to była ostatnia lekcja. Miałam nadzieję, że wyczerpałam już limit niespodzianek na dziś, ale nie mogłam się bardziej mylić.

Przed szkołą stali Gabi i Irek i wyraźnie na kogoś czekali. Na moje nieszczęście tym ktosiem byłam ja.

– Angela, poczekaj! – Gabryś krzyknął za mną.

Udałam, że go nie słyszę i przyspieszyłam kroku. O co tam właściwie im mogło chodzić? Raczej nie chcieli się mścić za odgonienie ich od Anieli, ale w sumie kto ich wie...?

Niestety nie dali się tak łatwo spławić. Irek zastąpił mi drogę, więc stwierdziłam, że ignorowanie ich dalej nie przejdzie.

– Wybaczcie, trochę się spieszę. Pogadamy jutro, ok? – powiedziałam i podjęłam próbę wyminięcia kolegi z klasy.

Irek niestety nie dał się tak łatwo zwieść.

– Co wiesz o tej nowej? – zapytał.

Skrzywiłam się. Czyli jednak mieli mi za złe, że ukradłam im ich ofiarę.

– To wampir i królowa lodu w jednym – odparłam, niewiele myśląc. No cóż, ten opis jeszcze nawet wczoraj pasował do mojego wyobrażenia Anieli. Dziś już nie byłam taka pewna, co o niej sądzić.

Moja informacja poraziła chłopaków. Chyba wzięli ją na serio. Irek wpatrywał się we mnie z mieszanką zdziwienia i ekscytacji, a Gabi zaśmiał się szaleńczo. No świetnie...

– A potrafi coś zamrozić? – Gabryś przestał się śmiać i teraz też gapił się na mnie wyczekująco.

– Ej, to by tłumaczyło, czemu zmieniła szkołę! – wykrzyknął tymczasem Irek. – Zauważyli, że się nie starzeje i musiała zniknąć!

Tak. Oni naprawdę wzięli to na serio. Jednocześnie byłam tym faktem przerażona i miałam ochotę się śmiać. Dlaczego to ja trafiłam na największych idiotów w tej szkole?

– Zmieniła szkołę, bo ją podobno z poprzedniej wyrzucili – odparłam, starając się zachować powagę. – A co do lodu, to może jej poszukacie i sami spytacie? – zasugerowałam, mając nadzieję, że Aniela mi wybaczy. Łatwiej było ją niańczyć, kiedy miała dobry humor.

– Genialny pomysł! – wykrzyknął Gabi, a Irek pokiwał głową. – Dzięki! – powiedział jeszcze, a potem obaj dali mi spokój i zniknęli szukać swojej królowej lodu.

Miałam zdecydowanie dość wrażeń na dziś. Ba, dość nawet na najbliższe pół życia. Powlokłam się w kierunku domu pieszo, bo oczywiście autobus już mi uciekł. Przeklęłam chłopaków w myślach. Gdyby nie oni, siedziałabym już tuż koło kaloryfera i na pewno nie marzyłbym tak jak w tej chwili. Byłam pewna, że zanim dotrę do domu, zamienię się w sopel lodu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro