Rozdział 25
Almáriel Angela Lirryns
Przez sen czułam, jak coś ciągnie mnie za ramię. W końcu zrozumiałam, że pewnie ktoś próbuję mnie obudzić. Przez chwilę myślałam, że znowu przespałam pobudkę i to Abelard jest taki niedelikatny, ale w końcu udało mi się uchylić powieki, okazało się, że tym razem była to moja siostra. Uznałam więc, że to zemsta za wczoraj i powstrzymałam się od cisnącego się na wargi komentarza. W końcu też nie byłam dla niej zbyt delikatna, ale nie dało się jej dobudzić. Najwyraźniej sama stwarzałam podobne problemy. W końcu to ta sama krew.
Wilhelmina też już się obudziła i ziewnęła przeciągle, odsłaniając rzędy idealnie białych zębów. Miałam ochotę zażartować w stylu Any, że wygląda jak pirania, ale kiedy spojrzałam na siostrę, po jej minie dostrzegłam, że coś było nie tak.
To wcale nie jakaś wielka zmiana, ot trochę rozbiegane, nieobecne spojrzenie, ale jednak wystarczyło, żebym zaczęła się martwić. Nawet nie zauważyłam, kiedy między nami powstała ta szczególna więź; czasem wystarczyło, że zerknęłam na Anę i jak prawdziwa bliźniaczka wiedziałam, co chodzi jej po głowie. Jedno spojrzenie na siebie nawzajem i potrafiłyśmy obie wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem, irytując tym Abelarda.
– Coś się stało? – zapytałam bez ogródek.
– Właściwie to nie wiem – odparła moja siostra, uciekając gdzieś spojrzeniem.
Wilha rozdziawiła znowu usta, które sekundę wcześniej zamknęła i teraz zerkała niepewnie to na mnie, to na Anę.
– Czy powinnam się martwić, że jako zaledwie półelfy wykazujecie dwie umiejętności wrodzone, czy uznać, że to dobrze, bo dzięki temu serio wygramy? – zdecydowała się w końcu spytać.
Zrobiło mi się aż gorąco. Przecież ona nie mogła wiedzieć o mojej niewidzialności i o lodzie Any! A skoro jednak wiedziała, to nasz mały sekret znali też wszyscy w okolicy, bo Wilhelmina zdecydowanie nie potrafiła trzymać języka za zębami. Spojrzałam na Anielę. Na jej twarzy malowała się podobna mieszanka szoku, niedowierzania i przerażenia.
– Bo czytacie sobie w myślach, nie? – Wilha też wyraźnie była zakłopotana naszą reakcją, jednak gdy tylko wypowiedziała to zdanie, momentalnie zalała mnie fala ulgi.
– Nie – zaśmiałam się i pokręciłam głową. – Wiesz, jakby ci to wytłumaczyć...– Zmarszczyłam brwi, próbując ubrać to w odpowiednie słowa, ale i tym razem zadziałała nasza telepatyczna więź i to moja siostra stworzyła idealną odpowiedź.
– Prawdopodobnie jakbyś spojrzała na zdezorientowaną siebie w lustrze, też byś wiedziała, że coś jest nie tak. – Ana zrobiła tą swoją pouczającą minę, spoglądając na Wilhę, jakby wiedziała coś, czego ta nigdy nie zazna.
– A więc o to chodzi! –Wilhelmina wyglądała, jakby doznała jakiegoś objawienia. Siedziała z wielkim uśmiechem na ustach i błyszczącymi oczami. Najwyraźniej wyobrażała sobie siebie w lustrze.
Postanowiłam czym prędzej zmienić temat, zanim jej rozmyślanie przejdzie dalej i skojarzy naszą dziwną reakcję z... właściwie to z czymkolwiek. Poza tym bałam się, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok tylko po to, aby przekonać się, czy też by rozumiała swoje własne myśli.
– Tak więc, wracając do tematu, co się stało, że zafundowałaś nam wcześniejszą pobudkę?
– Pamiętasz, jak pytałam wczoraj po przebudzeniu o Lantana? – zawahała się, więc skinęłam potwierdzająco głową. – To Vejs, ten od wiatru, legendy i medalionów.
– Śnił ci się brat Ugunsa? – wykrztusiłam zaskoczona. – Dlaczego?
Ana wzruszyła ramionami, jakby bagatelizując sprawę. Westchnęłam. Typowe zachowanie mojej siostry. Tym bardziej zaczęłam wwiercać się w nią wzrokiem, czekając, aż w końcu mi odpowie.
– Pokazał mi kryjówkę medalionu wiatru – wyrzuciła w końcu z siebie.
Odebrało mi mowę. Czyli jednak nie byłam jedyną wybraną przedziwnego rodzeństwa. Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, że cała odpowiedzialność nie spadnie na mnie, a z drugiej już nie czułam się aż taka wyjątkowa i przez sekundę poczułam się zazdrosna o Anę. Szybko jednak stłumiłam to uczucie; w końcu trzeba przestać wychodzić na skończoną egoistkę. Skoro Vejs, czy jak go nazywała wczoraj, Lantan, przekaże swój medalion mojej siostrze, czy to oznaczało, że wskażą jeszcze dwóm innym osobom pozostałe amulety? I czy te osoby będą po naszej stronie? A jeśli poprą stryja? Wzdrygnęłam się. Walka na magiczne amulety, tego nam jeszcze tylko brakowało.
– Ej, ale dlaczego Amalda też widzi elfy z legend? Też ma moc czasu? – wtrąciła się Wilhelmina.
Zawsze myślałam, że mogłam się zobaczyć z Ugunsem tylko dlatego, że miałam swoją moc. Ale z drugiej strony nie widziałam przecież nigdy wydarzeń z przeszłości z jego udziałem, a najczęściej rozmawiałam z nim jakby poza czasem i raz razem ze mną obserwował moich rodziców...
– Nie mam mocy czasu – zaprzeczyła gwałtownie moja siostra. – Po prostu mi się przyśnił.
– To musi być jakoś bardziej skomplikowane – dodałam, zamyślając się. – Może legendarni mogą rozmawiać ze wszystkimi, którymi chcą? – zasugerowałam.
– Musicie ich koniecznie o to spytać! – rozentuzjazmowała się Wilha. – Też bym chciała z nimi porozmawiać. Muszę być niezmiernie ciekawi!
Ana przewróciła oczami, a ja nie mogłam się powstrzymać i się cicho zaśmiałam. Faktycznie, jeśli Wilhelminę coś zainteresowało, to podchodziła do tego z aż przesadnym zapałem i brała wszystko na poważnie.
– No dobrze, to co z tym robimy? – zapytałam, kiedy udało mi się już opanować chichot.
Ana wzruszyła ramionami. Jakoś mało entuzjastycznie reagowała, ale w końcu ja byłam jeszcze bardziej oszołomiona po spotkaniu z Ugunsem, więc się jej nie dziwiłam.
– Musimy powiedzieć Abelardowi! Może to akurat po drodze? – zasugerowała Wilhelmina.
Wymieniłam z Aną spojrzenia. Akurat co do tego byłyśmy zgodne...
– Co trzeba mi powiedzieć?
Jak oparzone odwróciłyśmy się wszystkie w kierunku głosu. Nad nami stał Abelard i patrzył na nas się z uwagą. Co najgorsze, najwyraźniej faktycznie oczekiwał odpowiedzi. Nieźle się wpakowałyśmy – pomyślałam.
– Amalda wie, gdzie jest medalion powietrza. Przyśnił jej się Vejs i wskazał miejsce – wypaliła Wilhelmina, a my obie zgromiłyśmy ją wzrokiem.
Choć w sumie czego innego mogłam się spodziewać po czarnowłosej elfce? Zawsze była aż zbyt bezpośrednia.
Po minie Abelarda zauważyłam, że był co najmniej zaskoczony. Nawet mu się nie dziwiłam. Plany wyprawy obejmowały tylko jeden medalion. Na jego miejscu najpewniej nie wiedziałabym co robić, ale on jednak stosunkowo szybko się opanował. Cóż, biorąc pod uwagę jego wiek, pewnie nie raz już był w takiej sytuacji.
– To gdzie on jest? – zapytał. – Może, jeśli jest blisko, to uda nam się zahaczyć trasą o miejsce jego ukrycia.
– Ha! Widzisz, mój pomysł żeby pójść tam po drodze, był dobry – Wykrzyknęła Wilhelmina, pokazując na mnie palcem i uśmiechając się szeroko, na co nasz dowódca się skrzywił.
– Vejs wspominał jakąś nazwę. Hwesta sindannwa? Coś w tym stylu – powiedziała Amalda głosem pełnym rezygnacji. Widać nie bardzo podobał jej się pomysł zdobycia tego medalionu, ale chyba już się pogodziła ze swoim losem. Właściwie to nawet za bardzo nie miała wyjścia.
– Może Hwesta sindarinwa? – podrzucił Erniti, który nie wiadomo skąd się przy nas pojawił.
Cóż, jeszcze chwila i będziemy tu mieli zgromadzenie narodowe. Jak na zawołanie Keal też się przybliżył, przysłuchując się uważnie naszej rozmowie.
– Tak, chyba tak to brzmiało – niechętnie potwierdziła tymczasem moja siostra.
– To raczej nie bardzo po drodze. – Erniti rozłożył przed nami mapę, a wszyscy zaczęli się w nią z uwagą wpatrywać. – Jesteśmy tu – wskazał jakiś punkt na wschód od pustyni Uneanda – a amulety są tu. – Tym razem pokazał dwa miejsca na południowym zachodzie i południu.
Cóż, trudno było nie przyznać mu racji. Medalion wiatru znajdował się centralnie w tym paśmie górski, które planowaliśmy minąć bokiem, nadkłdając troszeczkę drogi, ale zyskując mnóstwo czasu. Za to jego ognisty odpowiednik znajdował się dużo niżej. No i musieliśmy przepłynąć kawałek... morza?
– Powinniśmy się rozdzielić, Almáriel pójdzie po swój medalion, a Amalda po swój – zasugerował milczący dotąd Keal.
Wszyscy ucichli. Nie byłam w stanie zaprzeczyć, że to najrozsądniejsze i najszybsze wyjście, ale wcale nie chciałam się rozstawać z siostrą, kiedy już w końcu ją odzyskałam. Ale czy to nie przyspieszyłoby końca wojny? A może nawet uratowałoby wiele istnień takich jak ojciec Deliz i Edensawa, wplątanych w tę wojnę wbrew sobie? Przecież nasz stryj nie mógł być do końca pozbawiony rozsądku. Była szansa, że podda się, kiedy zobaczy legendarne amulety, a przynajmniej tej nadziei kurczowo starałam się trzymać.
– Niech będzie – zdecydował w końcu Abelard. – Możemy się rozdzielić. Wezmę Amaldę i pójdziemy po ten medalion wiatru.
– Nigdzie z tobą nie idę! – zaprotestowała od razu moja siostra, a ja poczułam, że sytuacja znowu wymyka się spod kontroli. Zwłaszcza że nasz przywódca nie był bardzo zadowolony z jej słów.
– Dobrze, to idź sobie z Ernitim. Nie będę za tobą tęsknił. – Abelard wyraźnie pokazał swoim zachowaniem, że będzie zupełnie odwrotnie, ale nie skomentowałam tego. Zastanawiałam się tylko, kogo chciał przekonać bardziej, siebie czy ją.
– A zobaczysz, że pójdę! – wykrzyknęła moja bliźniaczka. Od kilku dni chodziła wyraźnie obrażona na Abelarda i, jak widać, nadal jej nie przeszło.
– A idź i nie wracaj! – warknął Abelad.
Wodziłam wzrokiem od jednego do drugiego, a oni kłócili się w najlepsze i chyba nie zamierzali przestać. Nie żebym nie rozumiała Any, też bym pewnie nie chciała iść sama w nieznane z byłym przybranym bratem, który mnie przez tyle lat oszukiwał, ale przecież sama powiadała, że przez jakiś czas była aktorką. Mogła mu odmówić w sposób mniej okazujący, jak bardzo ją to zraniło. No i dla wszystkich byłoby o wiele łatwiej, gdyby załatwili to na spokojnie.
W końcu Erniti postanowił im przerwać.
– Opanujcie się wreszcie! Musimy coś ustalić!
Aniela dalej wpatrywała się w Abelarda nienawistnym wzrokiem, a on nie pozostawał jej dłużny, ale przynajmniej oboje posłusznie ucichli.
– Nie idę nigdzie z Abelardem – zastrzegła od moja siostra, zakładając ręce na piersi jak małe, obrażone dziecko, ale po jej minie widziałam, że było jej trochę wstyd wybuchu sprzed chwili. Posłała mi przy tym błagalne spojrzenie.
Westchnęłam z rezygnacją i postanowiłam się poświęcić. Co jak co, ale siostrze się niestety nie odmawia. Wyraźnie jednak dałam jej znak spojrzeniem, że ma u mnie dług i kiedyś planuję go odebrać.
– Dobrze, ja pójdę z Abelardem, a ty idź z Ernitim. W końcu on pochodzi z gór, to powinien się dobrze orientować w tamtej okolicy. Tak będzie chyba rozsądnie.
Aberald patrzył na nas wzrokiem, który ciskał pioruny, ale nic się nie odezwał.
– To Keal pójdzie z nami – zarządził Erniti. – Przyda się elf władający pogodą, zwłaszcza w górach, gdzie aura zmienia się z godziny na godzinę.
Pomyślałam, że on może też się przydać, gdy Amalda postanowi kogoś zamrozić, ale nie powiedziałam tego na głos. Jeszcze tylko tego by brakowało, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli. To zdecydowanie nie wyglądało jak idealny moment na kolejne zwierzenia.
– Weź też dwóch elfów z obstawy. I nie zgub mojej siostrzyczki tak jak wcześniej Almáriel... – Abelard posłał mu kolejne krzywe spojrzenie, a ja w tej chwili cieszyłam się, że to nie on potrafi ciskać pioruny, bo zapewne Erniti i Aniela już by nie żyli.
– A ty nie zgub mojej – powiedział, wyraźnie mając na myśli Wilhelminę.
Na szczęście Abelard puścił tę uwagę mimo uszu, bo znowu rozpętałaby się istna wojna na słowa. Westchnęłam. A więc zostałam skazana na Abelarda i Wilhelminę. Pocieszałam się, że mogłam trafić gorzej. Przynajmniej nie zostałam jedyną kobietą w grupie, tak jak moja siostra, a z Wilhą wbrew pozorom dało się pogadać na wiele tematów, biorąc pod uwagę tylko poprawkę, że wszystko weźmie na serio.
– Ponownie spotkamy się przy moście Yantaanga – zarządził Abelard. Wyraźnie był obrażony na moją siostrę, choć starał się nie dać po sobie tego poznać. Już w tym momencie chciał udać się w drogę, ale na szczęście Keal wybił mu to z głowy, stwierdzając, że najpierw wypadałoby zwinąć obozowisko i zjeść jakieś śniadanie.
Już po chwili pospiesznie zaczęłam zbierać swoje rzeczy i w międzyczasie starałam się spożyć jakiś posiłek. Kiedy już mi się to niestety udało, nie mogłam dłużej odwlekać rozstania z siostrą. Choć miałam mieć ze sobą Wilhę, Any na pewno nie mogła mi zastąpić. Może nie znałyśmy się zbyt długo, ale już łączyła nas szczególna siostrzana więź i wiedziałam, że tylko jej mogę całkowicie zaufać. Ku swojemu zaskoczeniu, przytuliłam ją na pożegnanie.
– Obiecaj, że nie będziesz robiła niczego głupiego, nie dasz się złapać ani zabić – poprosiłam, czując, jak w gardle wyrasta mi gula.
– Obiecuję – powiedziała. – Ty też bądź grzeczna, siostrzyczko. Nie chcę, aby znowu powtórzyła się ta historia z oddziałem króla. Masz się nie narażać, zrozumiałaś? – zapytała, patrząc mi uważnie w oczy.
Skinęłam głową, odwracając się. Wiedziałam, że teraz, skoro mam kogoś, komu na mnie zależy, nie zrobię nic, co mogłoby doprowadzić do tego, że już się nie zobaczymy. No i bałam się, że jeszcze chwila i wybuchnę płaczem. Przecież nie rozstawałyśmy się na całe lata; tydzień, może trochę dłużej i znowu się zobaczymy. A mimo to i tak mi będzie jej brakowało.
Szybko wsiadłam na konia i ruszyłam za oddalającym się Abelardem i Wilhą oraz Szealtielem i Tautomirem. Bałam się odwrócić i spojrzeć na siostrę z obawy, że jednak zmienię zdanie i nigdzie nie pojadę. Uparcie więc patrzyłam przed siebie, zastanawiając się, po co to wszystko. Najpierw zostawiłam moją przybraną rodzinę, a teraz rozstałam się jeszcze z Aną i nie mam pojęcia, kiedy znowu ją zobaczę. A w zamian co dostałam? Wpakowanie się w środek wojny, sporo elfów, którym nie wiedziałam, czy mogę ufać i dziwną wyprawę po dziwne medaliony. Z mojego punkt widzenia, była to słaba wymiana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro