Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Angela Grodecka

Zawsze wiedziałam, że moi bracia byli zwariowani, ale tym razem przeszli samych siebie. Spałam sobie w najlepsze, ba, nawet pewnie miałam jakiś ciekawy sen, kiedy wbiegli z krzykiem do mojego pokoju i rzucili się na łóżko. Zaczęli po nim skakać, nie patrząc na to, że właśnie na nim śpię. Zapewne bym spadła, gdyby nie to, że w ostatniej chwili złapałam się ramy łóżka i zaparłam nogami.

Półprzytomnie zerknęłam na zegarek, który uparcie pokazywał godzinę szóstą pięć, a dopiero potem skupiłam się na Jasiu i Jędrku, starając się ustalić, co tu właściwie się wyprawiało. Zresztą oni nie powinni o tej godzinie jeszcze spać?

– Angela! Wstawaj, wstawaj, wstawaj!

Krzyk Jasia uświadomił mnie, że raczej nie mam zwidów. Byli jak najbardziej realni i zdecydowanie nie spali. Niezbyt podobały mi się ich krzyki, ale na razie byłam zbyt nieprzytomna, aby cokolwiek z tym zrobić.

– Co się stało? – zapytałam, przecierając oczy i tłumiąc ziewnięcie. A zostałoby mi jeszcze piętnaście minut do budzika... Taka bolesna strata...

Zrobiłam to najwyraźniej w samą porę, bo ręka Jędrka, która podejrzanie zbliżała się do mojego ramienia, zastygła w połowie drogi. Czy on naprawdę chciał mną potrząsnąć?

– Ale jesteś pewna, że nie śpisz? – upewnił się jeszcze Jaś.

– Nie, zdecydowanie już nie śpię – odparłam, walcząc z pragnieniem nakrycia się kołdrą razem z głową. Może wtedy by odpuścili... Chociaż znając ich, równie dobrze mogłoby to przynieść odwrotny efekt.

Bliźniacy jakby tylko na to czekali. Myślałam, że już głośniejsi dzisiaj nie mogli być, ale okazało się, że się myliłam. Jednocześnie zaczęli krzyczeć "sto lat" tuż nad moim uchem.

Jeden przez drugiego zaczęli mi składać życzenia, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. Wiedziałam, dlaczego robią z tego takie wielki święto. Miałam urodziny dwudziestego dziewiątego lutego, a co za tym szło, teoretycznie skończyłam dopiero cztery lata. Praktycznie szesnaście. Nic dziwnego, że tak się cieszyli; przy następnych będą już w połowie podstawówki.

Chłopcy tymczasem jednocześnie postanowili wręczyć mi laurki i oczywiście nie obyło się bez drobnych sprzeczek, który to zrobił lepszą.

– Obie są śliczne – wtrąciłam się, zanim kłótnia zdążyła przerodzić się w coś poważniejszego. – Dziękuję wam! – Przytuliłam obu, starając się, by laurki przy tym nie ucierpiały.

W tym momencie zadzwonił budzik, a wszyscy troje aż podskoczyliśmy na łóżku. Musiałam mieć przekomiczną minę, bo Andrzej zaczął chichotać, a Jaś mu zaraz zawtórował. Pokazałam im język. Zamiast przestać, śmiali się jeszcze bardziej. Małe rozrabiaki.

Nie chciałam im przerywać zabawy, ale niestety musiałam się zbierać do szkoły, a oni do przedszkola i nawet moje urodziny nie mogły tego zmienić. Kiedy powiedziałam o tym bliźniakom, jęknęli z zawodem, ale posłusznie wyszli i dali mi się zebrać do szkoły.

Już po kilku minutach zbiegłam na dół na śniadanie. Co ciekawe, chłopców nigdzie nie było, a w kuchni stała tylko mama i miała nad wyraz poważną minę. Zerknęłam na nią zaskoczona, ale nie zdążyłam jej zapytać, o co chodzi, bo odezwała się pierwsza.

– Poczekaj chwilę. Chcemy ci coś z ojcem powiedzieć.

Po chwili tata wszedł do kuchni. Stanął za mamą i objął ją ramieniem, jakby chciał dodać jej otuchy i sił. Na życzenia urodzinowe raczej się nie zanosiło, byli zbyt poważni. Zaczęłam się zastanawiać, co takiego mogło się stać. Raczej nic związanego z moją szkołą; ostatnio byłam nawet w miarę miła dla Anieli i nie powinnam wylecieć... Więc co? Mieliśmy już takie długi, że trzeba było sprzedać dom...? Nie, oby nie...

– Musimy ci coś powiedzieć – powiedział tym razem tata.

– Powtarzajcie się. Miejmy to już za sobą, dobrze? – odparłam znużonym tonem. Zdecydowanie nie podobały mi się ich miny, ale wolałam już usłyszeć, co mają do powiedzenia i mieć to z głowy. Jeśli się nie pospieszą, to ja spóźnię się do szkoły, a ojciec do pracy, a przecież tak nie lubi spóźnialstwa...

Rodzice porozumieli się wzrokiem, a mama powiedziała:

– Wspólnie uznaliśmy, że szesnaste urodziny to odpowiedni wiek byś poznała prawdę...

Już w tym momencie zapaliła mi się w głowie kolejna czerwona lampka. Jaką znowu prawdę?

– Nie wiemy, jak ci to powiedzieć, ale... – tata zawahał się i znowu zerknął na swoją małżonkę. Ta posłała mu ponaglające spojrzenie. – Nie jesteśmy twoimi biologicznymi rodzicami – dokończył.

Dosłownie zamurowało mnie. Spodziewałam się wszystkiego, ale na pewno nie tego... Choć zaraz, mimo szoku, wszystko w głowie zaczęło mi się układać. Przecież ja nawet z wyglądu nie byłam do nich podobna, a co dopiero mówić o charakterze! Już wiedziałam, dlaczego nie kochali mnie tak jak moich braci. Wróć, Jan i Andrzej nie byli wcale moim braćmi. Całe życie mnie okłamywali...

– Angelo? – Nina Grodecka zerknęła na mnie z niepokojem. Nie potrafiłam teraz nazwać jej matką. Nawet w myślach.

Pierwszy szok zaczęła zastępować powoli ogarniająca mnie złość. Musieli czekać tyle lat z tymi rewelacjami? Przecież gdybym wiedziała, nie obwiniałabym się aż tak, że nie umiem być idealną córką podobną do swoich rodziców. Wszystko stałoby się prostsze. Zmarszczyłam gniewnie brwi.

– Zostawcie mnie samą! – powiedziałam, głośniej niż planowałam i zaczęłam iść gniewnym krokiem w stronę schodów. Po co to tak długo ukrywali? – zastanawiałam się. Ale czy jeśli powiedzieliby mi wcześniej, to bym zrozumiała i nie była zła? Nie potrafiłam ocenić...

– Angelo, musisz iść już do szkoły, bo się spóźnisz – powiedział spokojnie mój "niby ojciec".

– Nigdzie nie idę! – krzyknęłam po raz kolejny, nawet nie myśląc, że zwrócę tym samym uwagę bliźniaków. Czy on nawet w takiej chwili myślał tylko o punktualności? Nie obchodziło go, że właśnie w pewnym sensie zawalił mi się świat? Na pewno nie dałabym rady wysiedzieć w szkole. Chciałam tylko ukryć się w pokoju i nigdy nie musieć wychodzić, szczególnie że hamowane do tej pory łzy, zaczęły mi spływać po policzkach.

Już miałam wbiec po schodach, kiedy świat wokół mnie zawirował. Pociemniało mi przed oczami i poczułam, że tracę równowagę. Chciałam krzyknąć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.

Stopniowo z ciemności zaczęły wyłaniać się dziwne kolorowe kształty, które za chwilę zamieniły się w obrazy. Byłam jednocześnie przerażona i zdezorientowana, bo nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje.

Dopiero po chwili zauważyłam, że leżę na śniegu, ale gdy próbowałam go dotknąć, nie poczułam nic. Zerwałam się na nogi i wtedy dostrzegłam, że cała okolica spowita była białym puchem.

Wyszłam na zewnątrz? Ale kiedy...? I jak? Szłam przecież na schody...

Zrobiłam dwa kroki i zauważyłam, że nie zostawiam śladów. Jakbym wcale nie należała do tego świata.

Nagle w moim umyśle pojawiła się myśl, że może nie żyję. Miałam ochotę się roześmiać, to zdecydowanie plasowałoby te urodziny na zaszczytnym miejscu najgorszych w życiu, ale tylko stałam jak sparaliżowana. Okolica sprawiała ponure wrażenie i nawet zachodzące słońce nie czyniło jej ani trochę weselszej. Jeśli tak miało wyglądać niebo, to zdecydowanie podziękuję.

Wtem zauważyłam, że nie byłam tu sama. Jakaś postać ubrana w szaro-bury płaszcz do ziemi, przeszła obok mnie, nie zwracając na mnie wcale uwagi.

– Poczekaj! – krzyknęłam i ruszyłam za nią biegiem.

Teraz zauważyłam, że była to kobieta, ale zdecydowanie najdziwniejsza, jaką widziałam w życiu. Spod kaptura wymykały się jej srebrzyste włosy, a oczy, którymi uważnie obserwowała okolicę, były fioletowe.

Ponownie krzyknęłam, ale kobieta nie zareagowała. Jakby specjalnie mnie ignorowała. Albo jakbym wcale nie istniała... Nie wiedziałam czemu, ale ta druga myśl zmroziła mnie bardziej niż ta o potencjalnej śmierci.

Tajemnicza postać szła w kierunku jakiegoś budynku. Dopiero go dostrzegłam, tak samo jak to, że kobieta tuliła do siebie małe zawiniątko. Z zaskoczeniem zauważyłam, że było to kilkumiesięczne dziecko.

Kobieta położyła je przed drzwiami gmachu, a potem pocałowała niemowlę w czoło i odeszła. Chciałam za nią krzyczeć, ale z mojego gardła ponownie nie wydobył się żaden dźwięk. Przecież to dziecko tu zamarznie! Po chwili niemowlę, jakby na potwierdzenie moich myśli, zaczęło płakać z zimna.

Podeszłam do niego, chciałam je przytulić, ogrzać, zrobić cokolwiek, ale na jego szyi zauważyłam medalion w kształcie księżyca. Odruchowo dotknęłam swojego – takiego samego jak dziecka i nagle wszystko zrozumiałam. To byłam ja.

Wtedy zapaliło się światło, a ja odskoczyłam od malutkiej siebie jak oparzona. Drzwi budynku uchyliły się, a ja przeczytałam tabliczkę nad nimi, która głosiła, że był to dom dziecka.

Świat przed moimi oczami znowu zawirował. Z czerni wyłonił się kolejny obraz. Był to jakiś schludnie urządzony gabinet. Przed biurkiem siedziała idealnie uczesana kobieta ubrana w bladoróżowy żakiet i spódnice tego samego koloru. Po drugiej stronie znajdowała się jakaś para. Mężczyzna właśnie składał podpis pod jakimś dokumentem.

– Wincenty Antoni Grodecki – przeczytałam cicho i momentalnie cofnęłam się kilka kroków. To byli moi przybrani rodzice tylko o dobrych parę lat młodsi.

– Procedura adopcyjna jest już prawie zakończona – odezwała się kobieta w bladoróżowym żakiecie.

– Świetnie. Od dłuższego czasu staraliśmy się z żoną o dziecko. Pokochamy je jak swoje – rzekł z przekonaniem mój przyszły ojciec.

Nigdy się z tego oświadczenia nie wywiązali – pomyślałam, a momentalnie świat znowu zaczął wirować.

Pierwsze, co zobaczyłam, gdy otworzyłam oczy, to zatroskane miny moich przybranych rodziców.

– Jak się czujesz? – spytała matka. – Zemdlałaś. Może faktycznie dziś zostań w domu. To musiał być dla ciebie szok...

Nie słuchałam, co mówiła dalej. Myślami wracałam do tego, co przed chwilą zobaczyłam. To był tylko wytwór mojej wyobraźni, czy działo się naprawdę? Z jednej strony nie miałam prawa pamiętać tamtych wydarzeń, więc co to było? Za realne jak na sen, za nieprawdopodobne jak na rzeczywistość, a jednak coś widziałam. Tylko czy naprawdę znalazłam się w taki sposób w domu dziecka? Czy to było odbicie moich wspomnień? Ale to i tak nie miało sensu. Przy drugiej scenie nie byłam obecna. To musiała być wyobraźnia z domieszką szoku.

Na wszelki wypadek stwierdziłam, że nie będę pytać moich przybranych rodziców, czy wiedzą, w jaki sposób znalazłam się w sierocińcu. Uciekłam na górę i zamknęłam się w pokoju. Jedyne czego potrzebowałam, to święty spokój.

Moje życzenie się prawie spełniło. Oprócz Jasia, który przez jakiś czas starał się do mnie dostukać, nikt mnie nie niepokoił aż do późnego popołudnia. Nie otworzyłam mu drzwi. Jak niby miałabym mu wytłumaczyć, dlaczego byłam smutna? "Słuchaj, to wszystko przez to, że tak naprawdę nie jestem twoją siostrą?" On miał tylko pięć lat, nie zrozumiałby. Ale czy w takim razie ja bym zrozumiała, gdybym w jego wieku poznała prawdę??

Powoli zaczęło do mnie docierać, dlaczego rodzice nie powiedzieli mi nic wcześniej. Bali się mi powiedzieć, tak samo jak ja bałam się powiedzieć bliźniakom.

Gdy po południu chłopcy poszli ze swoją mamą do sklepu, a ich ojciec był w pracy, rozległ się dzwonek do drzwi. Nie miałam wyjścia, musiałam wstać i pójść otworzyć. Niechętnie wyszłam z łóżka i powoli ruszyłam do drzwi. Robiłam wszystko, aby osoba, która tu przyszła, pomyślała, że nikogo nie ma i sobie poszła. Jednak kiedy już doszłam do wejścia, dzwonek rozległ się ponownie. Niechętnie otworzyłam drzwi. Moje zdziwienie nie miało granic, gdy zobaczyłam Anielę.

– Dlaczego nie było cię w szkole? – zapytała. – Wiesz jakie dziwne rzeczy mi się dziś przydarzyły? – kontynuowała, nie czekając na moją odpowiedź. – Muszę ci koniecznie wszystko opowiedzieć. – Była wyraźnie rozemocjonowana.

Nie miałam siły dziś z nią rozmawiać. Nawet kiedy zostałam w domu, ona nagle się pojawia i zawracała mi głowę. Skąd tak właściwie miała mój adres?

– Miałam dziś wystarczająco swoich dziwnych wydarzeń. Źle się czuje, zemdlałam dzisiaj. Idę odpocząć – powiedziałam niezbyt uprzejmym tonem. Część złości na rodziców mimowolnie przeniosłam na nią.

Aniela chciała coś odpowiedzieć, ale nie dałam jej ku temu okazji. Trzasnęłam drzwiami i z ulgą usiadłam na podłodze. Czy ten dzień mógłby już się skończyć?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro