Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Aniela Dejunowicz by KaLTEANLAGEN

Niechętnie otworzyłam oczy i przez chwilę wpatrywałam się z zaniepokojeniem w sufit, nim zrozumiałam, gdzie dokładnie się znajduję. Nietypowe cytaty namalowane tuż nad moją głową, typu "Nie ma brzydkich kobiet, tylko wódki czasem brak." albo "Pomyśl, że jesteś starą skarpetą. Wtedy musisz się odprężyć." jasno dawały do zrozumienia, że obudziłam się na kanapie w pokoju mojego brata.

Zerwałam się szybko z posłania i rozejrzałam po pokoju. Albert miał specyficzny gust; zupełnie inny niż ja. Dla mnie nieważne było, czy wszystkie meble są w jednym stylu, aby tylko ich kolorem przewodnim był jakiś odcień niebieskiego. A co do dodatków, podobało mi się wszystko. Dlatego u mnie wisiało mnóstwo najróżniejszych zdjęć, plakatów i cytatów.

Za to u Alberta wszystko było na jedną miarę. I w dodatku bezosobowe. Każdy jego mebel wyglądał na stary. Zawsze musiał mieć jakiś rzeźbione element. Czy to nóżki od podwójnego łoża, czy biurko, albo raczej sekretarzyk – taki jaki teraz można znaleźć tylko w muzeach. Jedynymi odstępstwami od normy były właśnie przedziwne cytaty, które sama mu namalowałam nad kanapą w stylu średniowiecznym oraz wielki ekran wiszący naprzeciwko niej.

Przeciągnęłam się i ziewnęłam, próbując sobie przypomnieć, jakim właściwie cudem się tu znalazłam. Mój wzrok padł na mojego smacznie śpiącego w przedziwnej pozycji brata i nagle zrozumiałam.

Przecież Albert dopiero wczoraj wrócił z kawalerki. W sumie trochę dziwnie, że dopiero w niedzielę wieczorem, ale nie śmiałam narzekać. Tak się ucieszyłam z jego przyjazdu, że nie patrząc na to, iż mam dziś iść rano do szkoły, zgodziłam się na wspólny wieczór kinowy.

Zapewne jak zawsze do późna oglądaliśmy horrory i kiedy w końcu usnęłam, mojemu bratu nie chciało się mnie przenosić do mojej komnaty, więc zostawił mnie tu, a sam położył się w swoim łóżku. Niby fajnie, ale teraz na własnym ciele czułam efekty nocy przespanej na twardej kanapie. Niemiłe uczucie.

Na dodatek nie nastawiłam wczoraj budzika, więc na pewno zaspałam – uświadomiłam sobie nagle. Czym prędzej popędziłam więc do siebie, zgarnęłam byle jakie ciuchy i ruszyłam pod prysznic.

To właśnie jeden z plusów bycia bogatym; masz własną łazienkę i zawsze jest tylko do twojej dyspozycji – pomyślałam.

Weszłam szybko pod prysznic i odkręciłam wodę. Gorące krople rytmicznie bębniły o moją skórę, rozgrzewając ją do czerwoności. Szybko się umyłam i sięgnęłam po ręcznik. Gdy chciałam się nim owinąć, zauważyłam, że woda mnie pokrywająca zamieniła się w lód. Stwierdziłam, że to nieco dziwne, ponieważ w łazience wcale nie jest aż tak zimno, żeby gorąca woda zaraz zmieniła stan skupienia, ale nie zamierzałam się nad tym dłużej zastanawiać, żeby jeszcze bardziej się nie spóźnić.

Strzepnęłam z siebie lód i szybko się ubrałam, po czym podeszłam do lustra, aby zrobić szybki makijaż. Niestety, było ono zaparowane, więc wyciągnęłam przed siebie dłoń i je przetarłam.

Ale lustro pokryło się szronem. Spojrzałam ze zdziwieniem na swoją rękę, ale wydała mi się taka jak zawsze. Nie rozumiałam, skąd tu się nagle lodowy osad. Stwierdziłam, że coraz dziwniejsze rzeczy się tu dzieją, więc szybko umknęłam z pomieszczenia, jednocześnie przeklinając w myślach osobę, która wymyśliła, że do szkoły trzeba chodzić tak wcześnie.

Przecież budzenie ludzi o siódmej, czyli w środku nocy, było niezdrowe. Przez to ludzie mieli jakieś zwidy jak ja przed chwilą. Poza tym cały dzień w szkole czy pracy byli zaspani i nie potrafili skupić się na nauce. Ponoć z samego rana umysł jest najbardziej chłonny. Może i jest, o ile człowiek zamiast myśleć o materiale omawianym na lekcji, nie myśli o tym, jak by tu zasnąć, żeby nauczyciel nie zauważył. Ale nie, jakiś minister czy ktoś sobie tak wymyślił i teraz my musimy przez to cierpieć.

Przerwałam swoje rozmyślania i czym prędzej chwyciłam kilka podręczników i moje ukochane pióro, wcisnęłam je do swojej torby, a potem umknęłam do szkoły.

* * *

Poniedziałek – ulubiony dzień tygodnia wszystkich uczniów. Weszłam do klasy z numerem sto dwadzieścia trzy i już miałam usiąść na swoim miejscu, kiedy dopadła mnie Iwona. Nie to, że jej nie lubiłam, czy coś, ale odkąd dałam pokaz swoich umiejętności na angielskim i niemieckim – co było samo w sobie dziwne, bo do tej pory nawet nie podejrzewałam, że i w tych językach potrafię tak swobodnie mówić – cały czas chodziła za mną jak piesek za swoim panem. Tym samym nie dawała mi spokoju.

Tak, wiedziałam, o co jej chodziło – myślała, że jak będzie mi narzucała swoje towarzystwo, to w końcu ją polubię, co za tym idzie, przesiądę się do niej i będzie mogła ode mnie ściągać. Co to, to nie, już wolałam siedzieć sama w pierwszej ławce!

– Hej, Aniela, jak ci minął wieczór? – zapytała i jednocześnie mnie przytuliła.

Spojrzałam na nią rozeźlona.

– Czy mogłabyś być tak łaskawa i zapamiętać sobie raz na zawsze, że masz mnie nie przytulać? Tyle razy już ci o tym mówiłam, może w końcu byś to sobie przyswoiła, co?

– Moja droga, a co ty taka lodowata, co? – zapytała, jak gdyby to co powiedziałam, wcale jej nie obeszło.

– Ja? Lodowata? Jak ty coś powiesz... – Machnęłam ręką i odwróciłam się na pięcie. Na takich ludzi nie ma rady. Co bym nie robiła i tak nie widzą tego, że nie chcę się z nimi zadawać.

Przewróciłam oczami i usiadłam na swoje miejsce. Na szczęście zadzwonił dzwonek, więc Iwona nie miała szansy pociągnąć dalej tematu. I całe szczęście. Nie miałam na to najmniejszej ochoty.

Wszedł profesor i zaczął nowy temat – wektory. Nie cierpiałam tego działu, więc nie miałam wyrzutów sumienia, kiedy moje myśli odpłynęły w całkiem inną stronę.

Przypomniałam sobie te dziwne kawałki lodu, które osiadły na mojej skórze tuż po kąpieli. Próbowałam ogarnąć, jakim cudem to się w ogóle wydarzyło, ale moja kreatywność chyba nie sięgała aż tak daleko. Stwierdziłam więc po prostu, że to mój starszy braciszek znowu wykręcił mi jakiegoś psikusa. Pewnie dolał mi do wody jakiegoś specyfiku, dzięki któremu tuż po zakręceniu kranu, ciecz zmieniła swoje właściwości i udawała, że jest ciałem stałym.

Okay, tym razem udam, że nic nie zauważyłam – postanowiłam. Może mu się w końcu znudzi robienie mi tych żartów. Zresztą nie rozumiałam, dlaczego musiał mi ciągle udowadniać, że jest ode mnie mądrzejszy – przecież to jasne, że nigdy nie będę tak dobra z fizyki jak on – nie trzeba mi o tym przypominać na każdym kroku. Wystarczy, że wygrywał wszystkie te swoje konkursy i konkursiki.

Poza tym ja wcale mu ciągle nie wypominałam, że jestem od niego w czymś lepsza. Dlaczego więc on ciągle musiał mi to robić? Zupełnie nie rozumiałam dziada.

Dobra, nie, tak nie mogło być. Musiałam z nim o tym pogadać i kazać mu się w końcu ogarnąć. Miałam powoli już dość jego zachowania.

Dlatego, gdy tylko zadzwonił dzwonek, od razu wybrałam do niego numer. Nie mogłam pozwolić, żeby moja złość na niego opadła, bo wtedy na pewno nie zrozumie powagi sytuacji, w jakiej się znalazłam i tego, jak bardzo mnie wkurza jego sposób prowadzenia się.

Po dwóch sygnałach usłyszałam jego zaspany głos.

– Co jest, siostra? – zapytał. Słychać było, że dopiero się obudził i nie ogarniał jeszcze rzeczywistości, ale nie zamierzałam mu odpuścić.

– Czy mógłbyś w końcu przestać się nade mną znęcać? – Mój głos był szorstki niczym papier ścierny o największych ziarnach. Nikomu nie życzyłabym wysłuchiwać takiego tonu głosu tuż po obudzeniu, zwłaszcza jeśli miało się za sobą zarwaną noc, ale w tym wypadku miałam tak dość, że nie liczyłam się z tym, jak mój brat mógłby to odebrać.

– Ale o co ci chodzi? – zapytał zdziwiony. Przez słuchawkę słyszałam, jak tłumił ziewanie.

Cóż, zaraz tak dam mu w kość, że natychmiast się obudzi.

– Ja wiem, że jesteś ode mnie lepszy, ale nie musisz mi tego na każdym kroku udowadniać – warknęłam. – Poza tym, wiele razy mówiłam ci, żebyś nie robił mi głupich psikusów! Mógłbyś z tym wreszcie skończyć, nie jesteśmy już w końcu małymi dziećmi! – Ledwo powstrzymywałam się od podniesienia głosu. – Nie życzę sobie, abyś podczas mojej nieobecności i bez mojego pozwolenia wchodził do moich apartamentów, zrozumiano? – zapytałam surowym głosem.

– Tak, ale... – już zaczął mówić, ale na jego nieszczęście, a może raczej szczęście, biorąc pod uwagę, że w tym momencie mogłabym go zmiażdżyć samymi słowami, zadzwonił dzwonek i musiałam się rozłączyć.

– Policzymy się w domu – warknęłam jeszcze do rozłączonego już telefonu i poszłam na kolejne zajęcia.

W sumie wiedziałam, że w domu i tak z nim o tym nie pogadam, bo po pierwsze, jego już nie będzie, a po drugie, moja nagle rozbudzona złość całkowicie opadnie, ale teraz choć przez chwilę próbowałam o tym nie myśleć i napawać się moim małym zwycięstwem.

W końcu do sali weszła nauczycielka, a ja postanowiłam nie zawracać sobie tym już głowy, ponieważ nic dobrego by z tego nie wynikło. Teraz był czas na naukę o fenoloftaleinie i na tym zamierzałam się skupić.

I w sumie na zamierzeniu tylko się skończyło, nagle bowiem okazało się, że moja opiekunka była nieobecna. To nietypowe zachowanie jak na nią, zwłaszcza że odkąd się tu znajdowałam, miała obecność na każdej lekcji. No i ponoć posiadała stuprocentową frekwencję, więc tak bez przyczyny raczej nie opuściłaby zajęć. Stwierdziłam, że to niepokojące, ale na razie nie zamierzałam ingerować w jej własne sprawy. Za to zamyśliłam się na temat samej dziewczyny.

Była osobą, która podzielała moje zainteresowania, a to wcale nie takie łatwe, jako że ja sama miałam ich tyle, że nie potrafiłam rozwijać się w każdym kierunku, który mnie ciekawił.

Dobra, może nie wszystkie podzielała. Przede wszystkim bardzo lubiła pływać i nawet dobrze jej to wychodziło, z tego co widziałam na jednym z wf-ów, i prawie wcale nie znała się na teatrze.

Ale tak samo jak ja uwielbiała czytać, a to już był plus. W końcu w dzisiejszych czasach takich osób to ze świecą szukać, zwłaszcza jeśli chodziło o młodzież w naszym wieku. No i całkiem nieźle się uczyła.

Co prawda była dobra z całkiem innych przedmiotów niż ja, ale to w sumie dobrze. Jak to ktoś kiedyś powiedział, wtedy można się podzielić. Ja pomogłabym jej na przykład w językach, a ona mi chociażby z historii i polskiego. Chociaż biorąc pod uwagę, że w sumie ze wszystkiego ma dobre oceny, to raczej nikt by nie uwierzył, że i ona ma coś z naszej przyjaźni.

Dlatego wiedziałam, że nawet jeśli chciałabym się z nią bliżej zakumplować, to byłoby niemożliwe, bo zaraz znalazłby się ktoś, kto stwierdziłby, że ona robi za mnie prace domowe, a ja jej dodatkowo za nie płacę.

Nie chciałam dopuścić do czegoś takiego, więc nawet teraz nie zapytałam nikogo, czy nie wie, czemu Angeli nie ma w szkole.

Poza tym nikt by mi nie uwierzył w moje bezinteresowne zaciekawienie, ponieważ już na pierwszy rzut oka widać było wszystkie różnice, jakie nas dzieliły. Jestem z tych bogatych, a ona z tych mądrych, co widać chociażby po sposobie ubierania się czy wysławianiu.

Westchnęłam zirytowana. I tak właśnie coś, co kiedyś mogłoby przemienić się w przyjaźń, zmarło śmiercią naturalną, ponieważ ja bałam się, co pomyślą o tym inni. Normalka.

Jednak pod koniec lekcji jedna z nauczycielek sama wyraziła obawę co do nieobecności swojej ulubionej uczennicy i sama z siebie zapytała, czy nie mogłabym jej zanieść lekcji. No skoro nauczycielka mi kazała... Z ociąganiem, ale jednak się zgodziłam. Co z tego, że w duchu nawet się cieszyłam z tej "kary"? Nikt nie musiał o tym wiedzieć.

Wychodząc ze szkoły, usłyszałam nietypowy język. Obejrzałam się za siebie i stwierdziłam, że to jacyś muzułmanie, przechodzący akurat koło naszej szkoły Jak zwykle były to kobiety z gromadką dzieci zamotane od stóp do głów. W sumie ich ubiór aż tak bardzo nie rzucał się w oczy zimą, ponieważ wtedy wszyscy marźli. Jedynie ich spódnice do kostek były raczej niecodziennym widokiem oraz dziwnie zamocowane chusty, spod których nie miał prawa wystawać ani jeden włos.

Za to latem ich nietypowy wygląd zawsze rzucał się w oczy. I nic dziwnego, w końcu trudno w Europie Środkowej zobaczyć kogoś ubranego zazwyczaj na czarno i jednocześnie okrytego od stóp do głów materiałem. A to wszystko w trzydziestostopniowym upale.

Kolejną rzeczą, która wyróżniała muzułmanki, była właśnie ta gromadka kilku dzieci, które często się koło nich kręciły. W sumie chyba nigdy nie spotkałam jakiejś samotnej kobiety tego wyznania. Zawsze miała koło siebie jakiegoś faceta, męża albo brata czy ojca, albo właśnie swoje dzieci. Ciekawe.

Szłam sobie spokojnie za nimi, rozchlapując niektóre kałuże, które jeszcze dziś rano były śmiertelnie niebezpieczną ślizgawką, kiedy nagle zorientowałam się, że ja rozumiem, o czym one mówią. Ba, ja nawet słyszałam różnice w sposobie wymawiania poszczególnych słów. Widocznie jedna z nich sepleniła, dlatego jej mowa wydawała mi się trudniejsza do zrozumienia.

Nieufnie podniosłam na nie wzrok, niepewna, co takiego się stało, że raptownie nauczyłam się nieznanego mi języka. Było to tym bardziej niepokojące, że ja nawet do końca nie wiedziałam, po jakiemu one mówiły. Oszołomiona przystanęłam i rozejrzałam się dookoła, pewna, że znowu padłam ofiarą żartu mojego brata. Niestety, w pobliżu zauważyłam tylko Irka i fioletowowłosego Gabiego oraz tego parszywego nauczyciela biologii. Lepiej trafić to już normalnie nie mogłam.

– A co ty tak stoisz, co? – zapytał mnie nauczyciel. – Zmykaj szybko do domu i ucz mi się grać na ślepo.* Wtedy na pewno przerazisz swojego przeciwnika i wygrasz.

Obdarzyłam go niechętnym spojrzeniem. Co za głupiec. Nie chciałam już mieć nic więcej wspólnego z szachami i to wszystko tylko przez niego. Byłabym szczęśliwa, gdyby nagle poślizgnął się na tym lodzie, co był tu jeszcze rano i złamał sobie nogę. Wtedy nie musiałabym go oglądać przez co najmniej miesiąc, a z moim szczęściem to po tym czasie by mnie i tak wyrzucono, więc dzięki temu nigdy więcej bym go nie widziała.

Nieoczekiwanie to właśnie się zdarzyło. Gościu poślizgnął się na oblodzonym chodniku i miał bliskie spotkanie z podłożem. Chyba jednak niestety nic mu się nie stało. Ale chyba ci dwaj, co szli za nami, stwierdzili, że to wszystko moja wina, bo ich wzrok był ni to zdziwiony, ni to niedowierzający. A żebyście wiedzieli, że chciałabym mieć z tym coś wspólnego.

Gdy tylko otrząsnęłam się z chwilowego odrętwienia, czym prędzej pognałam do Angeli. Miałam już dość dziwnych wypadków na dziś.

Zresztą, ona i tak mi pewnie w to wszystko nie uwierzy – pomyślałam, ale nie zamierzałam odpuścić. Poza tym i tak musiałam jej zanieść te lekcje.


* Gra "na ślepo", szachy "na ślepo" – rozgrywanie partii szachowej bez patrzenia na szachownicę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro