Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Amalda Aniela Lirryns by KaLTEANLAGEN

Siedziałam przy stole, gapiąc się w niego i owoce na nim leżące. Ledwie co wstałam, a już miałam ochotę iść spać. Jednak wiedziałam, że jak tylko wrócę do łóżka, to od razu zasnę i nie wstanę przez kilka kolejnych godzin, nawet gdyby mnie wyciągali siłą. Stwierdziłam więc, że praktyczniej będzie przeczekać te pół godziny do mojego treningu, próbując nie usnąć.

Jednak mimo tego, że siedziałam w pionie, moje powieki wciąż opadały, a głowa była tak ciężka, że ledwie ją utrzymywałam ponad stołem. Wszystkie te ćwiczenia fizyczne, które wykonywałam dzień w dzień po kilka godzin, sprawiły, że nie miałam w tym momencie siły na nic. To idealnie pokazywało, jak nietrafionym pomysłem były, zwłaszcza dla osoby o tak słabej kondycji jak ja.

Mijały kolejne minuty, a ja w końcu nie mogłam się oprzeć pokusie i położyłam głowę na ramieniu, przymknąwszy lekko powieki. Wtedy usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Uniosłam więc lekko swoją kamienną łepetynę i spojrzałam na przybysza, będąc pewna, że zobaczę któregoś z moich nauczycieli.

Moim oczom ukazałam się ja sama. Dlatego też straciłam całkowicie zainteresowanie postacią stojącą przede mną i powróciłam do przerwanej czynności. Już ponownie zapadałam w sen, kiedy coś kazało mi jeszcze raz spojrzeć na wejście do kuchni.

Zmarszczyłam brwi, widząc, że moje włos są bardziej roztrzepane niż zazwyczaj i jakby takie... nieproste. Stwierdziwszy, że to nieco dziwne, uniosłam dłoń, aby trochę je przeczesać palcami i ułożyć w jakąś satysfakcjonującą fryzurę.

Jednak moja ręka, zamiast na kołtun we włosach, natrafiła na eleganckiego koka, którego to zrobiłam sobie tuż po wstaniu z łóżka.

Zmarszczyłam zdezorientowana brwi i jeszcze raz zerknęłam na, jak mi się wydawało, swoje odbicie. Wciąż tam widziałam, że mam rozpuszczone włosy. Nie mogąc w to uwierzyć, przetarłam powieki i ponownie spojrzałam przed siebie.

Dopiero gdy całkiem otworzyłam oczy, zrozumiałam, jaki popełniłam błąd w rozumowaniu. Przecież osoba, która właśnie weszła to wcale nie ja, tylko moja siostra! A że jesteśmy bliźniaczkami, to gdy byłam taka nieprzytomna, to zaczęło mi się wydawać, że to ja sama. Widocznie będę musiała się przyzwyczaić do tego, że jeszcze nie raz patrząc na Angelę, będę widziała jakąś wersję mnie.

Zaśmiałam się z własnej głupoty. Śmiałam się tak bardzo, że spadłam z krzesła i nabiłam sobie siniaka na udzie, przy okazji jeszcze się rozbudziłam.

Angela zaskoczona usiadła koło mnie i pomogła mi z powrotem usiąść.

– A tobie co odbiło? – zapytała zdezorientowana.

– A no nic – powiedziałam, wciąż trochę chichocząc. – Wyobraź sobie, siedzę, trzeźwa jak świnia i nagle widzę, że wchodzę do kuchni. Wiesz, jaka ja zdezorientowana byłam, jak zobaczyłam, że mam roztrzepane włosy, a wiedziałam, że mam koka na głowie?

Znowu zaczęłam podśmiewać się pod nosem z własnej głupoty, a Angela tylko patrzyła na mnie z krzywym uśmiechem.

– A ty niby skąd wiesz, że ta świnia trzeźwa była? – zapytała w końcu, co znowu wywołało u mnie niekontrolowany wybuch radości.

– A poiłaś kiedyś wódkę świnią? – palnęłam, na co i Angela zawtórowała mi śmiechem.

W myślach jeszcze raz przetworzyłam, to co powiedziałam i sama też zachichotałam.

– Nie – zaprzeczyła gwałtownie, wciąż podśmiewając się pod nosem. – Ale możemy spróbować napoić wódką świnię – zaproponowała.

– Może lepiej nie, bo to może się źle skończyć. Nie wiadomo jak te dwa obiekty na siebie oddziałują i jakie reakcje między nimi mogą zajść. A co jak wybuchnie jak jakaś bomba atomowa? – zapytałam, kiwając się na krześle w przód i w tył. Pierwszy raz tak dobrze się bawiłam, odkąd przybyłam do tego świata.

– To by było zabawne. Zabici przez wybuch świni. – Angela zachichotała znowu, więc stwierdziłam, że chyba podzielała moje dobre samopoczucie.

Cieszyłam się, że moja siostra to osoba, która nie tyle rozumie moje poczucie humoru, ale i sama potrafi przyłączyć się do moich żartów i razem możemy się z nich śmiać. To bardzo miłe, że istnieje ktoś, kto zawsze mnie zrozumie.

– A wy co takie rozbawione? – zapytała z uśmiechem Wilhelmina, dołączając do nas w kuchni.

– A nic. – Wzruszyłam ramionami. – Szaleju się najadłyśmy.

– Czego? – Elfka zmarszczyła czoło.

Wymieniłam spojrzenia z Angelą i ponownie wybuchnęłyśmy śmiechem.

– Też chciałabym umieć się tak bawić jak wy. W jaki sposób osiągnęliście taki poziom szczęścia? – zapytała poważnym tonem.

Ledwo powstrzymałam się od kolejnego parsknięcia. Na poważne pytanie trzeba odpowiedzieć poważnym tonem.

– Za dużo się namęczyłyśmy na tych treningach i teraz nam odbija – stwierdziłam, ledwo się powstrzymując od chichotu.

Angela widząc moje starania, żeby zachować powagę, sama się roześmiała. W końcu i ja nie mogłam się powstrzymać i sama też wybuchnęłam.

Wilhelmina wpatrywała się w nas ze zmarszczonymi brwiami wyraźnie zdezorientowana.

– Te treningi to chyba naprawdę mocno musiały wam zaszkodzić, co? – zapytała, kręcąc lekko głową. – Pewnie ucieszy was więc fakt, że mój braciszek zatwierdził ten dzień jako idealny na odtreningowanie się.

Zmarszczyłam brwi, wpatrując się niepewnie w ciemnowłosą elfkę. Jej mina świadczyła o tym, że wiadomość, którą właśnie nam przekazała, dla niej byłaby wystarczającym powodem do odtańczenia tańca radości.

– Czyżby chodziło ci o to, że dziś mamy wolne? – zapytała ostrożnie Angela.

– No właśnie! Czyż to nie cudowne? – Wilhelmina klasnęła w dłonie i obróciła się wokół własnej osi, śmiejąc się wesoło.

– Owszem. To bardzo dobra wiadomość – zaczęła Angela, a ja przerwałam jej w pół słowa.

– Ale wybacz nam, że nie odtańczymy z tobą tańca radości, ale nasze mięśnie zwyczajnie odmawiają posłuszeństwa. – Na dowód zawiesiłam ręce, pokazując, jak bardzo nie chcą współpracować i uśmiechnęłam się przepraszająco.

Dziewczyna jednak olała moje słowa i dalej gwiżdżąc pod nosem, wyszła w podskokach z domu.

Spojrzałam na Angelę i uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust, zastanawiając się, czy ona też uważa zachowanie elfki za urocze.

Moja siostra tylko się uśmiechnęła, widząc moją minę.

– W takim razie co planujemy dziś robić? – zapytała.

– Ja to bym najchętniej poszła znowu spać – stwierdziłam. – Przynajmniej, zanim spadłam z krzesła i całkiem się rozbudziłam. A teraz to w sumie sama nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Możemy równie dobrze pójść na spacer.

– No to chodźmy. Może w końcu dowiemy się nieco więcej o tym miejscu, poznamy jakieś inne osoby oprócz naszych nauczycieli i przy okazji wymyślimy jak właściwie mamy im pomóc? – zaproponowała Angela.

Rzuciłam jej przerażone spojrzenie. Byłam zdezorientowana jej słowami. Okay, rozumiałam, że chciała się trochę rozejrzeć po okolicy, w której mogłybyśmy ewentualnie pozostać, ale żeby od razu myśleć, jak ich uratować z rąk naszego stryja tyrana? Tego jeszcze nie było.

Zawsze wydawało mi się, że najpierw powinnyśmy podjąć decyzję o tym, czy zostajemy, a potem dopiero wymyślić plan uratowania świata.

W końcu przypomniałam sobie czyjeś mądre słowa, że jeśli nie wiemy, o co chodzi i nie potrafimy zrozumieć czyjegoś toku rozumowania, to najlepiej jest się zapytać wprost. Bez zastanowienia, więc to zrobiłam. W sumie nie było innego wyjścia, bo inaczej nie miałabym najmniejszych szans na zrozumienie, o co właściwie chodziło mojej siostrze.

– No ale ja już przecież postanowiłam, że tu zostaję – powiedziała zdumiona. – Ale dlaczego? – zapytałam, zatrzymując ją w pół kroku tuż za progiem domu rodzeństwa Koidalów. – Wydawało mi się, że razem powinnyśmy podjąć tę decyzję. A ty, nie dość, że sama zdecydowałaś, to jeszcze nawet nie raczyłaś mnie o tym poinformować. Ani powiedzieć, dlaczego jest taka, a nie inna.

Angela strząsnęła moją dłoń z ramienia.

– Ja postanowiłam, że zostanę, a ty, jeśli chcesz, możesz wracać. Przecież poradzę sobie bez siostry, zdobywając należny mi tron, skoro radziłam sobie w życiu przez szesnaście lat, zanim ją poznałam. – Wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie.

Stałam przez chwilę totalnie zdumiona. Nic nie rozumiałam. Co się stało z moją zawsze miłą siostrzyczką? Ktoś ją przeprogramował czy co?

Pokręciłam głową i dogoniłam ją.

– Wcale nie powiedziałam, że chcę wracać. W świecie ludzi nie ma nic, co by mnie przy nim trzymało. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak nagle postanowiłaś zostać, skoro ostatnio byłaś temu niechętna.

Angela prychnęła pod nosem.

– Po prostu zrozumiałam, że jestem bardziej potrzebna tu niż tam – rzekła.

Wpatrywałam się w nią przez chwilę, podążając za nią krok w krok. Rozmyślałam. Ale nie doszłam do żadnego wniosku. Wiedziałam tylko, że nie chcę zostawiać tu mojej siostry. Teraz była jedyną osobą, którą miałam i naprawdę zależało mi na niej, mimo że nie znałyśmy się długo. Po prostu czułam do niej przywiązanie i jak na razie była chyba najbliższą mi osobą. No może nie licząc Alberta, ale teraz nie wiedziałam, czy właściwie mogę mu ufać. Wychowywaliśmy się razem, a i tak miał przede mną tyle tajemnic...

Okay – postanowiłam w myślach. Nawet jeśli nie rozumiem przyczyn, dla których Angela chce tu zostać, to nie znaczy, że nie mogę zrobić tego samego. Postaram się jej pomóc, najlepiej jak potrafię, bo nie chcę stracić dopiero co odzyskanej siostry. A przy okazji dowiem się, o co chodzi z jej nagłą zmianą zdania i postaram się ją chronić, przed tymi wszystkimi niebezpieczeństwami, o których najwyraźniej zapomniała zgadzając się tu zostać.

Z tym postanowieniem dołączyłam myślami do świata widzialnego i mój wzrok od razu padł na dziwne stworzonko, które biegło w moją stronę. Spojrzałam zaniepokojona na siostrę, ale ona zdawała się niczego nie zauważać, chyba była wciąż zatopiona w swoich myślach, albo totalnie nie obchodziło jej, co się dzieje, ponieważ wciąż była urażona moimi dociekaniami. Wysunęłam się więc przed nią, chcąc ją ewentualnie obronić przed atakiem tego czegoś.

Tuż przed moimi stopami zatrzymało się małe zwierzątko i zaczęło mnie obwąchiwać. Nachyliłam się nad nim niepewnie, nie wiedząc, czy mnie zaraz nie zaatakuje i nie zarazi wścieklizną. Ze zdziwieniem zaobserwowałam, że jego uszy nie były równej długości. Jedno z nich było wyraźnie dłuższe i lekko oklapnięte.

Wyciągnęłam ku niemu dłoń i poczekałam, aż ją powącha. Jego wąsy lekko połaskotały mnie w dłoń, kiedy poruszał swoim niebieskim noskiem. Pogłaskałam go delikatnie po łebku i bardziej poczułam, niż usłyszałam, jak zamruczał. Z niedowierzaniem wpatrywałam się w miejsce na jego łebku, gdzie teoretycznie powinny być oczy, jednak nic takiego tam nie znalazłam. Zaczęłam więc przyglądać mu się jeszcze bardziej, pragnąc zrozumieć, w jaki sposób spogląda na otaczający go świat.

– Co ty robisz?! Nie oswajaj tego zwierzątka, nie chcę go zabierać do domu. Nie mam zamiaru się nim zajmować. – Usłyszałam burknięcie Angeli zza pleców.

Westchnęłam i wstałam, obróciwszy się do niej i otrzepałam dłonie. Oparłam ręce na biodrach i posłałam siostrze karcące spojrzenie.

– Nie podoba mi się twoje zachowanie – oznajmiłam. – Nie rozumiem, o co ci chodzi. Przecież zgodziłam się zostać, a ty i tak strzelasz focha.

Jednak Angela nie odezwała się do mnie słowem, zajęta już czym innym. Nachylała się właśnie nad posiadaczem nierównych uszu i sama go głaskała. Widocznie w czasie mojej tyrady mały podbiegł do stojącej nieopodal siostry i teraz to ją postanowił udomowić.

– Jaki on jest słodki i puszysty. Jaką ty masz piękną, kolorową sierść. Ktoś cię tak oblał farbą czy to naturalny kolor? Szukasz mieszkania? My cię chętnie przygarniemy, prawda Ana? – Angela mówiła przesłodzonym głosem, przytulając do siebie nietypowego królika i głaszcząc go.

Kolejny raz westchnęłam, nie wiedząc jak zareagować na jej gwałtowną zmianę zachowania.

– A jeszcze przed chwilą nie pozwoliłaś mi go nawet pogłaskać – wyszeptałam z wyrzutem.

– Ale zmieniłam zdanie. Sama zobacz, jaki jest słodki. Na pewno chciałby z nami zostać, bo nie ma tu odpowiedniego miejsca do mieszkania.

– Właściwie to ma idealne miejsce do mieszkania. – Usłyszałyśmy głos dochodzący z miejsca, z którego przybiegł królik. – I to ona, nie on, szanowna pani – powiedział mężczyzna przybliżający się ku nam.

Wlepiłam w niego spojrzenie, niedowierzając moim oczom. Podążała do nas istota, odziana w długi, zielony, sprany płaszcz i bordowy kapelusz, a na jego ramionach siedziały ptaki oraz inne zwierzęta. Mogłabym stwierdzić, że on również należał do gatunku elfów, gdyby nie to, że jeszcze żaden mieszkaniec tej wioski nie jawił mi się przyozdobiony mnóstwem zwierząt.

Pod jego stopami biegały trzy malutkie pieski, których pyski wyglądały właściwie jak u szczurów. W sumie i uszy miały podobnego kształtu co one. Może to właściwie nie były pieski, tylko właśnie wielkie gryzonie?

Na jego lewym ramieniu siedział duży ptak i czyścił sobie pióra. Powiedziałabym, że to kruk, gdyby nie jego dziwne umaszczenie. Miał on bowiem lśniące w słońcu srebrne pióra oraz fioletowy dziób. Za to jego oczy błyskały intensywną zielenią.

Na jego drugim ramieniu podskakiwały i ćwierkały mniejsze ptaszki, przypominające trochę kolibry. W sumie dotąd nie widziałam, aby ptaki tego gatunku swobodnie siedziały, zamiast wisieć w powietrzu, ale ja w sumie mało wiedziałam o zwierzętach.

– Kim są twoi kompani? – zapytałam przybysza ostrożnie, nie wiedząc, czy zaraz nie rozkaże swoim pupilom mnie roznieść na strzępy.

– To diry. – Wskazał na małe niebieskawe ptaszki, siedzące mu na ramieniu. – Królewskie ptaki.

– Królewskie ptaki? – posłałam mu niedowierzające spojrzenie. – Jak to?

– Gdy prawowity władca jest koronowany, wznoszą się ku niebu – oznajmił.

Zafascynowana podeszłam ku niemu i wyciągnęłam dłoń, chcąc dotknąć jednego... dira?

– Mogę jednego potrzymać? – Poniewczasie przypomniałam sobie, że właściwie powinnam zapytać o pozwolenie, gdy zobaczyłam, że przybysz się cofa przed moją ręką.

– Panienka nie powinna ze mną rozmawiać – powiedział.

Szybko cofnęłam dłoń, zastanawiając się, czy nietakt, który wykazałam, zostanie mi przebaczony. Właściwie dalej nie wiedziałam, kim był przybysz, a wiedząc, że w tym świecie panują inne zasady, mogłam się spodziewać wszystkiego, nawet tego, że właśnie go śmiertelnie obraziłam.

Chyba powinnam zacząć pobierać lekcje dobrego wychowania, jeśli chcę tu zostać – pomyślałam.

– Przepraszam – wyszeptałam, spuszczając głowę.

– Nic się nie stało. Tylko po prostu my, elfy niskiego rodu nie powinniśmy wchodzić w relacje z tymi z wysokiego, a już zwłaszcza z następczyniami tronu – powiedział.

Wpatrywałam się w niego przez chwilę, nie mogąc zdecydować, jak właściwie powinnam odnieść się do jego słów.

Był elfem niskiego rodu? Co to właściwie znaczyło? Oprócz tego, że nie może ze mną rozmawiać? Musi zajmować się zwierzętami, czy jak?

W mojej głowie rodziły się kolejne i kolejne pytania. To był pierwszy osobnik tego rodu, nic więc dziwnego, że bardzo mnie interesowało, czym się zajmuje. W końcu, jeśli poznam jego, to lepiej będę mogła zrozumieć innych jemu podobnych. A czyż nie właśnie tego się spodziewano po władcach, że będą znać każdego swojego podwładnego, rozumieć ich problemy i potrafić w taki sposób nimi zarządzać, aby w państwie działo się dobrze?

– Wiesz, biorąc pod uwagę, że w połowie jestem człowiekiem, chyba nie powinieneś się przejmować tym, że jestem wysokiego rodu. W końcu tutaj ludzie nie mają jakichś wielkich praw, a na pewno nie większe niż elfy, nawet te niskie. – Uśmiechnęłam się do niego uspokajająco. – To jak ci na imię? – zapytałam.

– Ciqal – powiedział, ukłoniwszy się wpół, na co jego skrzydlaci towarzysze unieśli się w niebo.

Diry unosiły się dostojnie w powietrzu, zrobiły kółko nad naszymi głowami i ponownie usiadły na Ciqalu, tym razem jednak na jego kapeluszu.

– Ja jestem Ana, a to moja siostra, Angela. – Wskazałam dłonią na dziewczynę, która wciąż bawiła się z królikiem, nie zważając na to, co dzieje się wokół.

– A nie Amalda i Almáriel? Powiedziano mi, że właśnie tak się nazywacie.

Obdarzyłam elfa zdziwionym spojrzeniem. A więc znał nasze imiona. Cóż, skoro tu mieszkał, to zapewne i jemu obiło się o uszy, że przybyły córki Janisa, a że zapewne i tu wszyscy plotkują... Mogłam się spodziewać, że każda następna osoba, którą spotkam, będzie już wiedziała, kim jestem.

– No tak. – Wzruszyłam ramionami i czym prędzej zmieniłam temat. Nie chciałam się rozwodzić nad tym, jak bardzo mi nie pasuje moje nowo nabyte imię. – Mojej siostrze bardzo spodobał się twój królik.

– Królik? – zapytał zszokowany, nie wiedząc, o czym mówię.

– No, to zwierzątko, które trzyma w ramionach – powiedziałam, wskazując na Angelę, uczącą swojego nowego przyjaciela wykonywać różne sztuczki.

– To enu.

– Enu? – zapytałam. – Tak się wabi?

Mój rozmówca roześmiał się lekko.

– Nie. To, co ty nazywasz królikiem, to enu. A ten akurat ma na imię Yam. Moje ostatnie znalezisko. Znalazłem ją ze złamaną łapką, jakiś czas temu. Już prawie wyzdrowiała, jak widać, i ma dużo energii. Chyba polubiła twoją siostrę – stwierdził.

Chcąc nie chcąc, musiałam przyznać mu rację. Dziewczyny wyglądały, jakby świata poza sobą nie widziały. Wcześniej nie zauważyłam, że Angela ma takie zamiłowanie do zwierząt, ale w sumie mogłam się spodziewać, że jeszcze jest dużo rzeczy, których o niej nie wiedziałam. Powinnam się w końcu chyba do tego przyzwyczaić. Może kiedyś nadejdzie dzień, w którym będę znała wszystkie jej sekrety i pragnienia, jak prawdziwa siostra?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro