Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#7 Wspomnienia

Miałam pięć lat, kiedy wszystko co kochałam straciło sens... Dom, rodzina i najważniejsza dotychczas mi osoba - młodsza siostra.
Mimo, że mam Polskie korzenie, nie potrafię wymówić słowa w tym języku. Przez pierwsze lata dzieciństwa żyłam i bawiłam się w Irlandii - w moim miejscu urodzenia. Później tatko zmienił pracę i przemierzaliśmy z rodziną kraje Azjatyckie takie jak: Japonia, Chiny, Indie czy Korea. Wtedy jeszcze nie rozumiałam celu naszych wycieczek, ale kiedy się dowiedziałam, zmienił się mój światopogląd. Dla dziecka była to mega zabawa i w ogóle, ale ja, w przeciwieństwie do mojej siostrzyczki, szybko się rozwijałam i dużo rozumiałam jak na takiego brzdąca. W czasie "podróży" nauczyłam się kilku języków oraz różnych ciekawostek ze świata, natomiast moja siostrzyczka ograniczyła się do jednego języka, pomijając angielski, oraz zabawy. Z czasem było nam coraz trudniej, a zaczęło się od tego, że ojciec był zafascynowany religią buddyjską i jedną z jego myśli przewodnich - reinkarnacją. Uważał, że człowiek może stworzyć sztuczną reinkarnację i po części mu się udało. Co nie zmienia faktu, że takie odkrycie wywołało aferę i oburzenie wśród naukowców i lekarzy. Początkowo nikt nie chciał o tym słuchać.

"Nie można stworzyć świadomości, a co dopiero jej przenosić."

"Kolejny mizerny projekt sztucznej inteligencji."

Takie nieraz słowa padały pod naszym adresem, ale ojciec zawsze miał w zanadrzu jakąś ripostę. Tylko jedna utknęła mi w pamięci...

"Czasu nie oszukasz, z każdym dniem nie stajemy się młodsi. Wręcz przeciwnie! Ale śmierć, z nią jeszcze możemy walczy. Dowodem jest na to dzisiejsza medycyna, a co będzie za parędziesiąt lat? Ludzkie ciało to tymczasowe naczynie dla duszy więc czemuż by nie znaleźć jej nowego?"

Podziwiałam ojca całą sobą. Był moim bohaterem, autorytetem, ale pewnego dnia się zmienił nie do poznania. Gdy TO się stało miałam już dziewięć lat. Przesiadywaliśmy w Indiach. Matka wraz siostrą bawiły się na słoniach, a ja z ojcem badaliśmy różne malowidła naścienne. Często pomagałam mu w badaniach, bo jakby nie patrzeć, poruszył bardzo ciekawy problem życia. Ojciec do badań wykorzystywał zawsze dużo książek i notatników, w których zapisywał dotychczasowe postępy. W pewnym momencie tatko zastygł i zrobił wielkie oczy.

Ja: Tato? Coś się stało?

T: Niemożliwe... Udało się...

Ja: Co się udało?

Podszedł do mnie, złapał za ramiona i zaczął mną trząść we wszystkie strony.

T: Mamy to! Kochanie! Udało się!

Matka przerwała zabawę i spoważniała. Spuściła wzrok, złapała siostrę z rękę i zniknęły z naszego pola widzenia.

Ja: Tato, gdzie poszła mama z...

Przerwał zasłaniając moje usta ręką.

T: Moja droga, wiem, że dotychczasowe życie nie było normalne, ale teraz zrobi się jeszcze dziwniejsze.

Spojrzałam mu w oczy i się zlękłam. To nie był mój ojciec. Nigdy wcześniej tak na mnie nie patrzył - z obłędem w oczach. Momentalnie przeszedł mnie dreszcz i zimny pot. Powoli wycofywałam się do tyłu i nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk, aż ptaki się spłoszyły. Ojciec skierował wzrok w miejsce źródła hałasu.

Ja: To moja szansa!

Bez namysłu wskoczyłam w krzaki za mną i się trochę przeliczyłam, bo do ziemi było kilka metrów. Miałam szczęście i skończyło się tylko na zadrapaniach. Zaczęłam biec.

T: KU..! NIE CHOWAJ SIĘ PRZED TATUSIEM! NIC CI PRZECIEŻ NIE GROZI!

Słyszałam jego krzyki w oddali. Biegłam przed siebie, dostając co chwila z jakieś gałązki czy liści w twarz. W pewnym momencie wybiegłam na otwarte pole, a w oddali zauważyła port. Nie wiem czemu, ale intuicja podpowiadała mi, że to dobry pomysł. Chwilę jeszcze siedziałam w krzakach, by nabrać sił. Nagle usłyszałam za sobą szmer, przez co się zlękłam.

Ja: Znalazł mnie?

Już chciałam wznowić ucieczkę, ale powstrzymał mnie znajomy głos.

L: To się nie dzieje naprawdę...

Ja: Lucy? To ty?

Zza zarośli wyszła moja siostrzyczka. Nie wyglądała lepiej ode mnie.

Ja: Co ci się stało?

L: O to samo chciałam cię zapytać.

Ja: Wszystko wyjaśnię, ale najpierw musimy udać się do portu.

Ruszyłyśmy dziarsko w stronę statków.

  (╯°□°)╯︵ ┻━┻  

Powoli otworzyłam oczy. Ujrzałam zatroskaną i przestraszoną twarz Namjoona.

RM: Co się stało?

Wszystko mnie bolało, byłam wycieńczona.

Ja: Nie wiem... Nagle jakoś zakręciło mi się w głowie i jeszcze ta dziwna, lepka ciecz na mojej szyi przypominająca krew.

RM: Nie było żadnej "krwi". Możesz chodzić?

Próbowałam wstać. Znowu zakręciło mi się w głowie i z powrotem usiadłam. Dopiero teraz zauważyłam, że byłam z Monem sam na sam w pokoju.

Ja: Gdzie grubas?

RM: Gdzieś polazł i długo już go nie ma. Mam złe przeczucia. Musimy się stąd zmyć!

Chłopak pociągnął mnie do siebie, odwrócił się plecami i przykucnął, co dało mi jasno do myślenia, że mam mu wskoczyć na barana. Trochę kaleko wyglądało moje wskakiwanie na plecy towarzysza, ale kiedy mi już się to udało, chłopak skierował się do pomieszczana dla personelu.

Ja: Czemu tu, a nie do wyjścia?

RM: Spędziłem tu dłuższy czas i wiem, że nie można zbytnio ufać Garremu. Tu, bo wyjście ewakuacyjne.

Ja: A co z personelem?

RM: Nie zauważą nas.

Tak jak powiedział, przeszliśmy po cichaczu do tylnego wyjścia. Po drodze natknęliśmy się na jedną z pracownic - Trish, o ile dobrze pamiętam. Bez słowa odprowadziła nas do wyjścia, a na pożegnanie dała mi obszerną bluzę z kapturem. Tą samą, co dostałam od randoma w parku...

RM: Nie możemy iść do dormu...

Ja: Dlaczego?

RM: Pewnie Garry pisnął słówko o tobie odpowiednim ludziom i znając życie, zaczną szukać w dormie.

Ja: Rozumiem, chyba...

RM: Skoczymy do dormu po jakieś koce i coś do jedzenia, a potem odprowadzę cię do bunkra. Tam powinnaś być bezpieczna.

  (╯°□°)╯︵ ┻━┻

Trochę nam to zajęło, ale w końcu doszliśmy do dormu. Po drodze musiało mi się przysnąć, bo czułam się już lepiej. Mon posadził mnie na kanapie, a sam latał w tą i z powrotem. Było strasznie cicho, co było niespotykane dla tego salonu. Niby ten sam pokój, ale jednak inny. Te cztery miesiące robią swoje. Chwilę jeszcze siedziałam, ale poczułam pragnienie zajrzenia do lodówki... Tak już mam, a przy okazji się czegoś napiję. Podeszłam do chłodziarki i ją otworzyłam. Zdziwiłam się, bo świeciła pustkami - kilka jajek, masło, trzy plasterki na krzyż szynki i mała kostka sera.

Ja: Bawią się w survival, czy co? To do nich nie podobne...

Zamknęłam drzwiczki i się przestraszyłam tak, że aż odskoczyłam. Przede mną stał Suga wpatrzony w podłogę. Przez jego grzywkę nie mogłam do końca zauważyć wyrazu twarzy, ale wydawało mi się, że płakał, łzy spływały mu po polikach.

Suga: Wróciłaś...

W jego głosie słuchać było radość jak i smutek. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, jak zareagować.

Suga: Bałem się, że ciebie również stracę, tak jak Angelę...

Ja: Znałeś moją siostrę?

Suga: Była dla mnie jak młodsza siostra... ale pewnego dnia zniknęła bez słowa...

Ja: A mówiła może coś o mnie?

Suga: Powiedziała tylko, żeście się rozdzieliły, że popłynęłaś do Stanów... ale wróciłaś! Wróciłaś do nas, do mnie!

Wziął i mnie przytulił, a ja odwzajemniłam uścisk.

Suga: Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało... Nie zniósłbym kolejnej straty! Za bardzo się do ciebie przywiązałem...

Ja: A ja do ciebie! Jesteś dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam.

Zamarliśmy na chwilę w uścisku, po czym usiedliśmy na ziemi i oparliśmy się o szafki.

Suga: Szczerze, jak pierwszy raz cię spotkałem, wtedy w lesie przy ognisku, na początku pomyślałem, że to Angela...

Ja: Sama jestem ciekawa, co się dzieje z moją siostrzyczką...

Suga: Pamiętam, że przed zniknięciem napisała do ciebie list, ale nie wiem czy go nadała.

Ja: Suga... Mam do ciebie jeszcze jedno ważne pytanie... Ostatnio przypomniała mi się dość nieprzyjemna sytuacja z bunkra...

Suga: Kojarzę...

Przez moment milczał, widocznie musiał się zastanowić.

Suga: Tego dnia, po tym jak odprowadziliśmy Sashę na autobus, miałem dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Stwierdziłem, że wybadam kto to był, po tym jak cię odprowadziłem do dormu. Zdziwiłem się bardzo, bo go się nie spodziewałem... ale zaraz potem ktoś nas napadł. Miałem szczęście i ucierpiała tylko ręka...

Ja: Ale kto to był?

Suga: ____.

To imię rozchodziło się echem po mojej głowie. Kojarzyłam je i to bardzo, jednak nie na tyle, by skojarzyć je do właściciela, a co ważniejsze do wspomnień z nim związanych. Widocznie wiele musiał dla mnie znaczyć... Po chwili namysłu rzuciłam się Yoongiemi w ramiona.

Ja: Nie spodoba ci się to, ale muszę zniknąć... Znowu, ale obiecuję, że wrócę!

Wstałam i wróciłam do salony, zostawiając Wodorosta z mind fuckiem. [Dla przypomnienia - Yoongi ma zielone włosy.] Założyłam kaptur i zwinęłam się w kłębek na fotelu. W pewnym momencie poczułam coś miękkiego na sobie. To były koce i poduszki, w których zaczęłam się topić i dusić.

Ja: Co do...

RM: *szept* Wybacz, nie zauważyłem cię...

Kolega szybko mnie wygrzebał spod puchatej trumny. Oczywiście ja to mam szczęście i przy wstawaniu się potknęłam, i poleciałam na Potworka.

Sasha: Nie dość, że się szlajasz po nocach, to jeszcze spraszasz tu swoje przelotne przyjaźnie!

Przy schodach stała zirytowana Sasha w szarym, puchatym szlafroku.

RM: Kochanie, to nie tak...

Sasha: A jak?

Udało mi się zauważyć patelnię za jej plecami.

RM: Bo widzisz... W końcu trafiłem na odpowiedni trop w sprawie Lucy!

Sasha: Miło, ale to nie tłumaczy, czemu przyprowadziłeś tu tę wywłokę!

Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni i dotarło do nas, że nie widać mojej twarzy. Szybko wstałam z podłogi i rzuciłam się na dziewczynę.

Ja: Mój Wieśniaku! *hug* Mam nadzieję, że tęskniłaś tak mocno, jak ja!

W odzewie dostałam patelnią po głowie, a po chwili znalazłam się uścisku.

Sasha: Głupia! Nie rób tego więcej!

Ja: Tylko mi tu nie płacz. *smile*

Sasha: Po co wam te wszystkie koce?

RM: Lucy na jakiś czas zamieszka w bunkrze. Tak dla bezpieczeństwa.

Sasha: W bunkrze?! Nie zgadzam się!

Ja: Ale to tylko na dzień czy dwa. Poradzę sobie.

Sasha: I tak stanowczo mówię nie. Nie możesz zostać sama... znowu, na nie wiadomo jak długo...

RM: Z tego, co wiem, to teraz tam urzęduje Jimin.

Ja: Orangutan?

Sasha: Zasmucę cię, nie jest już rudy.

Ja: Nie jest? To znaczy, że nie mogę go już tak nazywać...

Sasha: Haha! Tego mi brakowało! Dobra, pośpieszcie się, póki jest jeszcze w miarę ciemno.

Namjoon podszedł do swej dziewczyny i pocałował ją w czółko.

RM: Zobaczymy się później!

Wyszliśmy i byliśmy w drodze do mojej tymczasowej kryjówki.

Ja: Jak ty to robisz, że z nią wytrzymujesz?

RM: Metr sześćdziesiąt dwa istnej kurwicy z patelnią skrytej pod powłoczką oazy spokoju. Mieszanka wybuchowa, za to moja.

Reszta drogi minęła w ciszy. Kiedy weszliśmy do bunkra musieliśmy zachować ciszę, ponieważ Już-Nie-Orangutan słodko spał - połowa na ziemi, a druga na kanapie. Pożegnałam się z Monem, następnie się ułożyłam wygodnie przy Chimchimie i zasnęłam. Brakowało mi ich, a w szczególności ciepła i troski jaką mnie obdarowywali.

____________________________________

Miałam nie lada kłopot z tym rozdziałem, ale mam nadzieję, że się podoba i wywołałam u was jakieś feelsy ;P

^To myślę o "Amnezji" XD w pozytywnym tego słowa znaczeniu. XD

A wy co sądzicie, uważacie? Dajcie znać w komentarzach. {<-- Poczułam się jak na youtube XD}

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro