Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#5 Ucieczka

Zalana cała zimnym potem usiadłam na skraju łóżka. Noga zaczęła mi drgać. Oparłam twarz na rękach i po chwili do mnie dotarło, że nie mam już gipsu na ręce.

Ja: Jak to możliwe?

Zaczęłam dokładnie analizować dłoń.

Ja: Zero śladu. Nic!

*PUK PUK*

Po pokoju rozległo się pukanie.

Dr: Lucy nie śpisz?

Ja: Nie...

Odparłam chłodno i schowałam się pod kołdrą. Rozbrzmiało się skrzypienie ogromnych, stalowych drzwi. Wyjrzałam jednym okiem spod materiału. Zauważyłam Luka z jednym z goryli, (nazwę go Marian xD) w ręku trzymał ręcznik.

Dr: Dziś dzień kąpieli więc wstawaj.

Zrzuciłam swoje zwłoki z wyra i poszłam za doktorem. W ciszy przemierzaliśmy mroczne i ciasne korytarze. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu, gdy zobaczyłam jak osiłek próbuje się przecisnąć. Luke wskazał drzwi, prowadzące do łazienki, przekazał ręcznik i zostawił. Kiedy minęłam próg, usłyszałam odgłos klucza w drzwiach. Wzięłam głęboki oddech i weszłam w głąb pomieszczenia. Łazienka podzielona była na trzy części. W pierwszej znajdowały się lustra i szafki. W drugiej prysznice. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby tylko były jakoś od siebie odgrodzone, a tak to wyglądały jak natrysk na basenie. Trzecia część była zabarykadowana. Zdjęłam z siebie białą szmatę, która była moją piżamą i skierowałam się do drugiej części. Panująca cisza przyprawiała mnie o dreszcze. Podeszłam pod natrysk. Już chciałam przekręcić gałkę z ciepłą wodą, kiedy na niej usiadł motyl z błękitnymi skrzydłami. Po chwili wzbił się w powietrze i pofrunął gdzieś za mną. Odwróciłam się na pięcie i doznałam szoku, aż usiadłam. Przede mną stał jakiś chłopak, który był skierowany do mnie tyłem. W ekspresowym tempie próbowałam zakryć swoje nagie ciało, a na twarzy zawitał rumień.

Ja: C-co t-ty-y tutaj robisz?

Spojrzał przez ramię i zwrócił się w moją stronę. W tym momencie dotarło do mnie z kim mam do czynienia. Zauważyłam również dziwne bochomazy na ścianach.

Ja: Teahyung? Jak ty się tu znalazłeś?

Chłopak dalej stał w milczeniu, wpatrując się w podłogę. Po chwili zaczął ściągać z siebie sweter i powolnym krokiem podszedł do mnie. Owe odzienie zostawił na moich ramionach. Nasze spojrzenia w końcu się spotkały. W jego oczach dostrzec mogłam ból i smutek. Wstał i podszedł do barykady.

Ja: Tae?

Kurczowo trzymałam sweter, który na szczęście sięgał mi do ud. Wstałam lekko się chwiejąc.

Ja: Wspomnienia...

Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do przyjaciela. Spojrzeliśmy po sobie i w tym samym czasie zaczęliśmy nacierać na barykadę. Zrobiliśmy wystarczającą szparę, żeby przedostać się na drugą stronę. Oczywiście V poszedł przodem, a ja zanim poszłam, odwróciłam się i przyjrzałam się temu miejscu ostatni raz. Westchnęłam i ruszyłam przed siebie. Nastała oślepiająca ciemność. Nim moje oczy przyzwyczaiły się do panującego mroku w pomieszczeniu, zdążyłam się przewrócić z pięć razy. Kiedy mogłam już cokolwiek dostrzeć, podeszłam do Tae i przytuliłam się do jego ręki. Pomieszczenie to było ogromne i zniszczone. Wszędzie walało się szkło i kawałki popękanych kafelek. Gdzieniegdzie rósł mech albo jakieś chwasty. Nawet okna były, albo raczej dziury przybite deskami albo karatami. Pocieszające było to, że w końcu jakieś świeże powietrze. Nagle Tae skierował mój wzrok na centrum hali. Był dam dół, który stopniowo się pogłębiał. Uświadomiłam sobie, że muszą to być ruiny po basenie. Zeszliśmy do krateru, który po krótkiej wędrówce przeistoczył się w tunel. Tam doznałam kolejnego szoku. Na końcu trasy stała ogroma skrzynia z wodą, w której był uwięziony człowiek.

Przez ułamek sekundy mignęła mi jego ruda czupryna. Ze łzami w oczach podbiegłam do szklanej pułapki. Wyglądał tak spokojnie, jakby spał. Uderzyłam pięścią o ściankę i spuściłam wzrok. Na ramieniu poczułam rękę Aliena. Spojrzałam na niego, a potem na Jimina. Wpatrywałam się w jego piekne brązowe oczy... Zaraz...

Ja: Tae! Trzeba go stamtąd wyciągnąć!

On żyje! Jest szansa na ocalenie go! Jest nadzieja... Na-dzie-ja?

JM: LUCY!

Na dźwięk jego głosu zrobiło mi się lżej na duszy. Chłopak rzucił mi się na szyję. Był cały przemoczony i lodowaty.

Ja: Jimin! Nic ci nie jest...

JM: Lucy musisz jak najszybciej stąd uciekać!

Ja: Ale jak?

JM: V ci pomoże.

Ja: A co z tobą?

JM: O mnie się nie martw...

Puścił mi oczko, a Alien złapał pod pachy i zaczął ciągnąć. Wróciliśmy do wcześniejszego pomieszczenia. Podeszliśmy do jednego z okien i nie wiedzieć skąd Tae wziął łom, zaczął nim zrywać deski. Niestety za oknem był krzew różany więc ta droga ucieki odpada. Niedaleko nas unosił się w powietrzu motyl, tym razem z jasnoróżowymi skrzydłami. Podeszłam do owego miejsca i ujrzałam szyb wentylacyjny. Chłopak zdjął kratkę. Już miałam zacząć się czołgać, kiedy Taehyung pociągnął mnie za ramię i przytulił. Zaczął mi coś szeptać.

V: Wierzę w ciebie Lucy! Dasz radę! I choćby nie wiem co, nigdy się nie poddawaj!

Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i przystąpiłam do czołgania. Nie było łatwo, patrząc na to, że w szybie było dużo kurzu i pajęczyn. Po długiej i męczącej walce z klaustrofobią oraz arahnofobią, w końcu byłam na zewnątrz. Wstałam i się otrzepałam z kurzu i pajęczyn. Zaczęłam biec w stronę najbliższego źródła światła. Wylądowałam na ulicy. Była noc więc żadnych aut na drodze nie było. W pobliżu znajdowała się budka telefoniczna. Podbiegłam do niej, otworzyłam drzwiczki i usłyszałam głośny jęk.

RM: UWAŻAJ!

Ja: PRZEPRA...szam? Monster?

RM: Lucy?

Ja: MONSTER!

RM: LUCY!

Rzuciłam się chłopakowi w ramiona.

RM: Gdzieś ty była? Wiesz jak długo ciebie szukamy.

Ja: Jak ja się cieszę, że cię widzę!

Odparliśmy w tym samym czasie. Odsunęłam się od niego i dokładnie mu się przyjrzałam... Był inny... Nie tylko z wyglądu, ale i jego aura była inna. Jego wcześniej jasnoróżowe włosy teraz były takie mysie, a aura wprawiała w smutek i przygnębienie.

RM: Nawet nie wiesz ile się zmieniło przez te cztery miesiące...

Ja: Pewnie nie tak wiele... ZARA?! Ile?? Cz-cztery miechy..?

____________________________________

Meh... W końcu :v
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś czyta to spaczone rakiem cuś xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro