#4 Cisza przed Burzą
JM: Co ty tutaj robisz...?!
Ja: To my się znamy?
Sasha: Zapomniałam, że mamy coś z Potworkiem do zrobienia. Chodź Mon.
RM: Zapowiada się ciekawie...
Sasha: Idziemy, bo jeszcze coś zepsujesz..!
Sasha z Monsterem powoli zaczęli się wycofywać, aż zniknęli z naszego pola widzenia.
JM: Powtórzę pytanie: Co tu robisz?!
Ja: Człowieku, ogarnij się! Pierwszy raz na oczy cię widzę!
Złapał mnie za rękę i poszliśmy w bardziej ustronne miejsce... A konkretniej do składzika.
Jimin: Nie miało cię tu być!
Ja: Ale o co chodzi?
Przycisnął mnie do ściany. Wyglądał na wkurzonego.
Jimin: Nie czytałaś listu?!
Ja: List zgubiłam w lesie, kiedy.... Zaraz! Skąd wiesz o liście? Mniejsza z nim! Chyba nie jesteś na bieżąco kolego!
JM: Co chcesz przez to powiedzieć?
Ja: Nie wiem, kim dla mnie byłeś wcześniej ani ja dla ciebie, ale dawna ja zniknęła na czas bliżej nieokreślony.
JM: He..??
Ja: Gdybyś na mnie nie naskoczył, to byś wiedział, że mam luki pamięciowe! A teraz zejdź mi z drogi!
Odepchnęłam go. Chciałam jak najszybciej uciec z pomieszczenia, ale zdążył złapać moją dłoń i z powrotem przysunąć do siebie.
JM: Nie jesteś tu bezpieczna! Musisz się gdzieś ukryć!
Ja: Zostaw mnie w spokoju!
Zaczęłam się wyrywać i szarpać tak mocno, że niechcący dostał ode mnie z liścia. Na jego twarzy widoczne było zmieszanie wywołane całą tą sytuacją.
JM: KUSO! Tylko nie przychodź później z płaczem!
Ja: Ale...
Wyszedł trzaskając drzwiami. Poczułam się strasznie w tym momencie. Usiadłam w kącie i zaczęłam użalać się nad sobą. Przy okazji cieszyłam się chwilą ciszy i spokoju... Nie na długo, bo przylazł Hobi...
JH: WOW! Nie widziałem Jimina nigdy w takim stanie. O co poszło?
Ja: Nie twój interes!
JH: Czemu taka jesteś?!
Ja: Taka, czyli jaka? Oświeć mnie, bo nie rozumiem?!
JH: Wredna... I to tylko dla mnie!
Ja: ZABIJCIE MNIE...
Chciałam wyjść, znowu, kiedy Hobi zasłonił mi drzwi.
Ja: Zejdź mi z drogi!
JH: Nie radzę.
Ja: Bo co mi zrobisz?!
JH: Masz tu siedzieć.
Ja: Bo~?!
JH: Powtórzę kwestie kolegi: Nie jesteś tu bezpieczna.
Ja: *mamrocze* Nie dość, że Koń, to jeszcze gumowe ucho...
JH: Masz coś jeszcze do powiedzenia?
Ja: Tak! Jimin mówił, że muszę się ukryć... A ty mi w tym przeszkadzasz!
Wymieniliśmy się wrogimi spojrzeniami. Muszę mu to przyznać, że gdyby wzrok zabijał, byłabym ranna.
JH: Pozwolę ci stąd wyjść pod warunkiem, że pójdę z tobą.
Ja: Jeszcze nianio-Konia brakowało...
Pobiegłam w stronę wyjścia, oczywiście miałam ogon.
Ja: Ehh... Muszę go jakoś spławić.
Zatrzymałam się przed głównym wyjściem.
Ja: Jak długo masz zamiar za mną iść?
JH: Dopóki nie stwierdzę, że jesteś bezpieczna.
Ja: Normalnie tylko podejść i zabić... Koniu, mogę przetestować na tobie pewną sztuczkę?
JH: Spoko. Tylko nie mów na mnie koniu!
Ja: Okej. Podaj kopyto. *smile*
Złapałam go i rzuciłam nim jak workiem treningowym.
Ja: Aikido... Przypominałam sobie, że w dzieciństwie ćwiczyłam sztuki walki. A to była krótka prezentacja... Mam nadzieję, że teraz się odczepisz! Przydatna umiejętność.
Mina J-Horsa w tym momencie była bezcenna. Wyszłam z budynku. Całe Seulu zrobiło się szare i ponure z powodu chmur. Długo nie trzeba było czekać na deszcz. Przemierzałam szarobure ulice. W tym momencie miasto wydawało się na opuszczone.
(╯°□°)╯︵ ┻━┻
Po kilku godzinach szwendania się poszłam do parku i usiadłam na ławce. Byłam przemoczona do suchej nitki więc godzinka w tą czy w tamtą nie robiła różnicy.
Ja: Co ja robię? Powinnam... Właśnie..?! Co powinnam..? Nie mam ochoty wracać do wytwórni.
Ehh... Muszę znaleźć tego Orangutana... On musi coś wiedzieć.
??: Można?
Ja: Przepraszam, zamyśliłam się. Możesz powtórzyć?
??: Można się dosiąść?
Ja: Eee... P-pewnie.
Usiadł koło mnie i to dość blisko. Tak jakby reszta ławki była zajęta. Przez kaptur i maskę nie mogłam rozpoznać jego twarzy.
??: Orangutan to twój chłopak?
Ja: Co..? Nie..! Nie wiem?! Może... To skomplikowane.
??: To po co go szukasz?
Ja: Mam mętlik w głowie i mam nadzieję, że mi pomoże go rozwiązać.
Przeszły mnie ciarki. Nieznajomy chyba to zauważył, bo poczułam coś na głowie i ramionach. Była to jego bluza. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, chłopak oddalił się. Słyszałam tylko, jak coś krzyczał do mnie:
??: Bluzę możesz zatrzymać. Powodzenia w poszukiwaniach.
Sasha: Lucy! Lucy! Znalazłam cię!
Podbiegła do mnie cała zasapana i zalania łzami Sasha.
Sasha: Głupia! Nie rób tego więcej! Wszyscy cię szukają!
Ja: Przepraszam...
Sasha: Nie mogę się na ciebie gniewać... Wracajmy do chłopców.
Ja: No okej...
(╯°□°)╯︵ ┻━┻
Wróciłyśmy do posiadłości Bangtanów. Tam również nie obyło się bez ochrzanu.
Jin: Masz szlaban!!
Ja: Ale ja tu nawet nie mieszkam!
Jin: Dopóki nie odzyskasz pamięci, jesteś pod naszą opieką!
RM: Jin relax! Ja tu jestem liderem...
Ja: Dzięki Mon.
RM: Ty się nie ciesz i tak masz szlaban!
Ja: Ale...
RM: Żadnych ALE! Przymknę jeszcze oko na rzucanie Hopem...
JH: EJ! Mogła mi zrobić krzywdę!
Ja: Sam się prosiłeś! Poza tym to aikido...
RM: Mniejsza z tym! Za to, że polazłaś bez słowa, z jutrzejszej wycieczki nici!
V, Suga, Ja: Nie możesz!
RM: Mogę.
Ja: Przepraszam, że nie mam telefonu i nie mogłam was znaleźć w tej wielkiej wytwórni... Poza tym J-Horse wiedział, że wychodzę...
V: Właśnie! To nie jej wina!
Suga: Z tego, co wiem, to ty, Jimin, a na końcu HoSeok widzieliście ją ostatni.
RM: Eh... No dobra... Możecie iść jutro...
V, Suga, Ja: YATTA!!
RM: ALE...
V, Suga, Ja: Ale??
RM: Macie kupić Lucy telefon!
V, Suga, Ja: HAI!!
____________________________________
I hope u like it ^ω^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro