Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVII

Miesiąc później

Siedziałam w szpitalu, pod salą operacyjną, wraz z przyjaciółmi Brada.Otóż miał jakiś wypadek. Nie wiem dokładnie, ale z tego co słyszałam, to był poważny. Czekaliśmy aż wyjdą jego rodzice, albo chociaż lekarz. Po chwili, która ciągnęła się jak wieczność, wyszli rodzice Petersona. W ich oczach widziałam łzy. Zasłoniłam usta drżącą ręką i podeszłam do jego mamy, która mnie przytuliła. Poklepałam ją po plecach, w geście pocieszenia, a ona powiedziała, że jeżeli chcę, mogę tam wejść.Przyjaciele zgodzili się, żebym poszła pierwsza, za co byłam im wdzięczna.

Chłopak leżał na pierwszym łóżku. Spojrzałam na maszynę, która powinna pokazywać jego puls, ale go nie pokazywała. Brad nie żyje. W oczach poczułam nową falę łez i usiadłam na krześle obok chłopaka.

- Dlaczego? - spytałam łamiącym się głosem i spojrzałam w twarz chłopaka.

Pochyliłam głowę i zaciskając powieki, powstrzymałam łzy. Znowu popatrzyłam na chłopaka i miałam nadzieję, że to tylko sen. Pochyliłam się i pocałowałam chłopaka, po czym odgarnęłam włosy z jego twarzy i wyszłam z sali.

Kiedy stałam w progu usłyszałam pikanie. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam za siebie. Brad leżał na łóżku z szeroko otwartymi oczami i patrzył w sufit. Popatrzyłam na maszynę, która wskazywała jego puls. Szybko zawołałam lekarza, a ja wyszłam przed salę. Wszyscy zapytali co się stało, a ja tylko bezradnie wzruszyłam ramionami.

Nie wiem ile czekaliśmy. Minutę, pół godziny, godzinę. W końcu lekarz wyszedł z sali, a my od razu znaleźliśmy się przy nim. Powiedział, że nic nie jest pewne, ale jego stan nie jest najgorszy. Odetchnęliśmy z ulgą i usiedliśmy na krzesłach.

Po jakimś czasie, stan chłopaka stał się stabilny i mogliśmy do niego wejść. Pozwolili żebyśmy weszli wszyscy. Podeszliśmy do chłopaka, który teraz siedział na swoim łóżku.

Zauważyłam, że Brad miał rozcięty łuk brwiowy, na którym był plaster, złamaną lewą rękę i jeszcze kilka innych zadrapań. Później wypytam go dokładniej.

Rodzice przytulili chłopaka, a przyjaciele przybili z nim piątkę. Na koniec ja podeszłam do Brada i zanim się zorientowałam, chłopak przyciągnął mnie do siebie zdrową ręką i pocałował. Usłyszałam cichy śmiech jego mamy, a ja byłam szczęśliwa, że wszystko poszło dobrze. Brad przeżył i tylko to się dla mnie znaczyło.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

O Jeez, ludzie!

Nawet nie wiecie jak bardzo nienawidzę pisać dobrych zakończeń. Szczerze wam powiem, że na początku on miał umrzeć, ale za to prawie kuzynka mnie zabiła więc rozumiecie.... xD

Dziękuję też za wszystkie gwiazdki i komentarze. Mam nadzieję, że się nie zawiedliście!

Zapraszam was na moje inne opowiadania i byłoby miło gdybyście na nie zajrzeli. Dobra, jeszcze raz dziękuję!

Cześć!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro