Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Nie waż się umierać, Tommy! (NEWT)

NEWT

To nie tak, że nie wierzyłem Tommiemu, bo mu wierzyłem do cholery! On nigdy by mnie nie zdradził! Ale coś musiało się wydarzyć na tej wycieczce!

Pamiętam jak Tommy wrócił do domu. Pamiętam jaki zamyślony i smutny był! Pamiętam jak mówił, że to nic takiego i żebym dał z tym spokój. I dałem. Bo pomyślałem, że może tęsknił za mną lub wycieczka mu się nie podobała. Pomyślałem nawet, że z kimś się tam pokłócił. Może był wyzywany od "pedałów", bo przecież dużo jest takich popieprzonych ludzi. Wtedy tak to sobie właśnie tłumaczyłem. Ale teraz...

Tommy powiedział, że ma stuprocentową pewność, że mnie nie zdradził, ale za to ja mam stuprocentową pewność, że coś się jednak wydarzyło na tej wycieczce i może to nie była zdrada, ale coś jednak to było.

Tak czy inaczej, kocham go i nigdy nie przestanę. Jestem w stanie wybaczyć mu wszystko. I tak okropnie żałuję, że nie odpowiedziałem na jego "Kocham cię". Muszę wrócić i to naprawić.

Potrząsnąłem głową, nie chcąc już o tym myśleć. Zszedłem na dół i miałem już wychodzić, lecz zatrzymał mnie głos mamy.

- Wszystko dobrze? - spytała z troską.

- Tak, idę do Tommiego. Pewnie będę u niego spał. Jutro widzimy się na obiedzie. - uśmiechnąłem się do niej, po czym krótko przytuliłem.

- Dobrze. Postaram się ugotować coś pysznego. - obiecała.

- Jak zawsze. - skomplementowałem ją, na co uśmiechnęła się szeroko.

Wyszedłem na zewnątrz. Przeszedłem przez furtkę i zatrzymałem się w połowie drogi do domu Tommiego gdy usłyszałem syreny. Dźwięk był głośniejszy z każdą sekundą. Coś, chociaż nie wiedziałem co, zaczęło mi podpowiadać, że stało się coś bardzo złego.

Biegem ruszyłem do drzwi i nie pukając, wpadłem do środka.

- Tommy?! - zawołałem.

- Newt! - z salonu wybiegła Claudia.

- Co się stało? - spytałem, widząc w jakim jest stanie.

Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do salonu. Na kanapie leżał Tommy, a obok niego siedział John, trzymając syna za rękę.

- Zaraz...co z nim? Co...- zacząłem bełkotać jak idiota, więc się zamknąłem.

Nie docierało do mnie to co widzę. Dopiero gdy usiadłem obok Johna i przyłożyłem dłoń do policzka Tommiego, po czym wyszeptałem jego imię, myśląc, że zaraz otworzy oczy, co się nie stało, wtedy do mnie dotarło.

Łzy, jedna za drugą leciały mi z oczu, zamazując mi śpiącą twarz Tommiego, co mnie denerwowało, ale nie mogłem przestać płakać.

- Tommy...- wyjąkałem przez łzy - Tommy, obudź się. Proszę. Błagam. Nie zostawiaj mnie. Obiecałeś! Obiecałeś mi to! Proszę, Tommy, proszę! Ja nie chcę...ja...- urwałem, ponieważ głos mi się załamał.

- Proszę się odsunąć! - nakazał ratownik medyczny, który odsunął mnie delikatnie od mojego skarbu.

- Nie waż się umierać, Tommy! - wykrzyczałem, opierając się o ścianę i szlochając z sekundy na sekundę coraz bardziej.

Jeśli on umrze...to ja umrę razem z nim.

* * *

Wszystko pamiętam jak przez mgłę. Nie wiem jak, znalazłem się w objęciach Claudii, a potem swojej mamy. Następnie siedziałem w samochodzie, czego też za bardzo nie pamiętam. A teraz siedzę na korytarzu szpitala i od lekarza wiem tylko tyle, że trwa operacja. Nic więcej nie wiem. Nic więcej nie pamiętam.

- Ty jesteś chłopakiem Thomasa? - usłyszałem.

Podniosłem szklisty wzrok na ubraną na biało kobietę. Miała czerwoną szminkę na ustach.

- Wiadomo co z Tommym? - spytałem zachrypniętym, wypranym ze szczęścia, zmęczonym głosem.

- Operacja trwa, ale bądźmy dobrej myśli. - odpowiedziała, po czym usiadła obok mnie.

Nie miałem ochoty rozmawiać. Spojrzałem na rodziców Tommiego. Siedzieli niedaleko, trzymając się w silnym uścisku i chyba słyszałem cichy szloch co jakiś czas. Natomiast moja mama chodziła koło drzwi od sali operacyjnej nerwowym krokiem.

- Thomas był tutaj w piątek. To moja wina. Mogłam zatrzymać go siłą. Nie chciał zostawać w szpitalu żeby cię nie martwić. - odezwała się pielęgniarka.

- To teraz nie ma znaczenia. Nie da się cofnąć czasu. - wymamrotałem.

- Coś się stało? Kazałam mu się nie denerwować. Coś tu nie psuje, bo przecież wyniki nie wyszły złe. Nie rozumiem. Czy to mój błąd? Może się uderzył? Nie wiem, ale mimo wszystko chciałam przeprosić. - oznajmiła.

- Proszę się nie zadręczać. To moja wina. Wszystko było by dobrze gdybym nie ufał takiej jednej teraz już byłej koleżance. Nie poszlibyśmy wtedy do niej. Tommy by się nie zdenerwował. I nie leżałby teraz tam. - wskazałem głową na drzwi od sali.

- To nie twoja wina. Nie wiedziałeś. - powiedziała łagodnym głosem - Chcesz coś na uspokojenie? Nie wyglądasz za dobrze. - zaproponowała.

Oczywiście, że to moja wina! Gdybym był lepszym chłopakiem, nie miałbym żadnych wątpliwości w ufaniu swojej drugiej połówce! Żadnych! To wszystko moja wina! Moja! Jestem beznadziejny!

I to teraz nie ważne czy Tommy mnie zdradził czy nie! Ważne jest to, że znów walczy o życie!

- Nie. Chcę tylko...spokoju. - wyszeptałem.

- Dobrze, w takim razie już pójdę. Na pewno wszystko będzie dobrze. Trzymaj się. - pielęgniarka wstała i powoli odeszła.

Zamknąłem oczy i czekałem aż ten koszmar, przez który muszę przechodzić ponownie, się skończy.

* * *

Po dwóch godzinach...po dwóch godzinach strachu, płaczu, rozpaczy, męczarni i wyrzutów sumienia, z sali wyszedł lekarz.

Jak na zawołanie, ja, rodzice Tommiego i mama, rzuciliśmy się w jego stronę.

- Co z moim synem? - spytała roztrzęsionym głosem Claudia.

- Jego stan jest stabilny. Pojawił się u niego rozległy obrzęk po wypadku, który nasilił się prawdopodobnie w stanie silnego stresu, co spowodowało nacisk na przedni płat. Usuneliśmy obrzęk, dzięki czemu nic już nie uciska na płat mózgowy. Natomiast pojawiła się komplikacja i niestety musieliśmy wprowadzić pacjenta w śpiączkę aby podczas snu jego mózg się zregenerował i przyjął zmiany czyli nieuciskający już obrzęk. Myślę, że wybudzimy go za kilka dni. Nie mogę podać dokładnej daty. Musimy stale monitorować jego parametry życiowe oraz stan pooperacyjny. Ale jestem przekonany, że wszystko będzie dobrze. To silny chłopak. Chyba ma dla kogo żyć. Nie poddaje się i walczy. Rzadko kiedy trafia mi się tak silny organizm. Ze stanu rozwoju obrzęku wynika, że musiał mu dawać znaki już wcześniej. Jestem pod wrażeniem, że trafił na szpital dopiero teraz. - skończył swoją wypowiedź z uśmiechem - A teraz proszę mi wybaczyć. Inni pacjenci czekają. - dodał.

- Ale...- zatrzymałem lekarza - On na pewno będzie żył? - spytałem.

- Powiem tak...zawsze może pojawić się jakaś komplikacja, ale szczerze wątpię, że taka nastąpi akurat w tym przypadku. Proszę się nie martwić. Aktualnie wszystko przebiega bardzo dobrze. - odrzekł.

- Można go zobaczyć? - poprosiłem.

- Na chwilę. I proszę wchodzić pojedyńczo. - upomniał, po czym zostawił nas samych na korytarzu.

- Idź pierwszy, Newt. - zwróciła się do mnie Claudia, podając mi zielony kitel.

- Dziękuję. - wyszeptałem.

Miałem za co dziękować. Mama Tommiego na pewno pragnęła zobaczyć syna tak samo mocno jak ja, a mimo wszystko puściła mnie pierwszego.

Narzuciłem na siebie kitel, otworzyłem drzwi i ruszyłem korytarzem przed siebie, szukając wzrokiem sali pooperacyjnej.

Serce zabiło mi mocniej gdy już ją znalazłem. Uchyliłem powoli białe drzwi i łzy ponownie stanęły mi w oczach. Tommy wyglądał tak krucho. Tak bezbronnie. Podszedłem do łóżka na którym leżał. Wokół pikała aparatura, ale jedyne na czym mogłem się skupić to na jego twarzy i głowie owiniętej bandażem.

Pochyliłem się i musnąłem najdelikatniej jak potrafiłem jego usta.

- Ja ciebie też, słodziaku. - wyszeptałem to, co powinienem powiedzieć wtedy przy samochodzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro