14....chyba coś czuję.
- Witaj, słodziaku! - Newt wpadł do salonu w którym nadal siedziałem.
Gdy tylko go zobaczyłem, na moją twarz wkradł się szczery uśmiech.
- Hej, jak w szkole? - spytałem.
Newt usiadł koło mnie, wtulając się tak, że przykładał policzek do mojego torsu.
- Tęskniłem za tobą. - wyznał, po czym westchnął z wyraźną uglą, rozluźniając ciało.
To jest...nie wiem...miłe?
- Em...niedługo musimy się zbierać do lekarza, chyba, że nie chcesz iść. - powiedziałem.
- Chcę. - wymamrotał cicho w moją koszulkę.
Spojrzałem w dół, na jego blond włosy i to jak się we mnie wtulał. Zdziwiło mnie, że wcale mi to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Nagle straciłem ochotę aby gdziekolwiek iść. Chciałem po prostu siedzieć tutaj tak jak teraz, z Newtem wtulającym się, przez co było mi ciepło i przyjemnie.
Zacząłem patrzeć na niego, badając cal po calu wzrokiem jego ciało. Włosy lekko już spadające na kark, potem szyja i zaraz wyobrażałem sobie jak bardzo skóra w tamtym miejscu musi być delikatna. Potem obrzuciłem spojrzeniem ramię i...
- Newt? - złapałem go za rękę i podciągnąłem mu bardziej rękaw.
- Przepraszam. - wyszeptał tylko.
Poczułem jak serce rozpada mi się na milion kawałków gdy patrzyłem na równe, czerwone kreski na jego ręku.
- Kiedy? - zapytałem.
- Po tym jak dowiedziałem się, że to mój ojciec chciał cię zabić. - wyjaśnił - Wiem, jestem beznadziejny i słaby. - dodał cicho.
Wróciłem wspomnieniami do tamtego momentu. Rzeczywiście, Newt poszedł do domu, bo chciał zostać sam.
Gdybym wiedział, nigdy bym go nie puścił do domu!
- Spójrz na mnie. - poprosiłem.
Newt spełnił moją prośbę i odchylił się do tyłu, unosząc głowę aby na mnie spojrzeć. Złapałem go za ramiona po obu stronach, rękoma.
- Nie jesteś beznadziejny. Nie umiesz po prostu radzić sobie inaczej ze swoimi problemami. Zmienimy to. Obiecaj mi, że jeśli teraz coś się stanie to zamiast się ciąć, przyjdziesz do mnie. Nawet w środku nocy, okej? - zaproponowałem.
- Okej. - wyszeptał.
Wyglądał jak zbity szczeniak. Moje serce coraz bardziej łamało się pod tym spojrzeniem, smutnych brązowych oczu.
- Obiecujesz? - spytałem.
- Obiecuję. - przytaknął.
- Wierzę ci. - powiedziałem, jednocześnie uświadamiając sobie, że naprawdę mu wierzyłem.
Wiedziałem, że już tego nie zrobi. Ufałem mu.
Puściłem jego ramiona.
- Idę się przebrać. Zaraz wychodzimy. - oznajmiłem, po czym wstałem z kanapy.
- Zaczekam tutaj na ciebie, słodziaku. - posłał mi lekki uśmiech.
- A spróbował byś nie! - zażartowałem tylko po to aby patrzeć jak uśmiech Newta się poszerza.
* * *
- Jak tam, chłopcze? - przywitał mnie mój lekarz.
Siedziałem w jego gabinecie, natomiast Newt siedział na korytarzu.
- Dobrze. Przypomniałem sobie parę rzeczy w tym wypadek. - poinformowałem.
- Naprawdę? - zdziwił się - Może uraz nie jest tak rozległy jak wygląda. - wyszeptał do siebie - Chodź! - nakazał mi - Zrobimy parę badań! A potem masz spotkanie z psychologiem. - wyjaśnił.
Zrobiłem minę jakbym cierpiał katusze.
Badania? Znowu? I jeszcze psycholog? A co ja wariat jestem?
- Okej. - zgodziłem się niechętnie.
Wyszedłem za lekarzem z gabinetu.
- Poczekaj tutaj. Sprawdzę czy sala jest wolna. - rzucił przez ramię lekarz, idąc prosto przez korytarz, na końcu skręcając w prawo.
- Co się stało? - spytał ze zmartwieniem Newt, wstając z krzesła i podchodząc do mnie.
Złapał w dłonie końcówki mojego kołnierza.
Czemu znowu jest tak blisko? I czemu to jest takie przyjemne?
- Badania. - wyjaśniłem, przewracając oczami.
- Mogę pójść z tobą i potrzymać za rękę jeśli chcesz. - zaproponował wesoło.
Cieszyłem się, że nie widzę już smutku w brązowej czekoladzie.
- Jasne, mamusiu. - powiedziałem z sarkazmem.
- Wolałbym "tatusiu", no ale trudno. - wzruszył ramionami.
Roześmiałem się na jego słowa.
- To badania i do domu? - spytał, patrząc mi prosto w oczy.
- Jeszcze psycholog, chociaż nie wiem po co mi on. - westchnąłem cicho.
- Nie będzie tak źle. Porozmawiacie sobie i takie tam. - oznajmił z uśmiechem.
- Porozmawiać to mogę z tobą, a nie z jakąś obcą osobą. - odrzekłem, starając się nie skupiać na jego dłoniach tak blisko mojej szyi.
- Też jestem obcy. Znasz mnie raptem pięć dni plus coś tam ze wspomnień. - wzruszył ramionami.
Zastanawiałem się chwilę.
Tak, ma rację, ale wcale nie czuje aby Newt był mi obcy. Tak samo jest z rodzicami. Na początku, owszem, nie znałem ich, ale teraz czuję się tak jakbym znał całe życie.
- Nie jesteś obcy. - zaprzeczyłem.
Newt uśmiechnął się szeroko na moje słowa, po czym pochylił się i lekko muskając ustami mój policzek, wyszeptał:
- Słodko się rumienisz. - po czym wrócił do swojej wcześniejszej pozy.
- Wcale nie! - powiedziałem, czując jak robi mi się gorąco.
- Ale teraz już tak. - odparł dumny z siebie.
Co jest? Przecież udowodniłem dziś, że mężczyźni mnie nie pociągają! Więc co się dzieje do jasnej cholery?!
- Chłopcze? Zapraszam. - usłyszałem i odwróciłem się w stronę mojego lekarza.
No tak...badania.
* * *
Miałem chyba z dziesięć różnych badań. Myślałem, że zwariuję. Chciałem być już w domu, posiedzieć i pośmiać się z głupot razem z Newtem, ale musiałem jeszcze iść do psychologa.
Co to wogóle za postrzelony pomysł?!
- Witam. Nazywam się Alexandra Grand i jestem psychologiem. Em...to twój brat? - zmieszała się trochę, widząc Newta.
- Nie. To jest mój...- zacząłem, lecz Newt wtrącił mi się w zdanie.
- Były/obecny chłopak. - wyjaśnił.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
Chłopak?
- Chcesz z nami wejść i porozmawiać? - zaproponowała lekarka.
- Jeśli Tommy się zgodzi...- zaczął i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Pewnie. - zgodziłem się.
Przynajmniej nie będę sam w tym syfie.
- To zapraszam. - pani psycholog gestem zaprosiła nas do gabinetu.
Usiadłem z Newtem przed biurkiem z ciemnego drewna. Zauważyłem, że pomiędzy moim krzesłem, a krzesłem blondyna był stolik, a na nim wstawiony, kwadratowy pojemnik z piaskiem. Patrzyłem ze zdziwieniem jak Newt bierze do ręki malutkie grabełki i kreśli nimi różne wzory na sypkim, beżowym piasku.
- Co robisz? - spytałem, dopóki jeszcze lekarka nie zajęła swojego miejsca.
- Cicho. To jest odprężające. - skarcił mnie.
Uśmiechnąłem się pod nosem, nie spuszczając z niego wzroku.
To takie...słodkie dziecko! Czasami nawet gorące...albo seksow...
- Thomas? - z zamyślenia wyrwał mnie głos lekarki.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Słucham? - spytałem.
Zaraz! Kiedy ona zdążyła tu przyjść?
- Masz amnezję wsteczną. - zaczęła szukać czegoś w papierach - Z tego co wiem, musi być ci ciężko w nowym świecie. Nie znasz nikogo, nie znasz miejsc, a przede wszystkim nie znasz samego siebie. - oznajmiła.
- Nie jest tak źle. Jeśli czegoś nie wiem, to bardzo pomagają mi rodzice oraz...Newt. - spojrzałem na niego.
Nadal bawił się w piasku ze skupieniem na twarzy.
Nie no! Ten widok mnie rozbrajał!
- Thomas? - po raz kolejny na ziemię sprowadziła mnie lekarka.
- Tak? - spytałem głupio.
- Twój "były obecnie" chyba cię rozprasza. - uśmiechnęła się lekko do mnie.
- Co? Nie! Ja...- zacząłem.
- Poczekam na korytarzu. - przerwał mi Newt - I tak ten piasek za bardzo mnie korci. - wyjaśnił, dając mi do ręki małe grabełki.
Gdy wyszedł spojrzałem na piasek i serce podjechało mi pod same gardło.
Były tam wyryte słowa: Kocham Cię Tommy przy czym moje imię było w serduszku.
- Co do niego czujesz? - spytała mnie nagle lekarka.
- Ja...- wyszeptałem nadal patrząc się w słowa na piasku - Ja za cholerę nie wiem, ale chyba coś czuję. - wyznałem w końcu.
* * * * * * * * *
- Serio?! - spojrzałam z irytacją na swojego psa - To ja specjalnie zerwałam się ze szkoły aby nie pisać tej głupiej kartkówki, a tobie nagle zachciało się wyjść na dwór z czego teraz się kręcisz po parku i nawet nie chcesz przynieść tej głupiej piłki co ci ją rzuciłam?! - wkurzyłam się.
Mój pies spojrzał tylko na mnie i oblizał pysk.
Pokręciłam głową i nagle...
- Thomas? - spojrzałam na kolegę ze szkoły, siedzącego na ławce z jakimś chłopakiem - Zaraz...czy to nie jest Jackson? - wyszeptałam sama do siebie, idąc powoli w ich kierunku, ale zatrzymałam się gwałtownie gdy się pocałowali.
Co jest?! Słyszałam od Newta, że Thomas miał wypadek i dlatego nie chodzi do szkoły. Bo ma amnezję! Ale co on wyprawia?! Przecież jest z Newtem! Nie no! Tak nie będzie! Muszę porozmawiać z Newtem! Biedaczek! To on się martwi i cierpi a ten co?!
NOTKA OD AUTORA
A macie rozdział! Heh wasze komentarze mnie przekonały😘😂 ale na dziś już koniec😜
❤❤❤❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro