Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13.W takim razie...możesz pocałować mnie.

- Hej, Jackson. - przywitałem się z chłopakiem, wychodząc z domu.

- Hej. - uśmiechnął się do mnie szeroko.

- To gdzie idziemy? - spytałem, patrząc w jego oczy, które aż promieniowały szczęściem gdy tylko spotkały moje.

- Znam pewne miejsce. Chodź. - powiedział wesoło, ciągnąc mnie za ramię.

Przeszliśmy obok brązowego domu, a potem skręciliśmy za nim w lewo.

Jackson nadal trzymał mnie lekko za ramię. Nie podobało mi się to, więc udałem, że rozglądam się po okolicy, dyskretnie wyrywając się z jego uścisku.

Spojrzałem na Jacksona. Zdawał się nic nie zauważyć. Szedł dalej z uśmiechem na twarzy.

- Więc wracasz do siebie? - spytałem, aby przerwać ciszę.

- Tak. Jak już wspominałem, przyjechałem w odwiedziny do babci. Muszę wracać do szkoły. Rodzice dali mi trzy dni wolnego od budy za dobre wyniki w nauce. - wyjaśnił.

- Wow, masz super rodziców. - oznajmiłem z nutką niedowierzania.

- Są spoko! - odparł z uśmiechem.

Pokiwałem głową, jednocześnie nie wiedząc czy Jackson to widział. Zacząłem się zastanawiać, czy ja się dobrze uczyłem w szkole. Z mojego snu wynika, że miałem chyba problemy z matematyką.

Znowu?! Czy wszystko musi mi przypominać o tym śnie?

W mojej głowie natychmiast pojawiły się obrazy pocałunku z Newtem.

Westchnąłem z irytacją.

- Jesteśmy! - wykrzyczał nagle Jackson, przerywając moje rozmyślania.

Rozejrzałem się dookoła. Okazało się, że stoimy w parku. Było tu naprawdę ładnie. Kręte alejki, dużo ławek, latarnie w równych odstępach dekorowały ścieżki i do tego pełno drzew oraz piękna zielona trawka.

Przysiedliśmy na jedną z ławek. Przez chwilę patrzyłem na dziewczynę, bawiącą się ze swoim psem.

- Chyba coś cię gryzie. - przerwał ciszę Jackson.

Spojrzałem na niego. Wyglądał na zmartwionego.

To było naprawdę miłe, że chciał otoczyć mnie troską. Przypatrzyłem mu się bardziej.

- Mogę ci ufać? - spytałem.

- Pewnie! Znamy się dość długo. Na pewno na tyle abyś mógł mi ufać, Thomas. - odrzekł wesoło - Zawsze możesz mi powiedzieć o wszystkim. - dodał zachęcająco na znak, że mogę mu się zwierzyć.

Chciałem tego. Chciałem w końcu się komuś wygadać. Zdjąć w połowie ciężar z moich bark.

- Ja...- zacząłem, spuszczając wzrok na swoje dłonie - Ja chyba jestem gejem. - wyznałem szeptem.

Odważyłem się spojrzeć w stronę Jacksona. Ku mojemu zdziwieniu, uśmiechał się szeroko od ucha do ucha.

- Wow! No wiesz...to super! - zaśmiał się cicho.

- Ale ja nie jestem tego pewny. Znaczy, wiem, że przed wypadkiem byłem gejem, ale odkąd się obudziłem w szpitalu, nie czułem tego. - wyjaśniłem.

- Więc co zmieniło twój tok myślenia? - zapytał, przestając się uśmiechać i teraz patrzył na mnie w skupieniu.

Co jak co, ale Jackson jest dobrym słuchaczem i napewno dobrym przyjacielem.

To rozwiało wszelkie moje wątpliwości, sprawiając, że otworzyłem się przed nim do końca.

- Śniło mi się, że całuje chłopaka. Tak strasznie mi sie to podobało i nie potrafię o tym zapomnieć. - oznajmiłem.

- Czemu nie spróbujesz pocałować chłopaka w realu i sprawdzić czy będzie ci się równie strasznie podobać? - podsunął.

- Chciałem, okej? Chciałem...pocałować Newta. - wyznałem.

- Newta? - zdziwił się - Przecież to twój przyjaciel! - dodał z szokiem.

- Nie...to znaczy tak. To mój przyjaciel, ale my byliśmy ze sobą przed wypadkiem. Odkąd się obudziłem, nie czułem nic do niego. Ale ten sen sprawił, że po prostu chcę go pocałować. Chcę sprawdzić czy będzie tak jak we śnie, ale nie mogę tego zrobić. - powiedziałem.

- Dlaczego? - spytał cicho Jackson.

- Bo dałbym mu nadzieję. A co jeśli by mi się nie podobało? Zraniłbym go. - wyjaśniłem z bezsilnością.

Nie przeżyłbym gdyby Newt znowu chodził smutny. I to z mojego powodu.

- Mam na to rozwiązanie, ale najpierw powiedz mi, chcesz pocałować chłopaka aby sprawdzić czy będzie ci się to podobało, tak? - spytał, a ja przytaknąłem - Okej. W takim razie...możesz pocałować mnie. - zdecydował.

Spojrzałem na niego z szokiem.

Pocałować? Jego? Ale...

Może to być jedyna okazja aby zobaczyć czy moja orientacja uległa zmianie po wypadku.

- Okej. - zgodziłem się.

Jackson uśmiechnął się lekko, po czym przysunął bliżej mnie tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.

Byłem zdenerwowany, zażenowany ale przede wszystkim ciekawy. I to właśnie ciekawość wygrała gdy nachyliłem się i musnąłem lekko jego wargi swoimi.

Nic się nie działo. Żadnych motylków, żadnych uderzeń gorąca ani żadnej krwi uderzającej do głowy.

Jackson przywarł swoimi ustami do moich i nagle to do mnie dotarło.

To nie jest to. Nie jest tak jak we śnie.

Odczekałem jeszcze chwilę, a gdy Jackson chciał pogłębić pocałunek, szybko się odsunąłem.

- Ja...przepraszam...ja...- wyjąkałem, speszony.

- Poczułeś coś? - spytał z nadzieją w głosie.

Nie chciałem go ranić, ale też nie chciałem okłamywać.

- Nie. Nic nie poczułem. Ten sen...to tylko był sen. Część mnie, którą już nie jestem. - uświadomiłem sobie.

- Rozumiem. - Jackson spuścił głowę.

- Przepraszam. - westchnąłem.

- Za co? Nie masz za co przepraszać, Thomas. Nie czujesz tego. I ja to rozumiem. - spojrzał na mnie i posłał lekki uśmiech.

- Widzę, że nie jestem ci obojętny. - wyznałem.

- To prawda. Nigdy nie byłeś mi obojętny. - przytaknął - Ale nadal jesteśmy przyjaciółmi, tak? - upewniał się.

- No jasne. - odparłem szybko.

Twarz Jacksona od razu rozświetlił uśmiech.

- Pójdziemy na kawę? - spytał z tą samą wesołością co na początku spotkania.

- Okej, ale tym razem to ja stawiam. - uśmiechnąłem się lekko.

Poszliśmy do tej samej kawiarni w której byłem z nim pierwszy raz. Gadaliśmy jak para przyjaciół. Jackson nie wspominał o pocałunku, za co byłem mu wdzięczny. Chcąc nie chcąc, polubiłem go. Nawet przestał mi tak bardzo słodzić i chwalić mnie na każdym kroku, co również przyjąłem z wdzięcznością.

Przed trzecią, oznajmiłem przyjacielowi, że muszę iść. Jackson przytulił mnie krótko oraz musiałem mu obiecać, że spotkamy się jutro przed jego wyjazdem aby się pożegnać.

Dotarłem pośpiesznie do domu, po drodze myśląc nad Newtem.

Ten sen nic nie znaczył. To nie byłem ja. To nie ja czułem ciepło w sercu na jego pocałunki. To nie ja tak bardzo pragnąłem blondyna. To nie byłem ja. Jestem teraz innym człowiekiem, a przeszłość zostawiam za sobą.

Ale czy to się mi uda?

Wszedłem do domu, od razu osuwając się na kanapę w salonie.

Nie pragnę go. Nie chcę go całować. To był tylko sen. Nic więcej.

Ale mimo wszystko uśmiechnąłem się szeroko i serce zabiło mi mocniej gdy dostałem wiadomość.

Od Newtie:)
Idę do ciebie, słodziaku! 😘 Zaraz będę! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro