Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Taehyung szedł pewnym krokiem przez korytarz. Czarny kapelusz na którym widoczne, były ludzkie czaszki przyozdobione czarnymi różami lekko podskakiwał, a wystające spod niego czarne kosmyki lekko wpadały mu do oczu, jednak Kim wyraźnie przyzwyczajony do tego ignorował to. Fioletowe tęczówki badały każdy szczegół korytarza, który od niedawna został przyozdobiony śladami krwi. Wiedźma miała nadzieję, że żadna krew nie poplami jej ubrania, gdyż miał na sobie nową, czarną koszulę z słonecznikami. Dodatkowo czarny płaszcz, który był założony jedynie na barki wiedźmy łatwo się brudził, a doskonale pokazywał to jego ubłocony koniec. Kim nie lubił się brudzić zwłaszcza, gdy miał na sobie najlepsze ciuchy. Tak jak dzisiaj. Niestety wszystko wskazywało na to, że się pobrudzi. Nie lubił się brudzić i nie lubił nudnych spraw.

Dlatego wszystkich zdziwiło, gdy pojawił się na miejscu masakry. Bo tak nazywano najnowszą zbrodnie. Była to najprawdziwsza masakra. Krew była w całym mieszkaniu. Tak samo jak części ciała. Taehyung był tym naprawdę zaciekawiony, gdyż mało kiedy Instytut Rzeczy Nadnaturalnych interesuje się sprawami morderstw normalnych ludzi. Taehyung przeczuwał, że to coś więcej niż podali w oficjalnych informacjach dlatego od razu wyruszył na miejsce morderstwa. Nie musiał przejmować się, że ktoś go tam nie wpuści.

Kimowi Taehyungowi można było wejść wszędzie i to nie bez powodu. Kim był jedynym znanym właścicielem kamienia nieśmiertelności, który dumnie nosił jako medalion. Tak samo jak wiele innych kryształów i kamieni dzięki, którymi był naprawdę potężną wiedźmą. Przez wszystkie lata swojego życia nagromadził kolekcje, którą będzie trudno przebić komukolwiek kiedykolwiek. Niektórzy uważali, że przez to wiedźma cierpi na kompleks wyższości, jednakże Kim kompletnie nie przejmował się tymi osobami. Jedynie machał w ich stronę dłonią z sygnetami zrobionymi, z drogich kamieni i chichotał. Może i był trochę zadufany w sobie, ale nieszczególnie utrudniało mu to życie, więc się tym zupełnie nie przejmował.

Taehyung widząc co dzieje się na korytarzu, wchodząc do salonu spodziewał się naprawdę wszystkiego, gdyż już w nim było wiele za dużo krwi jak na normalną zbronę. O ile zbrodnia może być normalna. Jednak Kim kompletnie nie spodziewał się, że jeden z najpopularniejszych czarodziei będzie trzymał w rękach trzyletniego chłopczyka, który na dodatek był ubrany w królicze kigurumi. W końcu Jackson Wang nianią idealną nie był, a wręcz przeciwnie. Nie raz mówił, że dzieci nienawidzi i nie zamierza nigdy mieć. Roześmiany Taehyung od razu do niego podszedł

— więc od dziś niańczysz dzieci? — spytał chichocząc. Jackson spojrzał na wiedźmę i przewrócił oczami.

– a idź w cholerę, Kim. Ktoś musi się nim zająć, bo jak widzisz jego rodzice są na każdej podłodze i ścianie w tym mieszkaniu — prychnął.

— no tak. Jego matka musiała mieć urwanie głowy – mruknął Taehyung wskazując na uciętą głowę matki dzieciaka, która leżała na stoliku.

— twój humor jest okropny.

— wiem — zaśmiał się starszy.

Nagle do owej dwójki podszedł mężczyzna w średnim wieku. Na głowie miał zakrzywiony kapelusz z którego czubka wyrastał kwiatek. Taehyung cicho westchnął widząc mężczyznę. Skoro przedstawiciel wiedźm z Rady przybył na miejsce morderstwa, to jest dość poważnie

— dobrze że Pan przybył! — krzyknął chińczyk zapominając, że trzyma na rękach małego chłopca, który momentalnie się obudził i zaczął płakać. Jackson przerażony wcisnął dziecko Taehyungowi, który o mało co go nie upuścił. Kim starał się uspokoić dziecko, jednak dopiero dotyk w czoło i wypowiedzenie krótkiego zaklęcia przez członka Rady uspokoiło chłopca, który zaczął ssać jeden z kamieni, które obwiązane rzemykiem robiły za naszyjniki wiedźmy.

— to dość poważne morderstwo. Mimo iż państwo Jeon byli ludźmi, to są mocno powiązani z naszym światem. Ich dziecko może mieć specjalne zdolności, więc jeden z was musi się nim zająć — powiedział mężczyzna, a Kim głośno prychnął. Nie miał zamiaru opiekować się żadnym dzieckiem.

— dlaczego któryś z nas? — spytał Wang.

— no właśnie, Panie Choi, pana chyba popierdoliło, że któryś z nas się zaopiekuje dzieciakiem — dodał Kim.

— obaj jesteście jednymi z najpotężniejszych przedstawicieli swojej rasy. Pytanie brzmi czy ma go wychować wiedźma czy czarodziej. Ja go do siebie wziąć nie mogę, bo jak wiecie mam własne dzieci, a dodatkowo zasiadam w Radzie. Mam za dużo obowiązków. A do was mam pewność, że przez najbliższe lata nie wstąpicie do Rady i nie będziecie mieli dzieci. Dogadajcie się który z was go przyjmie, bo musimy poinformować ludzkiego przedstawiciela Rady — wytłumaczył. Jackson po prostu spojrzał na Taehyunga i szybo uciekł. Kim nawet nie zdążył zareagować, a dodatkowo i tak trzymał malca na rękach.

— co za chuj — prychnął Kim.

— więc ty, Kimie? Bardzo się cieszę — mężczyzna się uśmiechnął, a Kim po prostu nie potrafił odwzajemnić uśmiechu. Będzie miał przejebane przez następne lata — masz lepsze warunki, niż ten powaleniec. Dalej mieszkasz w tym domku w lesie?

— taa. I chyba szybko się z niego nie wyprowadzę — mruknął spoglądając na śpiącego chłopca.

— nie przejmuj się. Zawsze możesz mnie prosić o pomoc — poklepał go po ramieniu.

— jak ma na imię? — spytał Taehyung

— Jeon Jeongguk

Taehyung przyjrzał się chłopcu, który od razu wypluł kamyk i uśmiechnął się do Kima. Miał jedynie dwie jedynki przez co przypominał króliczka

— jesteś pewny, że to człowiek, a nie królik? — spytał spoglądając na starszego mężczyznę, który jedynie westchnął.

— jestem w stu procentach pewny, że to człowiek. I najlepiej weź go stąd jak najszybciej jak możesz, bo małe dzieci nie powinny przebywać w takich  miejscach — odpowiedział mężczyzna.

— najpierw chce się rozejrzeć. Coś ciekawego znaleziono oprócz zwłok i dziecka? — spytał spoglądając na małego Jeonngguka, który ponownie zajął się ssaniem kryształu.

— tak właściwie, to oprócz kartki z wiadomością nic. Później dostaniesz cały materiał dowodowy, a teraz musimy jechać do Rady.

— dobrze, dobrze. Z dzieciakiem?

— oczywiście, że z dzieckiem. Czeka cię dzisiaj długi dzień załatwiania spraw związanych z dzieckiem — odpowiedział mężczyzna

Taehyung przewrócił oczami zaczynając żałować, że w ogóle pojawił się na miejscu zbrodni. Ciekawość przypłacił wychowaniem dziecka, którego naprawdę nie chciał.
Dlatego zignorował fakt, że gdy mały chłopiec uśmiechnął się do niego Kim także się uśmiechnął. To był bardzo mało istotny fakt.

— zresztą chłopiec może Ci się przydać, bo skoro się tu pojawiłeś, to z tego pewnością chciałbyś rozwiązać tą sprawę — powiedział mężczyzna, gdy oboje wyszli z budynku.

— niby jak ma mi się przydać? To mały dzieciak, który jeszcze nie mówi. Zresztą jak podrośnie, to nie będzie pamiętać tego dnia.

— a ten kamyk, który znalazłeś trzy lata temu w Laponi?

— no faktycznie pozwoli mi on zwizalizować czyjeś wspomnienia... Ale ta osoba musi wyrazić na to słowną zgodę, wypić napar z tego kamyka i zasnąć. Zresztą dzieciaka, to może zabić.

— więc poczekaj aż podrośnie. I tak będzie musiał u ciebie być przynajmniej do dwudziestki, bo do tego czasu wychodzą jakiekolwiek nadzwyczajne zdolności — odpowiedział mężczyzna uśmiechając się. Kim westchnął przewracając oczami.

— ma Pan rację. Jak zawsze.

— oj tam nie przesadzaj. A teraz chodźmy, bo trzeba się wyrobić przed porą karmienia.

Taehyung pokiwał głową i wraz z Panem Choiem udali się w drogę do rady, a w życiu Taehyunga otwarł się właśnie całkowicie nowy rozdział, który przyniesie za sobą wiele szczęścia, smutku i śmierci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro