Rozdział 8
Okropny zgrzyt dawno nie oliwionych drzwi w jednej chwili wyrwał Secret z objęć snu. Zdezorientowana rozejrzała się po całej stajni. Konie wystawiły głowy z boksów na widok stajennego z poranną porcją paszy.
Siwce momentalnie zaburczało w brzuchu na samo wspomnienie tego, że nie zjadła dzień wcześniej kolacji. Wczoraj jeszcze długo rozmyślała, ale ostatecznie pogubiła się we własnych myślach, tak nudnych, że aż zasnęła.
Stajenny zostawił taczki wypełnione owsem w stajni z, której wyszedł po siano.
American Secret odwróciła się i zanurzyła pysk w poidle automatycznym z, którego sekundę później wypłynęła zimna woda. Wzięła kilka łyków, po czym ponownie się obróciła, wyglądając na korytarz i strzygąc uszami w kierunku drzwi.
Ogiery rżały ze sobą, kłapiąc od czasu do czasu na siebie zębami. Shadow, Dayenne, Rosie i Belle rozmawiały między sobą.
-Secret.- zaczęła Shadow, a siwka najchętniej zasadziłaby jej solidnego kopniaka.- Wiesz, że mamy dzisiaj trening?
-Cudownie. Wręcz nie mogę się doczekać.- odparła nie patrząc na karą klacz, a każde słowo przesycone było sarkazmem.
Przygotuj się na porażkę. Zrównam cię z piaskiem, żmijo.
W nocy, córce American Pharoah przypomniały się dosłownie wszystkie wredne rzeczy, które w ciągu roku karuska zrobiła siwce. Mimo iż większość chamskich dogryzek miała w głębokim poważaniu, niektóre nie raz mocno ją zabolały. A w wielu sytuacjach Shadow, pokazała Secret, że nie ma w stosunku do niej żadnych emocji, szczególnie litości. Siwka postanowiła odpłacić jej tym samym.
Niedługo potem do stajni wrócił stajenny z pięcioma snopkami siana. W każdym boksie wylądowała po pół snopku oraz kilka miarek owsa.
***
Dwie godziny później konie zostały wypuszczone na padok. Secret została wypuszczona jako pierwsza z klaczy. Przekłusowała kilka metrów, po czym stanęła niespokojnie dreptając w miejscu.
Chwilę potem przybiegły razem Rosie Sunshine i Dayenne.
-Gdzie Belle?- zapytała siwka.
-Pewnie zaraz przyjdzie.- bułanka obróciła łeb w kierunku stajni.- O! Już ją prowadzą!
Rzeczywiście, Rachel prowadziła gniadą klacz. Niestety, paręnaście metrów dalej stajenny prowadził poddenerwowaną Shadow, które najchętniej wyrwałaby mu się i pokłusowała do swoich "przyjaciółek".
Blondynka odpięła uwiąz gniadoszki, a ta od razu podbiegła do grupki.
-Cześć, czy mogłybyśmy porozmawiać?- zapytała Secret.
-Jasne.- odpowiedziały, ale niestety właśnie w tej chwili podbiegła do nich Shadow.
-Dziewczyny, muszę wam coś powiedzieć. To ważne.
Siwce krew się zagotowała, ledwo powstrzymywała tylne kopyta, aby nie znalazły się na pysku karej. Lecz, udając spokojną i opanowaną, obserwowała co będzie dalej.
-Jasne. Secret poczekasz?
I nagle w American Secret coś pękło. Znały się od pierwszych dni życia, kiedyś rozumiały się bez słów, nie mogły bez siebie żyć, były nierozłączne. Były przyjaciółkami. A teraz? Przez jeden rok wszystko całkowicie się zmieniło. Wybrały Shadow. Zostawiły coś o co dbały i pielęgnowały przez pierwszy rok swojego życia. Już nie pierwszy raz wybrały karą klacz, a nie siwą.
-Naprawdę?!- siwka zawsze starała się ukrywać emocje, ale teraz nie dała rady. Wybuchła i miała zamiar wygadać Black Shadow to co siedziało w niej od roku.- Naprawdę po raz kolejny wybieracie ją? Nie pamiętacie jak byłyśmy przyjaciółkami?! Naprawdę nie pamiętacie tego?! Nie pamiętacie Princess Botanici?! Gdy tylko pojawiła się ta Żmija macie mnie w gdzieś! Przyszła i wszystko zniszczyła! Zniszczyła coś o co dbałyśmy przez rok! Mam już tego naprawdę! Dość tego, że gdy ona jest w ogóle ze mną nie rozmawiacie, gdy tylko się pojawia i mówi Dziewczyny, muszę wam coś powiedzieć od razu za nią biegniecie, aby Shadow się nie obraziła! Mam już tego dość! Czy nasza przyjaźń w ogóle coś dla was znaczyła?!
Spojrzała każdej z dawnych przyjaciółek po kolej w oczy.
-Ale... skoro to coś ważnego?- odezwała się Rosie.
Oczy Secret przeszkliły łzy. Siwa przestała wierzyć w końską społeczność.
-Serio?! A może ja też miałam ci coś ważnego do powiedzenia?! A no tak! Przecież to co mówi Shadow będzie ważniejsze! A co jest ważniejsze? To, żebyście ze mną nie rozmawiały!
Żadna nie odezwała się. Siwka obróciła się stojąc wprost przed karuską w, której oczach można było zobaczyć jedyne co to nienawiść.
-Jak mnie nazwałaś?!
-A ty co?- siwka zignorowała jej słowa- Jak przyjechałaś to myślałam, że może jeszcze się zaprzyjaźnimy, ale od razu pokazałaś jaka jesteś naprawdę i wszystko zniszczyłaś. Odebrałaś mi najlepsze przyjaciółki, zabroniłaś im ze mną rozmawiać. Myślisz, że jesteś najlepsza?
-Bo jestem, w przeciwieństwie do ciebie umiem biegać.- kara klacz uniosła wyniośle łeb do góry.
-Ta, jasne. Zrównam cię z ziemią na treningu.- zanim Shadow zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, została z całej siły kopnięta przez siwą w zad.
Przeraźliwe rżenie przerwało ciszę panującą na pastwisku, a wszystkie oczy zwróciły się ku nim.
-Pożałujesz tego!
Wtem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przed ogrodzeniem pojawiły się Rachel i Lauren nieświadome tego co przed chwilą zaszło. Zawołały swoje klacze, które grzecznie- szczurząc się przy tym jedna na drugą- do nich podeszły, po czym sprowadziły je z padoku.
***
745 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro