Rozdział 35
Święta w Royal Stable minęły szybko i spokojnie. Po nich konie zostały, przed Nowym Rokiem, na padok wypuszczone jeszcze dwa razy. Sylwester minął jak zawsze, na Secret fajerwerki nie robiły większego wrażenia, natomiast Shadow zdenerwowana chodziła po boksie, prychała, rzucała wyzwiskami pod adres Michaela, że 'nie dał jej osobnej, luksusowej stajni dla niej, Wild'a, Rosie, Dayenne, Belle ze ścianami wyłożonymi pianką wyciszającą dźwięki'. Siwka jedynie ostentacyjnie wywracała oczyma i parskała śmiechem.
Tego dnia do stajni przyszła Rachel. To mogło oznaczać tylko jedno- trening! Siwa na samą myśl zastrzygła uszami i zarżała w kierunku dżokejki. Blondynka zaśmiała się, pogłaskała swoją podopieczną po czole i poszła po sprzęt, z którym wróciła dwie minuty później.
***
Secret energicznym stępem weszła na tor. Na jej pysku malował się uśmiech spowodowany możliwością wybiegania się- nawet nie zwróciła na stan toru, a jej kroki odznaczały się nieprzyjemnym chlupaniem na błotnistej nawierzchni.
-Wiesz, Oliver, nie sądzę, żeby trening na dzisiaj na tej nawierzchni był dobrym pomysłem.- skrzywił się Michael przyglądając się ubrudzonym w błocie kopytom siwki, która niecierpliwie stała w startboksie.
-Cichaj, wiem lepiej. Po za tym te konie praktycznie cały czas stoją w boksach, muszą wreszcie się wybiegać, rozruszać kości. I nie przesadzaj, to nie jest jeszcze jakieś bajoro.- wywrócił oczami, ale po chwili jego stopa ugrzęzła w tym 'bajorze'. Gdy Morgan się nie patrzył rozszerzył nerwowo oczy, gdy nie mógł jej wyciągnąć.
No ile jeszcze? prychnęła nerwowo Secret.
Po chwili jednak klacz szarpnęła wściekle łbem, gdy drzwiczki otworzyły się, a jej przez błotnistą nawierzchnie ciężko było z niego wybiec. Siwka pokracznie wyskoczyła z maszyny startowej, a Michael posłał trenerowi stanowcze spojrzenie, które ten zignorował.
Natomiast córka American Pharoah również zignorowała nie najlepszy start i pokonywała kolejne metry. Czuła nacisk kiełzna, postanowiła zostawić siły na sam koniec. Kopyta z bardzo nieprzyjemnym chlupotem uderzały o nawierzchnie, a błoto, które spod nich wystrzeliwało nie ominęło nóg trzylatki. Niestety, znalazło się ono też w ogonie i grzywie.
Wchodząc w ostatni zakręt zastrzygła uszami. Wydłużyła krok nabierając prędkości. Wiatr smagał przyjemnie jej grzywę i ogon. Nie mogła się doczekać wreszcie treningu i chciała osiągnąć jak najlepszy czas.
Jednak niedługo potem minęła celownik czując nacisk wędzidła. Stopniowo przeszła w galop, a potem kłusem podjechała do trenera.
-01.34.77.- wyprzedził pytanie Rachel trener.
-Okej, a gdzie znów wystartuje?- zaśmiała się dżokejka.
-Las Virgenes Stakes w marcu.- tym razem to właściciel wyprzedził trenera.
-I widzisz? Bardzo dobrze jej poszło na tej nawierzchni, a ty miałeś wątpliwości.- prychnął trener.- Jedynie miała słaby start, ale szybko to nadrobiła.- dodał po czym zwrócił się do blondynki.- Rozstępuj.
***
412 słów.
Uff... Wreszcie skończyłam ten rozdział xD
Po za tym co tam u Was? Jak Wam mijają wakacje?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro