Rozdział 31
Wreszcie po kilku dniach spędzonych w boksie nadszedł czas na wyjście z niego. Stan nawierzchni toru był w porządku, więc Secret spokojnie mogła iść na trening. Jeszcze nigdy tak bardzo nie ucieszyła się na widok swojej dżokejki w drzwiach stajni. Aż zarżała na jej widok. Jednak podczas oporządzania siwkę przepełniała energia, której chciała się pozbyć. Nie mogła się doczekać biegu, niestety przez to sprawiała małe problemy przy siodłaniu.
-American Secret!- skarciła ją stanowczo Rachel- Albo się uspokoisz albo...
Albo nie ma żadnego "albo". Tak czy siak pójdę na trening, więc nie stękaj.
Blondynka dopięła ostatecznie popręg i wskoczyła na siodło. Klacz ruszyła energicznym stępem w kierunku toru.
***
-Mila i 1/16. Wstrzymuj ją do ostatniego zakrętu, wypuść ją dopiero na ostatniej prostej!- oznajmił trener.
Dżokejka kiwnęła głową.
Jeszcze chwila, jeszcze moment... E, no kiedy te bramki się otworzą?!
Nastąpił długo wyczekiwany moment. Secret wyskoczyła ze startboksu. Chciała gnać, chciała pędzić jak wiatr... Ale nacisk kiełzna uniemożliwił jej to. Jęknęła z frustracją, ale dostosowała się do polecenia.
Wybiegając na przeciwległą prostą nieznacznie przyśpieszyła. Już nie mogła się doczekać ostatniej prostej. Pokonywała kolejne metry, aż wreszcie nadeszła ta druga, tak bardzo wyczekiwana chwila. Wybiegając z zakrętu poczuła luźne wodze. Wystrzeliła jak procy.
Co chwilę przyśpieszała. Wykrok był niesamowity. Wiatr targała jej grzywę i ogon, drobiny piasku wystrzeliwały spod jej kopyt. Cwałowała przed siebie, chciała gnać jeszcze szybciej... ale stało się to...
W połowie prostej tuż przed kopytami siwki przebiegła mysz. Nie było możliwości, żeby dokładne oko konia jej nie zauważyło. Nie tyle wystraszona, a zdziwiona klacz wyskoczyła w powietrze, gwałtownie lądując. Nie przygotowana na to wszystko dżokejka przeleciała nad głową siwej i upadła dwa metry dalej.
Trener i Michael w mgnieniu oka znaleźli się przy dziewczynie.
-Nic ci nie jest?
-Wszystko okej?
-Jak się czujesz?
-Wezwać pogotowie?
Pytali przerażeni jeden przez drugiego.
Pff, co tam! Mnie to nie zapytają czy wszystko ze mną okej. Ja sobie mogłam złamać nogę, a Rachel pewnie ma tylko kilka otarć i robią z tego nie wiadomo co. Koń haruje i co z tego ma? No właśnie. Nic. A jakby mi się coś stało? Jakbym teraz im uciekła?
Klacz mrużyła oczy przy każdym słowie, po czym obróciła się na pęcinie i z wysoko uniesionym ogonem pokłusowała w przeciwnym kierunku.
-Michael, idioto, łap tego konia!- wydarł się trener, a właściciel podniósł się i poderwał się do biegu.
Secret prychnęła i przeszła w galop wbiegając w pierwszy zakręt toru.
***
399 słów.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro