Rozdział 18
Gdy tylko nacisk uwiązu ustąpił, Secret wystrzeliła galopem przed siebie. Mimo zmęczenia, które postanowiła zignorować, gnała w kierunku kilkunastu dobrze jej znanych aparycji. Wiatr smagał jej grzywę i ogon.
Cold Coffee dojrzała ją, gdy ta była dopiero w połowie pastwiska. Oderwała się od skubania trawy, stawiając uszy na sztorc i czekając na bratanicę.
-Hej!- krzyknęła, gdy siwka do niej podbiegła.- I jak ci poszło? Które miejsce?
-Pierwsze. Z przewagą czternastu długości!- pochwaliła się podekscytowana i dumna z siebie Secret, po czym radośnie zarzuciła łbem oraz strzeliła z zadu.
-Gratuluję! Jaki kolejny start?
-Champagne Stakes, a dalsze plany na sezon dwuletni Morgan ma ogłosić, po tej gonitwie. A u was co tam?
-Przed południem Aria pojechała do zaźrebienia. I w sumie nic nowego.- po czym wróciła do skubania trawy, a Secret również się za to zabrała. Dopiero teraz poczuła lekkie zmęczenie.
-Wiesz, myślałam, że ta przyjaźń coś dla ciebie znaczy! Szkoda by było ją stracić...- siwka oderwała się od swojego zajęcia, podnosząc głowę i strzygąc uszami. Krzyki należały do Lemon Scent- rocznej klaczki, która przyjaciółką brata Rosie oraz jej samej.
-Nom, szkoda.- odparła oschle Sunshine z poważną miną. Gniada klaczka obróciła się na pęcinie i pogalopowała w przeciwnym kierunku.
Bułanka chwilę stała z niewzruszoną miną, ale siwa wiedziała, że na pewno ją to zabolało. Zanim pojawiła się Shadow, Rosie bardzo przyjaźniła się z Lemon oraz Raspberry Tea. Tak mocno, że czasami bywała zazdrosna, gdy ktoś inny z nimi rozmawiał.
Dwulatka również się obróciła i powróciła do rozmowy z Shadow, Dayenne i Belle.
Natomiast gniada pędziła galopem w kierunku lasu.
-Lemon, proszę zatrzymaj się!- prosiła ją roczna, kasztanowata Tea.
-Nie, Raspberry! Idź sobie!- w oczach kasztanki zebrały się łzy, którym szybko dała upust. Scent przyśpieszyła, ale na drodze stało ogrodzenie. Zawahała się, ale ostatecznie skoczyła uderzając lekko kopytami o płot.
Zszokowana Secret otworzyła szeroko usta i niewiele myśląc zerwała się do biegu.
Przecież Lemon Scent nie poradzi sobie sama w lesie! Jeszcze się gdzieś zgubi, coś jej się stanie, ktoś ją porwie lub zaatakują ją jakieś zwierzęta!
-Secret, gdzie idziesz?- zapytała ją ciotka. Siwka zatrzymała się na chwilę.
-Zaraz wrócę. Zajmij się Raspberry.- wskazała pyskiem na płaczącą kasztankę. Coffee skinęła głową i poderwała się do kłusa. Siwka ponownie zagalopowała i przeskoczyła ogrodzenie z dużym zapasem.
-Secret!- siwka zastrzygła uszami na głos Tea. Ciotka już do niej podbiegła.
-Znajdziesz Lemon? Obiecujesz?
-Obiecuję.- odpowiedziała pewnie.
-Uważaj na siebie!- krzyknęła za nią pięciolatka, ale dwulatka nie usłyszała tego, bo gnała między drzewami i zaroślami.
***
390 słów.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro