Rozdział 16
Secret już od czterech dni przebywała w stajni na torze Santa Anita Park. Tego dnia miał się odbyć wyścig. Wyjechali wcześniej, aby klacz zapoznała się z torem, ponieważ jeszcze nigdy na nim nie była. Tym razem pojechała sama, nikt inny z jej stadniny nie brał udziału w tej gonitwie.
Przed południe odbył się codzienny rutynowy trening, ostatni przed wyścigiem.
Siwka minęła celownik z ogromną prędkością, a trener zatrzymał stoper. Uśmiechnął się i mruknął pod nosem:
-01.42.63. Świetnie. Jest gotowa.
***
Kilka godzin przed wyścigiem, gdy Secret spokojnie skubała siano w boksie, do stajni wparowało kilka osób. Młody, około dwudziestopięcioletni mężczyzna z kilkudniowym zarostem prowadził skarogniadą klacz, którą Secret od razu poznała. Wyjrzała przez drzwiczki boksu nadstawiając uszu. Niedaleko za klaczą dreptali zdenerwowani chłopak- za pewne opiekun sądząc po tym, że był obładowany sprzętem- oraz dżokejka, w podobnym wieku co właściciel.
Brunet wprowadził klacz do boksu obok. Co za szczęście! Zablokował zasuwę i poszedł gdzieś z dziewczyną i chłopakiem.
-Boti!- zarżała radośnie Secret.
-Secret!- odwzajemniła Princess.- Jak świetnie, że znów się spotykamy! Opowiadaj, mycha, co u ciebie? Jak z tą całą, ugh, Black Shadow? Ekhem- udawała, że kaszle- Nienawidzę jej, ekhem, ekhem.
Siwka parsknęła śmiechem.
-Ugh, Shadow żyje i niestety ma się dobrze. Wygadałam Rosie, Belle i Dayenne całą prawdę, ale nie wiem czy dało im to coś do myślenia, bo ciągle zadają się z Shadow.
-Co? Serio? A ona jaka jest w stosunku do nich?
-Czasami mam wrażenie jakby traktowała je jak swoje podwładne.
-O ja cię. Chciałabym ci jakoś pomóc. Gdyby tutaj były to przemówiłabym im do rozumu! Tak tęsknię za Royal Stable... Chociaż w Green Meadow nie jest jakoś najgorzej.
-A tam jak jest?- zaciekawiła się siwka strzygąc uszami.- Masz tam jakieś przyjaciółki?
-Mam tam dużo koleżanek, ale przyjaciółkami jesteście wy.- puściła oczko do Secret- Jeden ogier zapytał czy będę jego dziewczyną*.
-Co?! Serio? Super! I co powiedziałaś? Zgodziłaś się?- pytała radośnie Secret.
-Uciekłam.- odparła cicho Botanica, a gdyby się dało to siwka strzeliłaby sobie facepalm'a.
-Czemu?
-A co miałam powiedzieć?- jęknęła już głośniej skarogniada.
-A on ci się nie podoba?
-No trochę podoba... Ale sama nie wiem...
***
Dwie godziny potem do stajni przyszła Rachel w stroju dżokejski. Wyczyściła klacz, a gdy skończyła zabrała się za siodłanie. Na grzbiecie siwki wylądował różowy czaprak wyścigowy, czarne siodło z białym popręgiem oraz białe ogłowie z czarnymi wodzami i różowym, futerkowym nachrapnikiem.
Wyprowadziła klacz przed stajnię i ruszyły w kierunku toru.
***
374 słowa.
*- nie wiem, czy nie lepiej by brzmiało ,,klaczą", ale nie byłam pewna, więc ćśśś
Na dzisiaj chyba już koniec maratonu, chyba, że wena mnie najdzie. A jeżeli nie to rozdział zapewne będzie jutro.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro