Rozdział 15
Chandelier Stakes zbliżało się wielkimi krokami. Siwka codziennie solidnie trenowała wytrzymałość i prędkość. Jednak pewna sprawa, a mianowicie to co usłyszała niedawno w zagajniku, podczas rozmowy Dortmund's Pride'a i San Diega, nie dawało jej spokoju. O co im mogło chodzić? Czemu San Diego tak się zdziwił? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.
A z resztą!
Secret zarzuciła głową próbując odgonić od siebie zarazem natarczywe myśli jak i końskie muchy. Dumnym, wyciągniętym kłusem, z wysoko uniesionym ogonem niczym arab, przemierzała pastwisko.
Gdzieś w oddali usłyszała radosne rżenia Balancing Belle, Rosie Sunshine i Dayenne oraz coś co przypominało rżenie, co należało do Shadow. Siwka poczuła lekkie ukłucie w sercu. Nie rozmawiała z dawnymi przyjaciółkami już od miesiąca. Wykrzyczała im prawdę w twarz. A co innego miała zrobić? Czy dało im to do myślenia? Nie wiadomo...
Z pogorszonym już lekko humorem przeszła w galop, którym dobiegła do końca ogrodzenia.
Na parking znów podjechała bukmanka. Tym razem srebrna, z czarno-złotym logiem stadniny, przyczepiona do czarnego mercedesa. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się na całą swoją szerokość, a z wnętrza samochodu wyskoczył Morgan. Podszedł do przyczepy, rampa opadła i na uwiązie wyszła z niej Cold Coffee.
Michael zawahał się czy dać klacz do stajni czy na padok, ale ostatecznie- słysząc błagalne, a zarazem smętne rżenie Secret- wprowadził kasztankę na pastwisko.
-Ciocia!- siwka przytuliła się do klaczy- Nareszcie jesteś! Tęskniłam za tobą!
-Witaj, Secret. Opowiadaj! Wydarzyło się coś ciekawego podczas mojej nieobecności?
-Szczerze powiedziawszy to nic nowego, chyba, że liczyć to, że mam nowy sprzęt.- odpowiedziała.- Idziemy do Orchid i reszty?
-Jasne.- klacze poderwały się do kłusa.
-American Secret!- dała się usłyszeć wołanie Rachel. Siwka od razu się zatrzymała, a jej ciotka chwilę potem.- American Secret!
Klacz położyła uszy po sobie i tupnęła nogą. Wcześniej treningi miała zawsze przed południem, a od jakiegoś czasu zaczęły się odbywać w popołudniu. Rachel już kilka razy wybawiła ją tym sposobem z niezręcznych sytuacji, ale serio? Musiała akurat teraz?
-Co się stało?- zapytała ciotka.
-Rachel mnie woła. Na trening.- dwulatka wywróciła oczyma.
-Okej, to po treningu przyjdź do nas. Będziemy pod lasem.- po czym obie kłusem rozeszły się w swoje strony.
***
-1 i 1⁄16 mili, czyli osiem i pół furlonga. Wstrzymuj ją i wypuść dopiero na ostatniej prostej. Na poprzednim wyścigu pozwoliłaś jej gnać już od początku i ledwo wygrała. Trzeba zmienić taktykę.- oznajmił trener.
Siwka wyskoczyła ze startboksu. Chciała pędzić, ale nacisk kiełzna nie pozwolił jej na to. Zrezygnowana spokojnie cwałowała.
Gdy wybiegła na ostatnią prostą poczuła luźne wodze. Gnała przed siebie, lecz nie trwało to długo, a nacisk wędzidła powrócił.
Już? Tak szybko?
Pomyślała zszokowana, ale grzecznie podjechała kłusem do trenera.
-01.43.68. Bardzo dobrze jej poszło. I tak właśnie masz ją poprowadzić w Chandelier Stakes.- poklepał Secret po suchej szyi.- Rozstępuj ją.
Blondynka skinęła głową i wykonała polecenie trenera.
***
Po treningu dwulatka miała nadzieję, że jeszcze zostanie wypuszczona na pastwisko, ale niestety wróciła do stajni. Ponadto na padoku nie było żywej duszy.
Znalazłszy się w swoim boksie została rozsiodłana i zamknięta razem z siatką siana. Dżokejka odniosła sprzęt do siodlarni i wyszła ze stajni, uprzednio głaskając każdego konia po czole.
Secret zajęła się tym samym czym pozostali lokatorzy stajni- opróżnianiem siatki z jej zawartości.
***
Równe 500 słów.
Jednak udało mi się napisać dzisiaj kilka rozdziałów. Drodzy czytelnicy, chcę Wam bardzo podziękować, że czytacie moje wypociny. Nawet nie wiecie ile radości sprawia mi każda gwiazdka, każdy miły komentarz, każde nowe wyświetlenie. Kofam Was! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro