Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Luke🔥To była piekielnie udana noc🔥

– Kurwa mać, człowieku! – ostre szarpnięcie za ramię wyrywa mnie ze snu.

Nie, to nie sen. To nadciągające widmo kaca mordercy. Usta wypełnia mi posmak alkoholu, a ból głowy i to charakterystyczne otępienie świadczy o tym, że to nie był tylko alkohol. Z jękiem próbuję przekręcić się na bok, jednak coś mi to utrudnia. Coś, a raczej ktoś na mnie leży.

– Cholera, jebie jak w tanim burdelu. Wstawaj i wypierdalaj!

Kobiece westchnienie, a potem jęk niezadowolenia opuszcza gardło tej, którą Max – mój agent, przyjaciel i specjalista od spraw beznadziejnych chyba wyprasza.

– Telefon! – warczy.

– Na jakiej... – słyszę zachrypnięty, poirytowany damski glos.

Unoszę odrobinę powieki, bo nie jestem pewien, czy chce mi się mierzyć z konsekwencjami wczorajszej imprezy.

Nie chce... Od tego mam Maxa. I za to mu płacę.

Kładę się na boku i spod przymrużonych powiek obserwuję nagą dziewczynę, stojącą przed Maxem. Ma na sobie welon zakonnicy. TYLKO welon zakonnicy. I ma ładny tyłek. Na jednym z pośladków widać sporej wielkości zasinienie.

Najwyraźniej nieźle się zabawiliśmy. Szkoda, że nic nie pamiętam.

Ja pierdolę... – psioczy Max.

Przy tym potoku bluzgów wylewającym się z jego ust podczas kasowania galerii tej laski – ciekawe, czy faktycznie jest zakonnicą – prezentuje się wzorcowo w uprasowanej białej koszuli i przewieszonej przez ramię granatowej marynarce.

– Zabieraj rzeczy i wynoś się!

– Już nie drzyj się tak na nią. Nie jej wina, że tu jest. Wiesz, że nie sposób mi się oprzeć – ledwo mówię, przeciągając się przy tym z zadowoleniem.

Kobieta łakomie przesuwa wzrokiem po moim ciele, zatrzymując się w okolicach pasa i czerwieniąc. Przytrzymuje ubrania przy klatce piersiowej, zasłaniając piersi. Na biodrze dostrzegam wytatuowanego diabełka.

– Jeszcze to – Max podaje jej szarfę z napisem: Wieczór Panieński.

Szkoda, że jednak udawana. Zakonnicy jeszcze nie pieprzyłem.

– A teraz, tam są drzwi – Max wskazuje palcem wyjście z pokoju hotelowego.

– Zadzwonisz? – zwraca się do mnie z nadzieją w oczach.

– Nie – gaszę jej optymizm, chociaż miło by było to powtórzyć i tym razem coś zapamiętać.

Kiedy dowód upojnej nocy zamyka za sobą drzwi, kładę się z powrotem na wznak, wsuwam ręce pod głowę i obserwuję mojego agenta, uśmiechając się kpiąco.

– Zadowolony jesteś?! – warczy.

– Mnie też miło, że wpadłeś – odpowiadam spokojnie, łasząc się na kąśliwy ton. – Szkoda, że nie przywiozłeś kawy.

– Przestań drwić! I zacznij się ogarniać. Dobrze, że tym razem nie wyłączyłeś telefonu, bo łatwiej było cię namierzyć. Pamiętaj, że dziś mamy spotkanie.

– Spotkanie?

– Armani? Kontrakt na męskie perfumy sygnowane twoim nazwiskiem? – Wyrzuca z siebie jakby sądził, że powinienem o tym pamiętać. To, kurwa, jego działka.

– Spoko.

– Błagam cię, przestań lekceważyć ludzi!

– A ty przestań zrzędzić! – warczę siadając i natychmiast kładę się z powrotem, bo pokój wiruje i nie czuję nóg. Cholera. Naprawdę ich nie czuję.

Dobiega mnie dźwięk telefonu.

– ... nie możesz jej zatrzymać? Szlag by to... co zrobił?! – Krzyżujemy spojrzenia, a przez twarz Maxa przewija się w tym momencie tyle skrajnych emocji, że nie wiem, czy byłbym w stanie do odegrać. Chociaż pewnie stanowiłoby to ciekawe wyzwanie.

Rozłącza się. Ramię opada mu bezwładnie, po czym zrezygnowany odzywa się:

– Kate tu idzie.

– Whistler?

– A z kim się oficjalnie spotykasz. Jeszcze. Bo domyślam się, że po tym, co odjebałeś, zaraz tu wpadnie, by z tobą zerwać.

– Nie zerwie. Ma za duże influencerskie korzyści z tego związku. Jej się to po prostu nie kalkuluje – odpowiadam pewnie.

– Wierz mi, nawet Kate Whistler ma w sobie jeszcze resztki godności.

Ledwo kończy, rozlega się pukanie, a raczej walenie w pięścią w drzwi.

– Włóż chociaż gacie – Max opada tyłkiem na łóżko i chowa twarz w dłonie.

Przez ułamek sekundy chyba robi mi się go żal, ale przepędzam to uczucie. Dostaje za to forsę. I to w takich kwotach, które z pewnością rekompensują mu teoretyczne straty moralne. I stres. Chociaż nie wiem, czym tu się stresować. Znany jestem z afer. Tym zdobywam popularność.

– I tak już wszystko widziała – sarkam.

– Ale ja nie mam ochoty oglądać twojego gołego tyłka.

Mamrocze coś jeszcze i dałbym sobie głowę uciąć, że brzmiało to jakby mnie również nie miał ochoty oglądać.

– Otwieraj von Schiller! – słychać pomiędzy uderzeniami w skrzydło drzwi.

– Jezu, kurwa, już... – jęczę. – Otworzysz jej, Max?

– Nie! – Odpowiada oschle. – Sam sprzątnij ten bałagan. Ja będę miał dość roboty z ocieplaniem twojego wizerunku mediach.

– No przecież chyba nie było aż tak źle – siadam obok i klepię go po ramieniu.

Mrozi mnie spojrzeniem. Jest jedynym moim pracownikiem, który może sobie na to pozwolić bo wie, że go nie zwolnię. Za dużo mu zawdzięczam.

– Było?

– Von Schiller, jebany tchórzu?! – dobiega zza drzwi.

– Domyślam się, że nie przeglądałeś jeszcze sociali?

Lekki niepokój kiełkuje gdzieś w okolicach mostka, ale szybko go przepędzam. Jestem Złotym Chłopcem Hollywood. Nie ma takiej afery, która by mi zaszkodziła. To Max zawsze się przejmuje, że kontrakty, wizerunek, fani. Prawda jest taka, że ludzi kochają afery. Im bardziej kontrowersyjne, tym mocniej trendują w social mediach. Przybywa mi followersów, a to z kolei przyciąga firmy.

– Ogarnij sprawy z Whistler, a potem będziemy się martwić resztą – mówi cicho, nie podnosząc głowy.

Udaje mi się znaleźć gacie i idę do drzwi. Ledwo jej otwieram, oślepia mnie najpierw błysk fleszy, a potem strzał w twarz. Zaskoczony robię krok wstecz, a potem kolejny, kiedy czuję mocne pchnięcie w klatkę piersiową.

– Ty jesteś tak samo nienormalna jak on! – Maxa jest wściekły. Pospiesznie zatrzaskuje drzwi przed nosem kilku paparazzich. – Musiałaś?! – unosi się, patrząc wściekle na Kate.

– Och doprawdy, Rockwood. Nie myślisz chyba, że zamierzam na tym nie skorzystać, po tym jak zrobił ze mnie kretynkę!

– Wiesz, Whistler – spogląda na nią lekceważąco, – bardziej bym się zdziwił, gdybyś jednak tego nie wykorzystała. Bo to by nie było tak podobne do ciebie. Może wówczas miałbym o tobie inne zdanie.

– Uważaj, bo pozwę cię o zniesławienie, dupku!

– Zostaw go, Kate. Mówi o co chodzi i wypad. Marnujesz mój cenny czas. – Staję w obronie Maxa.

– Zmarnuję, to twoją karierę, von Schiller! Rozumiem, mogłeś mnie nie kochać...

– No raczej. – Wybucham śmiechem.

– ...mogłeś się kurwić za moimi plecami...

– Och, dziękuję za pozwolenie łaskawa pani – kłaniam się w pas, a ona robi się tak czerwona ze złości, że nawet tona podkładu na jej idealnie wymalowanej twarzy nie jest w stanie tego zakryć.

– ...ale zrobiłeś ze mnie idiotkę w sieci. Chociaż byś ze mną wcześniej zerwał! A nie...

– Spotykałaś się z „American Idiot", więc wiesz... do czegoś to zobowiązuje – Uśmiecham się kpiąco, zakładając ramiona na piersi. Wbijam w nią znudzone spojrzenie. Jej jazgot przyprawia mnie o jeszcze większy ból głowy. – Coś jeszcze?

– Pogrążę cię, von Schiller.

– To już są groźby karalne, Whistler – wtrąca Max. – Wyjdź, zanim powiesz za dużo.

Kate wskazuje na nas po kolei palcem, zaciska gniewnie usta i wychodzi. Tłumię parsknięcie, kiedy próbuje trzasnąć drzwiami, ale automatyczny ogranicznik jej na to nie pozwala. Odwracam się w kierunku Maxa. Ma grobową minę. Chcę mu powiedzieć, żeby wyluzował, ale coś w sposobie w jaki na mnie patrzy sprawia, że milczę. Mężczyzna wstaje, podchodzi do biurka – standardowo ustawionego pod ścianą w hotelach tej klasy – i ze stosu śmieci po żarciu i alkoholu oraz, Bóg wie czego jeszcze, wygrzebuje pilota. A następnie włącza CNN. Trafiamy na środek programu informacyjnego. Na czerwonym pasku w dole ekranu przesuwają się skróty najważniejszych informacji dnia. Wyłapuję wzmiankę o sobie:

„Luke von Schiller drwi z uczuć religijnych."

Ups!

– A teraz wracamy do głośnego skandalu z udziałem Złotego Chłopca Hollywood. Jak dotąd nie udało nam się porozmawiać z aktorem na temat wczorajszego nagrania, które on sam umieścił na swoim profilu na TikToku. Agent celebryty, Max Rockwood odmawia komentarza. Jednak nasz brytyjski korespondent Alec Willis jest właśnie pod domem państwa von Schillerów w Anglii. Alecu, czy udało ci się dowiedzieć czegoś więcej?

– O kurwa... – wyrywa mi się.

Mieszanie moich rodziców moje skandale to już gruba przesada. Zwłaszcza, że one miały odciągnąć od nich uwagę paparazzich, a nie odwrotnie. Zaciskam pięści, zapamiętując nazwisko dziennikarzyny, który ich niepokoił.

Już ja cię nauczę rzetelnego dziennikarstwa, gnoju!

– Witaj Rose. Pan Henry von Schiller odmówił szerszego komentarza dodając, że jedyne co może zrobić to przeprosić wszystkich w imieniu ich syna, którzy poczuli się urażeni. Zapewnił, że nie wierzy, że intencją Luke'a była obraza papieża...

– Obraza papieża? – Spoglądam na Maxa, który przykłada palec wskazujący do ust, by mnie uciszyć.

Jest podenerwowany. Z powrotem siedzi na łóżku, a jego prawe kolano podskakuje jak na sprężynie. Co chwilę odciąga kołnierzyk koszuli od szyi i nerwowo drapie się po karku. Ja tymczasem rozglądam się po pomieszczeniu. Dostrzegam jakiś dziwny szal i śnieżnobiały berecik. Podchodzę bliżej. Kiedy chwytam śliski materiał między palce i podnoszę, już wiem, że to nie szal a stuła. A berecik okazuje się piuską. Odwracam się twarzą do Maxa, który bez słowa przełącza na inny kanał informacyjny. I kolejny. I kolejny.

– Jak widać, kultowy „American Idiot" znowu na topie – staram się obrócić wszystko w żart.

– Odpal swojego instagrama – nakazuje chłodno.

Posłusznie ruszam w poszukiwaniu telefonu. Chwilę trwa, nim go znajduję. Kiedy wchodzę w apkę, zalewa mnie fala powiadomień. Przy ikonce TikToka rownież widnieje czerwona kropka. Tym zajmę się za moment. Widzę horrendalny wzrost followersów i serduszka pod ostatnim postem liczone w setkach tysięcy. Sprawdzam zdjęcie, które wywołało taki nagły skok zasięgów.

Leżę w łóżku. Po mętnych oczach widzę, że musiało być grubo i że alkohol to nie były jedyne używki, jakie wczoraj poszły w ruch. Przyglądam się fotografii: do mojej nagiej klatki piersiowej przytulona śpi ciemnoskóra kobieta. I pewnie wszystko byłoby okej, bo często wrzucam takie fotki, gdyby nie fakt, że jedyne co laska ma na sobie, to kornet zakonnicy. Ręce skrępowałem jej stułą, której jeden z końców owinięty mam wokół szyi, a na głowie mam piuskę. Czytam treść postu.

Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego.

Czy pieprzyłem się z zakonnicą? Tak.

Ta biedna zbłąkana owieczka potrzebowała rozgrzeszenia. I powiem wam, że to była piekielnie udana noc.

#fucker #luke #american_idiot #nunfun

Czy wywołałem kolejny skandal? No, kurwa, nie inaczej.

– Włącz TikToka – nakazuje Max zmęczonym głosem.

Uruchamiam aplikację. Niemal natychmiast zalewa mnie fala powiadomień. Każde kolejne sprawia, że żołądek ściska mi się coraz mocniej. Komentarze, udostępnienia, reakcje. Nagrania z wczorajszej nocy najwyraźniej zrobiły furorę. Widok miniaturek przypomina mi kadry z horroru – na jednym z nich tańczę na stole w sutannie, wznosząc kieliszek z winem i przekrzykując muzykę, a na innym parodiuję błogosławieństwo z groteskowym wyrazem twarzy. Ostatni film umieszczony pięć godzin temu ma sto milionów wyświetleń i dwa miliony przesyłań. Nie skupiam się jednak ani na ilości polubień, ani komentarzy, tylko na tym, co widzę na ekranie. Widzę siebie. Nago. Poruszającego się na czworakach. W czapce piusce na głowie. Na moich plecach siedzi laska, którą przeleciałem. W samej bieliźnie i zakonnym kornecie na głowie. W dłoniach trzyma stułę, która owija moją szyję.

Spoglądam na opis filmu:

„Niegrzeczna zakonnica dosiada swojego boskiego lewiatana. Jaka jest twoja supermoc?"

Wybucham śmiechem.

– Tak cię to bawi?

– Stary, ja nawet nawalony potrafię sklecić zgrabny tekst.

Rzucam telefon na łóżko i spoglądam na swojego agenta. Powiedzieć, że jest mną rozczarowany, to jak nic nie powiedzieć. Problem w tym, że ja mam totalnie gdzieś, jakie będą tego konsekwencje. Bo nie będzie żadnych.

– Przesadzasz. Widziałeś jak wzrosły mi zasięgi...

– Pieprzę twoje zasięgi!

– Ja pieprzyłem prawie-zakonnicę.

– Przesadzasz! I w końcu się doigrasz!

– Wyluzuj.

– Luke, jeszcze nie uciszyliśmy sprawy tej nastolatki – przerywa mi – a ty odwalasz taki numer?!

– Była pełnoletnia – podkreślam, tracąc dobry humor. – Dobrze wiesz, że próbowali mnie wrobić.

– A ty jak widać nie uczysz się na błędach!

– No jak to nie – obruszam się. – Ta nie przypominała nastolatki.

– Trzymajcie mnie, bo wyjdę z siebie! – Max wznosi oczy do nieba.

– Maxiu – dodaję pobłażliwie – laski kręci age gap. Wiesz jak do mnie mówiła?

– Mało mnie to interesuje. Wiem jak cię potem nazywali w komentarzach!

– Bo zazdroszczą. Wyluzuj. – Przeciągam się, aż strzelają mi wszystkie stawy.

Podchodzę do lustra i sprawdzam, jak wiele szkód na mojej twarzy dokonała pięść Whistler. Żadnych.

– Naprawdę tak cię to bawi? – kumpel pyta nie kryjąc niedowierzania.

–Bardzo...

– A czytałeś komentarze? Większość ludzi jest oburzona.

– Siostrzyczka ani trochę nie czuła się obrażona – wybucham śmiechem.

– Zależy ci, żeby w końcu zagrać na dużym ekranie. Niebawem Draganov ogłosi casting do Projekt:Shadow.

Zastygam. Draganov to mój guru.

– Nikt przy zdrowych zmysłach nie zatrudni kogoś takiego skandalisty do poważnej, wysokobudżetowej produkcji! A już na pewno nie taka legenda jak Draganov. No, chyba że szczytem twoich ambicji są seriale?! Czy może powoli myślisz o paradokumentach, co? Myślałem, że stać cię na więcej.

– Ludzie mnie kochają za to, że jestem zabawny. Dowcipny. Że mam do siebie dystans. – Stwierdzam, ale nie brzmię już tak pewnie, jak przed chwilą.

Zagrać w filmie Draganova to by był zaszczyt. Rodzice na pewno byliby dumni.

– Ludzie cię nie kochają. Traktują jak tanią rozrywkę. Pajaca. Błazna...

I wanna be an American idiot – nucę parafrazę przeboju Green Day, na którym się wychowałem.

– Ten tekst brzmi trochę inaczej, Luke – informuje Max z poważną miną.

– Oj, skończ pierdolić. Wszyscy wiedzą, że „American Idiot" to ja. Koleś od pranków i szaleństwa. Bez zahamowań, bez...

– ...mózgu? – wtrąca Rockwood.

Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Max wyjmuje telefon. Jego twarz momentalnie pobladła jak prześcieradło, a mój puls przyspiesza, kiedy mówi:

– Czytaj!

Treść jest krótka i brutalna:

Rozważamy wycofanie propozycji współpracy. Skandal jest sprzeczny z naszymi wartościami.

– Masz, kurwa, te swoje zasięgi. To z agencji reklamowej, z którą właśnie negocjowałem. Luke, musisz zrozumieć jedno. – Jego głos drży ze złości. – Twoja kariera wisi na włosku. Jeśli nie wyjdziesz z tego obronną ręką, następny skandal może być twoim ostatnim. Draganov twoim CV nawet dupy w kiblu nie podetrze. Wiesz jakie ma zasady.

Jego słowa bolą bardziej, niż chciałbym przyznać. Staram się zgrywać obojętnego, ale Max za dobrze mnie zna. Przechadza się po pokoju, jakby szukał ujścia dla swojej frustracji.

– Wiesz, co jest najgorsze? – pyta Max, a jego głos drży ze złości. – Nie fakt, że zrobiłeś z siebie klauna. Tylko to, że wciągnąłeś w to swoich rodziców...

– Nie mieszaj w to moich rodziców! – przerywam mu, szukając moich ubrań. – Dobrze wiesz, dlaczego zacząłem to robić! Żeby odwrócić od uwagę mediów od mamy!

– Nie sądzisz, że tym razem odniosło to odwrotny skutek? Cholera, nazwisko von Schiller to była ikona teatru w Stanach i Europie. Twoi rodzice są legendą. Nie musieli robić z siebie błaznów. Nikogo nie obrażali. – Max patrzy na mnie smutno. – Luke, martwię się, że...

– Rób co do ciebie należy – rozkazuję chłodno, przypominając sobie tego chuja, Aleca jakiegośtam, nagabującego moich rodziców. – Martwienia się nie masz w umowie. Pouczania mnie też nie. Poza tym, teraz trzeba się czymś wyróżniać. Takie czasy. Sam talent nie wystarczy.

– Akurat ty...

– Skończ pierdolić, Max! - przerywam mu. – Boli mnie głowa i nie mam swoich ubrań. Załatw mi coś!

Patrzy na mnie, ale nic nie mówi, tylko wychodzi. Słyszę, jak rozmawia z kimś na korytarzu. To pewnie ochrona. Szczególnie, że fotka Kate, na której strzela mi w ryj, już zdążyła pojawić się na X z oznaczeniem hotelu.

Ponownie odtwarzam ostatnie nagranie z TikToka. Uderza mnie jedna rzecz. To nie było nagranie z ręki. Zatem ktoś to rejestrował. Moim telefonem. Tylko kto? Istnieje szansa, że ustawiłem telefon na czymś, jednak urządzenie wyraźnie podąża naszym śladem. No samo raczej by się nie przemieściło. Tak samo nagrano film z tą dziewczyną, którą ponoć molestowałem. Czy powinienem zacząć się niepokoić? Postanawiam napomknąć o tym Maxowi, ale kiedy wraca jest tak wkurwiony, że postanawiam pogadać z nim o tym później. A sam przystopuję trochę z głupimi filmami. Spoglądam na metki ciuchów, które mi przyniósł.

– Z sieciówki? – krzywię się.

– Albo zakładasz to, co ci przyniosłem, albo idź nago! Dobra, nie... cofam to! – dodaje spanikowany.

Przewracam oczami, ale się nie wykłócam. Nie do końca uśmiecha mi się jednak paradować w czymś takim. I wówczas przypominam sobie jeszcze jedną rzecz.

– Gdzie mój wóz?

– Mnie nie pytaj – wzrusza ramionami.

Odpalam aplikację powiązaną z moim porsche i już po chwili wyświetla mi lokalizację. Klub LollyPop. Pierwsze słyszę.

– Wiesz może, co to za klub LollyPop i co ja tam robiłem? – dopytuję.

– Jestem twoim agentem. Niańczenia nie mam w umowie – uśmiecha się triumfalnie.

Kutas.

– Dobra, możemy iść – mówię zgarniając mineralkę ze stolika i wówczas dzwoni mój telefon.

Babcia.

– Szlag! Kurwa!

– Co jest? – Panika w głosie Maxa uświadamia mi, że naprawdę chyba tym razem nabroiłem.

– Na śmierć zapomniałem, że babcia wraca dziś z Tokio – tłumaczę pospiesznie i odbieram. – Cześć, babciu, jak lot?... Oczywiście, że pamiętam. Jasne. Będę za – spoglądam na agenta, który pokazuje mi na migi, że o tej porze zajmie mi to dobrą godzinę – trzydzieści minut.

Max wyrzuca ramiona w górę, kręcąc z niedowierzaniem głową.

– No jasne, cieszę się, że bezpiecznie wylądowałaś. Do zobaczenia – rozłączam się.

– Ciekawe jak ty chcesz dotrzeć na lotnisko o tej...

– Jezu, nie zrzędź tyle. Trochę optymizmu – przerywam mu, ale on niczym nie zrażony kontynuuje.

– ... porze, skoro nie masz auta – kończy.

Kurwa. Faktycznie!

A potem dociera do mnie, że rozwiązanie jest banalnie proste.

– Pojadę twoim.

– Nie ma mowy!

– No przecież nawet jak je rozwalę, to kupię ci nowe. Stać mnie na taki drobny wydatek – wzruszam ramionami.

– Chlałeś i ćpałeś. I Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze.

– Ru...

– Luke! – rzuca ostrzegawczo, wcinając mi się.

Rozbawia mnie tym.

– Czuję się dobrze. Poza tym, doskonale zdaję sobie sprawę, panie porządny, że wozisz w schowku alkomat. Dmuchnę – Max milczy. – No weź, gdyby to był ktokolwiek inny, to by mi to latało koło chuja. Ale to moja babcia.

Wzdycha. Wiem, że go przekonałem. Za dzieciaka spędzaliśmy u niej obaj niemal każde popołudnie. Dla niego też była babcią. Jest nią nadal.

– Niech ci będzie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro