rozdział 15
kto się przybliża tego nie oddalajcie; kto się oddala tego nie zatrzymujcie; kto wraca tego przyjmijcie tak jak gdyby nigdy nie odchodził
Kochana mamusiu!
Żyję. Po tym jak zgubiłem się po środku dżungli, odnalazł mnie Harry. To mój przyjaciel. Teraz mieszkam razem z nim i resztą naszych przyjaciół – Samanthą, Amy i Malcolmem. Wszyscy są niezwykle mili i bardzo o mnie dbają. Pokochałabyś ich. Kilka razy byłem dość mocno ranny, jednak oni za każdym razem mnie wyleczyli i uśmierzali ból tak, jak tylko mogli. Bez nich naprawdę mógłbym już nie żyć.
Możesz być ze mnie dumna, bo pierwszy raz odkąd żyję, odżywiam się zdrowo! Nawet jeśli nie mam za bardzo innego wyjścia... Nie głoduję, ponieważ posiłki są tutaj częściej niż w pięciogwiazdkowych restauracjach i właściwie to są nawet dobre. Nie jem mięsa, ponieważ nikt go tutaj nie je. Dziwne, prawda? W każdym razie spróbowałem się dostosować i właściwie to nawet za bardzo mi go nie brakuje. Jednak wszystko to, co jemy na początku zupełnie mi nie smakowało, ale Harry nauczył mnie, że to w sumie zależy od podejścia. Myślę, że dużą rolę odegrało jednak odzwyczajenie się od dużej ilości cukru i soli, którą w Londynie napełniałem swój żołądek. Teraz wszystko smakuje trochę lepiej, a placki z manioku są niemal tak dobre jak gofry! Bardzo lubię tutejsze owoce, moim ulubionym jest hurma. Harry dba o to, by w naszym domku było jej zawsze choć trochę, ponieważ bez niej mój humor szybko się psuje. Smakuje cudownie! Wydaje mi się, że można ją u was gdzieś kupić. Jeśli tak, to zrób to jak najszybciej. Mówię poważnie, mamo. Nie pożałujesz.
Dzisiaj miałem opuścić dżunglę przy pomocy Boba – przyjaciela Harry'ego i jego helikoptera. I nawet dotarłem już do Manaus, wiesz? Byłem bardzo blisko, żeby znów zobaczyć Londyn i całą rodzinę... ale wróciłem. To była najtrudniejsza decyzja mojego życia. Przez cały miesiąc właściwie marzyłem, by Was w końcu zobaczyć, a kiedy miałem ku temu okazję, nie skorzystałem z niej. Myślę jednak, że postąpiłem słusznie. Harry i reszta jego, a teraz i moich przyjaciół, jeszcze nie wiedzą, że właśnie wracam do dżungli, ale myślę, że się ucieszą, co nie? Ty też tak myślisz, mamo?
Bob opowiadał mi, że słyszał jak o moim zniknięciu w dżungli mówili nawet w telewizji. Nie pozwól więc, żeby ten list trafił do mediów, bo jest przeznaczony tylko dla ciebie. Gdyby ktokolwiek się dowiedział, gdzie jestem i próbował odnaleźć domek Harry'ego, mogłoby się to źle dla niego skończyć. A Harry jest bardzo dobrym człowiekiem. Chciałbym, aby jego dom, jakim jest dżungla pozostał nieskażony przez naszą cywilizację. Możesz mi to obiecać, mamo? Zadbasz o to, by nikt nie dowiedział się, gdzie jestem? Proszę.
Mam też nadzieję, że nie wyprawiłaś mnie jeszcze do nieba i że nie byłaś zbyt przygnębiona przez ten miniony miesiąc. Pamiętaj, że wszystko ze mną w porządku. Możliwe, że wrócę do was wraz z kolejnym miesiącem, a jeśli nie to za kilka kolejnych miesięcy. Spróbuję wrócić na święta – nigdy bym ich przecież nie przegapił. Mam nadzieję, że mi wybaczysz moją decyzję o chwilowym pozostaniu w dżungli. Ale czuję, że tutaj po raz pierwszy w życiu mam szansę być naprawdę szczęśliwy...
Napisz mi jak się miewasz. Jak idzie ci w pracy? Mam nadzieję, że ta typiara Maggie przestała już ci jęczeć pod uchem, pamiętam jak bardzo ci przeszkadzała w pracy. Wszystko dobrze u dziewczynek? Jak radzą sobie w szkole? Proszę, uściskaj je ode mnie bardzo mocno, ponieważ bardzo za nimi tęsknię. Aż zaczynam się bać jak bardzo urosną, nim je zobaczę po raz kolejny. Kup im pączki z białą czekoladą u Stewarta, okay? Zawsze są po nich najszczęśliwsze. Oddałbym wszystko, by też jednego zjeść.
Ale życie w dżungli jest oczyszczające dla mojej duszy. To chyba było przeznaczenie, wiesz? Lubię tu być. I bardzo lubię moich przyjaciół. Zwłaszcza Harry'ego, chociaż nie lubię dyskryminować pod tym względem reszty. Ale on naprawdę jest wyjątkowy. Nigdy nie podniósł na mnie głosu, rozumie, kiedy gorzej się czuję, jest bardzo cierpliwy (sama chyba dobrze wiesz, jak bardzo ta cecha się przydaje w moim towarzystwie), często mnie komplementuje i to tak szczerze, że zazwyczaj naprawdę mu wierzę. Poza tym jest niezwykle inteligentny. Nie uwierzyłabyś jak wiele wie. Jest genialny, naprawdę. Może kiedyś się nawet poznacie. Myślę, że byście się dogadali.
Mimo, że jestem tutaj, myślę o Was każdego dnia. Nie mogę się doczekać, by znów Was zobaczyć. Na wszelki wypadek, gdybym nie wrócił kolejnego miesiąca, proszę, odpisz mi na ten list i wyślij go na adres Boba, który jest na kopercie. On mi go bezpiecznie doręczy, możesz być pewna.
Bardzo cię kocham i tęsknię. Do zobaczenia niedługo!
Louis.
*
Powrót do dżungli okazał się łatwiejszy niż choćby plan powrotu do cywilizacji. Wracając tam czułem miliony emocji, w tym niepokój, wyrzuty sumienia, strach, wzmagającą się we mnie tęsknotę, pustkę i poczucie wyobcowania. Wracając tutaj czułem się bezpiecznie. Wiedziałem, że nie nastanie moment, w którym będę sam, ani nawet taki, w którym poczuję się samotny. Tutaj mogłem liczyć na pełną uwagę i nieskończoną cierpliwość.
Ku mojej uldze, ale i zaskoczeniu, Bob nie miał nic przeciwko dostarczeniu mnie z powrotem do dżungli. Kiedy zeskakiwałem z drabinki czułem już na sobie ramiona otaczających mnie przyjaciół. Harry, znajdował się najbliżej mnie, mocno owijając swoje ramiona wokół mojego ciała i wprawiając mnie w rozbawiony śmiech, który echem wydawał się odbić w całej dżungli.
- Czułem, że wrócisz – wyszeptał cicho, zwiększając uścisk na mojej talii jeszcze bardziej i otaczając mnie ciepłem, za którym przez te kilka godzin zdążyłem już zatęsknić.
Potem wszyscy zjedliśmy uroczystą kolację, podczas której Mimi nie opuszczała moich kolan, a Harry nie przestawał uśmiechać w moją stronę z błyskiem w oczach, który był zapewne jedynie odbiciem palącego się obok nas płomienia. Jednak nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ten błysk wynikał jeszcze z czegoś innego, o wiele bardziej osobliwego.
Po posiłku Harry oświadczył, że idzie jeszcze nad rzekę, by wykąpać się po całym dniu, Amy i Sam zajęły się znoszeniem poharatanych gałęzi na palenisko, podczas gdy ja i Malcolm siedzieliśmy w komfortowej ciszy, obserwując palące się ognisko. Nie czułem potrzeby zapełniania ciszy, która nastała między nami, jednak z jakiegoś powodu czułem potrzebę podzielenia się z kimś, a może właśnie z Malcolmem specyficznie, moimi myślami.
- Wiesz... - zacząłem ostrożnie, widząc jak Malcolm przenosi na mnie swoje ciepłe spojrzenie. – Wiesz, że Harry spał wczoraj ze mną w łóżku? – zapytałem, zdając sobie sprawę z tego, jak głupio brzmiało moje pytanie. Jednak Malcolm nie wydawał się być rozbawiony moim zachowaniem, ani nawet zdziwiony tą wiadomością.
- Tak, widziałem rano. – Przytaknął, posyłając mi uśmiech, zachęcający do kontynuowania.
- Więc... powiedział mi, że nigdy nie spał z nikim w łóżku i że nigdy nie uprawiał seksu. I myślę sobie, że to strasznie dziwne znać kogoś takiego jak on i nagle się dowiedzieć, że nigdy nie doświadczył czegoś, co przez wielu jest definicją wszelkiej rozkoszy w życiu. Wiem, że to nieistotne i go nie definiuje, ale nie wiem czemu to we mnie tak bardzo uderzyło. - wytłumaczyłem pośpiesznie, choć nie do końca nawet sam rozumiałem swoich własnych myśli.
- Rozumiem co masz na myśli. - odparł zupełnie niezrażony moimi słowami i wydawało mi się, że naprawdę rozumiał, co miałem na myśli. To sprawiło, że poczułem się bardziej komfortowo.
- Myślisz, że-że coś ze mną nie tak, jeśli zdziwiła mnie ta myśl? - zapytałem, chcąc usłyszeć opinię osoby, która nie wydawała się być skażona współczesno-cywilizacyjnym myśleniem. - Uważasz, że mam zakrzywiony obraz świata? Jeśli zakładam takie rzeczy, mimo że nie mam pojęcia, jaka jest rzeczywistość?
- Wszystko z tobą w porządku – zapewnił mnie cicho. – Nie przejmuj się czymś takim. Harry nie mówiłby ci o sobie tak wiele, gdyby ci nie ufał i gdyby nie ufał temu jak zareagujesz.
Te słowa uspokoiły mnie znacznie na kolejnych kilka minut. Ponieważ ze słów Malcolma mogłem wywnioskować, że on sam spostrzegł, że Harry mi ufał; że być może Harry ufał mi nawet bardzo. Ta myśl niesamowicie ocieplała moje wnętrze, ponieważ bycie wspierającym i wartym zaufania w oczach kogoś takiego jak Harry było chyba niezłym osiągnięciem, prawda? Poczułem się ważny dla Harry'ego i ta myśl była niezwykle podnosząca na duchu. Jednak gdzieś w połowie mojego wewnętrznego monologu, usłyszałem słowa Malcolma.
- Chciałbym ci coś opowiedzieć – zaczął nagle niezwykle niepewnie, drapiąc się po nosie. Zwrócił tym moją uwagę, ponieważ nigdy wcześniej nie widziałem, by Malcolm stresował się czymkolwiek, a już na pewno nie rozmową ze mną. Najwyraźniej w tym czasie, w którym ja rozczulałem się nam początkiem mojej przyjaźni z Harrym, Malcolm rozmyślał o czymś zupełnie innym i chyba nie było to nic tak przyjemnego jak to, o czym myślałem ja sam. - Wiesz jak ja i Harry się poznaliśmy?
I wtedy miałem odruch natychmiastowego przytaknięcia, ponieważ dokładnie pamiętałem dzień, w którym Malcolm, jak i cała reszta opowiadała mi swoje życiowe historie. Jednak dopiero po chwili zorientowałem się, że tak właściwie, ani Harry, ani Malcolm nigdy nie nadmienili gdzie dokładnie się poznali. Więc zaprzeczyłem ruchem głowy, patrząc na niego wyczekująco z rosnącą dociekliwością.
- Wcześniej nikomu tego nie mówiłem, ale czuję, że tobie powinienem – zaczął, jeszcze bardziej ściszając swój głos i ostrożnie unosząc na mnie swoje spojrzenie. - To było w jednym z klubów, jakieś... siedem lat temu. Byłem wtedy trochę zepsuty, jeśli chodzi o moją, uhm, moralność. Harry tez był w tym klubie, razem ze swoimi kolegami. A ja poszukiwałem wtedy kogoś interesującego. Mój wzrok wylądował na nim i... chwilę później byliśmy już w toalecie. Zamknąłem drzwi na zamek i zacząłem go całować. Rozpiąłem swój rozporek, a potem-potem pewnie się domyślasz. - Ściszył swój głos, patrząc w ziemię i unikając mojego spojrzenia. – Nie patrzyłem na niego i dopiero kiedy moje dłonie wylądowały w jego włosach, a potem na jego twarzy... poczułem krople czegoś wilgotnego na swojej dłoni. Wiesz co to było, Louis? – zapytał, jednak nie czekał na moją odpowiedź, od razu tłumacząc i widocznie przełykając ślinę. – To były łzy. I choć czasem się to zdarzało, to-tym razem widziałem strach w jego oczach. Płakał, bo był cholernym nastolatkiem, po raz pierwszy w życiu poszedł do klubu i myślał, że jeśli ktoś chce go dotknąć, to musi mu pozwolić. Myślał, że tak musi być – wytłumaczył coraz bardziej chwiejnym głosem, unikając mojego spojrzenia i cicho pociągając nosem. – Spojrzałem na jego twarz po raz pierwszy. Widziałem w niej tyle przerażenia... był przerażony mną i tym, do czego go zmusiłem. Był tak przerażony, że potem, bez najmniejszego protestu, pozwolił mi się odwieźć do domu, bo bał się sprzeciwić. Pierwszy raz w życiu doświadczyłem czegoś takiego... lub może pierwszy raz to dostrzegłem. On po prostu mi pozwolił, a gdybym nie zauważył jego łez, jego przerażenia-być może zrobiłbym potem coś gorszego, a potem po prostu opuściłbym tą toaletę z fałszywym spełnieniem i... nigdy, nigdy nie dowiedziałbym się, że w tamtej chwili go zniszczyłem. – dokończył szeptem. Jego wzrok utkwiony był w dole i po raz pierwszy pomyślałem, że to bardzo dobrze, zważając na to jak moje własne spojrzenie musiałoby go właśnie parzyć.
W mojej głowie pojawiło się tak wiele myśli. Jednak, nawet wtedy, pomimo najlepszych intencji, wciąż przeważała wzrastająca we mnie złość. Chciałem powiedzieć coś jak: „Nie możesz się tak zadręczać, Mal. Harry na pewno już dawno ci wybaczył.", a on odpowiedziałby: „Wiem. Ale wybaczenie sobie samemu jest o wiele trudniejsze.", bo to byłoby coś bardzo w stylu Malcolma. Ale taka reakcja nie wchodziła wtedy w grę, jej możliwość była bardziej efektem mojej późniejszej trzeźwości, na pewno nie ówczesnego amoku złości, która buzowała we mnie, nie pozwalając racjonalnym myślom przedostać się do mojego umysłu.
- Skrzywdziłeś Harry'ego – wyszeptałem w końcu po długich, długich sekundach przyjmowania do świadomości tego co właśnie usłyszałem i czując jak mięśnie na mojej twarzy się zaciskają. W mojej głowie przewijały się obrazy, na których nastoletni Harry jest zmuszany do czegoś, czego nie chce robić, a w moich oczach samoczynnie pojawiły się łzy, które zirytowały mnie wówczas jeszcze bardziej. To nie był czas na okazywanie emocji. – Skrzywdziłeś go – powtórzyłem, kręcąc głową w niedowierzaniu i obdarzając go niekontrolowanie nienawistnym spojrzeniem. Wstałem ze swojego miejsca w nagłym przypływie emocji. Miałem ochotę uderzyć wtedy Malcolma bardzo, bardzo mocno, ale wiedziałem, że Harry nie byłby dumny z takiego zachowania z mojej strony, więc starałem się pozostać spokojny. Nie mogłem jednak powstrzymać kolejnych słów cisnących się na mój język. – Nie-nie zasługujesz na niego. Nie zasługujesz, by tu być po tym co zrobiłeś. Nie zasługujesz na jego przyjaźń. – dodałem wówczas pewny swoich słów, czując drżenie moich dłoni i widząc to samo drżenie u Malcolma, który dalej bezbronnie siedział na swoim miejsce ze spuszczonym spojrzeniem, przyjmując wszystkie słowa, którymi go wtedy obdarzyłem.
- Louis... – zaczął drżącym głosem, lekko unosząc swoją głowę, jednak przerwałem mu wtedy, nie mogąc podświadomie zaprzestać wizualizowania skrzywdzonego Harry'ego.
- Nie mów do mnie nic – uciszyłem go natychmiast, próbując unormować swój oddech tak, jak uczył mnie tego Harry, ale to było zbyt dużo, by podołać temu zadaniu w tamtym momencie. – Kurwa – przekląłem cicho, próbując się uspokoić i ujarzmić swoje zaciśnięte pięści, które w normalnym świecie zapewne byłyby zdolne dokonać czegoś, czego później bym żałował. - Jeszcze miesiąc temu, dałbym ci do zrozumienia jasno i boleśnie, co myślę o tym co mu zrobiłeś. Ale ponieważ jestem w tej pieprzonej dżungli, po prostu, kurwa, odejdę – wymamrotałem drżącym głosem, czując ból mojego serca i widząc ten sam ból, tą samą pustkę na twarzy Malcolma.
Więc po prostu odbiegłem od Malcolma, i od ogniska, i od wracających z dżungli, cicho gaworzących, niczego świadomych, dziewczyn. Wbiegłem do domku, do mojego azylu, do jedynego łóżka w dżungli, w którym nie kładł się nikt oprócz mnie. W którym byłem bezpieczny. Cóż, od wczoraj kładł się tam także Harry. Ale to był Harry. Tylko Harry mógł być na tyle nieinwazyjny, by nie przeszkodzić mi w moim dniu wewnątrz domku. Każdy już zrozumiał, że podczas takich dni nie można było mi przeszkadzać. Harry rozumiał to trochę opacznie, ale nie przeszkadzało mi to. Był jedyną osobą, którą w tej chwili mogłoby znieść moje spojrzenie. Ponieważ w tamtej chwili zacząłem nienawidzić całego świata. Całego świata oprócz niego, nawet jeśli to właśnie konkretny obraz jego osoby wzbudzał moją nienawiść do całej reszty świata.
Czułem się jednak w ten sposób jedynie przez krótką chwilę.
Zajęło mi kilkanaście minut, nim zrozumiałem, że zareagowałem zbyt agresywnie, a przy tym, być może, nawet jak... hipokryta. Mi samemu zdarzało się przecież mieć mniej lub bardziej niezręczne przygody w klubowych toaletach, nawet jeśli obecnie było mi za nie wstyd.
A Harry... on wciąż mówił o miłości, o wybaczaniu i o samym Malcolmie z takim szacunkiem i sympatią. Byłem pewien, że nie żywił do niego żadnej urazy. Poczułem się głupio, pełen winy. Nawet jeśli moja reakcja mogła wydać mi się zupełnie naturalna w pierwszej chwili. Ale nie była. Była diaboliczna. Ponieważ nikt nie zasługiwał na takie słowa. Nie po błędzie, który miał miejsce kilka lat temu. Nie po błędzie, który nie dotyczył nawet mnie samego.
Ale nic nie mogłem poradzić na to, że w moim sercu wciąż pozostały zalążki bólu. Poczułem się zdradzony. Malcolm, który do tej pory wydawał mi się niemal tak przykładnie anielski, jak Harry, nagle odsłonił przede mną swoją mroczną stronę. I moja dusza nie była gotowa tego przyjąć, ani zaakceptować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro