rozdział 13
co my wiemy to tylko kropelka; czego nie wiemy, to cały ocean
Leżałem na materacu (który, swoją drogą, przerażająco stawał się być nawet bardziej wygodny, niż ten w moim domu w Londynie) próbując doprowadzić się do porządku po przeżytej kłótni z Harrym, a chwilę potem tragedii, jaką były kawałki szkła wciąż porozsypywane po posadzce. Słuchałem cykania cykad, które pomimo swojego kilkucentymetrowego rozmiaru z łatwością przekrzykiwały skrzeczenie każdego rodzaju papugi w dżungli. Nie pozwoliło mi to jednak zupełnie zapomnieć o mojej obietnicy posprzątania roztrzaskanego szkła. Dlatego, po kilkudziesięciu kolejnych minutach, zrobiłem to, kalecząc się znów przy tym kilkukrotnie i przeklinając głośno. Byłem pewien, że te skaleczenia miały być karą dla mojego dzisiejszego zachowania, podarowaną mi prosto z serca dżungli.
Potem postanowiłem, że to idealny moment na przejrzenie książek Harry'ego – w końcu sam już nie raz mnie do tego namawiał. Przeczołgałem się więc po podłodze, biorąc kilka tytułów w swoje dłonie, przeglądając je z udawanym zaciekawieniem, nim odłożyłem je na bok, wzdychając przeciągle i skubiąc skórki przy moich paznokciach z powodu znudzenia.
W międzyczasie znalazłem jeszcze stary, zakurzony i chyba już nawet nieaktualny paszport Harry'ego z jego nastoletnim zdjęciem i wszystkimi informacjami obok. Przyglądałem się jego zdjęciu przez kilka minut z nieświadomym uśmiechem na twarzy, wyobrażając sobie jak mogło wyglądać jego życie dziesięć lat temu i uświadamiając sobie, że zapewne był takim samym chłopcem, jakim był każdy nastolatek. Że lubił grać w gry, spotykać się ze znajomymi, a czasem nawet się pouczyć. A jednak ostatecznie wylądował tutaj. Czy nie było to w jakiś sposób fascynujące?
A potem spotkało mnie najczystsze przeznaczenie. Moje spojrzenie przeniosło się na stos dzienników Harry'ego. Większość z nich w dość starych, śniadych oprawach. Harry nie zachęcał mnie nigdy do czytania jego własnych zeszytów, przez co czułem niemałe zawahanie. Ale nigdy też tego nie zakazał, prawda? Uznałem, że to wystarczające usprawiedliwienie, by oczyścić się z zarzutów, przynajmniej na tę krótką chwilę, więc bez dłuższego namysłu, sięgnąłem po jeden z zeszytów, otwierając go z nieukrywaną ciekawością. Strony w środku nie posiadały żadnych linii, ani kratek, co dodawało pismu Harry'ego jeszcze większego poetyzmu, niż ten, którym samo w sobie mogło się ono pochwalić. Strony bywały pogniecione, bądź poplamione dziwnymi substancjami, jednak to dodawało im jeszcze większego uroku.
Przejrzałem kilka pierwszych stron, nie czytając zbyt wiele, nim ujrzałem jedną stronę, która szczególnie przykuła moją uwagę. Znajdował się na niej naszkicowany rysunek inii amazońskiej, co przypomniało mi o naszej krótkiej rozmowie nad rzeką sprzed jakichś kilkunastu dni. Zwierzę mocy przeczytałem, czując wzrastające we mnie podekscytowanie. A więc, rozwiązywanie zagadek Harry'ego było aż tak proste. Kto by pomyślał.
Kilka plamek na stronie stworzyło w mojej głowie wyobrażenie Harry'ego, spisującego swoje spostrzeżenia podczas pobytu nad rzeką. A może nawet podczas pobytu w jednym z plemion indiańskich. Miałem bowiem dziwne przeczucie, że natykał się na nie, podczas swojej kilkumiesięcznej wędrówki po dżungli z Mimi na ramieniu.
Inie są niezwykle uspołecznione. Tworzą się między nimi silne więzi, a one same dbają i chronią się wzajemnie. Liczne plemiona indiańskie wierzą, iż ludzie, którzy utonęli zamieniają się w inie, dlatego są one postrzegane jako duchy Amazonki. Wierzy się również, że podczas świąt, inia przybiera postać pięknej kobiety, bądź mężczyzny i przybywa do ludzi, aby przynieść im ze sobą kawałek raju – miłość, pokój i dobro. Jako zwierzę mocy inia chce nam przypomnieć o naszej wolności oraz zdolności do prawdziwego wyrażania siebie. Pomaga nam dostrzec i uaktywnić talenty oraz potencjał innych ludzi. Przypomina nam o naszym podłączeniu ze Źrodłem. Pomaga nam otworzyć serce i nawiązać stały kontakt z boską cząstką w nas samych. Chociaż tak, jak ona, płyniemy często gdzieś w ciemnych wodach z dala od głównego nurtu, to jednak siła serca napełnia nas odwagą i mocą, by temu sprostać.
Natomiast na drugiej stronie wklejona była prawdopodobnie strona z jakiejś starej książki (na co wskazywało coś podobnego do papirusu). Na szczęście słowa zapisane były w języku angielskim, więc z łatwością mogłem je odczytać.
Jeśli inia jest twoim zwierzęciem mocy wtedy: nawet jeśli nie jesteś tego świadomy, posiadasz zdolność pomagania w uaktywnianiu potencjału innych, masz niezwykłą intuicję i choć trudno ci w to uwierzyć, wszystko zdajesz się wiedzieć najlepiej. Naturalnie dzielisz się tym z innymi, choć nie wszyscy chcą tego słuchać, co łatwo może ich drażnić. To jedynie dlatego, iż twoja głęboka mądrość i energia niejako zmusza ich do przebudzenia, któremu się opierają. Posiadasz, często ukryte, zdolności jasnoczucia, jasnosłyszenia i telepatii. Twoja życiowa ścieżka w pewnych okresach płynęła daleko od głównego nurtu, przez co musiałeś się zmierzyć z trudnymi emocjami. Jesteś bardzo wrażliwy i cierpisz widząc jak ludzie nawzajem siebie ranią, krzywdzą zwierzęta lub otaczającą ich przyrodę. Jesteś-
W tym miejscu wyrwana strona się kończyła. Choć poczułem minimalną złość związaną z tym, że nie mogłem przeczytać czym i kim jeszcze był Harry według tego czegoś, to jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że wszystko to, co potrzebowałem wiedzieć zostało mi już przekazane. A słowa te sprawiły, że przez kolejne godziny leżałem w łóżku, rozważając je dogłębnie i znajdując coraz to nowsze powiązania przedstawionych faktów z zachowaniem Harry'ego. Teraz wszystko wydawało się być tak jasne.
Dzisiejszego wieczoru nie widziałem już Harry'ego. Było to dość dziwne i wzbudziło we mnie więcej paniki i wyrzutów sumienia, niż powinno. Miałem nadzieję, że nie skrzywdziłem go aż tak bardzo, jak początkowo myślałem i że był w stanie mi wybaczyć mój okropny wypadek z dzwoneczkami. Już za kilkadziesiąt godzin miałem wrócić do domu, dlatego nie mogłem się pozbyć uczucia zbyt szybko uciekającego czasu, którego Harry najwyraźniej nie chciał ze mną spędzić.
Kolejny dzień także spędziłem w samotności. Wszyscy zajmowali się swoimi zajęciami, a po Harrym wciąż nie było śladu. Reszta oferowała mi towarzystwo przy posiłkach, albo krótkie bądź dłuższe rozmowy, jednak odmawiałem w dziwnym amoku myśli i tęsknocie za widokiem Harry'ego. Minęło już ponad doba bez niego, a już jutro opuszczałem dżunglę, być może na zawsze... Ta myśl po raz pierwszy zaczęła wywoływać nieprzyjemne uczucie w moim brzuchu.
Po południu zasnąłem na kilkadziesiąt minut, utrzymując mój sen zaskakująco spokojnym. Śniłem o mojej mamie, witającej mnie z uśmiechem i świeżo upieczonymi ciasteczkami, o wykładowcach z zaskoczeniem witających mnie na uczelni i o moich siostrach oblegających mnie z każdej strony. To był tak miły sen, że kiedy tylko się wybudziłem, poczułem jak moje serce opada w dół na wieść, że wciąż znajdowałem się w dżungli. Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili w ogarniającym pomieszczenie, mroku dostrzegłem Harry'ego na krańcu łóżka.
- Naprawdę cię ranię? – zapytał cicho, zanim sam zdążyłem się odezwać i przeanalizować swoje myśli oraz obecne okoliczności.
- Co masz na myśli? – zapytałem, zachrypniętym od snu głosem, skonfundowany, podnosząc się do siadu i obserwując go uważnie.
- Wczoraj podczas naszej kłótni powiedziałeś, że to niemożliwe, że kogokolwiek kocham, skoro... ranię wszystkich tak bardzo. – Wytłumaczył ostrożnie, unikając mojego spojrzenia. Czułem jak przełknął swoją ślinę w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Nie-Harry – zacząłem z lekkim rozbawieniem w głosie, choć Harry nie był w stanie znać jego przyczyny, więc nie mogłem oczekiwać, że zrozumie moje intencje. – Nie ranisz mnie. Wszystko jest w porządku. – zapewniłem go, poważniejąc i nie mogąc uwierzyć, że Harry wziął te słowa do siebie, aż tak bardzo.
- Kłótnia jest jak nietrzeźwość. Zawsze odsłania prawdę. Wiem, że twoje oskarżenie nie pojawiło się znikąd. – odparł tym razem pewien swoich słów. – Proszę. – Tym razem patrzył prosto w moje oczy z błagalnym spojrzeniem. - Powiedz mi, co miałeś na myśli. To pomoże mi lepiej cię traktować. Nawet jeśli jedynie przez tych kilka godzin – dodał ciszej.
- Cóż, być może powiedziałem tak z jakiegoś tam powodu – zacząłem niepewnie, czując napięcie pomiędzy nami i powoli kontynuując. – To nic osobistego, naprawdę – zapewniłem go, zanim kontynuowałem. - Po prostu, kiedy mówisz te wszystkie rzeczy wydajesz się być taki mądry, wiesz? Kiedy dla mojego przekonania zawsze znajdujesz jakiś kontrargument. Myślę, że to uderza w moją godność i czuję się trochę... głupi? Przez to co mówisz. Czuję się wtedy źle ze sobą.
- Ja... nie miałem pojęcia-
- Wiem – przerwałem mu natychmiast, nie chcąc by w Harrym powstały jakiekolwiek niepotrzebne wyrzuty sumienia. – Bo nie robisz nic złego. Po prostu... po tylu latach mojego życia pojawiłem się w tym miejscu i nagle dowiaduję się, że da się żyć zupełnie inaczej, że wcale nie trzeba jeść mięsa, posiadać łóżka, czy ręcznika. I ten cały entuzjazm i energia, którą tryskasz... chyba mnie to przeraża. Kiedy mówisz, podziwiam ciebie i twoje słowa, a jednocześnie nie mogę ich słuchać, bo czuję się taki mały i głupi. Czuję się zupełnie niewystarczający, by dorównywać komuś takiemu, jak ty. - wyznałem, dopiero po chwili orientując się, jak bardzo właśnie otworzyłem się przed Harrym i jak wielkiej odwagi w normalnych okolicznościach musiałoby to ode mnie wymagać. Jednak z Harrym wszystko wydawało się jakby łatwiejsze.
- Nie wiedziałem, że tak się czujesz. Nie miałem pojęcia. – powtórzył znów, najwyraźniej zdeterminowany, by mnie w tym uświadomić. Ale nie musiał. Wiedziałem, że nie miał o tym pojęcia. Wiedziałem o tym, ponieważ Harry nigdy nie zraniłby mnie celowo. Nigdy. Byłem co do tego przekonany. – Przepraszam – wyszeptał.
I to wtedy po raz pierwszy od czasu mojego pobytu dżungli postanowiłem wykonać ruch, którym to zazwyczaj obdarzał mnie Harry. Wziąłem głęboki oddech, nim wystawiłem swoją dłoń i delikatnie objąłem nią tę należącą do niego. Nie był to nadzwyczajny dotyk, jednak wytworzył między nami emocjonalną intymność, z której byłem niemal dumny. Posłałem mu ciepłe spojrzenie, przekazując mu tym samym wszystkie moje emocje, ponieważ czułem, że nie dałbym rady wyrazić ich w swoich słowach adekwatnie tak, jak by zapewne umiał to zrobić on sam.
- Louis? – Jego ponowny głos, sprawił że skupiłem się na jego słowach intensywnie, próbując odwdzięczyć mu się taką samą ilością uwagi, którą on mnie zawsze obdarzał. - Tak naprawdę jesteś niezwykle inteligentny. – zaczął cicho, choć czułem jak pewnie odwzajemnił uścisk na mojej dłoni. - Wszystko rozumiesz, szybko uczysz się nowych rzeczy, bo tak naprawdę chcesz się ich uczyć. I posiadasz ogromną wiedzę, mimo że niekoniecznie z dżunglowej dziedziny. – zaśmiał się krótko, co na krótką chwilę udzieliło się także mi. - Ale jesteś też inteligentny emocjonalnie. Jesteś bardzo troskliwy, mimo że nie lubisz tego po sobie pokazywać. Lubisz mieć nad wszystkim kontrolę, ale dlatego, że tak naprawdę chcesz się upewnić, że każdy czuje się w porządku. Uwielbiasz dawać komplementy, bo lubisz jak inni uśmiechają się dzięki tobie. I jesteś wrażliwy na dotyk, lubisz go, mimo że świadomie go unikasz. Jeszcze nie rozgryzłem dlaczego. Poza tym szybko przywiązujesz się do ludzi, dlatego, że nie umiesz ich selekcjonować. Wydaje się, że lubisz każdego, bez względu na wszystko. Kochasz każdego człowieka, nawet o tym nie wiedząc. Więc... nigdy nie myśl, że jesteś głupi, dlatego że ktoś inny wie coś, czego ty jeszcze nie odkryłeś. Bo masz o wiele więcej do zaoferowania – zapewnił mnie, brzmiąc szczerze i sprawiając, że moje ciało niemal drżało w reakcji na jego słowa. - Gdybym tylko wiedział co czujesz, nie zarzucałbym cię tyloma słowami. Tak bardzo przepraszam.
- Nie przepraszaj. Rozumiem to wszystko. – Posłałem mu delikatny uśmiech, przelotnie spoglądając na nasze dłonie i ciesząc się wewnętrznie, że poznałem kogoś z kim, wbrew pozorom, mogłem czuć się tak bezpiecznie. Chwilę później nasze dłonie delikatnie się rozdzieliły, jednak nie w reakcji na emocjonalne oddalenie, czy nagłą niechęć do dotyku, ale zwyczajnie dlatego, że ich intencja wypełniała już atmosferę między nami, a pot na naszych dłoniach sprawiał, że dotyk stawał się mniej konieczny.
- Poza tym – zaczął ponownie Harry, najwyraźniej próbując pocieszyć mnie jeszcze bardziej. Nawet jeśli to, co już powiedział zdecydowanie było wystarczające. - Wcale nie muszę mieć we wszystkim racji i wiem, że mylę się w wielu kwestiach. W końcu tylko ludzie nierozsądni wierzą, że poznali całą prawdę. Niezwykle głupie byłoby wymagać od ciebie, żebyś od tak przejmował moje poglądy. To byłoby bardzo, bardzo smutne. – Zatrzymał się na chwilę, przygryzając swoją wargę i uśmiechają się delikatnie. - Lubię kiedy mi się stawiasz i nawet kiedy krzyczysz i przeklinasz. Wtedy wiem, że mogę się od ciebie czegoś nauczyć. Że nie wszystko jest takie jak myślę. Nie chciałbym, byś stał się Louisem, który jest inny od tego, którego poznałem. Nie chciałbym, byś stał się mną.
- Nie ma nic złego w byciu tobą – odparłem, skupiając się jedynie na ostatniej części jego wypowiedzi i mając nadzieję, że nie oznaczała ona nic związanego z tym, jak Harry widział siebie w swoich własnych oczach.
- Wiem – odparł od razu, zaskakując mnie swoją bezpośredniością, ale jeszcze bardziej tym, co powiedział potem. – Ale tym bardziej, nie ma nic złego w byciu tobą. Przepraszam, jeśli poczułeś, że jest inaczej – dodał z lekko drżącym głosem, który natychmiast rozbudził we mnie alarmowe odruchy.
- Nie czuj się winny. – westchnąłem bezsilnie widząc jak bardzo Harry zadręczał się tą całą sytuacją. - Zwłaszcza, że rozumiem, dlaczego tak bardzo lubisz się dzielić swoją wiedzą. – dodałem ostrożnie, zauważając jego pytające spojrzenie, dlatego szybko pośpieszyłem z wyjaśnieniem. - Czytałem jeden z twoich zeszytów.
- Oh. – Jego spojrzenie zmieniło swój charakter, jednak nie do końca umiałem zidentyfikować na jaki. – Co-co dokładnie czytałeś? – zapytał ciszej. Nie wydawał się być zły. Tak, jakby dawał mi do tego nieoczywiste prawo, a przy tym był niepewny, czy to dobra decyzja.
- Nic, co mogłoby cię przede mną zażenować – odparłem niemal od razu, starając się jak najbardziej go pocieszyć, a przy tym choć trochę usprawiedliwić swój czyn. To wydało mi się teraz jeszcze bardziej żałosne. – Naprawdę przepraszam, nie powinienem-
- Nie. To w porządku, Louis. Naprawdę. – zapewnił mnie ze szczerym spojrzeniem, jednak ja wciąż nie byłem co do tego przekonany.
- Obaj wiemy, że to nie było w porządku – wymamrotałem.
- Hej, nie zakazałem ci tego robić. Poza tym, nie ukrywam tam żadnej tajemnicy państwowej – dodał żartobliwie, mimowolnie wywołując we mnie uśmiech.
- Ale to wciąż tak, jakbym czytał twoją duszę. Tak jakbym poznawał ją bez twojej zgody, świadomości, czy odwzajemnienia. To cholernie nieodpowiednie. – Miałem wrażenie, że przedstawienie mojego czynu w tym świetle złamie Harry'ego i w końcu przyzna, że zrobiłem coś złego, a potem płynnie przejdziemy do dalszej konwersacji. Ale Harry wciąż był nieugięty w uroczym udowadnianiu, że tak naprawdę nie popełniłem błędu, czytając jego słowa.
- Nie przeszkadza mi, że chcesz poznać moją duszę. – Jego odpowiedzi zawsze wydawały się omijać esencję pytania, a jednocześnie trafiać w samo jej sedno. Tak, że przez chwilę musiałem zatrzymać swój tok myślenia, by obrócić je o kilkadziesiąt stopni i zrozumieć, o co dokładnie chodziło Harry'emu. Ale kiedy już rozumiałem, dalsza rozmowa wydawała się przebiegać tak, jak powinna. Posłał mi kojący uśmiech, sprawiając, że pomimo woli, uspokoiłem się wewnętrznie i pozwoliłem sobie na uwierzenie słowom Harry'ego.
- W każdym razie, trafiłem na wpis o inie, tych różowych delfinach, które są twoimi zwierzętami mocy, czy coś tam – wyjaśniłem, plącząc się lekko z powodu mojego zakręcenia. Harry jednak posłał mi kolejny delikatny uśmiech, który pozwolił mi kontynuować. – Tam była wklejona część jakiejś książki, chyba bardzo starej. Skąd ją masz, tak w ogóle?
- Z biblioteki w Cholmes Chapel.
- Wyrwałeś stronę książki z biblioteki? – Spojrzałem na niego, niedowierzająco, na chwilę odchodząc od naszego głównego tematu.
- W wieku szesnastu lat nie wykształciłem w sobie jeszcze tak surowego kręgosłupa moralnego – wyjaśnił, chichocząc krótko i sprawiając, że do mojego serca niespodziewanie wstąpiło ciepło.
- W każdym razie, tam było opisane uhm-to jaki jesteś z natury, czy coś. Że masz to połączenie z tym delfinem. Zobaczyłeś go w jakiejś wizji, czy coś? – zapytałem mimochodem, nie dając mu nawet czasu na odpowiedź i kontynuując z chęcią przejścia do sedna i wyjaśnienia tej całej sprawy. – Więc. Tam pisze, że najwyraźniej twoje, muszę przyznać, nieco urocze, pouczanie mnie w wielu kwestiach to trochę przymiot twojej duszy, czy coś w tym stylu. A nawet, jeśli nie... to wciąż sprawia, że jesteś wyjątkowy. Tak samo, jak to całe znaczenie inii jest. Bo tak się składa, że akurat wszystko, co tam przeczytałem potrafiłem z tobą utożsamić, niemal z każdą sytuacją, uwierz mi – dodałem, śmiejąc się nerwowo. Harry spuścił swoją głowę na chwilę, jakby zawstydził się moimi słowami. – Ta kłótnia była bez sensu... twoja mądrość jest niemal wrodzona, to część twojej duszy. Nie mogę cię uciszać, kiedy chcesz jedynie pomóc światu nieść dobro i wiedzę.
- Dziękuję – wyszeptał po kilku sekundach ciszy tak, jakby upewniał się, że już skończyłem mówić. Jego automatyczna grzeczność tego typu, bez wyjątku za każdym razem zwalała mnie z nóg. – Ale nie masz racji. Zawsze możesz mnie uciszyć i powiedzieć, że nie czujesz się w porządku z tym, co robię. Dobrze? – Spojrzał na mnie, czekając na jakąkolwiek reakcję, dlatego przytaknąłem w zgodzie. - Starałem się za bardzo cię zmienić, zupełnie nieświadomie. I chyba myślałem, że ci pomagam, ale tak nie jest. Ograniczam cię. Podczas gdy byłeś wystarczająco wyjątkowy w momencie, w którym dotarłeś do tej dżungli i nigdy nie miałem prawa cię zmieniać.
- Oh, przestań. – Spojrzałem na niego z ogromnym uśmiechem, który nagle pojawił się na mojej twarzy. - Tak naprawdę, w ogóle nie starasz się mnie zmienić. Przedstawiasz tylko swoje poglądy, a to ja czuję się nimi przytłoczony.
- W takim razie, czasem podświadomie, chcę sprawić, byś poczuł się przytłoczony... Choć wstyd mi to mówić, najwyraźniej wciąż chcę ulepszać wszystkich wokół na siłę. Przepraszam.
- Większość osób, gdzieś w ich podświadomości, snuje plany zemsty, albo pomysły na okazanie swojej buzującej nienawiści do świata, a ty przepraszasz mnie za to, że chcesz, aby świat był lepszy. – Na mojej twarzy rozciągnął się szeroki uśmiech, kiedy dostrzegłem ten zawstydzony u Harry'ego.
- Myślę, że nieco przekonwertowałeś te fakty – odparł z cieniem uśmiechu na ustach i resztką rumieńca na swoich pliczkach, który pojawił się tam niewiele sekund wcześniej.
- Tylko trochę – poprawiłem go, posyłając mu mały uśmiech i widząc jak odwzajemnia go, sprawiając, że kolejna fala ciepła wstąpiła do mojego serca.
Minęło jeszcze kilka ciepłych i miłych sekund w towarzystwie Harry'ego, nim ta chwila została przerwana przez niego samego, powoli podnoszącego się z mojego łóżka i nerwowo bawiącego się swoimi palcami.
- Chyba będę się zbierać – powiadomił mnie cicho, powoli wycofując się z pokoju. Droga z łóżka do drzwi trwała może cztery sekundy. Ale było to wystarczająco długo, bym zdążył rozważyć w swojej głowie wszystkie za i przeciw. Prawdopodobnie podjąłem dobrą decyzję, ponieważ każdej innej bym obecnie żałował.
- Harry? – Spojrzałem na niego z głęboką, nieukrywaną nadzieją, zanim, jak co dzień od ostatnich dwudziestu ośmiu dni, skierował się na zewnątrz zaraz po zachodzie słońca.
- Tak? Potrzebujesz czegoś? – zapytał z łagodnym spojrzeniem. Tym samym, którym zawsze mnie obdarowywał. Głębokim, szczerym, chętnym do pomocy, pełnym sympatii i gotowym do otoczenia bezpieczeństwem. Sprawiał, że będąc koło niego czułem się jak w domu i miałem wrażenie, że każdy inny człowiek czułby się bardzo podobnie. Dyskretnie marzyłem o tym, by być nim, by móc myśleć jak on, czuć to, co on. Potrafić żyć i kochać wszystko wokół tak, jak on. Nawet jeśli sam Harry uznał z niezwykłą szczerością, że bycie mną jest równie wyjątkowe. Jednak podziwiałem go od pierwszej minuty naszego pierwszego spotkania i choć zawsze trudno było mi się przyznać do takich rozmyślań, teraz byłem tego pewien. Była to jednak trudna myśl do zaakceptowania w obliczu tego, co czekało mnie kolejnego dnia.
- Śpij dzisiaj ze mną. – Cóż, miało to zabrzmieć bardziej elokwentnie i zdecydowanie bardziej jak pytanie, aniżeli błagalne żądanie. Byłem chujowy w takich sprawach i nie chciałem, by Harry odebrał to w zły sposób. Jego brwi lekko się zmarszczyły, jednak jego spojrzenie wciąż utrzymywało w sobie tę łagodność i nieznaczne rozczulające rozbawienie, które sprawiło, że zacząłem zastanawiać się nad słusznością swojej decyzji. – Mam na myśli... w Londynie zawsze spałem z kimś w łóżku. I trudno jest mi tu być samemu. Czasem nie śpię przez pół nocy, bo brakuję mi kogoś obok – wyznałem niepewnie, widząc jak rysy na twarzy Harry'ego opadają w widocznym zmartwieniu. Tak naprawdę nie znałem dokładnej przyczyny braku mojego snu, jednak ta jedna wydawała się być dość racjonalna w tym momencie.
Bałem się reakcji Harry'ego. W końcu nieczęsto słyszy się od kogoś, kto mieszka w twoim domku pośrodku dżungli, czy chcesz z nim spać. Zwłaszcza, jeśli masz swój wygodny hamak do spania, a ta osoba jest mężczyzną o nieznanej ci orientacji, opuszczającą to miejsce już na następny dzień. Nie zdziwiłbym się, gdyby Harry grzecznie mi odmówił – w końcu dla niego spanie razem zapewne nie było tak błahe i neutralne, jak dla mnie. Ale ku mojemu zaskoczeniu Harry nijak wydawał się być zniechęcony, czy też zniesmaczony tym pomysłem.
- Dlaczego nic nie mówiłeś, Louis? Brak snu to poważny problem, zwłaszcza w dżungli. – odparł szczerze zmartwiony, zbliżając się ponownie do łóżka.
- Wiem, przepraszam-
- Nie musisz mnie przepraszać za coś takiego – odparł pewnie, posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie. Kiedy wciąż stał obok łóżka, nie robiąc żadnego ruchu w moją stronę, nie mogłem nic poradzić na to, że zapytałem:
- Czyli... zamierzasz się dziś ze mną przespać? – Mimowolnie poruszyłem sugestywnie swoimi brwiami, śmiejąc się cicho, bardziej nerwowo, niż zabawnie. Mając jednocześnie nadzieję, że Harry znał się na nieco sprośnych żartach i że nie mógłby się obrazić w żaden sposób. Nawet jeśli mój żart ledwo był sprośny. Nawet jeśli nie można było do końca nazwać go żartem.
- Um – Ku mojemu zdziwieniu Harry wydawał się być zakłopotany. Nie miałem pojęcia, czy to dlatego, że naprawdę przeraził go podtekst w moim pytaniu, czy też dlatego, że przerażała go wizja spania ze mną w jednym łóżku. Moje usta otworzyły się z zamiarem oznajmienia, że to przecież był tylko żart. Nie jestem małą dziewczynką. Mogę spać sam, nawet jeśli to nie była prawda. Ale Harry przeszkodził mi w tym zamierzeniu, odzywając się po raz kolejny. – Dobrze – odparł ostatecznie posyłając mi delikatny uśmiech i zbliżając się do łóżka, które mimo, że nie było w najlepszym stanie, mogłoby pomieścić nawet trzy osoby i zagwarantować im noc bez kopniaków pochodzących od sąsiednich par nóg.
- Ale chyba nie będziesz spać dziś nago, prawda? – Spojrzałem na niego udając przerażone spojrzenie, kiedy usłyszałem głośny śmiech wychodzący z jego ust.
- Nie martw się o to, Louis. – zapewnił mnie z niemal uroczym uśmiechem. Położył się obok mnie na swoim prawym boku, z uwagą przyglądając się mojej zanikającej już w ciemności twarzy i najwyraźniej nie pragnąc jeszcze zasypiać. Dobrze, ponieważ nie było to także moje pragnienie.
- Co miałeś na myśli przez to, że w Londynie zawsze z kimś spałeś? – zapytał szeptem, przyciągając tym samym moją całkowitą uwagę.
- Kiedy byłem mały zawsze spałem razem z moją mamą. – Uśmiechnąłem się pod nosem na to wspomnienie. – Potem pojawiły się moje siostry, w domu nie było dużo miejsca, więc zawsze lądowałem obok którejś z nich. Potem były na tyle duże, że wiecznie gadały o kucykach pony i robiły z moich włosów warkoczyki. - Usłyszałem cichy chichot Harry'ego i to sprawiło, że rozczuliłem się mimowolnie. – W szkole średniej nie chciałem już z nimi spać. Niemal codziennie spałem u swojej dziewczyny. Potem u kolejnej i u kolejnej. Czasem to nie były moje dziewczyny, po prostu przypadkowe, rozumiesz? – Miałem nadzieję, że rozumiał. - Na studiach było to samo. A teraz jestem tu i po raz pierwszy w życiu przez tak długi czas śpię sam. Póki się to nie stało, nawet nie zauważyłem, że przez całe moje życie ktoś spał obok mnie. Głupio mi się do tego przyznać, ale najwyraźniej nie cierpię poczucia samotności. – Przez długi czas nastała między nami cisza, przez co czułem się niekomfortowo z moim wyznaniem.
- Nie myśl, że to głupie. – odparł w końcu Harry, cichym i spokojnym głosem. - Tak naprawdę... myślę, że każdy tak ma, wiesz? Nieważne, czy śpi z kimś przez całe życie, czy nie. Każdy boi się samotności, Louis.
- Ty też? – zapytałem z jasno słyszalnym powątpiewaniem w głosie.
- Ja też. – odparł zupełnie pewien swoich słów. To nieco zbiło mnie z tropu.
- Więc dlaczego skazałeś siebie na wieczną samotność? Przyjeżdżając tu sam? Kiedy reszty tu jeszcze nie było?
- Ta samotność nie była wieczna – odpowiedział, nieco omijając esencję mojego pytanie, jednak już po chwili dodał, nieco ciszej: - Ale myślę, że chyba lepiej było mi z myślą, że sam zagwarantowałem sobie tą samotność, a nie że nie byłem wystarczająco dobry, by nie być samotny tam.
- Naprawdę tak o sobie myślisz? – zapytałem, czując zalążek bólu w moim sercu i niedowierzanie obejmujące moje szalenie pędzące myśli (zdecydowanie zbyt szybko pędzące, jak na tak późną godzinę). – Uważasz, że nie jesteś wystarczająco dobry?
- Nie wiem. – Czułem jak wzrusza swoimi ramionami. - Ale być może dlatego stamtąd uciekłem. – zaśmiał się cicho, ale bez humoru, sprawiając, że zaskoczony jego odpowiedzią nieświadomie wciągnąłem powietrze. Harry nigdy nie śmiał się w ten sposób.
- To dlatego tu jesteś? – zapytałem, wciąż nie mogąc uwierzyć w jego słowa. To zupełnie nie pasowało mi do Harry'ego, którego dotąd zdążyłem poznać. Nawet jeśli jeszcze wczoraj sam zdążyłem go oskarżyć o to, że jego pobyt w dżungli był jedynie ucieczką. Teraz czułem się niezwykle zażenowany swoim zachowaniem, ponieważ z pewnością nie był to temat, który powinienem był poruszać podczas bezsensownej kłótni i to w tak niedelikatny sposób. - Nie chciałeś zostać porzucony przez innych?
- Nie. Nie tylko dlatego – zapewnił mnie niemal od razu, z małym uśmiechem, który mogłem poczuć w jego głosie. - Na pewno zdążyłeś już zauważyć miliony innych powodów, dla których życie tutaj to dla mnie raj.
- Tak, to prawda – przyznałem mu rację, także uśmiechając się z nie do końca znanego mi powodu. Być może dlatego, że była to w rzeczywistości całkowita prawda. Harry, jak nikt inny, wydawał się stworzony właśnie po to, by zamieszkać w dżungli i żyć w zgodzie z jej naturą. Ten obraz był tak rozczulająco satysfakcjonujący, że rozmarzenie nad nim odciągnęło mnie na chwilę od ciszy, która zapadła pomiędzy nami i która najwyraźniej dla Harry'ego miała nieco inny wydźwięk.
- Ty jesteś pierwszą osobą, z którą leżę razem w łóżku. – Zajęło mi chwilę, by zakodować jego niewyraźne słowa, jednak kiedy to zrobiłem, nie byłem pewien, czy dobrze je zinterpretowałem.
- Co masz na myśli? – zapytałem, marszcząc brwi i próbując dojrzeć wyrazu jego twarzy w ciemności nocy.
- Mam na myśli, że nigdy wcześniej nikt nie spał obok mnie – wyjaśnił cierpliwie, ale wciąż cicho.
- Chcesz powiedzieć, że nigdy nie byłeś z nikim na tyle blisko? Żeby na przykład-
Szczęśliwie zaciąłem się w odpowiednim momencie, przybijając sobie mentalną piątkę. To z pewnością nie było to, co Harry miał na myśli i z pewnością nie miał ochoty rozmawiać o tym ze mną. Jednak najwyraźniej sam z łatwością odgadł moje intencje i dokończył moje pytanie.
- Uprawiać seks? – dopytał, niemal pewien, że miałem to na myśli. To sprawiło, że ponownie czułem się zażenowany swoim zachowaniem.
- Przepraszam-
- W porządku – przerwał mi natychmiast, uspokajając moje szalejące myśli. – Możemy o tym rozmawiać. – W reakcji na jego słowa przytaknąłem jedynie zamaszyście, nawet jeśli Harry nie był w stanie tego dostrzec. Zajęło mi chwilę, nim uspokoiłem swoje myśli i kontynuowałem ostrożnie.
- Więc... nie robiłeś tego? – upewniłem się, wciąż do końca nie mogąc w to uwierzyć i przez chwilę będąc pewnym, że to kolejny nieśmieszny żart Harry'ego. To przecież niemożliwe, że Harry posiadając takie ciało i takie serce, mógłby nigdy nie zaznać fizycznej przyjemność, nawet jeśli brać pod uwagę jedynie okres jego życia, zanim trafił do dżungli.
- Nie – wyznał ciszej z nutą nieznanej mi dotąd nieśmiałości w swoim głosie. – Dziwisz się? – zapytał szczerze zaciekawiony moją reakcją.
- Oczywiście, że tak – odparłem niemal wybuchając wewnętrznie z powodu mojego oburzenia nad światem, który nie doceniał kogoś takiego, jak Harry. - Jesteś cudownym człowiekiem i uważam tak odkąd tylko cię znam. Nawet jeśli uświadomiłem to sobie dopiero niedawno. Ale ja to wiem i jestem pewien, że żyjąc tam, w mieście, gdziekolwiek i kiedykolwiek, miliony osób się za tobą oglądało. Jestem tego pewien. To, że nie miałeś jeszcze okazji wcale nie znaczy, że na to nie zasługujesz. To znaczy, ze jesteś cholernie wyjątkowy. Harry, kto w tych czasach czeka do wieku dwudziestu trzech lat? Nikt, kurwa, kogo znam. A wiesz jak nisko ci ludzie wydają mi się teraz być w porównaniu do tego kim jesteś ty? Porównanie twojej radości i wrażliwości, a ich-mojej szarości, przemocy, monotonii, imprez, narkotyków-w porównaniu do mnie, wiesz-wiesz jak bardzo ci zazdroszczę? I teraz możesz myśleć, że przez ten jeden gówno warty aspekt twojego życia, jesteś... niepełny, albo dziwny, albo że czegoś ci brakuje. Ale teraz, kiedy o tym wiem, nie pozwolę, byś myślał tak dłużej. Bo nie jesteś. - Podkreśliłem z naciskiem w głosie, który paradoksalnie wywołał jeszcze większe drżenie mojego głosu. - I zasługujesz na wszystko, co dobre. Wiem to, choć znam cię dopiero kilkadziesiąt dni i w tym momencie zastanawiam się tylko jak mogłeś nie zauważyć swojej wyjątkowości przez całe swoje życie?
W reakcji na moje słowa Harry wzruszył się tak bardzo, że przez kilka minut zupełnie nic nie mówił, doprowadzając mnie tym do niepokoju, jednak wytłumaczył mi swój stan chwilę potem z cichym śmiechem i drżeniem swojego głosu. Z jakiegoś powodu, nie ciągnęliśmy już dalej tego tematu. Czułem, że i tak było to już zbyt wiele wyznań jak na jedną noc.
Nawet jeśli mogła być ostatnią.
Cały czas jednak trudno było mi uwierzyć w to, co wyznał mi Harry. Oraz w to, że przez tak nieistotny aspekt swojego życia czuł się niepewny swojej wartości, nawet jeśli wydawało się to być całkowicie sprzeczne ze wszystkim, czym do tej pory emanował oraz czego mnie nauczył.
Ale być może nie tylko w cywilizowanym świecie nieuświadomiony głód miłości był silniejszy niż głód chleba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro