Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Żar

Wrócili z powrotem do zamku, kiedy już kolejny dzień budził się do życia.

Nie udało im się uratować wszystkich. Amanda nie była w stanie wskrzesić do życia tych, którzy zginęli w czasie walki z elfami, nim ona przybyła na pole bitwy. Na szczęście jednak ofiar nie było dużo, zwłaszcza że elfy traciły siły równocześnie jak słabła Eirini. Pokonane i zdziesiątkowane zostały zakute w żelazne kajdany i łańcuchy, a następnie poprowadzone do zamku przez ludzi Gowana oraz magów, gdzie miały zostać zamknięte w lochach razem z ich królową.

Uzdrawianie rannych zajęło Amandzie cały wieczór. Skończyła dopiero, gdy księżyc był już wysoko na niebie. Pomogła nawet dwóm rannym wilkorom, których sierść lśniła w blasku księżyca pod wpływem jej magii. Syciły się nią, ale nie pasożytowały się na niej jak elfy.

Zarówno Edwar, jak i Darius nalegali, żeby przenocować w wiosce. Widzieli, że Amandę ogarnia coraz większe zmęczenie, a każde kolejne uzdrowienie wymagało od niej rozkaz więcej wysiłku. Jednak ona nie chciała o tym słyszeć. Odczuwała pewien niepokój na myśl, że zamek jest pusty i niestrzeżony, a przebywa w nim Eirini. Wprawdzie była zamknięta w lochu, skuta i pozbawiona mocy, ale Amanda wolała nie przebywać poza zamkiem zbyt długo. Dlatego gdy tylko uleczyła ostatnią osobą, poprosiła Dariusa, żeby wrócili do zamku.

Takim oto sposobem znaleźli się w zamku jeszcze przed świtem, razem z Edwarem, Gowanem, Corey'em, Danai oraz kilkoma jeszcze poddanymi, których do zamku przewiozły wilkory na swoich grzbietach.

– Te bestie są szybsze niż wszystko inne na czym dane było mi jeździć w całym swoim życiu – sapnął Edwar, wchodząc z przyjaciółmi do sali tronowej. – I niby takie puchate, a wcale nie są wygodne – narzekał dalej, choć tak naprawdę udało mu się nawet zdrzemnąć na szerokim cielsku Ionhara.

Gowan położył dłoń na ramieniu syna, gdy stanęli u podnóża schodów, prowadzących na szczyt, gdzie znajdował się tron i spojrzał na niego, uśmiechając się przy tym pobłażliwie, a następnie ruchem głowy wskazał Amandę.

Królewna powoli wspinała się po schodach, a za nią kroczył Darius. Amanda nareszcie poczuła ulgę. Wreszcie mogła przebyć te schody nie czując na sobie pełnego nienawiści spojrzenia Eirini. Nie czuła się już zagrożona. Z jej barów spadł ogromny ciężar.

Zamek znów żył i emanował magią, a promienie wschodzącego słońca rozświetlały salę tronową, dając prawdziwy świetlny pokaz.

Obok Edwara przystanęli Corey i Danai. Młody mag opierał się o laskę, która powierzyła mu Amanda. Cała czwórka przyglądała się jak, królewna obchodzi tron, delikatnie muskając go palcami. Następnie ostrożnie, jakby bojąc się, że rozsypie się w drobny pył, Amanda usiadła na nim. Magia wezbrała w niej jeszcze mocniej niż do tej pory. Przemknęła przez jej ciało niczym fala tsunami, ale zamiast zniszczenia pozostawiła po sobie błogi spokój.

Przepowiednia się wypełniła.

Pierwszy na kolano padł Gowan, za nim Edwar i pozostali. Nawet Darius.

– Wstańcie, proszę. – Głos Amandy rozniósł się echem po sali.

Podniosła się gwałtownie, chcąc dać im wyraźnie do zrozumienia, że nie muszą klęczeć przed nią. Jednak w tym samym momencie poczuła, jak ogarnia ją niemoc i ciemność. Zakręciło się w jej głowie i upadłaby na posadzkę, gdyby nie refleks Dariusa. Doskoczył do Amandy w ostatniej chwili i przytrzymał, podczas gdy pozostali zerwali się na równe nogi. Edwar wbiegł kilka stopni w kierunku tronu.

– Co z nią? – zapytał rycerz z wyraźna nutą lęku w głosie.

Darius wsunął rękę pod kolana Amandy i uniósł ją. Przyjrzał się uważnie jej twarzy ukrytej w jego ramieniu.

– Omdlała – stwierdził. – Zapewne z wyczerpania. Trzeba by ją gdzieś położyć, powinna odpocząć. Wyspać się.

– Zanieś ją do komnat królowej Margot – zaproponował Gowan. – To jedyne miejsce, które elfy z jakiegoś powodu zostawiły nienaruszone przez tyle lat, a niewolone damy dworu dbały o jej sypialnie, choć musiały to robić po kryjomu. W tym czasie ja i Edwar zajrzymy do naszego więźnia – dodał, mając na myśli Eirini. – Przygotujemy też lochy na przybycie pozostałych jeńców.

Darius przytaknął, natomiast Edwar zrobił kolejny krok w jego stronę, jakby wahał się czy iść z ojcem, czy jednak podążyć za aniołem. Nie chciał zostawiać królewny. Wolałby mieć oko na nią, żeby upewnić się, że nic jej nie dolega.

– Poradzisz sobie? – spytał.

– Oczywiście. – Darius spojrzał na niego, jakby ten postradał rozum. – Upewnię się, że jest bezpieczna i do was dołączę – powiedział i ruszył w głąb zamku z Amandą na rękach.

Gdy otworzył wielkie, drewniane drzwi prowadzące do sypialni króla Adama i królowej Margot i wszedł do środku, przekonał się, że Gowan mówił prawdę. Podobniej jak w przypadku dziecięcego pokoju królewny, tu również wszystko wyglądało, jakby nie tknięte upływem czasu. Meble pokrywała cienka warstwa kurzu, co świadczyło o tym, że faktycznie, ktoś od czasu do czasu tu sprzątał. W kątach pokoju nie kryły się żadne pajęczyny, a łóżko przykryte było grubym pledem osłaniającym pościel.

Darius posadził na chwilę Amandę w czerwonym wielkim fotelu, chcąc odsunąć pled z łóżka, następnie delikatnie przeniósł na nie dziewczynę, otulając ją niebieską kołdrą. Spała tak mocno, a jednocześnie tak spokojnie. Poprawił miodowe kosmyki opadające na jej policzki. Przez chwilę walczył sam ze sobą, ale przegrał tę bitwę i, nachyliwszy się, złożył pocałunek na miękkich włosach Amandy. Kiedy już miał się odsunąć, Amanda złapała jego dłoń, wiercąc się nie spokojnie.

– Zostań przy mnie – poprosiła jak zwykle. Właściwie to nawet nie była prośba.

Nawet nie próbował się z nią kłócić. Postanowił poczekać aż Amanda z powrotem zapadnie w głęboki sen. Jak tylko uznał, że księżniczka śpi wystarczająco mocno, dołączył do Edwara i pozostałych.

Podczas gdy Amanda wypoczywała i regenerowała siły w dawnej komnacie rodziców, do zamku zaczęli napływać ludzie. Wracali jego dawni mieszkańcy, a także ludzie zamieszkujący okolice wioski oraz te położone dalej od stolicy Królestwa. Większość z nich brała udział w bitwie z elfami, teraz przybyli na zamek świętować zwycięstwo i zobaczyć swoją byłą królową – Wybraną.

W czasie kiedy życie w zamku zaczynało wracać do normy, a ludzie próbowali odnaleźć się w nowej rzeczywistości bez elfów, Darius i Edwar wraz Gowanem rozlokowywali pojmane elfy w podziemiach. Królewskie lochy jeszcze nigdy nie wydziały tylu więźniów na raz. Nie wszyscy byli grzeczni i potulni, kilka elfów trzeba było dodatkowo spacyfikować. Kilku straciło życie nim dotarli do więziennych cel. Jednak jedno było pewne, to już nie były te same elfy. Bez mocy ich królowej, były zaledwie cieniem samych siebie, choć jeszcze wczoraj siali strach w całych Królestwie. Teraz, upchane za kratami, wyglądały jak sardynki wyłowione przez rybacką sieć.

Dopiero pod wieczór Darius ponownie zajrzał do komnaty, w której spoczywała Amanda. Wprawdzie w ciągu dnia, co jakiś czas ktoś do niej zaglądał, ale ona wciąż spała nieprzerwanym, mocnym snem. Sytuacja nie uległa zmianie, nawet gdy zamknął ciężkie drzwi z lekkim stuknięciem. Przystanął przy łóżku marszcząc brwi. Jednak nie wyczuł nic niepokojącego. Amanda spała spokojnie. Oddech miała wyrównany. Wyglądała jak anioł.

Bo tak właśnie powinny wyglądać anioły – pomyślał.

Podobnie jak rano i tym razem przysiadł w fotelu. Miał zamiar czuwać przy Amandzie całą noc, ale nawet nie zauważył, kiedy sam zasnął.

***

Obudził się prostując się gwałtownie na fotelu. Zasnął. Znów zasnął przy Amandzie. Nie miał pojęcia jak to możliwie. Nigdy nie potrzebował specjalnie snu. Jeśli kładł się spać, to raczej robił to z nudów niż ze zmęczenia, a i tak często miał kłopot z zaśnięciem. Tymczasem przy Amandzie udawało mu się to bez problemu.

Dziewczyny nie było w łóżku. Poczuł ukłucie niepokoju, jednak zaraz odnalazł ją wzrokiem. Stała na bosaka przy szklanej ścianie w samej halce, obejmując się ramionami Jej suknia rzucona była na jedno z krzeseł.

Za oknem noc dopiero ustępowała dniu, a słońce nieśmiało wychylało się zza horyzontu, dlatego w komnacie panował jeszcze półmrok, który rozświetlały złote włosy Amandy i biała halka. Przypominała nocną zjawę

– Znów świta – odezwała się nagle, nie odwracając się od szyby, jakby wyczuła, że Darius już nie śpi. – Jak długo spałam?

– Cały dzień i noc. Byłaś wyczerpana.

Nieznacznie skinęła głową.

– Nie jesteś głodna, chcesz się odświeżyć? – Darius wstał powoli z fotela i podszedł do Amandy. Zatrzymał się krok za nią.

– Później – rzuciła. – Chcę się nacieszyć tą chwilą.

Darius przyjrzał się uważnie jej profilowi. Włosy zostały zgarnięte na jedno ramię, odsłaniając tym samym jej ucho, delikatną linie szczęki oraz idealną krzywiznę szyi. Nie mógł oderwać od niej wzroku.

– Bariera opadła – dodała. – Wyczułam to. Teraz czuję wszystko dużo mocniej, intensywniej. Magia przepływa przeze mnie. Wypełnia każdą cząstkę mojego ciała.

– Jesteś Wybraną. Takie było twoje przeznaczenie – powiedział, nachylając się nieco nad jej uchem.

– A ja wciąż nie mogę uwierzyć, że to już koniec. – Odwróciła się w jego stronę omal nie zderzając się z nim czołem, jednak Darius zdążył się uchylić. Posłała mu delikatny uśmiech. – Zrobiliśmy to Dariusie, pokonaliśmy elfy.

– Ty pokonałaś.

– Nieprawda. – Pokręciła gwałtownie głową. – Zrobiliśmy to razem. Wszyscy. Nie dokonałabym tego bez Edwara, Corey'a, Danai, Gowana i pozostałych, a tym bardziej bez ciebie. – Zagryzła delikatnie wargę. Na ułamek sekundy spuściła wzrok, po czym znów spojrzała Dariusowi prosto w oczy. – Bez twojej wiary we mnie.

Kolor jej oczu był jeszcze bardziej intensywny, hipnotyzujący. Darius próbował walczyć sam ze sobą, jednak przegrał to starcie. Jego ręka uniosła się wbrew jego woli i wsunął miodowe kosmyki Amandy za jej ucho. Wówczas dziewczyna ujęła jego dłoń i przytrzymała dłużej przy swej twarzy, wtulając w nią pliczek, który pokrył się rumieńcem. Dotyk palców Amandy był delikatny, a jednocześnie palił jego skórę, aż do kości. Poczuł suchość w gardle, gdy spojrzała na niego spod przymrużonych rzęs, a następnie zrobiła krok w jego stronę i położyła wolną dłoń na jego piersi.

– Nie rób tego – westchnął.

– Czego? – spytała zdziwiona, nie odrywając od niego wzroku.

– Tego co planujesz zrobić. To nie ma prawa się wydarzyć – powiedział zachrypniętym głosem.

– Dlaczego?

– Jestem aniołem. Twoim aniołem stróżem. Nie powinienem. Nie mogę. Osłabiasz mnie.

Darius pamiętał dobrze, co czuł ostatnim razem, gdy kobieta zbliżyła się do niego w ten sposób. Zawładnęła jego umysłem i ciałem. Sprawiła, że zgubił sam siebie. Teraz było podobnie, a jednocześnie zupełnie inaczej, ponieważ Amanda zawładnęła jego sercem. Przez nią nie tylko stawał się słaby. Był kruchy niczym porcelana. Tym razem jednak nie skończy się jedynie uszczerbkiem. Każdy niewłaściwy ruch, złe uderzenie serca, sprawi, że rozsypie się w drobny mak.

– Ja nie widzę w tym nic złego – powiedziała cicho. Wspięła się na palce i delikatnie musnęła jego usta swoimi wargami. – Twój dotyk, twoja bliskość, pali mnie jak żywy ogień, a mimo to chcę być ciągle blisko ciebie.

– Amando, proszę cię. – Próbował się jeszcze bronić ostatkami sił, ale gdy była tak blisko, jej usta tuż przy jego wargach, gdy jej zapach pobudzał wszystkie jego zmysły... Nie mógł dłużej stawiać oporu.

Oddał pocałunek – żarliwie i zachłanniej, zaciskając palce na jej karku.

Amanda wsunęła dłonie pod płócienną koszulę, którą założył wczoraj wieczorem, kiedy udało mu się odświeżyć zanim wrócił do komnaty. Teraz pozwolił Amandzie ściągnąć ją z siebie, a brązowy materiał wylądował na podłodze u ich stóp. Dziewczyna zaczęła sunąć palcami po jego torsie, podczas gdy Darius próbował uspokoić oddech i galopujące serce. W tej chwili było coś magicznego, coś czego nigdy nie czuł przy nikim innym. Delikatność, która roztapiała jego zgorzkniałe serce. Zapomniał zupełnie kim był, a raczej czym był, i jakie było jego zadanie. Przestała się liczyć przeszłość. Byli tylko oni, tu i teraz.

Objął Amandę w pasie, a jego usta opuściło ciche westchnienie, kiedy zostawiła pierwszy pocałunek tuż pod jego obojczykiem, kolejny na linii szczęki, a potem na policzku. Następnie poszedł w jej ślady, całując skroń dziewczyny, szyję i ramię. Ostrożnie, bez pośpiechu zsunął ramiączka halki, a kiedy tylko opadła ona opadła na podłogę, poczuł się, jak złodziej, który właśnie znalazł w skarbcu drogocenny szmaragd. Wiedział, że źle postępuje, ale nie mógł się oprzeć się widokowi i powstrzymać się przed jego skradnięciem.

Amanda przylgnęła do jego torsu całym ciałem, jakby próbując ukryć swoją nagość. Jej policzki były zaróżowione, a powieki lekko przymknięte. Kiedy ich usta znów się zetknęły, wylał się z nich żar, który palił skórę, doprowadzał krew w żyłach do wrzenia. Był nie do opanowania.

Darius bez ostrzeżenia wydobył anielskie skrzydła, rozprostował je, a następnie owinął wokół Amandy, ukrywając tym samym ten najcenniejszy skarb przed całym światem. Po chwili zaczęli unosić się nad ziemią. Jednak to nie była zasługa anielski skrzydeł. To magia Amandy sprawiała, że grawitacja przestała zupełnie na nich oddziaływać. Nie była im do niczego potrzebna. Wystarczało im wzajemne przyciąganie ich rozpalonych ciał.

***

Darius ostrożnie wymknął się łóżka i szybko założył z powrotem swoje ubrania. Teraz to on przystanął przy szklanej ścianie, żeby w zamyśleniu spojrzeć na Królestwo u stóp zamku. Słońce było już dość wysoko i wiedział, że za chwilę zamek zacznie się budzić, ludzie będą próbować wrócić do normalności po wielu latach niewoli, a przed nimi jeszcze wiele do zrobienia.

Przetarł twarz dłońmi i zerknął na Amandę, żeby upewnić się, że jeszcze śpi. Obawiał się chwili, kiedy się obudzi i będzie musiał spojrzeć jej w oczy. Był rozdarty, jak jeszcze nigdy wcześniej. Z jednej strony, gdy trzymał Amandę w ramionach, czuł się najszczęśliwszą istotą na świecie. Miłość do niej rozsadzała go od środka. Zatracił się zupełnie w tym uczuciu. Jednak po wszystkim fala wyrzutów sumienia zalała go niczym tsunami, sprawiając, że brakowało mu tchu. Nie zasługiwał na szczęście.

To do czego doszło między nimi było niedopuszczalne, złe, choć piękne. Znów dał się ponieść swojej cielesności, ale w głębi duszy wiedział, że tym razem kierowała nim miłość, nie pożądanie.

Jednak to już nigdy więcej nie może się powtórzyć.

– Ty jak zwykle spać nie możesz? – z zamyślenia wyrwał go cichy głos Amandy.

Dziewczyna siedziała na łóżku owinięta białą kołdrą. Buzię miała wciąż zaspaną, a włosy w nieładzie, co usilnie próbowała zmienić, przeczesując je palcami. Wyglądała zjawiskowo, aż serce Dariusa znów miało ochotę wyrwać się z piersi.

– Chyba wreszcie mogę stwierdzić, że się wyspałam – dodała, uśmiechając się szeroko. – Pierwszy raz odkąd wyruszyliśmy z gospody.

– To dobrze, bo przed tobą jeszcze dużo pracy.

– Co? – jęknęła Amanda i opadła plecami na łóżko. – Pokonałam elfy, to nie wystarczy?

Darius podniósł z podłogi halkę Amandy i trzymając ją w dłoni podszedł do łóżka.

– Masz obowiązki, królewno, z których musisz się wywiązać. – Położył halkę na pościeli i szybko odszedł kilka kroków, obawiając się swojej reakcji na widok dziewczyny otulonej jedynie skrawkiem materiału. – Ludzie czekają na twoje dyspozycje. Trzeba zdecydować, co z elfami oraz zaplanować koronację, sprawić by Królestwo znów zaczęło funkcjonować jak niegdyś.

– Wypełniłam przeznaczenie, pomogłam pokonać elfy, ale czy na pewno jestem odpowiednią osobą, żeby zostać królową? – spytała cicho. – Nie potrafię władać krainą, nie mam o tym pojęcia. Nie poradzę sobie sama.

– Oczywiście, że jesteś odpowiednią osobą – zapewnił nie odwracając się w jej stronę. – Masz to we krwi, jak magię. Poza tym nie jesteś sama, będziesz mieć przy sobie Edwara, Gowana, magów, a nawet tego chuderlaka Corey'a.

– A ty?

Darius nawet nie usłyszał kiedy Amanda, ubrana już w swoją halkę, podeszła do niego. Poczuł, jak otula go ramionami i przylega do jego pleców. Czuł jej ciepło, jednak jej dotyk już nie palił, jakby napięcie między nimi rozładowało się po tym co zaszło między nimi tego poranka. Jej ramiona dawały mu błogi spokój, w którym najchętniej by się zatracił.

– Ty też będziesz przy mnie? – wyszeptała w jego kręgosłup między łapkami. Poczuł jak dreszcz przechodzi przez jego skrzydła, choć nie było ich widać.

Na moment przymknął powieki, upajając się tą chwilą, a następnie chwycił jej ręce, wyswobadzając się z jej objęć i odwrócił się twarzą do niej.

– Królewno, mówiłem już, że to między nami nie miało prawa się wydarzyć.

– Dlaczego? – nie ustępowała, świdrując go swoim chabrowym spojrzeniem, a między czarnymi brwiami pojawiła się zmarszczka. Amanda nawet nie była zła, była zdeterminowana.

– Powodów jest tysiąc... – zaczął niepewnie. – Jestem aniołem, do tego o wiele starszym od ciebie, a ty przyszłą królową. W każdej chwili mogę zostać wezwany przez Niebiosa, moja misja na ziemi się skończyła.

Amanda wzdrygnęła się na słowa Dariusa.

– Poza tym już raz zawiodłem, ciebie, twoich rodziców – ciągnął dalej, wciąż delikatnie zaciskając dłonie na ramionach Amandy.

– Wciąż sobie nie wybaczyłeś?

– Nigdy sobie nie wybaczę!

Dziewczyna zacisnęła mocniej usta. W jej oczach dostrzegł łzy. Jeszcze mu tego brakowało, żeby zaczęła teraz płakać. Wiedział, że swoim zachowaniem prędzej czy później ją skrzywdzi, dlatego nie powinien był pozwolić, żeby zbliżyli do siebie tak bardzo.

– A może żałujesz? – rzuciła nagle, robiąc krok w tył i unosząc wysoko brodę. – Tak jak w przypadku Eirini.

Darius poczuł się jakby dostał w twarz. Jej słowa były jak miliony ostrzy przeszywających jego ciało. Zadała mu nimi więcej bólu, niż zaznał, kiedy odcinano mu skrzydła. Zawrzała w nim wściekłość, a jego oczy pociemniały, żeby następnie rozbłysnąć tysiącem gwiazd. Gwałtownie pochwycił Amandę w ramiona, jedną ręką oplatając jej talię, a drugą wsuną w jej włosy. Zmusił ją do spojrzenia sobie prosto w oczy, choć chwilę się wyrywała, nie była w stanie się wyswobodzić.

– Nigdy więcej nie mów czegoś takiego. Nie sugeruj, że mógłbym czuć do tego potwora coś więcej niż nienawiść. – Czuł, jak Amanda traci oddech w jego ramionach. Delikatnie poluźnił ucisk. – Kocham ciebie ponad wszystko, Amando, i nie żałuję ani chwili z tobą, ale nie jestem ciebie godzien.

Darius szybko pożałował swojego wybuchu oraz wypowiedzianych słów. Jednak zanim Amanda zdążyła na nie zareagować, a on je cofnąć, usłyszeli pukanie do drzwi.

– Królewno, wstałaś już?

Głos Edwara sprawił, że Darius natychmiast oprzytomniał. Wypuścił Amandę z objęć i odsunął się na bezpieczną odległość, podczas gdy ona zarzuciła na siebie pled z łóżka i podeszła do drzwi. Otworzyła je po chwili wahania.

– Tak, wstałam – powiedziała spokojnie. – Coś się stało?

– Nie, tylko martwiłem się, że tak długo śpisz. Poza tym twoi poddani czekają, żeby wreszcie zobaczyć swoją wybawicielkę. Chcą ci podziękować nim wrócą do swoich domów, zaczną cieszyć się wolnością i...

Darius podszedł bliżej szklanej ściany, tak, że teraz przez uchylone drzwi mógł zobaczyć nad ramieniem Amandy rozradowaną twarz rycerza, którego uśmiech powoli przygasł, gdy spojrzenia mężczyzn się spotkały. 

***

Media: LACUNA COIL - Within Me

Gorący rozdział, jak ten żar pod skórą. Mam nadzieję, że się Wam podobał... Czekam na Wasze komentarze, nie zapomnijcie też zostawić gwiazdki, jeśli uważacie, że rozdział na nią zasługuje. 

Niestety to mój ostatni rozdział z zapasów, więc na kolejne trzeba poczekać trochę dłużej niż tydzień pewnie, zobaczę, jak uda się mi wyrobić, bo teraz dużo na głowie.

Pozdrawiam Was gorąco :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro