Starcie królowych
Amanda stała na niewielkim wzgórzu skąd rozciągał się idealny widok na polanę, gdzie niebawem miała odbyć się walka między ludźmi a elfami. Mimo że jej prosta sukienka poruszała się na wietrze, ona zupełnie nie czuła ruchu powietrza. Miała wręcz wrażenie, że wszystko wokół zastygło w oczekiwaniu na nieuniknione.
Zgodnie z założeniami Gowana, elfy w końcu zmobilizowały się i ruszyły w Królestwo na poszukiwania Amandy. Ponoć wyczuwały też fluktuacje w barierze, która słabła coraz bardziej. Z chwilą jej opadnięcia, elfy byłby gotowe przetrząsnąć resztę krain, byle tylko dopaść Wybraną.
Gowan już się postarał o to, żeby wieści o tym, gdzie znajduje się królewna, szybko rozniosły się po Królestwie. Elfom nawet przez myśl nie przeszło, że być może to pułapka zastawiona na nich. Ich armia od razu skierowała swe kroki w stronę odpowiedniej wioski, pozostawiając resztę Królestwa w spokoju.
Mieli zaledwie pięć dni na przygotowania do tej bitwy. Kolejni ludzie ściągali do wioski ze wszystkich stron. Ku niezadowoleniu Dariusa, przybył nawet Travedic z mieszkańcami jego wioski, gotowy stanąć do walki za Amandę i Królestwo. Na kolanach błagał królewnę o wybaczenie i przysięgał jej lojalność. Amanda bez wahania wybaczyła mu zdradę, co doprowadziło do kolejnej sprzeczki miedzy nią a Dariusem. I choć ich kłótnie były coraz częstsze, to każdą noc anioł spędzał w jej izbie, czuwając przy niej i odganiając złe sny.
Do wioski przybyło również kilku magów. Usilnie próbowali pomóc Amandzie ujarzmić jej moc, jednak okazała się ona zbyt pierwotna. Pokazali jej kilka sztuczek, a ona szybko się uczyła. Tym razem nie miała problemu z wydobyciem magii z siebie. Emanowała z niej na każdym kroku i odczuwało to całe Królestwo, do którego razem z magią powracało życie.
Dziewczyna przyglądała się ludziom krzątającym się u podnóża wzgórza. Wiedzieli, że elfy są już blisko. Działali w pośpiechu, sprawdzając kolejne pułapki, rozdając broń wykutą z czystego żelaza – przygotowywali się na najgorsze. Byli to głównie ludzie starsi, pamiętający rządy króla Adama i królowej Margot, pragnący zobaczyć jeszcze królewnę na tronie, oraz młodzież i dzieci, młodsi od Amandy, ale na tyle dorośli by móc dzierżyć w dłoniach broń. Ludzi w sile wieku, szczególnie mężczyzn było niewielu, a i tak z reguły byli to kalecy, ledwie zdolni do walki.
Amanda poczuła w gardle narastającą gulę.
– Przecież ci wszyscy ludzie... – wychrypiała, zaciskając palce na trzymanej w dłoni lasce maga. – To nie są wojownicy. – Pokręciła głową. – Jak mają walczyć z elfami?
– Niestety, królewno – usłyszała głos Gowana, który stał obok. – elfy zostawiły przy życiu tylko najsłabsze jednostki, jednak nie wiedzą, co to jest człowieczeństwo. Nie znają takich pojęć jak lojalność, wiara, czy silna wolna. Jeszcze nie wiedzą, ile człowiek jest w stanie zrobić dla przetrwania i dla wolności. I właśnie dlatego teraz te najsłabsze jednostki są wyszkolone i gotowe do walki, aby stanąć po twojej stronie, pani.
– Ale... – zawahała się – ale jakie oni mają szanse na zwycięstwo. Przecież większość z nich może dziś zginąć...
– Musisz być gotowa królewno na straty i poświęcenie – dodał stary rycerz. – My jesteśmy. Zrobimy wszystko, żeby uwolnić Królestwo od elfów.
Amanda miała dość słuchania o poświęceniu. Nie miała zamiaru poświęcać ani jednej więcej osoby. Wolałaby już sama stracić życie. To całe przeznaczenie i bycie Wybraną coraz bardziej zaczynało jej ciążyć.
Z westchnięciem mocniej podparła się na lasce maga. To była ta sama laska, którą przywieźli ze strażnicy – laska Rogana. Amanda wpadła na ten pomysł wczorajszego poranka. Poprosiła Corey'a, żeby przyszedł z nią do jej izby. Położyli zawiniątko na stole i delikatnie je odpakowali. Laska nadal była złamana – to nie ulegało wątpliwości.
– Co chcesz zrobić? – spytał cicho Corey.
– Zobaczysz. – Amanda wzięła w dłonie obie drewniane części i przyłożyła je do siebie w miejscu pęknięcia. Następnie zamknęła oczy, skupiając całą swoją energię na strukturze drewna. Nie trwało to długo. Po chwili drewno na końcach zaczęło się ze sobą splątywać, jakby ożyło. Łykowate niby pnącza wiły się wokół dwóch kijów, aż wreszcie znów stanowiły całość. Laska maga została naprawiona, a raczej uleczona. Amanda uniosła ją w pionie, chcąc przyjrzeć się magicznemu kamieniowi, który stanowił koronę, gdy ten rozbłysnął białym blaskiem.
– To było... niesamowite – wychrypiał młody mag.
– Mogę ją od ciebie pożyczyć? – spytała go nie odrywając oczu od kamienia.
– Jest twoja. Kiedyś zdobędę własną.
Teraz, gdy Amanda stała na wzgórzu, biały kamień nadal bił blaskiem. Nikt jeszcze nigdy nie widział, żeby przybierał on białą barwę. Nawet starzy magowie byli pod wrażeniem.
Nagle usłyszała za sobą ciężki oddech i kroki.
– Nadchodzą – powiedział zziajany Edwar, który właśnie wbiegł na wzgórze i stanął po jej drugiej stronie.
Jak na zawołanie, spojrzenie trzech par oczu powędrowało na linię drzew po drugiej stronie polany. Amanda poczuła, że traci oddech, a jej serce próbuje wyskoczyć z piersi, gdy pierwsze smukłe postacie zaczęły wyłaniać się spomiędzy drzew. Miała wrażenie, że patrzy na rój szerszeni, gotowy do ataku w każdej chwili. Elfy były pewne siebie, uzbrojone i zorganizowane, ale przede wszystkim były rządne krwi.
– Jesteś pewna, królewno, że wilkory się zjawią? – spytał Gowan, przerywając napiętą ciszę.
Wyczuła w jego głosie wahanie, którego do tej pory nie zauważyła. Chyba rycerza powoli opuszczała pewność siebie.
– Pojawią się – zapewniła, nie odrywając wzroku od elfów wylewających się na polanę. – Ionhar powiedział, że będą wiedzieć kiedy nadejdzie czas walki.
– Lepiej zejdźmy ze wzgórza. – Edwar delikatnie złapał Amandę za ramię.
Dziewczyna rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na ich małą armię ludzi i półelfów. Wzrokiem odnalazła Corey'a, który stał tam na dole, trzymając się grupy magów.
– Gdzie tak w ogóle podział się ten anioł, kiedy jest potrzeby? – warknął Edwar, gdy powoli zaczęli schodzić ze wzgórza.
Dokładnie w tym samym momencie Amanda poczuła ruch powietrza. Darius bezszelestnie wylądował tuż za ich plecami.
– Nie ma z nimi Eirini – powiedział Darius bez ogródek, kiedy pozostali odwrócili się w jego stronę.
– Królowa została w zamku? – spytał zdziwiony Gowan.
– Na to wygląda.
– W takim razie na nas pora. – Amanda zrobiła krok w stronę anioła, nie spuszczając z niego spojrzenia.
– O czym ty mówisz? – Edwar nerwowo złapał Amandę za ramię.
– To jedyny sposób, Edwarze – wyjaśniła, zwracając się w jego stron. – Muszę pokonać Eirini, jeśli chcemy wygrać tę wojnę.
– Nie możesz lecieć, nie możesz walczyć z nią sama – naciskał rycerz.
– Nie będzie sama – wtrącił Darius, na co Edwar obdarował go wściekłym spojrzeniem.
– Przecież on – machnął lekceważąco dłonią, wskazując Dariusa – znów prowadzi cię prosto w paszczę lwa. Na pewną śmierć.
– To jedyny sposób – zapewniła spokojnym głosem. – Pora to zakończyć.
– Nie, nie puszczę cię tam. Nie ma mowy! Idę w takim razie z wami!
Amanda pokręciła głową.
– Poza tym – Edwar nie dawał za wygraną – jesteś potrzebna tutaj, musisz poprowadzić ludzi do walki, żeby wiedzieli, że mają po co walczyć.
Dziewczyna nabrała mocno powietrza i, uśmiechając się delikatnie, podeszła bliżej Edwara, a następnie mocno go objęła i przytuliła się do niego. Czuła jak napięte mięśnie mężczyzny powoli się rozluźniają, aż wreszcie oddał uścisk, zatapiając twarz w jej szyi, a palce dłoni w miodowych włosach. Amanda czuła jak przepływa między nimi magiczna energia, miała nadzieję, że dzięki niej Edwar będzie niezwyciężony w walce, choć nie miała wątpliwości, co do jego umiejętności.
– Poradzisz sobie z tym lepiej niż ja. Pójdą za tobą wszędzie – powiedziała tuż przy jego uchu. – Każdy z nas ma swoją misję, swoje przeznaczenie i pora, żebym ja wypełniła swoje.
– Nie mogę, królewno... – Glos rycerza nieco się załamał. – Obiecałem twojej mamie, że będę cię chronił. Jeśli coś ci się stanie, nie będę mógł spojrzeć Rilli w oczy... Sobie nie będę mógł spojrzeć w oczy. Nie mogę cię stracić, Amando...
– Nie stracisz – powiedziała, choć nie do końca była pewna swoich słów. – Musisz mi pozwolić odejść.
Edwar westchnął, po czym wreszcie wypuścił Amandę z objęć. Jego oczy były wilgotne. Dziewczyna złożyła jeszcze pocałunek na policzku mężczyzny, tym samym, który do niedawna zdobiły blizny, i ruszyła w stronę Dariusa. Anioł stał z założonymi rękami, ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Dopiero, gdy dziewczyna podeszła bliżej, spojrzał na nią bez słowa, a jego oczy były mroczne jak bezgwiezdna noc.
Darius wziął Amandę na ręce i powolnymi ruchami skrzydeł wzbił się w pionowo w powietrze. Kiedy już osiągnęli odpowiednią wysokość, Amanda omiotła wzrokiem okolicę. Zobaczyła wówczas szare kształty poruszające się szybko po zboczu jednej z gór. Przyjrzała się im. Wilkory. Tak jak obiecał Ionhar – przybyły wesprzeć ludzi w walce z elfami. Amanda uśmiechnęła się i zerknęła na anioła, on również dostrzegł stworzenia zbiegające z gór.
Uśmiech jednak szybko zniknął z twarzy Amandy. Ostatni raz spojrzała na polanę, która niebawem stanie się polem bitwy. Miejscem, w którym ludzie albo poniosą klęskę albo wreszcie pokonają elfy i uwolnią Królestwo spod ich jarzma. Amanda wiedziała, że los ich wszystkich zależy od niej.
***
Ku zaskoczeniu Amandy, lot do zamku nie zajął im dużo czasu. Jak się okazało był on bliżej wioski niż się jej wydawało. Zaledwie dzień drogi, a dzięki skrzydłom anioła, przebyli tę odległość w dużo krótszym czasie. Amanda stwierdziła, że jeśli tylko przeżyje starcie z Eirini, będzie musiała koniecznie przestudiować geografię swojej rodzinnej krainy.
Słońce było już w zenicie, kiedy wylądowali na jednym z kamiennych tarasów, znajdującym się wysoko na wieży. Darius postawił bosą Amandę na zimnej posadzce, a następnie ukrył skrzydła. Dziewczyna celowo nie założyła swoich już i tak schodzonych butów. Będąc na bosaka, lepiej czuła przepływającą przez nią magię. Jasny kamień rozbłysnął pod stopami królewny, po czym zamiast zimnem, zaczął emanować ciepłem.
Darius dobył żelaznego sztyletu i podszedł do szklanej ściany, następnie bez wahania pchnął jedną z szyb, jakby robił to nie pierwszy raz. Szyba ustąpiła pod naciskiem jego dłoni i przed nimi stanęły otworem drzwi do wnętrza zamku. Anioł wszedł pierwszy i, rozejrzawszy się po wnętrzu, skinieniem głosy dał znać Amandzie, że droga wolna.
Komnata, w której się znaleźli utrzymana była w jasnych kolorach, choć ściany i drewniane meble pokrywała cienka warstwa kurzu. Wszystko wyglądało, jakby czas się tu zatrzymał. Przy jednej ze ścian stało dziecięce łóżeczko, a raczej kołyska, z poszarzałym baldachimem i ozdobnymi falbankami. Amanda podeszła bliżej. Wzięła do ręki pluszowego króliczka z wyszytą literą A na szarym brzuszku i spojrzała na Dariusa.
– To był mój pokój. – Bardziej stwierdziła niż spytała.
Darius przytaknął, również nie spuszczając oczu z zabawki.
– Więc tu się wszystko zaczęło – powiedziała cicho, odkładając maskotkę na miejsce.
Do było dziwne, że choć nie pamiętała tej komnaty ani zamku, to poczuła się jakby była na właściwym miejscu. Amanda nigdy tak naprawdę nie czuła się nigdzie, jak w domu. Jej dom był tam, gdzie była Rilla. Teraz miała dwa domu, a o jeden z nich musi jeszcze stoczyć bitwę.
– Co teraz? – spytała.
– Teraz musimy odnaleźć Eirini.
W zamku panowała cisza przeszywająca ich na wskroś i wywołująca ciarki na ciele Amandy. Czy to możliwe, żeby królowa elfów rzuciła do walki całą swoją armię? Chordy elfów przeciwko garstce ludzi? Z tego co Darius opowiadał, kobiety elfów również były wojownikami i z równym okrucieństwem stawały do walki z wrogiem.
Podążali w dół krętymi schodami, schodząc coraz niżej i niżej. Trzymali się ściany. Darius szedł przodem, mocno ściskając w lewej ręce żelazny sztylet, gotowy w każdej chwili wydobyć również miecz. Jednak nie napotkali po drodze żywej duszy i bez przeszkód dotarli do sali tronowej, w której jeszcze niedawno przyjaciele Amandy stali związani przed obliczem Eirini. Dopiero teraz, wyjrzawszy zza ściany, zobaczyli niewielką grupkę elfów. Część z nich siedziała przy drewnianej ławie ustawionej z boku sali, drudzy pod jedną z kolumn bawili się w rzucanie nożami do celu, a raczej do żywej tarczy. Jeden z elfów opierał się o kolumnę, a jego towarzysze: dwie elfki i trzech elfów, rzucało raz za razem w niego ostrzami, które z hukiem wbijały się w kamień na milimetr omijając różne część jego ciała. Jednak czarnowłosy elf wydawał się tym zupełnie nie przejmować. Wręcz przeciwnie, najwyraźniej bawił się lepiej niż ci, którzy rzucali.
Natomiast Eirini, jak na przystało na królową, a raczej uzurpatorkę, siedziała na tronie. Tronie, który nie należał się jej. Niedbale podpierała głowę na ręce opartej o podłokietnik i ze znudzoną miną głaskała po głowie młodą dziewczynę ze skórzaną obrożą na szyi przyczepioną do sznura uwiązanego do nogi tronu. Choć tron znajdował się po drugiej stronie pomieszczenia, Amanda mogłaby przysiąść, że to była ta sama dziewczyna, której Eirini poderżnęła gardło podczas ich ostatniej konfrontacji.
Królewna zrobiła wielkie oczy, po czym spojrzała na Dariusa i szepnęła:
– Przecież ona ją zabiła.
– To musiała być iluzja – odpowiedział Darius ledwie słyszalnie.
– Mówiłeś, że jestem odporna.
– Wykorzystała twoje lęki i chwilę słabości.
Jeden z elfów siedzących przy ławie poruszył się nie spokojnie i zaczął rozglądać. Amanda i Darius cofnęli się o krok. Dziewczyna zakryła dłonią usta. Zupełnie zapomniała o nadnaturalnych zmysłach elfów. Jednak to już nie miało najmniejszego znaczenia. Darius opuścił głowę, zamknął oczy i wziął głęboki wdech, a następnie wyciągnął miecz. Spod przymkniętych powiek spojrzał na Amandę. W jego spojrzeniu dostrzegła determinację i rządzę krwi. Darius był gotów ją przelać, nieważne czy będzie jego, czy elfów. To spojrzenie przeszyło Amandę na wskroś. I choć przez chwilę ją przeraziło, to dało też nadzieję. A nadzieja była jedyną rzeczą, jakiej mogła się w tej chwili trzymać.
Darius okręcił miecz wokół prawej dłoni, podczas gdy w lewej wciąż ściskał sztylet i powiedział:
– Pora to zakończyć.
Anioł pierwszy wkroczył do sali tronowej, wzbudzając tym poruszenie pośród elfów. Nawet Eirini zerwała się na równe nogi. Tuż za Dariusem pojawiła się Amanda, ściskając z całych sił laskę maga, która pulsowała coraz to mocniejszym białym światłem.
Tym razem nie czuła strachu.
Przyboczna straż Eirini natychmiast rzuciła się do walki, ale Darius natychmiast stanął im na drodze. Rozpostarł swoje anielskie skrzydła, blokując im tym samym dostęp do Amandy, która minęła go, kierując się prosto w stronę tronu.
– Ty – syknęła królowa niczym jadowity wąż na widok Amandy. Złapała sznur, na którym była uwiązana dziewczyna i szarpnęła nim, zmuszając swojego więźnia do wstania.
Nie. Nie będzie już żadnych ofiar. Koniec poświęcania.
Amanda nie wahała się ani chwili. Natychmiast posłała w stronę Eirini serię magicznych ciosów, które rzuciły zaskoczoną elfkę na kolana, a gdy lekko stuknęła laską o podłogę, sprawiła, że skórzana obroża na szyi dziewczyny pękła.
– Uciekaj – rzuciła do dziewczyny, wspinając się już po schodach.
Dziewczyna szybko zrzuciła obroże, uwalniając się tym całkowicie i, ledwie łapiąc równowagę, zbiegła ze schodów, udając się w stronę bocznego wyjścia tuż przy schodach.
– Jak śmiesz – wycharczała Eirini, podnosząc się z kolan. – Nie masz szans mnie pokonać, nawet z tym swoim nowym kijem.
Królowa przeszła do kontrataku, teraz ona ciskała w Amandę energetycznymi pociskami, jednak dziewczyna pozostawała nie wzruszona. Chroniła ją magiczna tarcza, której źródłem była laska maga.
Pnąca roślinność, która ostatnim razem zakwitła pod wpływem obecności prawowitej następczyni, teraz ponownie była częściowo uschnięta, ale z każdym kolejnym krokiem Amandy, wracała do życia, wijąc się coraz wyżej wokół kolumn. Z kolei kryształowe elementy sali zaczynały emanować wewnętrznym światłem.
Gdy Amanda wreszcie dotarła na szczyt schodów, atak królowej zaczynał już słabnąć, w przeciwieństwie do jej gniewu. Grymas wściekłości oszpecał jej piękną twarz, obnażając przy tym ostre kły, jak u drapieżnego zwierzęcia. Eirini zaprzestała ataku i skupiła się na pobieraniu magii, postanowiła wykorzystać to, że wróciła ona do zamku i pochłonąć jej jak najwięcej. Jednak bezskutecznie.
Amanda uderzyła laską o podłogę, a cała magia zaczęła wymykać się spod stóp Eirini. Zamiast gromadzić się w ciele królowej elfów, magia odpełzała od niej w stronę laski Amandy i to ją zasilała swoją mocą.
Z gardła Eirini wydobył się zwierzęcy krzyk frustracji. Stanęła wyprostowana, zamknęła oczy, uniosła ręce, a powietrze wokół niej zaczęło falować, podobnie jak włosy, które przypominały płomienie wokół jej głowy. Postawiła wszystko na jedną kartę i uderzyła w Amandę całą zgromadzoną w sobie mocą. Jednak popełniła błąd, dokładnie ten sam, co przy ich pierwszym starciu. Zlekceważyła potęgę Amandy.
Magia niczym niszczycielska fala tsunami pognała w stronę dziewczyny i rozbiła się na jej tarczy, a następnie rozeszła się po sali tronowej powalając na ziemię tych kilku walczących jeszcze elfów, Dariusa, a także Eirini.
Darius, jako pierwszy zerwał się z powrotem na nogi sprawnymi pchnięciami żelaznego sztyletu zaczął wykańczać swoich przeciwników. Z kolei królowa elfów znów próbowała się podnieść z kolan, jednak tym razem jej nogi drżały zbyt mocno, a głowa wydawała się zbyt ciężka. Opadła na plecy.
– Nie zwlekaj, Amanda! – krzyknął Darius wyjmując miecz z brzucha ostatniego elfa. – Wykończ ją! Nie pozwól jej się podnieść!
– Mówiłam, że masz uwolnić mój lud – wycedziła Amanda przez zęby.
Wyciągnęła wolną dłoń przed siebie w stronę Eirini. Zacisnęła palce w pięść, sprawiając tym samym, że ciało królowej uniosło się wysoko w powietrzu. Jej szaty i płomienne włosy zwisały bezwiednie. Amanda posłała w stronę rudej elfki ostatni cios, który rzucił nią o kolumnę po przeciwnej stronie sali. Ciało Eirini osunęło się po zarośniętej roślinnością powierzchni. A gdy opadło na ziemię, zielone pnącza zaczęły owijać się wokół jej nadgarstków, kostek i tułowia.
Darius nie czekał ani chwili dłużej. Podbiegł do królowej.
– Pora to kończyć. – Zamachnął się mieczem, ale jakaś siła nie pozwoliła mu opuścić go na Eirini. To była Amanda
– Jeszcze nie – powiedziała, podchodząc do anioła. – Skuj ją. – Ruchem głowy wskazała żelazne kajdany uwieszone przy pasie Dariusa, które zabrali ze sobą właśnie na taką okazję.
Darius niechętnie wsunął miecz do pochwy. Złapał ciężkie kajdany na żelaznych łańcuchach. Zapiął je na nadgarstkach Eirini, gdy jednocześnie pnącza poluzowywały swój ucisk. Ostatnią metalową obręcz założył królowej na szyję. W tym momencie kobieta otworzyła oczy i zasyczała gniewnie, a po chwili zawyła z bólu, bo żelazo zaczęło wypalać jej skórę. Spojrzał prosto w jej bursztynowe oczy, w których gniew ustępować lękowi i rozczarowaniu.
Amanda stanęła nad Eirini, wciąż trzymając kurczowo swoją laskę maga.
– Przekaż swoim ludziom, że to koniec, mają się poddać – powiedziała spokojnie.
– Jak? – syknęła Eirini, obnażając zęby. – Nie mam już w sobie magii.
– Och, tę odrobinę jeszcze znajdziesz. – Amanda pochyliła się nad elfką i opuszkami palców dotknęła bladej skroni, zmuszając Eirini do nawiązania telepatycznego kontaktu z pozostałymi elfami i przesłania im wiadomości, że to już koniec.
– Zamknę ją w lochu. – Anioł szarpnął Eirini za ramię, tym samym zmuszając ją do wstania, choć upadła królowa ledwie trzymała się na nogach.
Amanda przytaknęła.
– Pójdę z tobą. – Dziewczyna wolała trzymać się blisko Dariusa. Poza tym nie miała ochoty zostawać w sali tronowej, kiedy podłoga spływała krwią. Wciąż starała się nie patrzeć na trupy zabitych przez Dariusa elfów. – A potem – dodała – wrócimy na pole bitwy. Na pewno będzie tam mnóstwo rannych, których będzie trzeba uzdrowić.
– Jesteś pewna? – Anioł przyjrzał się królewnie, która wyglądała na zmęczona, bo starciu z Eirini. – Może powinnaś odpocząć.
– Jestem pewna. To jeszcze nie czas na odpoczynek.
***
Media: EPICA - Unleashed
Hej kochani, Eirini i elfy pokonane, powoli zbliżamy się do końca, wiem, że nie był to efektowny pojedynek (ale efektywny), nigdy nie byłam w tym dobra, ale też nie bardzo wiem, cóż mogłabym więcej wymyśleć ;) Pora kończyć tę historię? Przed nami jeszcze 3 może 4 rozdziały. Czekam na Wasze komentarze, może rozbudzą moją wenę ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro