Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Plan

Po wkroczeniu do wioski, Gowan kazał mieszkańcom przyszykować solidne śniadanie dla Amandy, swojego syna, ich towarzyszy i reszty uciekinierów z zamku. Uczta była skromna, ale wystarczająca by się najeść i nabrać siły po takim wielogodzinnym marszu. Choć w wiosce ludzie żyli skromnie, to mogli się pochwalić dużymi zapasami jedzenia.

– Nauczyliśmy się ukrywać część naszych zbiorów i innych surowców – wyjaśnił stary rycerz. – Było to ryzykowne, ale mieliśmy już dość głodowania. Elfy regularnie najeżdżają wioski, zabierając co według nich się im należy, a potem i tak większość jedzenia wyrzucają. Gdy jeszcze przetrzymywali mnie w zamku, często jadaliśmy po nich resztki.

Następnie oprowadził ich po wiosce, przed wszystkim zaprowadził do kryjówki w starym, niewielkim spichlerzu, gdzie mieszkańcy wioski składowali broń. Jego poddasze wypełnione było surowo wyglądającymi mieczami, sztyletami oraz kajdanami i łańcuchami. Gdzieniegdzie można było znaleźć żelazny topór nabity na drewniany trzpień.

– Są wykonane z czystego żelaza, jak miecz, który dała wam Danai. – Gowan podał dwa sztylety, jeden Edwarowi, drugi Dariusowi. – Gdy tylko dowiedzieliśmy się, jak żelazo działa na elfy, zaczęliśmy zbierać wszystkie żelazne przedmioty z całego królestwa, oczyszczać je z domieszek i przekuwać w broń.

– Jak się dowiedzieliście o tej słabości elfów? – spytał, jak zawsze nieufny Darius.

– Kiedyś Danai skaleczyła się żelaznym gwoździem. Rana się goiła bardzo długo, właściwie nawet teraz jeszcze się jątrzy. – Wskazał obandażowaną nogę półelfki.

– I sprawdzaliście, jak działa na prawdziwe elfy? – Darius obracał w ręce sztylet. Musiał podejść bliżej niewielkiego okna, żeby przyjrzeć się mu dokładniej, ponieważ w pomieszczeniu było niewiele światła, tyle co wpadało przez okienka w bocznych ścianach i przez szpary na dachu.

– Udało mi się zabić kilka elfów taką bronią – zapewnił Gowan, nie ukrywając dumy. – To się dzieje naprawdę, Dariusie. – Rycerz podszedł do anioła i położył mu dłoń na ramieniu. – Wróciłeś do Królestwa, przyprowadziłeś królewnę i mojego syna. Mamy broń i ludzi gotowych poświęcić się dla sprawy. Nareszcie możemy osiągnąć to, o czym marzyliśmy przez tyle lat. Możemy się zemścić.

Darius spojrzał jeszcze raz na sztylet, następnie na swoich przyjaciół, aż w końcu zerknął na Amandę, która stała z boku, zamyślona i lekko oszołomiona, zagryzając wargę i przeszywając go swoim chabrowym spojrzenie. Już nie chciał zemsty. Pragnął tylko, żeby ona była bezpieczna i żeby na jej ustach znów zagościł beztroski uśmiech. Skinął głową i wyciągnął dłoń, żeby oddać Gowanowi sztylet.

– Zachowaj go. – Gowan zacisnął palce Dariusa na rękojeści broni. – A teraz – zwrócił się do pozostałych – proponuję, żebyście wypoczęli po tak długiej podróży. Mam zwiadowców w całej okolicy. Dadzą nam znać, gdyby pojawiły się w pobliżu elfy. Ponoć nawet graniczne patrole wycofały się po waszym przybyciu do Królestwa. Danai zaprowadzi Was do wolnych pokoi – dodał, gdy wychodzili ze spichlerza, udając się z powrotem do centrum wioski.

– Dariusie – powiedziała cicho Amanda, podchodząc do niego bliżej i ściskając jego dłoń.

Anioł posłał jej delikatny uśmiech, przyciągając ich splecione dłonie do swojej klatki piersiowej.

– W porządku. Ty i reszta odpocznijcie. Będę czuwał – zapewnił.

– Ja również nie zasnę. – Edwar zrównał z nimi kroku. – Za dużo się dzieje.

– Ty akurat powinieneś. Musisz być gotów do walki.

– Dosyć wypocząłem, gdy byłem ranny.

– Darius ma rację – wtrącił Gowan. – Tobie, synu, również przyda się wypoczynek. – Nie wiadomo kiedy przyjdzie nam się zmierzyć z elfami i Eirini. Gdy odpoczniecie, omówimy dalszy plan działania.

***

Obudziło ją pukanie do drzwi. Wcale nie czuła się wyspana. Zamrugała kilka razy, żeby przyzwyczaić się do promieni zachodzącego słońca wpadających przez niewielkie okno. Chwile czasu jej zajęło nim uświadomiła sobie, gdzie się znajduje. Odkąd wyruszyła z gospody, spała już w tylu różnych miejscach, że aż trudno było Amandzie zliczyć. Na szczęście łóżko w izbie, do której zaprowadziła ją Danai było całkiem wygodne.

Gdy pukanie do drzwi się powtórzyło. Amanda powoli wstała i ruszyła w ich stronę, żeby otworzyć. Za drzwiami stał Corey, z szerokim uśmiechem na twarzy i z tacą w ręce, na której leżało kilka pajd chleba posmarowanego konfiturą oraz kubek parującej herbaty.

– Dobry wieczór – rzucił lekko. – Przespałaś wieczerzę. Spałaś tak twardo, że nikt nie miał sumienia cię budzić, ale pomyślałem, że zgłodniejesz. Poza tym byłem powinien, że będziesz chciała dowiedzieć się, co uradzili.

– Jak to? – zdziwiła się Amanda. – Przespałam naradę? I kolację? – Odsunęła się, żeby wpuścić Corey'a do izby.

– Aha – przytaknął, przechodząc obok niej. Postawił tace na niewielkim stoliku i usiadł na jednym z krzeseł. – Nie martw się, wiele nie straciłaś. Było okropnie nudno. – Mrugnął do niej.

Amanda westchnęła, opuszczając ramiona. Chciała pognać natychmiast do pozostałych, wypomnieć Dariusowi lub Edwarowi, że jej nie obudzili, ale jej brzuch dał o sobie znać. Faktycznie zgłodniała.

Zrezygnowana usiadła naprzeciwko Corey'a i złapała pierwszą kromkę. Zjadła ją w ciszy, pochłaniając kolejne kęsy, podobnie jak następną. Dopiero potem spojrzała uważnie na przyjaciela. Miał zmęczone oczy i był blady, zresztą jak wszyscy pozostali. Jednak w jego źrenicach dostrzegła przebłysk nadziei, a na ustach błąkał się krzepiący uśmiech.

– I jak wygląda sytuacja? – spytała. – Są jakieś wieści o elfach?

– Nie. – Pokręcił głową. – Na razie cisza. Dość podejrzana cisza. Póki co postanowili, że ewakuują za barierę najmłodsze dzieci i osoby niezdolne do walki, jednocześnie mamy mobilizować siły. Zresztą, najlepiej będzie jeśli oni ci wszystko powiedzą, jestem kiepski w tym całym planowaniu i wojowaniu.

– Myślisz, że mamy jakieś szanse? – dodała cicho, spuszczając wzrok i wbijając spojrzenie w dłonie, które wciąż ją mrowiły od magii krążącej w jej żyłach. – Wierzysz, że nam się uda?

– Wierzę w ciebie. – Corey uśmiechnął się szeroko, przez co jego oczy zamieniły się w dwie szparki. Dotknął delikatnie jej dłoni i teraz oboje poczuli to mrowienie.

Chłopak przesunął do Amandy świeczkę stojącą na blacie stołu. Nie potrzebowała słów, wiedziała, o co mu chodziło.

– Fuea – szepnęła, a knot świecy zapalił się od razu wysokim płomieniem, który następnie zmalał i zaczął delikatnie drgać na jej szczycie.

Uśmiechnęli się do siebie ponad płomykiem.

– Widzisz! – Corey wstał gwałtownie, zdmuchując świeczkę i klasnął w dłonie. – Chodź, zaprowadzę cię do Danai, przygotowała dla ciebie kąpiel i czystą sukienkę. Reszta czeka na ciebie w izbie starszyzny wioski.

Amanda spojrzała na swoją płócienną suknię. Faktycznie była brudna, potargana i zapewne śmierdziała. Kiedy ostatnio raz miała okazję się umyć? Na samą myśl o kąpieli, od razu poczuła się lepiej. Udała się za Corey'em do wyjścia z izby. Mijając go w drzwiach, szturchnęła go łokciem w bok.

– Ona ci się podoba – rzuciła mimochodem.

– Kto? – Corey udał głupiego, ale jego twarz zalała purpura.

– Danai.

– Ona jest półelfem – udał wzburzenie.

– No i co z tego. Widzę, jak na nią patrzysz.

Corey westchnął.

– Królewno, ja...

– W porządku. – Amanda ścisnęła jego ramię. – To urocze i mam nadzieję, że ona dostrzega, jaki z ciebie wspaniały chłopak.

– To nie czas ani miejsce na takie głupoty – żachnął się.

– Miłość to nie są głupoty! – oburzyła się Amanda. – Poza tym, to nie my decydujemy o tym kiedy i gdzie, ani tak naprawdę kogo nią obdarowujemy – dodała cicho.

***

Weszła do sali w towarzystwie Corey'a i Danai. Po środku dużej izby stał długi stół zastawiony glinianymi kubkami, kielichami oraz pustymi michami, przy którym siedziało kilka osób: Edwar, jego ojciec, kilkoro członków starszyzny oraz Darius. Umilkli na jej widok, po czym, z wyjątkiem Edwara i Dariusa, zerwali się ze swoich miejsc, żeby się jej ukłonić, co wywołało rumieniec na twarzy Amandy.

Edwar również wstał i odsunął dla Amandy krzesełko obok siebie, posyłając jej przy tym szeroki uśmiech. Natomiast Daius siedział niewzruszony na swoim miejscu, lekko skrzywiony, opierając brodę na ręce. Z miną trudną do odgadnięcia obserwował, jak Amanda w czystej, prostej niebieskiej sukience, podkreślającej kolor jej oczu, podchodzi do miejsca naprzeciw i siada. Lśniące, jeszcze wilgotne włosy upięła w gruby warkocz, opadający teraz na jej prawe ramię. Ona również nie spuszczała spojrzenia z Dariusa.

Dopiero gdy przysunęła się do stołu, pozostali poszli w ślady Amandy i zajęli swoje miejsca, także przyglądając się jej z zaciekawieniem. Mieli w końcu przed sobą królewnę. Wybraną. Wybawicielkę.

Spojrzenia wszystkich oraz cisza panująca w izbie krępowały Amandę, dlatego chrząknęła i, patrząc wciąż prosto w oczy anioła, odezwała się jako pierwsza:

– Mieliście mnie obudzić.

– Chcieliśmy, żebyś wypoczęła i nabrała sił – wyjaśnił Edwar.

– Oczywiście, bez ciebie, królewno, nie podejmiemy żadnych istotnych decyzji, jednak nie mogliśmy marnować czasu – dodał Gowan.

Amanda przeniosła spojrzenie na starego rycerza i skinęła głową.

– A więc, co uradziliście?

– Elfy gromadzą się w zamku – ciągnął dalej Gowan. – Sami nie wiemy, czy to dobrze, czy źle. Jednak według nas niebawem wyruszą za tobą w pogoń. Są pewnie rozjuszeni. Przetrząsnął całe Królestwo w poszukiwaniu i obawiam się, że tym razem będą chcieli je spalić do gołej ziemi.

– Ojciec wysłał już posłańców do pozostałych wiosek. Postaramy się ewakuować dzieci, natomiast pozostali muszą stanąć razem z nami do walki. Musimy zgromadzić wszystkie siły w jednym miejscu, stworzyć pospolite ruszenie.

Amanda nie rozumiała języka wojskowego, którym posługiwali się Edwar i jego ojciec, jednak musiała zaufać ich umiejętnościom taktycznym. Nie mieli innego wyjścia.

– Czy inne wioski również staną po naszej stronie? – odezwał się nagle Darius spokojnym głosem. – Już raz zostaliśmy zdradzeni przez Trevedica.

– Nie miał wyboru, grozili śmiercią jego syna – wtrąciła ostro Amanda.

– Trecedic boi się elfów, bardziej niż jego matka – powiedział smutno Gowan, upijając łyk miodu pitnego. – Po jej śmierci odciął się od nas, jednak jestem pewien, że zdradził tylko dlatego, że został postawiony pod ścianą. To on wysłał do nas gołębia z informacją, że królewna powróciła. Jestem pewien, że gdy dowie się, co planujemy stanie po naszej stronie.

– Przekonamy się – warknął Darius.

– Teraz najważniejsze jest, żeby jak najwięcej mieszkańców zdołało dotrzeć do nas nim elfy wyruszą z zamku – mówił dalej rycerz. – Widzisz, królewno nasza wioska nie jest taka zwyczajna. Przez te kilka lat oprócz zgromadzenia broni z żelaza, udało nam się też ją nieco ufortyfikować. Niedaleko jest także miejsce idealne do stoczenia bitwy z nimi. Zbudowaliśmy tam zasieki oraz inne pułapki na elfy. Jest jeszcze jedna istotna sprawa – dodał tajemniczo. – Musimy oczy elfów skierować na nas. Dać im znać, że jesteś tutaj.

– Powiedzcie wprost, że Amanda ma być waszą przynętą. – Darius wyprostował się na swoim krześle. Nie wyglądał na zadowolonego, ale Amanda odniosła wrażenie, że to jego niezadowolenie zostało już przez nich przedyskutowane.

– Tak, ale to przecież nieuniknione, magia Amandy emanuje coraz mocnej – wyjaśnił spokojnie Edwar. – Postanowiliśmy wezwać wszystkich magów ze strażnic. Nie są już potrzebni. Teraz ich magia się przyda tutaj, bo jeśli pokonamy elfy, bariera nie będzie nam już potrzebna. Będziesz mogła z nimi poćwiczyć – zwrócił się do królewny.

Amanda znów wbiła chabrowe spojrzenie w Dariusa. Z tą miną w niczym nie przypominał siebie sprzed kilku godzin, gdy żartował, a potem trzymał w ramionach siedząc na konarze drzewa. Znów był poważny, posępny i skupiony.

– A ty, co o tym wszystkim sądzisz, Dariusie? – spytała, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały.

Anioł wahał się przez chwilę z odpowiedzią, zaciskając pięści nad blatem. Widziała, jak jego mocno zarysowana szczęka porusza się, gdy zgrzytał zębami, a oczy pociemniały. Amanda miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi.

– Nie pokonamy elfów atakując zamek – zaczął w końcu. – Musimy ich z niego wybawić. Idealnie byłoby, jeśli to my będziemy mogli wybrać miejsce i czas walki. Nie jestem w stanie przewidzieć, co wymyśli Eirini, jaką taktykę obierze, ale jej pycha, arogancja i przekonanie, że są niezwyciężeni, działają na naszą korzyść. Staje się też niebezpieczna gdy zostanie postawiona pod murem, zachowuje się wówczas jak ranne zwierzę i działa chaotycznie pod wpływem emocji.

Amanda przytaknęła, ściskając z całych sił swoje dłonie ze zdenerwowania.

Obradowali jeszcze do późna, dopóki wszyscy nie poczuli zmęczenia. Kolejne osoby udawały się na spoczynek, aż w sali zostały tylko cztery osoby. Amanda ziewnęła, zakrywając dłonią usta, po czym uśmiechnęła się delikatnie i wstała od stołu, a w jej ślady poszli Darius, Edwar oraz jego ojciec.

– Ja również się położę – rzuciła w ich stronę

– Odprowadzę cię do twojej izby, Królewno – zaproponował Edwar, choć sam wyglądał na wycieńczonego.

– Ja to zrobię. – Darius złapał ze stołu jedną ze świec, wyminął rycerza i stanął przed Amandą. – Chcę z tobą zamienić jeszcze słowo.

– Dobrze. Spokojnej nocy w takim razie. – Skinęła głową w stronę Gowana, a następnie przeniosła wzrok na Edwara. Jednak widząc jego ponure spojrzenie i zaciśniętą szczękę, jedynie zagryzła wargę i ruszyła w stronę wyjścia z pomieszczenia.

Szła za Dariusem, który rozświetlał ciemny korytarz trzymaną świecą. Dotarli do drewnianych schodów. Chata, w której znajdowała się sala starszyzny, była tradycyjnie największa w całej wiosce, choć rzadko zdarzały się piętrowe. Mieszkał w niej Gowan oraz Carol, która była gospodynią oraz jedną ze starszych w wiosce, a teraz również Amanda i jej przyjaciele.

– Więc o czym chciałeś rozmawiać? – spytała Amanda, ostrożnie stawiając stopy na stopniach.

– Wywabienie elfów wydaje się być dobrym pomysłem – zaczął anioł – ale...

– Ale?

Darius milczał przez chwilę. Zatrzymał się przy drzwiach prowadzących do izby, którą zajmowała Amanda i spojrzał na dziewczynę nad płomieniem świecy. Jej plask odbijał się od ciemnych oczu Dariusa, które znów hipnotyzowały Amandę.

– Według mnie jest duża szansa, że Eirini rzuci do bitwy całą swoją armię, licząc na to, że ich potęga zmiecie nas z powierzchni ziemi. Jednak wątpię, żeby królowa pojawiła się na polu walki we własnej osobie. – Darius nacisnął klamkę i pchnął drzwi, puszczając Amandę przodem.

Kiedy weszli do środka, odstawił na stoliku świecznik, będący nadal jedynym źródłem światła w pomieszczeniu, ponieważ ciężkie chmury przysłaniały księżyc, a noc za oknem spowijał nieprzenikniony mrok.

– Eirini – kontynuował – to ona jest źródłem potęgi elfów, a jednocześnie ich najsłabszym ogniwem. To ją musimy pokonać, bo inaczej nie mamy szans z elfami.

– Co więc proponujesz? – szepnęła, obejmując się ramionami.

– Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i Eirini pozostanie w zamku, ty i ja polecimy tam, żeby się z nią zmierzyć.

– Myślisz, że damy jej radę we dwoje? – Amanda pokręciła niepewnie głową.

– Tylko ty jesteś w stanie ją pokonać. – Darius zrobił dwa kroki w stronę dziewczyny delikatnie ujął jej dłoń, żeby dodać jej otuchy.

– Ostatnim razem jakoś mi się nie udało. – Patrzyła na ich złączone dłonie, czując znów to dziwne mrowienie pod skórą.

– Ale tym razem nie będzie miała jak cię zaszantażować, biorąc niewinną osobę na zakładnika. Tym razem nikogo nie skrzywdzi.

– Może skrzywdzić ciebie. – Jej szept był ledwie słyszalny.

– Nie skrzywdzi – zapewnił Darius, ściskając mocnej jej dłoń. – Poza tym, najważniejsze to pozbyć się elfów, nawet jeśli będzie trzeba mnie poświęcić.

– Nie. – Amanda uniosła gwałtownie głowę i spojrzała prosto w oczy anioła.

Ich kontakt wzrokowy nie trwał zbyt długo, bo nagle Darius puścił jej dłoń i podszedł do okna, przeczesując palcami włosy.

– Tylko nikomu, Amando nie mów o naszym planie. Potrzebujemy elementu zaskoczenia.

– Podejrzewasz, że ktoś mógłby nas zdradzić?

– Nie wiem – rzucił wpatrując się w ciemność za oknem. – Chyba po prostu wolę zachować ostrożność. Po tym, jak zdradził nas Trevedic, a do tego półelfy pomagające ludziom... Niech to zostanie między nami.

– Dobrze. – Amanda usiadła na łóżku. Nagle nie wydawało jej się takie wygodne, jak podczas południowej drzemki. – Zostaniesz tutaj ze mną? – spytała cicho, przeglądając się szerokim ramionom Dariusa.

Anioł odwrócił się od okna zaskoczony.

– Nie jestem pewien czy to dobry pomysł... – zaczął niepewnie. Przebywanie sam na sam w jednej izbie z mężczyzną, to raczej nie przystawało młodej kobiecie, do tego królewnie. Nie sądził, żeby Amanda patrzyła na niego takimi kategoriami, nawet się nie łudził. W końcu był jej aniołem stróżem oraz był winnym tego, co spotkało Królestwo oraz rodziców Amandy. Z drugiej strony, widział to spojrzenie, którym za każdym razem obdarowywał go Edwar, gdy tylko był blisko Amandy. Rycerz stawał się zazdrosnym choć Amanda chyba nie miała o tym pojęcia. – Będę w izbie obok, razem z Corey'em, choć jak będzie chrapał to przysięgam, że wyrzucę go przez okno.

– Proszę, Darius. – Amanda nie uśmiechnęła się na uwagę Dariusa o młodym magu, a jedynie ścisnęła mocniej krawędź łóżka. – Wolałabym, żebyś został. Kiedy jesteś obok, moje sny... – zająkała się. – Mam wrażenie, że czuwasz przy mnie nawet w snach.

– W porządku – zgodził się po chwili namysłu.

Może to i nie był głupi pomysł, w końcu sam nie był do końca pewien komu można ufać, a komu nie. Lepiej, żeby nie spuszczał Amandy z oczu. Zajął więc jedno z drewnianych krzeseł, podczas gdy Amanda próbowała się ułożyć na łóżku.

– Tam będzie ci niewygodnie – powiedziała cicho królewna.

– Nic mi nie będzie – zapewnił.

– Możesz usiąść na łóżku, miejsca jest pod dostatkiem. – Podkurczyła nogi, robiąc nieco przestrzeni, którą mógłby zająć Darius.

Anioł westchnął. Ponieważ ton głosu Amandy sugerował, że nie ma nawet po co z nią dyskutować, podniósł się powoli, zdmuchnął świecę, a następnie przesiadł się na łóżko, opierając plecami o ścianę. Założył ręce na piersi i w ciemności pochłaniającej cały pokój wsłuchiwał się w oddech Amandy, czekając aż stanie się bardziej równomierny, co jednak nie następowało. Dziewczyna najwyraźniej miała problem z zaśnięciem.

– Dlaczego Edwar był taki zły, gdy powiedziałeś, że odprowadzisz mnie do izby? – Usłyszał jej spokojny głos.

– Naprawdę nie wiesz?

– Nie – odpowiedziała po chwili.

Darius znów przeciągle westchnął. Nie w smak były mu takie rozmowy.

– Edwar się w tobie podkochuje – wydusił wreszcie z siebie. Poczuł, jak Amanda poruszyła się niespokojnie na łóżku.

– To niemożliwe. Jesteśmy tylko przyjaciółmi – zapewniła. – Skąd wpadł ci do głowy taki pomysł?

– Przecież widzę, ja na ciebie patrzy...

– Może to dlatego, że jestem jego królewną, zawsze to powtarzał...

– Nie wiem, może – rzucił zniecierpliwiony. – Nie znam się, Amando na ludzkich uczuciach, jednak wydaje mi się, że z jego strony to coś więcej.

– Ale... – zawahała się – ale ja nic do niego nie czuję, nic poza sympatią. – W głosie dziewczyny dało się wyczuć smutek.

– To będziesz musiała z nim porozmawiać. Chyba, że jeszcze zmienisz zdanie. A na razie śpij, przed nami większe zmartwienia.

Darius przymknął oczy, znów próbując wsłuchać się w ciszę. Jednak oddech Amandy nadal był nierówny. Ponownie poruszyła się na łóżku. Poczuł jak siennik ugina się pod jej ciężarem, a następnie dziewczyna siada obok niego i opiera głowę o jego ramię. Dopiero w takiej pozycji, po krótkiej chwili jej oddech wyrównał się. Amanda zasnęła. 

***

Media: Nightwish - Ghost Love Score

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro